hej,
mam wrażenie, że życie mnie omija. Pracuję zdalnie od zeszłego roku i jeszcze jeżdżę do innego miasta na pewne kursy.
Od momentu kiedy mam własne mieszkanie ( odziedziczyłam je po babci kilka lat temu) a nie wynajmuję, mam wrażenie, ze jestem w jakiejś wielkiej strefie komfortu i nie mogę iść dalej z życiem. Czuje się jakbym była na emeryturze, bez celu.
Mieszkałam z rodzicami do polowy studiów, wyprowadziłam się na 2 stopniu do wynajmowanego mieszkania. Zawsze miałam dużo na głowie, rodzice pomagali mi trochę w finansowych kwestiach, ale udało mi się stanąć na nogi. Pomieszkalam tak z 2 lata w 2 wynajmowanych mieszkaniach w moim mieście i okazało się, ze odziedziczyłam mieszkanie.
Jestem bardzo zadowolona, można powiedzieć, ze w obecnych czasach uprzywilejowana. Jednak ja w ogóle tego tak nie odczuwam. Pracuje od roku zdalnie, czasem wyjeżdżam na te kursy do innego miasta. Moje życie jest spokojne, tak jakbym była na emeryturze. Wyjeżdżam czasem np na zorganizowane wycieczki z młodymi ludźmi w moim wieku, takie obozy, wyjeżdżam z koleżankami max w 3 osoby, ale wracam do niczego , bez planu na następny miesiąc, tydzień, to co będę robiła po wycieczce. A koleżanki maja zaplanowany miesiąc po wyjazdach... Od dawna nie byłam w związku obecnie nie szukam nikogo. Nawet nie wiem czy chce szukać czy nie. Po prostu odeszła ze mnie ochota na bycie z kimś.
W czasie studiów i trochę po, było zupełnie inaczej. Miałam wielu znajomych, czas wypełniony po brzegi, studia, dodatkowa praca, relacje, związki, jakieś wyjazdy, a teraz mam wrażenie, ze żyje tak jakby życie młodej osoby już mnie ominęło. Ja wiem, ze są to moje wybory, ale mam wrażenie ze jednak ( subiektywnie) źle dokonuję tych wyborów.
Pracuje zdalnie w tej samej pracy od końca studiów, zarobki nie są wysokie. Powiecie- ok to zmień. Niby tak, ale poszli mi trochę na rękę z tymi moimi dodatkowymi kursami i jestem bardziej elastyczna obecnie w zadaniach. Odpowiada mi to. Wiem, ze trudno ( bo szukałam) byłoby mi znaleźć firmę, która miałaby takie same warunki obecnie dla mnie. Wiele firm w mojej branży nie zgadza się na prace zdalną i wymaga minimum 3/4 etatu lub smieciówki a la etat. A ja właśnie mam tu w miarę elastyczną i spokojną głowę mimo, ze zarobki nie są okej....
Mam wrażenie, ze się zamknęłam i tak trochę jestem jedna noga tu, druga tam, trzecia tam. Niby planuje sobie tygodnie, ale moje cele nie są dalekosiężne a krótkotrwale. Wiele rzeczy w moim życiu udało mi się osiągnąć improwizując albo decydując się na ostatnia chwile. Nigdy nie planowałam czegoś z wyprzedzeniem np. rocznym. Nie wiem jak tym zarządzać.
Dlatego tak sobie lawiruje w życiu, wykonuje zadania, które na ten czas są odpowiednie i jakby 'czekam' tylko nie wiem na co.
Wiele moich starych znajomych z liceum i studiów nauczyły się planować swoje życie. Nie wiem z czego to wynika. Znam wiele osób, które np powiedzą sobie- ok w tym półroczu poznam męża i poznają go. A mnie to w ogóle nie wychodzi. Testowałam takie podejście kilka razy. Zupełnie nic z tego nie wyszło, bo wewnętrznie widziałam, ze robię coś na sile.
Oczywiście jeśli chodzi o pracę czy inne zawodowe sprawy, to jestem poukładana i to planuje. Chodzi mi o życie osobiste i takie zwykle codzienne. Ono mnie omija, ja czuje się jakbym była na emeryturze, bo jestem spokojna, nie mam dram, kłótni, ale coś mi umyka. Moja dewiza życiowa to bycie proaktywnym i kowalem własnego losu. Jednak dotyczy to u mnie tylko sfery zawodowej a nie prywatnej, codziennej.
Zawsze byłam tą osobą, która wyciągała rękę, inicjowała, organizowała. Przydaje się to w pracy, oczywiście na plus. Od wielu lat nie wykonuje jednak takich proaktywnych działan w stosunku do znajomych. Każdy jest zainteresowany tylko czubkiem własnego nosa i chce zarządzać swoim życiem. Zastanawiam się, ze może jednak na studiach miałam wielu znajomych, uczestniczyłam w wielu organizacjach etc ale dlatego, ze nie miałam życia prywatnego jako takiego ( tylko lekkie związki i lekkie obowiązki?). A już wtedy koleżanki skupiały się na sobie tylko i wyłącznie a ja byłam tą organizatorką, która wykazywała inicjatywę..
Dlatego zrobiłam zwrot i od wielu lat staram się nie działać proaktywnie a tylko skupiać się na sobie. Tylko, ze takie siedzenie samemu, pracowanie, czasem wyjeżdżanie z 1-2 osobami, które się zna bardzo długo jest dość obciążające i nie jest 'nowością'.
Mam nadzieje, ze zrozumieliście mój wywód. Macie może jakieś rady dla mnie? Może powinnam iść do jakiegoś couch'a na naukę zarządzania własnym życiem? Chodzi o to, ze ja nie widzę celu , nie wiem tak w ogóle po co ja pracuje, robię te kursy, po co siedzę w domu na zdalnej.
Dziękuję. góry,
C