Hej,
To będzie długa historia, ale mimo to będę wdzięczna za jej przeczytanie i udzielenie porady albo poratowanie słowem wsparcia, bo brakuje mi już sił.
Mam 22 lata i od 2 lat jestem w związku z 6 lat starszym facetem. Poznaliśmy się w pracy i do tej pory razem pracujemy. To jest mój pierwszy związek. Początki naszej relacji były trochę trudne, ponieważ on od początku chciał spędzać ze mną bardzo dużo czasu, mimo, że ledwo się wtedy znaliśmy. Byliśmy tak naprawdę tylko kolegami z pracy, aż tu nagle zaczęło się coś między nami dziać. Czułam się przez to bardzo niekomfortowo, jakbym była osaczona. Zdecydowaliśmy wtedy, że zakończymy tę relację, ale jakoś tak wyszło, że po krótkim czasie spróbowaliśmy znowu. Na początku w ogóle żadne z nas nie czuło różnicy wieku.
Mój partner, gdy się poznaliśmy i przez następny rok mieszkał z swoją byłą z względów finansowych, wspólny kredyt, mieli jeszcze spór o dom i o ziemię, a on nie miał się gdzie podziać. Na początku to rozumiałam, ale z czasem zaczęło się robić dziwnie. Dawał mi bardzo sprzeczne sygnały - z jednej strony mówił, że jego była jest niebezpieczna i nienormalna, a jakiś czas później, że była zajebistym człowiekiem. Były też różne przykre dla mnie sytuacje: np. odkryłam, że za moimi plecami poszedł z nią na kawę. Stwierdził, że uzgadniali kwestie finansowe domu. Odkryłam, że jak się pokłóciliśmy, żalił się jej i obgadywał mnie z nią. Albo jak do niego przyjechalam, potrafil wyjść z sypialni i zjeść z swoją byłą pizzę albo wypić piwo, zostawiając mnie samą. Okej, przeprosił mnie za to, wyprowadził się w końcu od byłej do swojej matki, bo nie było go stać na wynajem.
Przez długi czas było dobrze. On chciał ze mną zamieszkać, ja zakomunikowałam, że nie jestem jeszcze gotowa. Powiedział, że rozumie... i wtedy zaczęły się schody.
Stał się oziębły i zdystansowany. Nie było z jego strony żadnych czułości, żadnej inicjatywy w niczym. Zaczął mi wypominać nasze kłótnie, początki naszej relacji, kiedy sama byłam jeszcze zdystansowana (oczywiście z czasem jak się zakochałam to już taka nie byłam i nie jestem, co sam przyznał). Stwierdził, że widzi we mnie dziecko, nie partnerkę. Zaczęły mu przeszkadzać rzeczy, które wcześniej lubił albo nie zwracał na nie uwagi. Zaczęło mu przeszkadzać to, że jestem nieśmiała i trudno mi nawiązać kontakty z nowymi ludźmi, w tym z jego znajomymi. Zaczęło mu przeszkadzać, że jestem niezdarna, że mam problemy z pamięcią, że za dużo marudzę itp. Nawet w pracy często mu przeszkadzam. Wiele razy byliśmy na granicy rozstania. Za każdym razem przekonywałam go, żeby walczyć o tę relację. Starałam się zmienić. Starałam się bardziej otworzyć do ludzi, więcej poświęcać mu czasu, być jeszcze bardziej wyrozumiała, dawać mu dużo ciepła i wsparcia. On też stwierdził, że postara się zmienić. Ostatnio nawet nam wychodziło. Było naprawdę dobrze. Ale ostatnio znowu pojawił się miedzy nami mur. I tak to wygląda - jest źle, jest rozmowa, ja się staram, najmniejszy problem, najmniejsza przeszkoda i znowu jest to samo. Doszło nawet do tego, że muszę się go pytać czy mogę go przytulić albo złapać za rękę i praktycznie zawsze spotykam się z odepchnięciem. Po ostatniej sprzeczce i ponownym chłodzie z jego strony, zaczęłam się zastanawiać czy tego nie zakończyć, mimo, że zawsze wolałam bez zastanowienia wybrać walkę o nas. Ale teraz doszło do tego, że wolę spędzać czas z przyjaciółmi, samotnię, nawet z moją mamą, z którą mam średnie relacje, niż z własnym partnerem i boli mnie to. On to widzi i znowu jest kosa.
Wszystko, o co mnie prosił starałam się spełniać. Miałam nie marudzić i się więcej uśmiechać - zrobiłam to, chociaż on nadal chodzi i wiecznie narzeka na wszystko. Miałam się wszędzie nie spieszyć - robię to. Miałam się bardziej socjalizować z ludźmi - robię to. Nie wiem co jeszcze mam zrobić. Każde jego wymaganie staram się spełniać. Czuję się niewysłuchana i niezrozumiana w tej relacji. Oczywiście są też dobre chwile, ale właśnie chyba w tym problem - raz jest cudownie, a raz czuję się jak śmieć.
Proszę o radę albo wsparcie. Może jest coś czego nie widzę. Może jest jakieś rozwiązanie, którego jeszcze nie próbowałam.