Mam problem z wieloletnią przyjaciółką. Znamy się od dziecka, te same przedszkole, szkoła, liceum, studia. Mogłoby się wydawać, że znamy się jak łyse konie
Ona jest osobą ambitną, ale też skrytą i wrażliwą. Do tego dochodzą zaburzenia borderline i bulimia.
W podstawówce straciła tragicznie ojca w wypadku samochodowym.
Nasza przyjaźń nigdy nie była łatwa, ona ekstrawertyk, ja introwertyk. Ona uwielbia być w centrum zainteresowania, ja raczej wolę chować się po kątach Zawsze starałam się być dla niej i wspierać kiedy potrzebowała. Za czasów licealnych, często wystawiała mnie dla innych znajomych, umawiała się ze mną by w ostatniej chwili odwołać spotkanie bo wolała się spotkać z jakimś facetem albo pójść na imprezę. Kiedy po kilku takich akcjach, dałam jej jasno do zrozumienia, że nie musimy się przyjaźnić, to ona się rozpłakała i przeprosiła. Ja wybaczyłam, ale niesmak pozostał.
Przez takie zachowania, straciła kilka wartościowych relacji, nasza przetrwała.
Nigdy nie potrafiła być do końca szczera, albo manipulowała faktami i udostępniała tylko te które dla niej były wygodne, - przymrużałam na to oko, bo wydawało mi się, że jest to częścią jej zaburzeń borderline.
Pierwszy poważny zgrzyt pojawił się kilka lat wstecz, kiedy moja mama poważnie zachorowała. Był to dla mnie ciężki i traumatyczny okres, szpitale, lekarze, szukanie diagnozy. Mama umierała, a my nie wiedzieliśmy na co.. Zbiegło się to w czasie z jej 30-stymi urodzinami. Ponieważ nie miałam wtedy kompletnie głowy, do niczego, umówiłyśmy się w dniu jej urodzin na spacer, chciałam jej złożyć życzenia i ogólnie pogadać. Po spotkaniu dostałam od niej smsa z wyrzutem, że jak mogłam ją tak potraktować w jej urodziny, że nie dałam jej prezentu, że przecież wiedziałam jaki ten dzień był dla niej ważny i że jest jej bardzo przykro. Spadły mi wtedy kapcie z nóg i nie wierzyłam w co czytam. Przeprosiłam ją i powiedziałam, że nie mam czasu myśleć o jej prezencie kiedy mam mamę umierającą w szpitalu. (Mama zmarła 6 miesięcy póżniej). Ok ona po czasie przeprosiła, ja wybaczyłam.
Od zawsze spotykała się z mnóstwem facetów ale nie potrafiła wejść w głębszą relację. Zazwyczaj coś zawsze stało na przeszkodzie, a to facet nie taki, a to charakter zły a to za niski za gruby za szczupły, nie tak się odezwie, zawsze coś. Każdy wokół jej współczuł, bo potrafiła tak manipulować faktami, że wszystkim się wydawało, że ma takiego pecha. I ja też dałam się na to nabrać. Chociaż próbowałam jej sugerować, że to może w niej tkwi problem. Niby mi przytakiwała ale nic z tym nie robiła i tak kółko się zamykało.
W międzyczasie wielokrotnie sugerowałam jej terapie, poszła do psychologa raz, raz do psychiatry, niby dostała skierowanie na terapię grupową, ale nigdy jej nie rozpoczęła, bo nie miała czasu, praca, kariera były ważniejsze.
Ostatnią wiadomością wybiła mnie totalnie. Oznajmiła mi, że tak na prawdę to nie chciała wejść w głębsze relacje z mężczyznami, bo od ostatnich 5 lat jest w potajemnym związku z mężczyzną który jest w związku partnerskim i ma 3 dzieci... A mówi mi teraz o tym tylko dlatego, bo chce aby ta relacja się już skończyła, bo wierzy, że jak ludzie się dowiedzą to się to skończy definitywnie. Z tymi wszystkim mężczyznami z którymi spotykała się równolegle, to miała nadzieję, że może coś zaiskrzy i się odkocha. Szukała plasterka.
Jestem zszokowana, czuję się oszukana? Pomijam już wszystkie niuanse które się przewijały, jak np nie odbieranie telefonu, znikanie na kilka dni, gdzie byłysmy umówione, a potem jakieś głupie tłumaczenia... Albo to, że nie uprawia w ogóle sexu bo nie może nikogo normalnego poznać..
Jest mi przykro, przez ostatnie kilkanaście lat inwestowałam energię, emocje i czas w coś, wydawać by się mogło, przyjaźń. Tylko czy to na prawdę jest przyjaźń jeśli tylko jedna ze stron jest szczera?
Do tej pory dawałam jej kredyt zaufania bo myślałam, że jest dziewczyna po traumatycznych przejściach i dopóki nie przepracuje swoich demonów to się nie zmieni. Ale nigdy nie podejrzewałabym jej o coś takiego.
Nie wiem co robić? Czuję się wypompowana emocjonalnie, z jednej strony rozum mi podpowiada, że powinnam ją"mimo wszystko" wspierać ale z drugiej strony jestem zła i mam ochotę zerwać relację.