Heja. Mam 50 lat i to dziwne może w tym wieku ale chciałbym zrozumieć kobiety. Przez całe życie wszystko układało się raz lepiej, raz gorzej ale układało się. Aż przestało. I nie wiem do końca dlaczego. Co dzieje się z kobietami po 20 latach wspólnego życia. Może się dowiem
Co dzieje się z kobietami po 20 latach wspólnego życia. Może się dowiem
Może się dowiesz, może nie... Zobaczysz za 20 lat
Źle napisałem bo wiem co się dzieje ale nie wiem dlaczego i po co to się dzieje. Jakich zmian trzeba aby utrzymać związek? I czy po tylu latach jest sens ten związek ratować. Co ciekawe bez zdrad. Po prostu zmiana zachowań. Sprawa byłaby jasna gdyby nie nastolatek, któremu potrzebna jest rodzina bo ma nasrane w głowie i raczej nieporozumienia rodziców w tym mu nie pomagają. Co jest najważniejsze dla kobiety która skończyła 50 lat. Ja ciągle patrzę na nią i widzę taką jaką poznałem 20 lat temu. Dlatego denerwuje mnie to że nie bardzo rozumiem co się dzieje.
Oj,co się dzieje.. to samo co z niektórymi 50 latkami niezależnie od płci:
Kompleksy + poczucie upływającego czasu
A jako zapalnik ktoś blisko kto dowartościowuje.
To że Ty jeszcze nie widzisz następcy nie znaczy że ona ma tak samo..
Nie znałeś swojej żony albo ją idealizowaleś. Yo się nazywa kryzys wieku średniego i najczęściej dotyka tych co przespali swoje życie
5 2023-07-07 22:16:25 Ostatnio edytowany przez wieka (2023-07-07 22:17:00)
Normalnie nic specjalnego nie powinno się dziać, więc nie pytaj o kobiety, tylko o swoją partnerkę.
Jeśli nie wiesz co się dzieje, to pewnie ma kochanka.
Musiałbyś coś więcej napisać.
Źle napisałem bo wiem co się dzieje ale nie wiem dlaczego i po co to się dzieje. Jakich zmian trzeba aby utrzymać związek?
Nie wiemy jakich zmian. Nie znamy ogólnej recepty na naprawę.
I czy po tylu latach jest sens ten związek ratować.
Tego też nei wiemy. Każdy związek jest inny.
Problemy zaczęły się gdy nasze dziecko zaczęło dojrzewać. Odwaliło mu całkiem. Wszystko ważne oprócz nauki gdy wcześniej miał świetne wyniki. Od tego zaczęły się awantury w domu. Kłótnie, wrzaski. W pewnej chwili usłyszałem że to moja wina. Wyprowadziłem się z domu i było tylko gorzej. Zajmowałem się tym czym mogłem się zajmować po pracy. Przyłączałem się także do zamęczania dziecka. Wewnętrznie czułem i czuję że to chwilowe bo w głowie ma sieczkę zamiast rozumku. I że to minie za jakiś czas. Taką mam nadzieję. Ale słyszałem że wszystkie problemy to moja wina. To ja jestem winien kiepskim stopniom i wszystkiemu pozostałemu. Zniknęła wszelka czułość, wesołość, dotyk, rozmowy. Żona uciekła w oglądanie wieczorem telewizji i głupot z FB na telefonie. Czuję że jesteśmy bardzo daleko. Nie jesteśmy jakimiś gwiazdami. Oboje mamy nadwagę z którą próbujemy ze słabym skutkiem walczyć od lat. Choć o tym wiem to mnie się ona podoba bo jak napisałem jakoś w mojej głowie nie zmieniła się od czasu poznania. Ale odpycha mnie strasznie. A ja popełniam wszelkie możliwe błędy. Pokazuję jej że mi zależy, że się staram, próbuję rozmawiać (bez skutku) o wszystkim. Nie wiem czy ma kochanka. Nie zauważyłem aby gdzieś się z telefonem ukrywała. Zresztą nie sprawdzałem go. Po prostu nie wiem czy to wszystko to jakieś niespełnione nadzieje związane z młodym czy chęć zmiany faceta bo na pewno mam wady. Mój syn też nauczył się że jak matka z rana ma kiepski humor to trzeba najlepiej iść z domu i nie wchodzić jej w drogę. Ale to jest takie beznadziejnie głupie. Z powodu tego że ktoś z rana wstanie lewą nogą pozostali mają się dostosowywać. Czuję też że oddalam się od niej choć nie chcę. Nie chcę nikogo poznawać. Nie interesują mnie inne kobiety. Ale takie życie jest po prostu do dupy. Moja praca obrywa bo jestem lekko rozdygotany, syn oddala się od rodziców którzy byli dla siebie czuli. I dlatego chciałbym to zrozumieć.
Mam napisać o sobie? Nie lubię krzyczeć ani się kłócić. Uważam że zawsze można choć spróbować się dogadać. A jak już wszystko wylatuje w powietrze to najlepiej iść uprawiać seks. Ale odnoszę wrażenie że kobiety nie lubią facetów którzy pokazują że im zależy. Że myślą i podczas każdych zakupów coś drobnego kupują dla swojej połówki. Im więcej czytam tym bardziej mi się wydaje że najlepiej babsko zwyzywać, nie odzywać się przez jakiś czas. Ale chyba nie umiem być takim samcem alfa. Zresztą też nie chcę. Uważam się za normalnego. Uwielbiam się śmiać, żartować. W domu potrafię zrobić wszystko, jestem z pokolenia gdzie można było zostać "złotą rączką" bo nie było smartfonów. Jedyne czego nienawidzę to pracy w ogrodzie. Nie cierpię dbać o rośliny. Opryskiwać, pielić, sadzić. Ale jak trzeba to trzeba. Audiobook i do dzieła.
Problemy zaczęły się gdy nasze dziecko zaczęło dojrzewać. Odwaliło mu całkiem. Wszystko ważne oprócz nauki gdy wcześniej miał świetne wyniki. Od tego zaczęły się awantury w domu. Kłótnie, wrzaski. W pewnej chwili usłyszałem że to moja wina. Wyprowadziłem się z domu i było tylko gorzej. Zajmowałem się tym czym mogłem się zajmować po pracy. Przyłączałem się także do zamęczania dziecka. Wewnętrznie czułem i czuję że to chwilowe bo w głowie ma sieczkę zamiast rozumku. I że to minie za jakiś czas. Taką mam nadzieję. Ale słyszałem że wszystkie problemy to moja wina. To ja jestem winien kiepskim stopniom i wszystkiemu pozostałemu. Zniknęła wszelka czułość, wesołość, dotyk, rozmowy. Żona uciekła w oglądanie wieczorem telewizji i głupot z FB na telefonie. Czuję że jesteśmy bardzo daleko. Nie jesteśmy jakimiś gwiazdami. Oboje mamy nadwagę z którą próbujemy ze słabym skutkiem walczyć od lat. Choć o tym wiem to mnie się ona podoba bo jak napisałem jakoś w mojej głowie nie zmieniła się od czasu poznania. Ale odpycha mnie strasznie. A ja popełniam wszelkie możliwe błędy. Pokazuję jej że mi zależy, że się staram, próbuję rozmawiać (bez skutku) o wszystkim. Nie wiem czy ma kochanka. Nie zauważyłem aby gdzieś się z telefonem ukrywała. Zresztą nie sprawdzałem go. Po prostu nie wiem czy to wszystko to jakieś niespełnione nadzieje związane z młodym czy chęć zmiany faceta bo na pewno mam wady. Mój syn też nauczył się że jak matka z rana ma kiepski humor to trzeba najlepiej iść z domu i nie wchodzić jej w drogę. Ale to jest takie beznadziejnie głupie. Z powodu tego że ktoś z rana wstanie lewą nogą pozostali mają się dostosowywać. Czuję też że oddalam się od niej choć nie chcę. Nie chcę nikogo poznawać. Nie interesują mnie inne kobiety. Ale takie życie jest po prostu do dupy. Moja praca obrywa bo jestem lekko rozdygotany, syn oddala się od rodziców którzy byli dla siebie czuli. I dlatego chciałbym to zrozumieć.
Zrobiłeś duży błąd, że jak były problemy z synem, wyprowadziłeś się, zamiast odwrotnie, bardziej się nim zająć.
Teraz on powinien być najważniejszy, zawiodłeś jako ojciec i o to żona ma pretensje.
Może najpierw zrozum swojego syna, co to znaczy, że przyłączałeś się do jego zamęczania?
Z tego co teraz piszesz, wynika, że żona może mieć jakieś stany nerwicowo depresyjne.
Zawaliłeś i siebie też nie potrafisz zrozumieć...
Ale nie chciałem się wyprowadzać. Chciałem zostać i wziąć to na klatę. Usłyszałem że beze mnie będzie spokojniejsza bo jej nie pomagam to najlepiej abym się wyniósł. Żadne argumenty nie pomogły i po naprawdę strasznych i pierwszych w życiu tak ogromnych awanturach się wyprowadziłem. Ale jak widać to nie pomogło. I jest gorzej. Cokolwiek nie robię, nie mówię to nic nie robię. Nie wspieram, nie rozmawiam z synem choć spędzamy ze sobą godziny na próbach rozmów. Cokolwiek nie zrobię jest źle. Albo za mało albo niepotrzebnie albo wcale. Tylko paskudnych słów się nasłuchałem o sobie że starczyłoby dla tuzina obcych. Starłem się nie reagować aby nie eskalować konfliktów. Postanowiłem robić swoje. Ale trudno jest cokolwiek osiągnąć będąc samemu pod ciągłym pręgierzem najbardziej absurdalnych oskarżeń. O wszystko. O to co zrobiłem w ciągu ostatnich 20 lat a także o to co zrobię w ciągu następnych 20 lat. Widzę że konflikt między nami nie pomaga w rozwiązaniu problemów z jakimi boryka się młody. To jeszcze bardziej go utwardza bo nie bardzo wie z kim rozmawiać i o czym skoro oboje rodziców nie umie się ze sobą pogodzić. Wybiera częściej lepiej zarabiającą matkę bo w kłótniach ojciec zawsze przegrywa. Z drugiej strony będąc razem nie kłócimy się, rozmawiamy. Mamy wspólne tematy. Młody nas rozgrywa. Nigdy nie pozwalam mówić mu źle o matce i tego nie robi. Ale widzi też że w bezpośrednim starciu to ona wygra. I kółko się zamyka. Albo raczej okrąg bo kółko nie może.
Notting Hill napisał/a:Mam napisać o sobie? Nie lubię krzyczeć ani się kłócić. Uważam że zawsze można choć spróbować się dogadać. A jak już wszystko wylatuje w powietrze to najlepiej iść uprawiać seks. Ale odnoszę wrażenie że kobiety nie lubią facetów którzy pokazują że im zależy. Że myślą i podczas każdych zakupów coś drobnego kupują dla swojej połówki. Im więcej czytam tym bardziej mi się wydaje że najlepiej babsko zwyzywać, nie odzywać się przez jakiś czas. Ale chyba nie umiem być takim samcem alfa. Zresztą też nie chcę. Uważam się za normalnego. Uwielbiam się śmiać, żartować. W domu potrafię zrobić wszystko, jestem z pokolenia gdzie można było zostać "złotą rączką" bo nie było smartfonów. Jedyne czego nienawidzę to pracy w ogrodzie. Nie cierpię dbać o rośliny. Opryskiwać, pielić, sadzić. Ale jak trzeba to trzeba. Audiobook i do dzieła.
Jak lubisz robic w domu tzn ze jestes facet cipa . Ale mi to nie przeszkadza :)Ja nie lubie gotowac lubie tylko prasowanie i sprzatanie jestem bardzo dokladna i precyzyjna
Ale lubie tez meskie zajecia
Mimo to jestem bardzo piekna kobieta to ze mam male cycki nie przeszkadza zadnemu mam powodzenie ale nie mam ochoty na staly zwiazek jest to dla mnie zbyt nudne
To że robię coś w domu to jestem cipą? Jak gniazdko nie działa albo instalacja alarmowa się popsuje to to naprawiam. Podobnie inne rzeczy. Ale masz rację. Pod jednym względem jestem cipą. Nie lubię socialmediów. Nie korzystam z FB, Instagrama czy innych dobrodziejstw dzisiejszego świata. Pomimo tego że potrafiłbym sam postawić takie portale bo pracuję w branży IT. Ale mam inne priorytety. Dla mnie ludzie to nie liczba znajomych na FB tylko ci z którymi rozmawiam. Pokazywanie zdjęć zrobionej jajecznicy i czekanie na lajki to wykracza u mnie poza minimum sensu. Nie upubliczniam żadnych swoich zdjęć. Ale nie mam problemu gdy robią to inni. Ja po prostu taki jestem. I to też nikomu nie przeszkadza. Wie że jak chce do mnie coś wysłać to robi to via e-mail. Każde pokolenie ma swoje priorytety. Kiedyś pracowałem przez chwilę w "młodym i zgranym zespole". Nigdy wcześniej nie widziałem takiej liczby zakłamanych i zawistnych ludków którzy mówią wyłącznie o imprezach i spotkaniach. Godzinami siedzą w smartfonach przesyłając sobie głupoty. Po prostu przestałem tam pracować i pracuję dla siebie. Nikogo nigdy publicznie nie krytykuję. Po prostu oceniam dla siebie. I albo utrzymuję z daną osobą kontakt albo nie. Gratuluję że jesteś piękną kobietą i nie żałuję Twoich małych piersi bo ktoś kiedyś powiedział że "większe za młodu, dłuższe na starość".
Tylko skąd te awantury, jak nie lubisz się kłócić?
Nie powinieneś się wyprowadzać dlatego, że tak chciała żona.
Jeśli tak jest jak piszesz, to od początku musiala Cię wziąć pod pantofel, a nie po 20 latach, a dopiero teraz się dziwisz co się dzieje...
Rozmawiaj z żoną jak nie będzie młodego w domu, nie mów, że dziecku odbiło, bo bardziej wam...
Wspólna terapia wam by się przydała.
wiesz co? Jeden mówił że nikt mu nie wmówi że czarne to czarne a białe to białe. Czy jak ktoś nie lubi się kłócić to od razu jest pantoflarzem? Sporo czytałem na temat związków międzyludzkich bo jestem trochę zerojedynkowy i uważam że jeżeli coś się dzieje to należy zrozumieć przyczynę. Masz jednak rację z jednym. Według Twoich standardów jestem pantoflarzem. Moja żona przez wiele lat zarabiała więcej ode mnie i często mi to wypominała. To pantoflarskie. Z drugiej strony nie było nic czego bym nie załatwił, zrobił i połowa naszego życia funkcjonuje dlatego że ktoś o to dba. I pewnie dlatego że nie lubię się kłócić to też jestem pantoflarzem. Może tak. Ale gdzieś przeczytałem że każdy musi kiedyś wyrzucić z siebie całą złą energię. Ja nie muszę ale przyjmowałem to często latami na klatę. Dlaczego? Bo widziałem że po tym żonie było czasem głupio ale była spokojniejsza i traktowałem to jako pewną formę oparcia którą trzeba okazywać osobie którą się kocha. Oczywiście nie robiąc z siebie chłopca do bicia bo granice są zawsze. Więc nie widzę nic złego w tym aby być pantoflarzem wtedy kiedy wymaga tego dobro rodziny. Ale w pewnej chwili to wszystko wymknęło się spod kontroli i mleko się wylało. Jest źle i nie wiem co zrobić. A życie trwa dalej. I parę osób mogłoby być szczęśliwe ale nie potrafi wspólnie ustalić jak to zrobić. Wiele razy proponowałem jakąś terapię ale bezskutecznie.
14 2023-07-08 01:31:54 Ostatnio edytowany przez paslawek (2023-07-08 11:20:19)
Idź do prawnika dobrego,a nie na terapię
Z żoną która tego nie chce taka terapii nic nie da, nawet nie rozstaniecie się w zgodzie,nie przekonasz jej i nie namówisz do tego, ani po dobroci, ani siłą, tu nie chodzi o naprawę tylko o to żeby się Ciebie pozbyć - cel Twoja wyprowadzka został osiągnięty,nie ma czegoś takiego jak przerwa w związku taka przerwa na odpoczynek,czas to urocze złudzenie agonia na raty jakiś szwindel.
Nie daj się przy tym okraść z poczucia winy, Twoja żona ma tyle samo za uszami co i Ty.
To że ktoś się drze nie oznacza dobrej komunikacji, a wyżywanie się na bliskich to wielki błąd,uległość też jest błędem i niby kompromisem to takie odraczanie uniki nic nie dają , wywyższanie się, że ktoś lepiej zarabia to marne, denne, słabe, rywalizacja zabija więzi.
To i tak że jeszcze nie usłyszałeś "nie kocham cię" i innych wieści,to chyba ten przypadek gdzie pod presją jesteś wywalany przy Twojej czynnej pomocy w poczuciu urazy i winy Twoimi rękami to się dzieje,żona ma niby czyste ręce
sam na siebie kręcisz bat,żona najprawdopodobniej już Ciebie nie kocha i ją drażnisz,irytujesz,przeszkadzasz,ma jakąś awersje,jej żale pretensje pewnie są wzmocnione ,syn to pretekst do awantur a obwinianie Ciebie za wszystko zło świata to jakaś kompulsja,chory mechanizm obronny jej ego
eskalacja niechęć do Ciebie za byle co aż się wylewa,niekoniecznie ma kochanka,ale przygotowuje się do tego,szuka raczej wrażeń na razie nieśmiało poza związkiem coś jak bycie na stand by wystarczy impuls, nie powstrzymasz tego, to zaszło za daleko, nawet jak z dnia na dzień się zmienisz to nie pomoże w powrocie uczuć
Twojej żony to już nie interesuje i ma to gdzieś nawet jak zauważy zmiany
takie mam wrażenie po Twoich przeczytaniu postów, parę razy widziałem w środowisku takie akcje
udawanie się kończy, chociaż nie zobaczysz wielu rzeczy.
Analizowanie się nawzajem i wyszukiwanie błędów to tylko bicie piany teraz ,jakiś pozór rozwiązania problemów i zasłona dymna dla działań w kierunku rozwodu żeby to jakoś wyglądało i zachowało "dobre imię" no i żeby syn wziął stronę matki - przyda się jej jako sojusznik.
Twoja uległość to siła dal jej słabości, możesz nie poznać swojej żony i do czego jest zdolna.
Reszta strzępków Twojej historii przypomina historię Kaszpira07,raczej jest za późno na jakiś ratunek.
Długo możesz nie poznać przyczyn zmiany w żonie, podobnie nie prędko zrozumiesz, gdzieś tam się rozminęliście i oboje to zlekceważyliście i koniec, nie cofnie się filmu życia i nie da się pewnych rzeczy naprawić a taki rodzaj związku gdzie jedno jest bardziej przywiązane, drugie chce się uwolnić to katastrofa jest.
Nie jest to jakaś nowość, że za wszystko co złe, jest winny mąż. Nawet gdyby ciebie zdradzała, to też ty byłbyś temu winny. Życie.
Generalnie zgadzam się z pasławkiem, że ona chce Cię wyrzucić ze swojego życia.
Tak jest, że na krzywe drzewo kozy skaczą...
Dobitnie to widać, na przykładzie Twojej wyprowadzki, a dlaczego to Ty w tej sytuacji nie kazałeś jej się wyprowadzić?
Ona tak Cię zdominowała, że może z Tobą robić co chce, kobiety lekceważą takich "miętkich" facetow.
Ale nie chciałem się wyprowadzać. Chciałem zostać i wziąć to na klatę. Usłyszałem że beze mnie będzie spokojniejsza bo jej nie pomagam to najlepiej abym się wyniósł. Żadne argumenty nie pomogły i po naprawdę strasznych i pierwszych w życiu tak ogromnych awanturach się wyprowadziłem. Ale jak widać to nie pomogło. I jest gorzej.
A czego oczekiwałeś po tej wyprowadzce? Liczyłeś, że będzie prosić, żebyś wrócił? Wyprowadzka z zasady nie jest dobrym pomysłem - ani jako szantaż emocjonalny, ani jako forma ucieczki, bo problemy od tego raczej się nie rozwiązują.
P.S.
Szkoda Twojej energii na odpisywanie Delphine2, zerknij w jej posty, to będziesz wiedział dlaczego.
Hej a Ja mam 40 lat i rozumiem bardzo facetow
Mam meski styl bycia np kobiety jak sie bija to zawsze za wlosy siegaja xD ja nie
ja zawsze chwytam taka ochotniczke za odziez na klacie i z czola bam albo lewa za gardlo i prawa z pionchy w leb
Jestem bardzo silna i wytrzymala i mam super koncentracje na reke to takich lekko silnych facetow klade na deche xD jestem w stanie w trakcie jakiejs zadymy poradzic sobie z dwoma facetami
Dlatego zdecydowalam ze chce byc policjantka
Bedzie ciezko ale jestem zawzieta bardzo bardzooo i trafie tam gdzie powinnam
Lubie dreszczyki i emocje ! I jestem konsekwentna ! i sprawiedliwa .
Masz pazurki
Normalnie nic specjalnego nie powinno się dziać, więc nie pytaj o kobiety, tylko o swoją partnerkę.