Bycie przesadnie miłą - prośba o porady - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 31 ]

1

Temat: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

Witam wszystkich,

Może ktoś miał / spotkał się z podobnym problemem i chciałby podzielić się poradą.

Cała rzecz w tym, że w każdej sytuacji czuję, że muszę być miła. Wiadomo, warto być uprzejmym, ale odnoszę wrażenie, że ta moja uprzejmość jest przesadna…
Na przykład będąc na spotkaniu służbowym z klientami, przez cały czas czuję przymus aby się uśmiechać, nawet gdy mam kiepski dzień i zupełnie nie mam na to ochoty. Czuję ten przymus, ponieważ “inaczej wyjdę na na gbura, na niemiłą, nieuprzejmą, nikt nie będzie chciał ze mną współpracować itp…”

Nawet gdy ktoś znajomy odezwie się do mnie w niezbyt przyjemny, czy wręcz kąśliwy sposób, ja tylko się uśmiecham, bo zupełnie nie wiem jak zareagować, nie przychodzi mi do głowy żadna cięta riposta, więc po prostu mruczę coś pod nosem z miłym uśmieszkiem na ustach… nie jestem w stanie na poczekaniu wymyślić nic aby się odgryźć, czy nawet odpowiedzieć żartem.

W rozmowie nie umiem przyjąć stanowczego tonu.

Raczej mimo wszystko jestem asertywna, potrafię odmówić w większości sytuacji (choć fakt że nie w każdej, i z wielkim dyskomfortem).

Mam wrażenie że ludzie nie mają ochoty utrzymywać ze mną dłuższego kontaktu, bo jestem zbyt uprzejma, zbyt przewidywalna, mało interesująca… choć w wielu aspektach mam swoje poglądy, ale co z tego, skoro i tak nie potrafię ich wyrazić. Np gdy ktoś wypowiada przekonanie z którym ja się kompletnie nie zgadzam, to i tak odpowiadam tylko “no tak, no właśnie…” żeby tej osoby nie urazić, żeby nie było jej przykro.

Obserwując ludzi widzę, jak dzielą się swoimi opiniami, jakoś fajnie ubierają je w słowa, w sposób kulturalny, jednak ja kompletnie nie umiem tego zrobić.

W każdej sytuacji czuję po prostu presję bycia “idealną”, bez wad, bez negatywnych emocji, z pełnym taktem, czuję wewnętrzną potrzebę bycia lubianą przez wszystkich.

Co według Was mogę z tym zrobić?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Lu7 napisał/a:

Cała rzecz w tym, że w każdej sytuacji czuję, że muszę być miła. Wiadomo, warto być uprzejmym, ale odnoszę wrażenie, że ta moja uprzejmość jest przesadna…
Na przykład będąc na spotkaniu służbowym z klientami, przez cały czas czuję przymus aby się uśmiechać, nawet gdy mam kiepski dzień i zupełnie nie mam na to ochoty. Czuję ten przymus, ponieważ “inaczej wyjdę na na gbura, na niemiłą, nieuprzejmą, nikt nie będzie chciał ze mną współpracować itp…”

Nie widzę tutaj problemu.



Nawet gdy ktoś znajomy odezwie się do mnie w niezbyt przyjemny, czy wręcz kąśliwy sposób, ja tylko się uśmiecham, bo zupełnie nie wiem jak zareagować, nie przychodzi mi do głowy żadna cięta riposta, więc po prostu mruczę coś pod nosem z miłym uśmieszkiem na ustach… nie jestem w stanie na poczekaniu wymyślić nic aby się odgryźć, czy nawet odpowiedzieć żartem.

Nie widzę tutaj problemu.
Nie trzeba się odgryzać.




W rozmowie nie umiem przyjąć stanowczego tonu.

Nie trzeba przyjmować stanowczego tonu.
Wystarczy logicznie myśleć i przedstawiać swoją rację.
Jeśli ludzie kierują się emocjami, to i tak na nic twoja logika.



Raczej mimo wszystko jestem asertywna, potrafię odmówić w większości sytuacji (choć fakt że nie w każdej, i z wielkim dyskomfortem).

Zależy co... zależy jak... konkretne sytuacje.
Jak wyżej — czasem wystarczy logicznie mówić, a nie trzeba się unosić emocjami.

Przytocz sytuację, to powiem dalej.



Mam wrażenie że ludzie nie mają ochoty utrzymywać ze mną dłuższego kontaktu, bo...

To co nastąpi po twoim słowie "bo" jest czymś co wymyśliłaś.
Ludzie mają różne powody.

Na przykład nie chcą rozmawiać, bo się czują skrępowani.
Albo nie chcą rozmawiać, bo nie dasz sobie nagłowę wejść.
Albo nie chca rozmawiać, bo nie reagujesz.




jestem zbyt uprzejma, zbyt przewidywalna, mało interesująca…

Nie sądzę, zę to są powody.



choć w wielu aspektach mam swoje poglądy, ale co z tego, skoro i tak nie potrafię ich wyrazić. Np gdy ktoś wypowiada przekonanie z którym ja się kompletnie nie zgadzam, to i tak odpowiadam tylko “no tak, no właśnie…” żeby tej osoby nie urazić, żeby nie było jej przykro.

Dobrze, że nie chcesz sprawić drugiej osobie przykrości.
Niektórzy chcą, aby im przytakiwać.
A inni szukają prawdziwej porady z twojego punktu widzenia.



Obserwując ludzi widzę, jak dzielą się swoimi opiniami, jakoś fajnie ubierają je w słowa, w sposób kulturalny, jednak ja kompletnie nie umiem tego zrobić.

Noooooooo... mamy ZONK.
Co znaczy "nie umiem tego robić"?

Wskazówka:      zanim powiesz coś, to pomyśl w głowie parę sekund dłużej zanim zaczniesz móœić. Cisza, zwłaszcza taka krótka, nikogo jeszcze nie zabiła.



W każdej sytuacji czuję po prostu presję bycia “idealną”, bez wad, bez negatywnych emocji, z pełnym taktem, czuję wewnętrzną potrzebę bycia lubianą przez wszystkich.

Pani mówiła:    "jak byłam młoda, to gdy wchodziłam do pomieszczenia pełnego ludzi, to zastanawiałam się czy oni mnie lubią. Dzisiaj zastanawiam się, czy ja ich lubię. "

3

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

Poprzez stwierdzenie że nie umiem ubierać w słowa swoich poglądów, mam na myśli głównie to, że gdy tylko zacznę to robić, zacznę wypowiedź na jakiś konkretny temat, mam wrażenie że wychodzi to mega niezręcznie, brzmi nienaturalnie, nagle brakuje mi słów, argumentów - co jest zapewne spowodowane stresem.
Szczególnie ma to miejsce w większej grupie, jakimś dziwnym trafem gdy tylko zaczynam mówić zapada jakaś dziwna cisza, pamiętam to jeszcze z czasów szkolnych gdy inni uczniowie robili w klasie gwar, hałas i nikt na to nie zwracał uwagi / nagle odzywam się ja, w jakiejś błahej sprawie... i bach! nagle wszystkie oczy zwrócone w moją stronę i wszyscy w wielkim skupieniu przysłuchują się co mówię - było to bardzo niekomfortowe.

Innym wątkiem jest to, że krępuję się być w gronie ludzi. Jestem introwertykiem, typową domatorką, nawet podczas codziennych zakupów w sklepie czuję się dość niezręcznie i niekomfortowo, zastanawiam się "czy płaszcz dobrze na mnie leży, czy nic się nie gniecie, czy dobrze wyglądam, czy włosy dobrze się układają, jaką mam minę, czy nie płacę za długo przy kasie" itp... Swoją drogą płacenie przy kasie to też dla mnie stresująca czynność, bo "przecież ludzie w kolejce się spieszą i czekają a ja muszę teraz wyjąć z torebki portfel, a to przecież tak długo trwa..."

Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że to niedorzeczne, ale takie przekonania tkwią gdzieś we mnie i ciężko ich się pozbyć.

4

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Lu7 napisał/a:

Na przykład będąc na spotkaniu służbowym z klientami, przez cały czas czuję przymus aby się uśmiechać, nawet gdy mam kiepski dzień i zupełnie nie mam na to ochoty. Czuję ten przymus, ponieważ “inaczej wyjdę na na gbura, na niemiłą, nieuprzejmą, nikt nie będzie chciał ze mną współpracować itp…”

Słusznie postępujesz. Inaczej byłoby nieprofesjonalnie. To, że masz zły dzień nie zwalnia Cię z obowiązku bycia uprzejmą.

Lu7 napisał/a:

Poprzez stwierdzenie że nie umiem ubierać w słowa swoich poglądów, mam na myśli głównie to, że gdy tylko zacznę to robić, zacznę wypowiedź na jakiś konkretny temat, mam wrażenie że wychodzi to mega niezręcznie, brzmi nienaturalnie, nagle brakuje mi słów, argumentów - co jest zapewne spowodowane stresem.

Za bardzo się spinasz, żeby dobrze wypaść, pozostaje pytanie: dlaczego? Dlaczego masz problem z otwartym, naturalnym wyrażaniem własnych opinii? Ma to miejsce także w prywatnych sytuacjach czy tylko tych zawodowych?

Lu7 napisał/a:

Swoją drogą płacenie przy kasie to też dla mnie stresująca czynność, bo "przecież ludzie w kolejce się spieszą i czekają a ja muszę teraz wyjąć z torebki portfel, a to przecież tak długo trwa..."

Dlaczego tego portfela nie przygotujesz sobie wcześniej?

Generalnie uważam, choć zaznaczam, że mogę się mylić, że masz problem z poczuciem własnej wartości, dlatego tak bardzo spinasz się, kiedy masz wyrazić swoje poglądy, bo wówczas pojawia się obawa jak wypadniesz, dlatego cały czas masz z tyłu głowy, jak wyglądasz i czy aby na pewno nienagannie. Równocześnie właśnie dlatego masz problem z tym, aby stanowczo reagować, kiedy ktoś zachowuje się w stosunku do Ciebie nieprzyjemnie - boisz się, że zostanie to źle odebrane i w rezultacie w ogóle się nie bronisz.

W jednym możesz się nie mylić - ludzie nie lubią osób zbyt miłych, bo one nie wzbudzają zaufania, choćby dlatego, że nigdy nie mają odwagi mówić wprost, co naprawdę myślą, mówiąc, co odbiorca przypuszczalnie chciałby usłyszeć. To nie wzbudza szacunku i każe wątpić w szczerość takich opinii.

Gary napisał/a:

Pani mówiła:    "jak byłam młoda, to gdy wchodziłam do pomieszczenia pełnego ludzi, to zastanawiałam się czy oni mnie lubią. Dzisiaj zastanawiam się, czy ja ich lubię. "

To była Meryl Streep wink.

5

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

Tak, zgadzam się z tym, że mam problem z otwartym, naturalnym wyrażaniem własnych opinii. Ma to miejsce głównie w sytuacjach zawodowych lub wśród osób których nie znam zbyt dobrze. Martwię się ich oceną. W sytuacjach prywatnych już czuję dużo większą swobodę wyrażania własnego zdania, choć również nie jest to aż tak naturalne, jakbym tego chciała.

Nawet kiedy przygotuję sobie w sklepie wcześniej portfel, i tak ludzie w dalszej kolejce na mnie patrzą a to sprawia że tylko na tym się skupiam, wydaje mi się, że nawet gdy wkładam do koszyka zakupy moje ruchy są jakieś nienaturalne, zastanawiam się czy dobrze wyglądam itp.

Z tym poczuciem wartości mam właśnie taki dysonans. Bo ja bardzo lubię siebie, lubię spędzać z samą sobą czas, nie obawiam się bycia w samotności. Jednak gdy wychodzę do ludzi, to poczucie wartości jakby gdzieś uciekało i stawiam się w roli uległej która ma się podporządkować i nikogo nie zdenerwować. To jeszcze zależy od osoby, ale czasem przysłowiowo "chodzę na paluszkach", ważę każde słowo, żeby tylko było odpowiednie, żeby tylko nikogo nie urazić i generalnie żeby każdy był zadowolony. Gdy rozmówca nie jest w humorze, biorę to na siebie i zastanawiam się, co zrobiłam/ powiedziałam nie tak.

6 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2023-05-01 11:00:32)

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Lu7 napisał/a:

(...) Z tym poczuciem wartości mam właśnie taki dysonans. Bo ja bardzo lubię siebie, lubię spędzać z samą sobą czas, nie obawiam się bycia w samotności. Jednak gdy wychodzę do ludzi, to poczucie wartości jakby gdzieś uciekało i stawiam się w roli uległej która ma się podporządkować i nikogo nie zdenerwować. To jeszcze zależy od osoby, ale czasem przysłowiowo "chodzę na paluszkach", ważę każde słowo, żeby tylko było odpowiednie, żeby tylko nikogo nie urazić i generalnie żeby każdy był zadowolony. Gdy rozmówca nie jest w humorze, biorę to na siebie i zastanawiam się, co zrobiłam/ powiedziałam nie tak.

No i tu, w kiepskim myśleniu o sobie, braku poczucia własnej wartości, jest pies pogrzebany. Z tego powodu patrzysz na ludzi podejrzliwie, używając ich do przeglądania się w ich oczach: uśmiechnie się? jestem w porządku (jakby tu o porządek chodziło), nie uśmiechnie? pewnie coś sknociłam. I z każdym takim spotkaniem, mikroskopijne jak dotąd poczucie wartości, zmniejsza się jeszcze bardziej. W związku z tym, by nie pokazać prawdziwych uczuć, coraz szerzej się uśmiechasz, robisz się coraz "przyjemniejszą", a reakcja innych jest daleka od zamierzonej, jesteś coraz bardziej samotna. Dlaczego? Bo oszukujesz, bo udajesz (pomijam sytuacje zawodowe, ale i w nich znane jest pojęcie fałszywego uśmiechu), a rzadko kiedy, jeśli w ogóle, znajdzie się ktoś, kto ma ochotę na bliższy kontakt z kimś mocno przecukrzonym. Kto chce domyślać się i analizować Twe zachowania? Kto z Twego otoczenia zdecyduje się pełnić rolę terapeuty?

Wiosna za oknem. smile
Czas na porządki. Zrób je ze swoim myśleniem o sobie, o innych, o tym co naprawdę jest ważne w relacjach między ludźmi. Skorzystaj z psychoterapii.

7

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

Częsty problem ludzi wychowanych w dysfunkcyjnych rodzinach. Tu się dowiesz więcej niż z forum  od anonimowych pseudopsychologów:
https://www.youtube.com/watch?v=OnXU59I_e-k  (genialny kanał psych. tak bajdełej)

8

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Wielokropek napisał/a:
Lu7 napisał/a:

(...) Z tym poczuciem wartości mam właśnie taki dysonans. Bo ja bardzo lubię siebie, lubię spędzać z samą sobą czas, nie obawiam się bycia w samotności. Jednak gdy wychodzę do ludzi, to poczucie wartości jakby gdzieś uciekało i stawiam się w roli uległej która ma się podporządkować i nikogo nie zdenerwować. To jeszcze zależy od osoby, ale czasem przysłowiowo "chodzę na paluszkach", ważę każde słowo, żeby tylko było odpowiednie, żeby tylko nikogo nie urazić i generalnie żeby każdy był zadowolony. Gdy rozmówca nie jest w humorze, biorę to na siebie i zastanawiam się, co zrobiłam/ powiedziałam nie tak.

No i tu, w kiepskim myśleniu o sobie, braku poczucia własnej wartości, jest pies pogrzebany. Z tego powodu patrzysz na ludzi podejrzliwie, używając ich do przeglądania się w ich oczach: uśmiechnie się? jestem w porządku (jakby tu o porządek chodziło), nie uśmiechnie? pewnie coś sknociłam. I z każdym takim spotkaniem, mikroskopijne jak dotąd poczucie wartości, zmniejsza się jeszcze bardziej. W związku z tym, by nie pokazać prawdziwych uczuć, coraz szerzej się uśmiechasz, robisz się coraz "przyjemniejszą", a reakcja innych jest daleka od zamierzonej, jesteś coraz bardziej samotna. Dlaczego? Bo oszukujesz, bo udajesz (pomijam sytuacje zawodowe, ale i w nich znane jest pojęcie fałszywego uśmiechu), a rzadko kiedy, jeśli w ogóle, znajdzie się ktoś, kto ma ochotę na bliższy kontakt z kimś mocno przecukrzonym. Kto chce domyślać się i analizować Twe zachowania? Kto z Twego otoczenia zdecyduje się pełnić rolę terapeuty?

Wiosna za oknem. smile
Czas na porządki. Zrób je ze swoim myśleniem o sobie, o innych, o tym co naprawdę jest ważne w relacjach między ludźmi. Skorzystaj z psychoterapii.

Ogólnie jest to coś wyniesionego z dzieciństwa. Pamiętam, że kiedyś, jako mała dziewczynka byłam zupełnie inna, prawdziwa, umiałam się sprzeciwić, a nawet pokłócić wink ale później, w trakcie moich lat dorastania wiele się zmieniło... ojciec wymagał ode mnie tego, żebym postępowała i robiła wszystko dokładnie tak tak jak on tego chciał, pod jego dyktando. Gdy było inaczej - obrażał się, nie odzywał, lub denerwował się. Chciał abym żyła tak, jak on sobie wymyślił i zaprojektował. Najgorsze, że jego oczekiwania były często zmienne i trudno było trafić. Gdy jako dziecko np zdenerwowałam się z jakiegoś powodu, co było naturalne, on uważał to za coś nienormalnego i miał pretensje, że pokazałam swoje emocje.
Rok temu wyprowadziłam się z domu, a on nadal przy okazji spotkań potrafi się na mnie zdenerwować tylko za to, że na przykład mam gorszy dzień.
Generalnie rzecz biorąc, wymagał i nadal wymaga ode mnie tego, abym była idealna, zawsze uśmiechnięta, wesoła.
Przed i po spotkaniach z nim czuję się bardzo źle.

9 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2023-05-01 11:45:47)

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

Lu7,
bardzo współczuję tak trudnych doświadczeń, które negatywnie ingerują w Twą teraźniejszość.
Wiedz, że można się z tym uporać i zbudować adekwatne poczucie własnej wartości. Daj sobie szansę. smile


I nie musisz utrzymywać kontaktu z toksycznymi dla Ciebie osobami.

10

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Wielokropek napisał/a:

Lu7,
bardzo współczuję tak trudnych doświadczeń, które negatywnie ingerują w Twą teraźniejszość.
Wiedz, że można się z tym uporać i zbudować adekwatne poczucie własnej wartości. Daj sobie szansę. smile


I nie musisz utrzymywać kontaktu z toksycznymi dla Ciebie osobami.

Z uwagi na wiele różnych i złożonych powodów, nie mam możliwości nie spotykania się z nim, choćby z uwagi na mamę. Mama z nim jest i mieszkają razem, więc nie umiem sobie wyobrazić, jak mogłoby to wszystko wyglądać np. podczas Świąt...

Choć bardzo chciałabym zerwać z nim cały kontakt.

11 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2023-05-01 12:21:20)

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

Wobec tego proponuję, byś napisała do niego list, w którym dokładnie napiszesz to, czego z różnych względów nie jesteś w stanie mu powiedzieć prosto w oczy. Napisz list i... schowaj. Na razie nie wysyłaj go do niego pod żadnym pozorem, co później zdecydujesz, zobaczysz.

12

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Lu7 napisał/a:

Ogólnie jest to coś wyniesionego z dzieciństwa. Pamiętam, że kiedyś, jako mała dziewczynka byłam zupełnie inna, prawdziwa, umiałam się sprzeciwić, a nawet pokłócić wink ale później, w trakcie moich lat dorastania wiele się zmieniło... ojciec wymagał ode mnie tego, żebym postępowała i robiła wszystko dokładnie tak tak jak on tego chciał, pod jego dyktando. Gdy było inaczej - obrażał się, nie odzywał, lub denerwował się. Chciał abym żyła tak, jak on sobie wymyślił i zaprojektował. Najgorsze, że jego oczekiwania były często zmienne i trudno było trafić. Gdy jako dziecko np zdenerwowałam się z jakiegoś powodu, co było naturalne, on uważał to za coś nienormalnego i miał pretensje, że pokazałam swoje emocje.
Rok temu wyprowadziłam się z domu, a on nadal przy okazji spotkań potrafi się na mnie zdenerwować tylko za to, że na przykład mam gorszy dzień.
Generalnie rzecz biorąc, wymagał i nadal wymaga ode mnie tego, abym była idealna, zawsze uśmiechnięta, wesoła.
Przed i po spotkaniach z nim czuję się bardzo źle.

Gdy przeczytałam Twój pierwszy post, podejrzewałam, że jesteś osobą, która w rodzinie jest uzależniona od akceptacji kogoś bliskiego, kto ma wiecznie  niezaspokojone oczekiwania.
I tutaj zdaj sobie pytanie: czy Twoje starania kiedykolwiek przyniosły oczekiwany skutek?
Jeśli nie, to pora sobie uzmysłowić, że cudza akceptacja wcale nie musi być związana z Twoim postępowaniem. W wielu przypadkach jest efektem czyjegoś humoru albo chwilowego widzimisię, czasem jest po prostu skutkiem czyjejś potrzeby władzy albo poczucia wyższości.
Jesteś idealną osobą, która może te cudze potrzeby zrealizować, bo  zawsze się podporządkujesz i robisz wszystko, by tej osobie było jak najlepiej. Robisz za chłopca do bicia, bo bicie Ciebie nie rodzi żądnych przykrych konsekwencji. Za każdym razem uśmiechniesz się i będziesz miła.
Czy kogoś takiego trzeba szanować albo liczyć się z nim? No nie.
I tym sposobem sama sobie robisz krzywdę, a skutek Twoich działań jest daleki od tego, na czym Ci zależy.

Zadbaj o siebie, bo nikt inny nie ma interesu, a byś była osobą silną i wartościową. To Twoje zadanie smile

Nie musisz się uśmiechać i przytakiwać gdy nie masz na to ochoty, a tym bardziej, gdy nie darzysz sympatią swojego rozmówcy.
Nie musisz byś miła i sympatyczna.
W pracy wystarczy gdy będziesz po pierwsze kompetentna, a po drugie uprzejma.
Nie musisz wszystkich lubić, bo wtedy nie możesz nagrodzić osób, które naprawdę zasługują na sympatię. Jedną miarką zapłacisz i grzecznym i chamom, a to zła metoda. Sympatię i serdeczność połaczoną z uśmiechem powinny otrzymywać tylko te osoby, które na to zasługują. Dla innych wystarczy uprzejmość.
Gdy ktoś Cie obraża w żadnym razie nie powinnaś się uśmiechać, bo to zgoda na takie zachowanie wobec Ciebie. Nie musisz też się uciekać do ciętej riposty, bo to tylko może nakręcić spiralę złośliwości. Wystarczy wtedy powiedzieć spokojnie i wprost : obrażasz mnie i jesteś zwyczajnie niegrzeczny po czym dać do zrozumienia, że rozmowa jest zakończona. Nie musisz się wykłócać, czasem dobrze się obrazić. Niech ta druga osoba zacznie się starać, żebyś ją lubiła. Dopóki pokazujesz że lubisz wszystkich, nikomu nie zależy na dobrym zachowaniu wobec Ciebie. Tym sposobem obniżasz swoją wartość społeczną zamiast ją zyskiwać za swoje dobre zachowanie. Taki paradoks.

13

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

Dobrze Cię rozumiem, bo sam zawsze miałem podobnie.

14 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2023-05-01 22:06:09)

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Lu7 napisał/a:

Witam wszystkich,

Może ktoś miał / spotkał się z podobnym problemem i chciałby podzielić się poradą.

Cała rzecz w tym, że w każdej sytuacji czuję, że muszę być miła. Wiadomo, warto być uprzejmym, ale odnoszę wrażenie, że ta moja uprzejmość jest przesadna…
Na przykład będąc na spotkaniu służbowym z klientami, przez cały czas czuję przymus aby się uśmiechać, nawet gdy mam kiepski dzień i zupełnie nie mam na to ochoty. Czuję ten przymus, ponieważ “inaczej wyjdę na na gbura, na niemiłą, nieuprzejmą, nikt nie będzie chciał ze mną współpracować itp…”

Nawet gdy ktoś znajomy odezwie się do mnie w niezbyt przyjemny, czy wręcz kąśliwy sposób, ja tylko się uśmiecham, bo zupełnie nie wiem jak zareagować, nie przychodzi mi do głowy żadna cięta riposta, więc po prostu mruczę coś pod nosem z miłym uśmieszkiem na ustach… nie jestem w stanie na poczekaniu wymyślić nic aby się odgryźć, czy nawet odpowiedzieć żartem.

W rozmowie nie umiem przyjąć stanowczego tonu.

Raczej mimo wszystko jestem asertywna, potrafię odmówić w większości sytuacji (choć fakt że nie w każdej, i z wielkim dyskomfortem).

Mam wrażenie że ludzie nie mają ochoty utrzymywać ze mną dłuższego kontaktu, bo jestem zbyt uprzejma, zbyt przewidywalna, mało interesująca… choć w wielu aspektach mam swoje poglądy, ale co z tego, skoro i tak nie potrafię ich wyrazić. Np gdy ktoś wypowiada przekonanie z którym ja się kompletnie nie zgadzam, to i tak odpowiadam tylko “no tak, no właśnie…” żeby tej osoby nie urazić, żeby nie było jej przykro.

Obserwując ludzi widzę, jak dzielą się swoimi opiniami, jakoś fajnie ubierają je w słowa, w sposób kulturalny, jednak ja kompletnie nie umiem tego zrobić.

W każdej sytuacji czuję po prostu presję bycia “idealną”, bez wad, bez negatywnych emocji, z pełnym taktem, czuję wewnętrzną potrzebę bycia lubianą przez wszystkich.

Co według Was mogę z tym zrobić?

Innym wątkiem jest to, że krępuję się być w gronie ludzi. Jestem introwertykiem, typową domatorką, nawet podczas codziennych zakupów w sklepie czuję się dość niezręcznie i niekomfortowo, zastanawiam się "czy płaszcz dobrze na mnie leży, czy nic się nie gniecie, czy dobrze wyglądam, czy włosy dobrze się układają, jaką mam minę, czy nie płacę za długo przy kasie" itp... Swoją drogą płacenie przy kasie to też dla mnie stresująca czynność, bo "przecież ludzie w kolejce się spieszą i czekają a ja muszę teraz wyjąć z torebki portfel, a to przecież tak długo trwa..."

Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że to niedorzeczne, ale takie przekonania tkwią gdzieś we mnie i ciężko ich się pozbyć.

Droga autorko myślę, że mogę się z tobą podzielić kilkoma obserwacjami jak i radami bo jesteśmy dosłownie identyczni. A raczej powinienem napisać byliśmy jeszcze do niedawna. Przez całe życie miałem dokładnie ten sam problem co ty, zawsze przejmowałem się tym co inni o mnie pomyślą i jak zareagują, a nigdy nawet nie myślałem o swoich własnych uczuciach czy komforcie. Też nie potrafiłem się odgryźć czy nawet po prostu odpowiedzieć jakimś błyskotliwym teksem, zawsze albo przytakiwałem albo milczałem. I tak samo dosłownie idealnie trafiłaś z tą presją bycia idealnym to zawsze był i tak na prawdę wciąż jest jeden z moich największych problemów. Doskonale rozumiem jak okropne jest to uczucie kiedy nie ważne jak bardzo się starasz i jak ciężko pracujesz to i zawsze jest za mało. I to wcale nie ludzie wokół tak myślą tylko ty sama. Będziesz dobra to nie wystarczy, będziesz najlepsza to nie wystarczy, będziesz prawdziwą mistrzynią to wciąż za mało, dopiero gdybyś stała się wszechmogącą boginią to może by wystarczyło choć też nie ma pewności. Masz poczucie, że powinnaś być idealna, bez skazy, niemal nadczłowiekm nie po to by przejąć władzę na światem czy coś w tym stylu tylko po to by znaleźć się na poziomie zwykłych ludzi, by cię uznali i zaakceptowali. Ja przez całe życie tak myślałem i wiem, że jest to niesamowicie destrukcyjne myślenie. Z tą kasą też idealnie trafiłaś jak i z ubiorem, ja miałem dokładnie to samo. Zawsze jak zakładałem jakieś lepsze ciuchy typu garnitur to dosłownie bałem się czegokolwiek dotknąć żeby tylko się nie ubrudzić i nie dlatego, że sam nie chciałem być brudny tylko właśnie martwiłem się tym co ludzie o tym pomyślą. To wcale nie jest niedorzeczne tylko to realny problem wielu ludzi.

Piszę to wszystko w czasie przeszłym ponieważ ze sporą częścią tych problemów udało mi się uporać. Z niektórymi dzięki terapii, a z innymi samotnie dzięki wielu godzinom przemyśleń, rozważań, ustalania różnych za i przeciw. Teraz sytuacje typu płacenie w kasie to już nie problem, w większości sytuacji nie przejmuje się tym co ludzie pomyślą bo udało mi się wykształcić pewnego rodzaju obojętność na coś takiego. Terapeutka uświadomiła mi, że ludzie w zdecydowanej większości nawet nie zwracają uwagi na takie błahe rzeczy. Dziś każdy jest zajęty sobą lub smartfonem i nawet się nie zastanawia czy "płaszcz dobrze na tobie leży". Powiem ci szczerze, że jeszcze nigdy nikt się do mnie nie przyczepił o zbyt długie płacenie przy kasie, faktycznie to może być wkurzające dla niektórych osób ale większość i tak nic nie powie bo: po pierwsze gadanie nie sprawi, że szybciej wyjmiesz ten portfel i zapłacisz; po drugie większość ludzi też ma podobne opory do prowokowania sprzeczek i kłótni z obcymi osobami. Dodatkowo jeszcze mogę doradzić, że bycie kierowcą pomaga się uodpornić na niektóre zachowania ludzi. Na polskich drogach jest pełno idiotów i z czasem przyzwyczajasz się do różnych dziwnych, głupich, prymitywnych akcji na drodze i przestajesz się przejmować tym, że na przykład ktoś na ciebie trąbi bez powodu albo na siłę wyprzeda tylko po to by zaraz stać obok ciebie na światłach. A przynajmniej ja tak miałem i w codziennym życiu poza jazdą samochodem też mi pomogło. Jedynie tylko z tym "byciem idealnym" wciąż ciężko mi sobie poradzić ale i tak jest znacznie lepiej niż kiedyś.

Rada z terapią jest najbardziej dobra jednak nie zawsze zadziała tak jak powinna. W moim przypadku dała mi ogromny zastrzyk wiedzy o samym sobie, o źródłach moich problemów i jaki mają wpływ na moje życie. Co prawda nie pomogła mi ich rozwiązać ale nadal uważam iż był to dobrze zainwestowany czas jak i niemałe pieniądze. Ja popełniłem ten błąd, że zacząłem wszystko zrzucać na terapeutkę samemu pozostając biernym i co najgorsze zrobiłem to nieświadomie, strzeż się tego o ile da się to zrobić. Mógłbym jeszcze długo pisać o naszych wspólnych problemach ale post i tak jest już długi. Jeśli przesadziłem w tym co tu napisałem to z góry przepraszam, a jeśli nie i miałabyś ochotę o tym popisać to jestem do usług.

15

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Shinigami napisał/a:
Lu7 napisał/a:

Witam wszystkich,

Może ktoś miał / spotkał się z podobnym problemem i chciałby podzielić się poradą.

Cała rzecz w tym, że w każdej sytuacji czuję, że muszę być miła. Wiadomo, warto być uprzejmym, ale odnoszę wrażenie, że ta moja uprzejmość jest przesadna…
Na przykład będąc na spotkaniu służbowym z klientami, przez cały czas czuję przymus aby się uśmiechać, nawet gdy mam kiepski dzień i zupełnie nie mam na to ochoty. Czuję ten przymus, ponieważ “inaczej wyjdę na na gbura, na niemiłą, nieuprzejmą, nikt nie będzie chciał ze mną współpracować itp…”

Nawet gdy ktoś znajomy odezwie się do mnie w niezbyt przyjemny, czy wręcz kąśliwy sposób, ja tylko się uśmiecham, bo zupełnie nie wiem jak zareagować, nie przychodzi mi do głowy żadna cięta riposta, więc po prostu mruczę coś pod nosem z miłym uśmieszkiem na ustach… nie jestem w stanie na poczekaniu wymyślić nic aby się odgryźć, czy nawet odpowiedzieć żartem.

W rozmowie nie umiem przyjąć stanowczego tonu.

Raczej mimo wszystko jestem asertywna, potrafię odmówić w większości sytuacji (choć fakt że nie w każdej, i z wielkim dyskomfortem).

Mam wrażenie że ludzie nie mają ochoty utrzymywać ze mną dłuższego kontaktu, bo jestem zbyt uprzejma, zbyt przewidywalna, mało interesująca… choć w wielu aspektach mam swoje poglądy, ale co z tego, skoro i tak nie potrafię ich wyrazić. Np gdy ktoś wypowiada przekonanie z którym ja się kompletnie nie zgadzam, to i tak odpowiadam tylko “no tak, no właśnie…” żeby tej osoby nie urazić, żeby nie było jej przykro.

Obserwując ludzi widzę, jak dzielą się swoimi opiniami, jakoś fajnie ubierają je w słowa, w sposób kulturalny, jednak ja kompletnie nie umiem tego zrobić.

W każdej sytuacji czuję po prostu presję bycia “idealną”, bez wad, bez negatywnych emocji, z pełnym taktem, czuję wewnętrzną potrzebę bycia lubianą przez wszystkich.

Co według Was mogę z tym zrobić?

Innym wątkiem jest to, że krępuję się być w gronie ludzi. Jestem introwertykiem, typową domatorką, nawet podczas codziennych zakupów w sklepie czuję się dość niezręcznie i niekomfortowo, zastanawiam się "czy płaszcz dobrze na mnie leży, czy nic się nie gniecie, czy dobrze wyglądam, czy włosy dobrze się układają, jaką mam minę, czy nie płacę za długo przy kasie" itp... Swoją drogą płacenie przy kasie to też dla mnie stresująca czynność, bo "przecież ludzie w kolejce się spieszą i czekają a ja muszę teraz wyjąć z torebki portfel, a to przecież tak długo trwa..."

Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że to niedorzeczne, ale takie przekonania tkwią gdzieś we mnie i ciężko ich się pozbyć.

Droga autorko myślę, że mogę się z tobą podzielić kilkoma obserwacjami jak i radami bo jesteśmy dosłownie identyczni. A raczej powinienem napisać byliśmy jeszcze do niedawna. Przez całe życie miałem dokładnie ten sam problem co ty, zawsze przejmowałem się tym co inni o mnie pomyślą i jak zareagują, a nigdy nawet nie myślałem o swoich własnych uczuciach czy komforcie. Też nie potrafiłem się odgryźć czy nawet po prostu odpowiedzieć jakimś błyskotliwym teksem, zawsze albo przytakiwałem albo milczałem. I tak samo dosłownie idealnie trafiłaś z tą presją bycia idealnym to zawsze był i tak na prawdę wciąż jest jeden z moich największych problemów. Doskonale rozumiem jak okropne jest to uczucie kiedy nie ważne jak bardzo się starasz i jak ciężko pracujesz to i zawsze jest za mało. I to wcale nie ludzie wokół tak myślą tylko ty sama. Będziesz dobra to nie wystarczy, będziesz najlepsza to nie wystarczy, będziesz prawdziwą mistrzynią to wciąż za mało, dopiero gdybyś stała się wszechmogącą boginią to może by wystarczyło choć też nie ma pewności. Masz poczucie, że powinnaś być idealna, bez skazy, niemal nadczłowiekm nie po to by przejąć władzę na światem czy coś w tym stylu tylko po to by znaleźć się na poziomie zwykłych ludzi, by cię uznali i zaakceptowali. Ja przez całe życie tak myślałem i wiem, że jest to niesamowicie destrukcyjne myślenie. Z tą kasą też idealnie trafiłaś jak i z ubiorem, ja miałem dokładnie to samo. Zawsze jak zakładałem jakieś lepsze ciuchy typu garnitur to dosłownie bałem się czegokolwiek dotknąć żeby tylko się nie ubrudzić i nie dlatego, że sam nie chciałem być brudny tylko właśnie martwiłem się tym co ludzie o tym pomyślą. To wcale nie jest niedorzeczne tylko to realny problem wielu ludzi.

Piszę to wszystko w czasie przeszłym ponieważ ze sporą częścią tych problemów udało mi się uporać. Z niektórymi dzięki terapii, a z innymi samotnie dzięki wielu godzinom przemyśleń, rozważań, ustalania różnych za i przeciw. Teraz sytuacje typu płacenie w kasie to już nie problem, w większości sytuacji nie przejmuje się tym co ludzie pomyślą bo udało mi się wykształcić pewnego rodzaju obojętność na coś takiego. Terapeutka uświadomiła mi, że ludzie w zdecydowanej większości nawet nie zwracają uwagi na takie błahe rzeczy. Dziś każdy jest zajęty sobą lub smartfonem i nawet się nie zastanawia czy "płaszcz dobrze na tobie leży". Powiem ci szczerze, że jeszcze nigdy nikt się do mnie nie przyczepił o zbyt długie płacenie przy kasie, faktycznie to może być wkurzające dla niektórych osób ale większość i tak nic nie powie bo: po pierwsze gadanie nie sprawi, że szybciej wyjmiesz ten portfel i zapłacisz; po drugie większość ludzi też ma podobne opory do prowokowania sprzeczek i kłótni z obcymi osobami. Dodatkowo jeszcze mogę doradzić, że bycie kierowcą pomaga się uodpornić na niektóre zachowania ludzi. Na polskich drogach jest pełno idiotów i z czasem przyzwyczajasz się do różnych dziwnych, głupich, prymitywnych akcji na drodze i przestajesz się przejmować tym, że na przykład ktoś na ciebie trąbi bez powodu albo na siłę wyprzeda tylko po to by zaraz stać obok ciebie na światłach. A przynajmniej ja tak miałem i w codziennym życiu poza jazdą samochodem też mi pomogło. Jedynie tylko z tym "byciem idealnym" wciąż ciężko mi sobie poradzić ale i tak jest znacznie lepiej niż kiedyś.

Rada z terapią jest najbardziej dobra jednak nie zawsze zadziała tak jak powinna. W moim przypadku dała mi ogromny zastrzyk wiedzy o samym sobie, o źródłach moich problemów i jaki mają wpływ na moje życie. Co prawda nie pomogła mi ich rozwiązać ale nadal uważam iż był to dobrze zainwestowany czas jak i niemałe pieniądze. Ja popełniłem ten błąd, że zacząłem wszystko zrzucać na terapeutkę samemu pozostając biernym i co najgorsze zrobiłem to nieświadomie, strzeż się tego o ile da się to zrobić. Mógłbym jeszcze długo pisać o naszych wspólnych problemach ale post i tak jest już długi. Jeśli przesadziłem w tym co tu napisałem to z góry przepraszam, a jeśli nie i miałabyś ochotę o tym popisać to jestem do usług.

Bardzo dziękuję za tak obszerną odpowiedź, muszę przyznać, że podniosła mnie na duchu smile widzę zatem, że można sobie z tym poradzić.
Sama jestem kierowcą (nie zawodowym big_smile ) i kilka razy spotkałam się z sytuacją w której ktoś trąbił bo na światłach potrzebowałam dosłownie sekundy na włączenie pierwszego biegu a dla tej osoby ta sekunda to już szczyt cierpliwości. Takie sytuacje niestety wyprowadzają mnie z równowagi gdyż nie mogę zrozumieć tego jak można być aż tak narwanym i niewyrozumiałym. Oczywiście wtedy staram się sobie tłumaczyć, że może ma słaby dzień, pokłócił się z szefem, mega mu się spieszy, czy cokolwiek innego, żeby tylko nie brać tego personalnie do siebie. Choć dla kontrastu częściej jednak spotykam tych przyjaznych kierowców.
Naprawdę zaciekawiła mnie Twoja wypowiedź i jeśli chcesz jeszcze coś dodać (np o sposobach pracy nad tym wszystkim) to zapraszam. Długie posty mi nie straszne big_smile

16

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Lu7 napisał/a:

Bardzo dziękuję za tak obszerną odpowiedź, muszę przyznać, że podniosła mnie na duchu smile widzę zatem, że można sobie z tym poradzić.
Sama jestem kierowcą (nie zawodowym big_smile ) i kilka razy spotkałam się z sytuacją w której ktoś trąbił bo na światłach potrzebowałam dosłownie sekundy na włączenie pierwszego biegu a dla tej osoby ta sekunda to już szczyt cierpliwości. Takie sytuacje niestety wyprowadzają mnie z równowagi gdyż nie mogę zrozumieć tego jak można być aż tak narwanym i niewyrozumiałym. Oczywiście wtedy staram się sobie tłumaczyć, że może ma słaby dzień, pokłócił się z szefem, mega mu się spieszy, czy cokolwiek innego, żeby tylko nie brać tego personalnie do siebie. Choć dla kontrastu częściej jednak spotykam tych przyjaznych kierowców.
Naprawdę zaciekawiła mnie Twoja wypowiedź i jeśli chcesz jeszcze coś dodać (np o sposobach pracy nad tym wszystkim) to zapraszam. Długie posty mi nie straszne big_smile

Chętnie dodam jeszcze trochę. Samych sposobów pracy nad tym nie ma zbyt wielu, tu bardziej chodzi o uświadomienie sobie pewnych rzeczy, zaakceptowanie ich i zastosowanie w praktyce. Oczywiście to brzmi łatwo i przyjemnie, a tak na prawdę jest bardzo trudne. Między uświadomieniem sobie czegoś, a zastosowaniem tego w praktyce jest ogromna przepaść. W moim przypadku przełomowym momentem było uświadomienie sobie, że nie tylko ja tak się czuję. Starałem się patrzeć na ludzi nie jak na obce istoty, które całkowicie się ode mnie różnią, obserwują i oceniają na każdym kroku tylko jak na siebie z innym wyglądem. Starałem się wyobrażać sobie, że ci ludzie też czują to co ja: że oni też się czegoś boją, że oni też wahają się coś zrobić, że oni też nie chcą być oceniani. Kiedy ktoś ma niską samoocenę i niskie poczucie własnej wartości nieświadomie zaczyna uważać innych ludzi za lepszych, za jakieś istoty przewyższające zwykłych słabych ludzi. Nawet nie zauważasz kiedy zaczynasz robić wszystko po by dorównać tym zwykłym ludziom. To jest wielki błąd i jedyne co można z tym zrobić to próbować samemu odwrócić to myślenie. "Oni wcale nie są żadnymi bogami tylko zwykłymi ludźmi takimi jak ja". Po kilku próbach takiego myślenia zauważysz ciekawe rzeczy. Ty nie oceniasz każdego po tym czy "płaszcz dobrze na nim leży" więc czemu wszyscy inni mieliby ciebie po tym oceniać. Ty nie robisz nikomu awantury za to, że będąc przed tobą w kolejce do kasy płacenie zajmuje mu kilka minut więc czemu każdy miałby się o to przyczepić jeśli tobie raz się to zdarzy. Oni mają te same słabości i podobne problemy co ty. Oczywiście zawsze znajdą się jakieś wyjątki ale to są raczej rzadkie, pojedyncze przypadki. Ten kontrast, o którym pisałaś w kontekście jazdy samochodem jest we wszystkich codziennych sytuacjach. Większość ludzi nic nie zrobi nawet jeśli coś im się nie będzie podobać nawet nie dlatego, że są przyjaźni tylko dlatego, że sami nie chcą problemów.

Bardzo ważną kwestią jest także uwiadomienie sobie, że na mnóstwo rzeczy w swoim otoczeniu nie masz żadnego wpływu. Jak mawiała moja terapeutka, mamy zaledwie 5% wpływu na nasze otoczenie i przejmowanie się rzeczami niezależnymi od nas to jedynie strata czasu i energii. Ten płaszcz jest niezłym przykładem, powiedzmy że idziesz ulicą i nagle jakiś samochód cię ochlapał. Droga jest ruchliwa, hałas ze wszystkich stron, nie mogłaś określić skąd nadjeżdża akurat ten samochód, który cię ochlapał na dodatek jeszcze jechał dość szybko więc nie dało się tego uniknąć. Płaszcz masz cały zalany i to jeszcze uwalony błotem, przejmujesz się tym ale wiesz, że to był wypadek i nie miałaś na to żadnego wpływu. Więc co robisz, padasz na ziemię załamana i ubolewasz nad tą sytuacją? Otóż nie, akceptujesz ten fakt i idziesz dalej w zalanym płaszczu albo go zdejmujesz jeśli nie jest za zimno, potem go pierzesz i znów jest czysty. Jeśli ktoś się zapyta co ci się stało to mówisz prawdę, takie sytuacje są na porządku dziennym i każdy potrafiący myśleć człowiek to zrozumie. Podaje ten płaszcz jako przykład bo ja też zawsze przesadnie się przejmowałem ubiorem i też zdarzały mi się takie sytuacje. Kiedy już starałem się przestawić moje myślenie właśnie na takie przez pryzmat samego siebie to zacząłem zauważać, że nikt tak na prawdę nie zwraca uwagi na mój ubiór bo i ja tego nie robię względem innych. A przynajmniej nie w negatywnym sensie. Ja zwracam uwagę na ubiór tylko jeśli mi się on podoba, na przykład kiedy widzę ładną dziewczynę na ulicy ubraną w totalnie mój typ damskiego ubioru to patrzę i podziwiam oczywiście bez jakichś patologicznych odchyłów, w przeciwnym wypadku nawet nie tracę czasu na patrzenie i większość ludzi też tak ma. 

Podobnie jest z lękiem, że zrobisz coś głupiego, śmiesznego, zawstydzającego i ktoś cię nagra. Faktycznie może się tak zdarzyć ale raczej nie będzie to miało wpływu na twoje życie. Dziś jest tyle różnych nagrań w internecie, że nawet jeśli ktoś zobaczy filmik z twoim udziałem to najprawdopodobniej zapomni o nim w ciągu najbliższych 10 minut. Przy tym co dziś jest w internecie trzeba by się na prawdę nieźle postarać by wzbudzić jakąś większą sensację. Mimo, że to piszę to sam wciąż się obawiam czegoś takiego ale już mniej niż kiedyś.

W moim przypadku jeszcze jedna rzecz działa trochę na plus. Przez wiele lat trenowałem różne sztuki walki i daje mi to mały bonus do poczucia bezpieczeństwa. Trochę luźniej podchodzę do jakiejś napiętej sytuacji na przykład gdy ktoś się do mnie przyczepia bez powodu albo o jakąś totalną głupotę mając świadomość, że w razie czego powinienem dać radę się obronić albo chociaż łatwiej uciec. Może to brzmi trochę śmiesznie ale jednak ma lekki wpływ na sposób myślenia. Piszę to bardziej jako przykład niż jako konkretną radę choć osobiście polecam trenować sztuki walki.

Zmiana sposobu myślenia jest kluczem i jak już pisałem jest to bardzo trudne do zrobienia, aż za dobrze wiem co mówię. Osobiście wydaje mi się, że to można zrobić tylko samodzielnie bo w przeciwnym razie istnieje ryzyko popełnienia mojego błędu z terapii. To trzeba trenować, regularnie, po swojemu i w swoim tempie choć nie ukrywam, że ciekawie byłoby "potrenować" z kimś. Mam nadzieję, że post wyszedł czytelny i zrozumiały, patrząc na jego długość i czas jego pisania mogłem się gdzieś pomylić i coś powtórzyć albo napisać coś dziwnego.

17

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Shinigami napisał/a:
Lu7 napisał/a:

Bardzo dziękuję za tak obszerną odpowiedź, muszę przyznać, że podniosła mnie na duchu smile widzę zatem, że można sobie z tym poradzić.
Sama jestem kierowcą (nie zawodowym big_smile ) i kilka razy spotkałam się z sytuacją w której ktoś trąbił bo na światłach potrzebowałam dosłownie sekundy na włączenie pierwszego biegu a dla tej osoby ta sekunda to już szczyt cierpliwości. Takie sytuacje niestety wyprowadzają mnie z równowagi gdyż nie mogę zrozumieć tego jak można być aż tak narwanym i niewyrozumiałym. Oczywiście wtedy staram się sobie tłumaczyć, że może ma słaby dzień, pokłócił się z szefem, mega mu się spieszy, czy cokolwiek innego, żeby tylko nie brać tego personalnie do siebie. Choć dla kontrastu częściej jednak spotykam tych przyjaznych kierowców.
Naprawdę zaciekawiła mnie Twoja wypowiedź i jeśli chcesz jeszcze coś dodać (np o sposobach pracy nad tym wszystkim) to zapraszam. Długie posty mi nie straszne big_smile

Chętnie dodam jeszcze trochę. Samych sposobów pracy nad tym nie ma zbyt wielu, tu bardziej chodzi o uświadomienie sobie pewnych rzeczy, zaakceptowanie ich i zastosowanie w praktyce. Oczywiście to brzmi łatwo i przyjemnie, a tak na prawdę jest bardzo trudne. Między uświadomieniem sobie czegoś, a zastosowaniem tego w praktyce jest ogromna przepaść. W moim przypadku przełomowym momentem było uświadomienie sobie, że nie tylko ja tak się czuję. Starałem się patrzeć na ludzi nie jak na obce istoty, które całkowicie się ode mnie różnią, obserwują i oceniają na każdym kroku tylko jak na siebie z innym wyglądem. Starałem się wyobrażać sobie, że ci ludzie też czują to co ja: że oni też się czegoś boją, że oni też wahają się coś zrobić, że oni też nie chcą być oceniani. Kiedy ktoś ma niską samoocenę i niskie poczucie własnej wartości nieświadomie zaczyna uważać innych ludzi za lepszych, za jakieś istoty przewyższające zwykłych słabych ludzi. Nawet nie zauważasz kiedy zaczynasz robić wszystko po by dorównać tym zwykłym ludziom. To jest wielki błąd i jedyne co można z tym zrobić to próbować samemu odwrócić to myślenie. "Oni wcale nie są żadnymi bogami tylko zwykłymi ludźmi takimi jak ja". Po kilku próbach takiego myślenia zauważysz ciekawe rzeczy. Ty nie oceniasz każdego po tym czy "płaszcz dobrze na nim leży" więc czemu wszyscy inni mieliby ciebie po tym oceniać. Ty nie robisz nikomu awantury za to, że będąc przed tobą w kolejce do kasy płacenie zajmuje mu kilka minut więc czemu każdy miałby się o to przyczepić jeśli tobie raz się to zdarzy. Oni mają te same słabości i podobne problemy co ty. Oczywiście zawsze znajdą się jakieś wyjątki ale to są raczej rzadkie, pojedyncze przypadki. Ten kontrast, o którym pisałaś w kontekście jazdy samochodem jest we wszystkich codziennych sytuacjach. Większość ludzi nic nie zrobi nawet jeśli coś im się nie będzie podobać nawet nie dlatego, że są przyjaźni tylko dlatego, że sami nie chcą problemów.

Bardzo ważną kwestią jest także uwiadomienie sobie, że na mnóstwo rzeczy w swoim otoczeniu nie masz żadnego wpływu. Jak mawiała moja terapeutka, mamy zaledwie 5% wpływu na nasze otoczenie i przejmowanie się rzeczami niezależnymi od nas to jedynie strata czasu i energii. Ten płaszcz jest niezłym przykładem, powiedzmy że idziesz ulicą i nagle jakiś samochód cię ochlapał. Droga jest ruchliwa, hałas ze wszystkich stron, nie mogłaś określić skąd nadjeżdża akurat ten samochód, który cię ochlapał na dodatek jeszcze jechał dość szybko więc nie dało się tego uniknąć. Płaszcz masz cały zalany i to jeszcze uwalony błotem, przejmujesz się tym ale wiesz, że to był wypadek i nie miałaś na to żadnego wpływu. Więc co robisz, padasz na ziemię załamana i ubolewasz nad tą sytuacją? Otóż nie, akceptujesz ten fakt i idziesz dalej w zalanym płaszczu albo go zdejmujesz jeśli nie jest za zimno, potem go pierzesz i znów jest czysty. Jeśli ktoś się zapyta co ci się stało to mówisz prawdę, takie sytuacje są na porządku dziennym i każdy potrafiący myśleć człowiek to zrozumie. Podaje ten płaszcz jako przykład bo ja też zawsze przesadnie się przejmowałem ubiorem i też zdarzały mi się takie sytuacje. Kiedy już starałem się przestawić moje myślenie właśnie na takie przez pryzmat samego siebie to zacząłem zauważać, że nikt tak na prawdę nie zwraca uwagi na mój ubiór bo i ja tego nie robię względem innych. A przynajmniej nie w negatywnym sensie. Ja zwracam uwagę na ubiór tylko jeśli mi się on podoba, na przykład kiedy widzę ładną dziewczynę na ulicy ubraną w totalnie mój typ damskiego ubioru to patrzę i podziwiam oczywiście bez jakichś patologicznych odchyłów, w przeciwnym wypadku nawet nie tracę czasu na patrzenie i większość ludzi też tak ma. 

Podobnie jest z lękiem, że zrobisz coś głupiego, śmiesznego, zawstydzającego i ktoś cię nagra. Faktycznie może się tak zdarzyć ale raczej nie będzie to miało wpływu na twoje życie. Dziś jest tyle różnych nagrań w internecie, że nawet jeśli ktoś zobaczy filmik z twoim udziałem to najprawdopodobniej zapomni o nim w ciągu najbliższych 10 minut. Przy tym co dziś jest w internecie trzeba by się na prawdę nieźle postarać by wzbudzić jakąś większą sensację. Mimo, że to piszę to sam wciąż się obawiam czegoś takiego ale już mniej niż kiedyś.

W moim przypadku jeszcze jedna rzecz działa trochę na plus. Przez wiele lat trenowałem różne sztuki walki i daje mi to mały bonus do poczucia bezpieczeństwa. Trochę luźniej podchodzę do jakiejś napiętej sytuacji na przykład gdy ktoś się do mnie przyczepia bez powodu albo o jakąś totalną głupotę mając świadomość, że w razie czego powinienem dać radę się obronić albo chociaż łatwiej uciec. Może to brzmi trochę śmiesznie ale jednak ma lekki wpływ na sposób myślenia. Piszę to bardziej jako przykład niż jako konkretną radę choć osobiście polecam trenować sztuki walki.

Zmiana sposobu myślenia jest kluczem i jak już pisałem jest to bardzo trudne do zrobienia, aż za dobrze wiem co mówię. Osobiście wydaje mi się, że to można zrobić tylko samodzielnie bo w przeciwnym razie istnieje ryzyko popełnienia mojego błędu z terapii. To trzeba trenować, regularnie, po swojemu i w swoim tempie choć nie ukrywam, że ciekawie byłoby "potrenować" z kimś. Mam nadzieję, że post wyszedł czytelny i zrozumiały, patrząc na jego długość i czas jego pisania mogłem się gdzieś pomylić i coś powtórzyć albo napisać coś dziwnego.

Post jest jak najbardziej zrozumiały, ja na prawdę to wszystko rozumiem, tyle że... w teorii.
Gdy przychodzi jednak czas na praktykę znów włącza się to samo myślenie, zaczynają się lęki, mimo że staram się to racjonalizować i tłumaczyć faktami.
Z tym ubiorem to u mnie też kwestia wyniesiona nawet nie z dzieciństwa co z lat wczesnej młodości gdy często słyszałam komentarze od ojca takie jak "założyłaś takie buty w taką pogodę? to ty nie wiesz jakie buty się zakłada o tej porze roku? mam ci to tłumaczyć?" albo "ta twoja kurtka to już się tylko do prania nadaje", albo "ta bluzka to już się tylko do wyrzucenia nadaje", co wzbudziło we mnie niestety poczucie nieustannego wstydu i wrażenie że wyglądam i zachowuję się nieadekwatnie (mimo że wiem, że realnie tak nie było, bo inny człowiek nie zwróciłby uwagi na to że np mam małą plamkę na bluzce, ale dla ojca to było już nieakceptowalne).
Generalnie znam przyczynę swojego obecnego zachowania i leży ona w ojcu, wiem że utrzymywanie z nim kontaktu utrudnia mi cały proces wychodzenia z tego i to na prawdę nie jest pocieszające.

18

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

Proponowałam (chyba) wyżej. smile
Możesz skonfrontować się z tymi trudnymi doświadczeniami podczas psychoterapii, wówczas znacznie łatwiejszym będzie pożegnanie się z tym kiepskim myśleniem o sobie.

19

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

Lu7 też miałam podobnie. Moje otoczenie od dziecka wymagało ode mnie bycia grzeczną i miłą. Niezależnie od tego jak mnie traktowano (a bywałam traktowana bardzo złośliwie, chamsko, stykałam się z agresją), to oczekiwano posłuszeństwa i wzorowego zachowania.
Przez długi czas w życiu miałam trudność by adekwatnie reagować, bycie miłą tak mi weszło w krew, że nie potrafiłam nawet inaczej się zachowywać.  Potrzebujesz uświadomić sobie jakie uczucia tłumisz i dać im się wyrazić. Dać sobie przyzwolenie na czucie i wyrażanie. Domyślam się, że tak jak ja nauczyłaś się tłumić złość. Mnue pomogła z tym terapia, wiedza na temat asertywności plus byłam na warsztacie z metodami Loewena.Obserwowałam też jak kulturalni ludzie radzą sobie z trudnymi sytuacjami (bo znałam z domu tylko skrajności uległość lub agresję). Teraz kiedy czuję, że nie muszę  być miła, radzę sobie dużo lepiej. Ludzie wciąż czasem testują czy da się wejść mi na głowę. Kiedyś w takich sytuacjach nie wiedziałam jak się zachować. Teraz adekwatna odpowiedź przychodzi zdecydowanie łatwiej.

20

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Lu7 napisał/a:

Post jest jak najbardziej zrozumiały, ja na prawdę to wszystko rozumiem, tyle że... w teorii.
Gdy przychodzi jednak czas na praktykę znów włącza się to samo myślenie, zaczynają się lęki, mimo że staram się to racjonalizować i tłumaczyć faktami.
Z tym ubiorem to u mnie też kwestia wyniesiona nawet nie z dzieciństwa co z lat wczesnej młodości gdy często słyszałam komentarze od ojca takie jak "założyłaś takie buty w taką pogodę? to ty nie wiesz jakie buty się zakłada o tej porze roku? mam ci to tłumaczyć?" albo "ta twoja kurtka to już się tylko do prania nadaje", albo "ta bluzka to już się tylko do wyrzucenia nadaje", co wzbudziło we mnie niestety poczucie nieustannego wstydu i wrażenie że wyglądam i zachowuję się nieadekwatnie (mimo że wiem, że realnie tak nie było, bo inny człowiek nie zwróciłby uwagi na to że np mam małą plamkę na bluzce, ale dla ojca to było już nieakceptowalne).
Generalnie znam przyczynę swojego obecnego zachowania i leży ona w ojcu, wiem że utrzymywanie z nim kontaktu utrudnia mi cały proces wychodzenia z tego i to na prawdę nie jest pocieszające.

Wiem, że tylko w teorii i właśnie dlatego napisałem, że to będzie bardzo trudne. Po prostu nie ma konkretnych metod praktycznych by zmienić myślenie, każdy robi to inaczej, po swojemu. Najtrudniejsze z tego wszystkiego jest właśnie przejście z teorii na praktykę. Ja też nadal mam jeszcze daleką drogę przed sobą. Jednak zdaje się, że trochę przekombinowałem, jesteśmy do siebie bardzo podobni ale nie w 100%. U ciebie od razu widać, że głównym źródłem większości problemów była i wciąż jest relacja z ojcem. U mnie był to niemal całkowity brak jakichkolwiek relacji, rodzinne były dość płytkie, a poza rodziną przez wiele lat nie było żadnych. Tobie te myśli i przekonania zostały wpojone, a ja sam je wykształciłem na skutek samotności i izolacji. Niektórzy tu pisali, że powinnaś całkowicie zerwać kontakty z ojcem i może faktycznie by ci to pomogło ale na to pytanie tylko sama możesz odpowiedzieć. Niezależnie od twojej decyzji jedno pozostanie pewne, że jesteś dorosła i tylko ty sama masz prawo decydować o swoim życiu. Jeśli zdecydujesz się nie zrywać kontaktu to masz pełne prawo całkowicie olewać to co mówi twój ojciec bo już nie jesteś od niego zależna. Mimo moich znikomych relacji w ciągu całego życiu było kilka osób, które też starały się wszystko mi narzucać, szczególnie nadopiekuńcza matka. Z tym co nakładła mi do głowy będę się zmagał chyba do końca życia. Takie coś na prawdę mocno siedzi w głowie i zostaje z człowiekiem na długo po osiągnięciu dorosłości.

_jenny_ napisał/a:

Przez długi czas w życiu miałam trudność by adekwatnie reagować, bycie miłą tak mi weszło w krew, że nie potrafiłam nawet inaczej się zachowywać.  Potrzebujesz uświadomić sobie jakie uczucia tłumisz i dać im się wyrazić. Dać sobie przyzwolenie na czucie i wyrażanie. Domyślam się, że tak jak ja nauczyłaś się tłumić złość. Mnue pomogła z tym terapia, wiedza na temat asertywności plus byłam na warsztacie z metodami Loewena. Obserwowałam też jak kulturalni ludzie radzą sobie z trudnymi sytuacjami (bo znałam z domu tylko skrajności uległość lub agresję). Teraz kiedy czuję, że nie muszę  być miła, radzę sobie dużo lepiej. Ludzie wciąż czasem testują czy da się wejść mi na głowę. Kiedyś w takich sytuacjach nie wiedziałam jak się zachować. Teraz adekwatna odpowiedź przychodzi zdecydowanie łatwiej.

Wszyscy mieliśmy ten sam problem, byliśmy zmuszeni do tłumienia naszych uczuć tylko każdy z innego powodu. Ja doszedłem do totalnej skrajności w tej kwestii i przez długi czas starałem się całkowicie wyłączyć wszelkie uczucia, chciałem być jak robot, który nic nie czuje, chciałem dosłownie nie okazywać żadnych uczuć. Dużo czasu mi zajęło zrozumienie, że tego się nie da zrobić. Ja nigdy nie musiałem być na siłę miły bo dosłownie nie było dla kogo, więc zamiast tego stałem się obojętny. Jenny ma rację, że terapia na prawdę mogłaby pomóc, co prawda mi bezpośrednio nie pomogła ale bez niej nie byłoby mnie nawet na tym forum nie mówiąc już o zwykłym pisaniu z kimś czy nawet doradzaniu komuś. Lu7 nawet jeśli tobie też bezpośrednio nie pomoże to jest duża szansa, że dowiesz się jak naprawić lub jak przestać się przejmować relacją z ojcem.

21 Ostatnio edytowany przez Lu7 (2023-05-02 19:14:34)

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

To co piszecie jest dla mnie naprawdę bardzo pocieszające, dające nadzieje na to, że może i mi również uda się z tego powoli wyjść, choć jednocześnie zasmucające, przykro mi z powodu Waszych doświadczeń...
U mnie to tłumienie uczuć skończyło się tym, że obecnie nie jestem w stanie wejść w jakąkolwiek relację z mężczyzną, każda taka relacja mnie męczy, kojarzy się ze stresem i lękiem o to czy tej osobie coś się nie zmieni, nie odwidzi, z niepewnością, więc odcinam się od wszelkich możliwości nawiązania takiej relacji, po prostu nie mam na nią siły... Bywało tak że jedno niewłaściwe słowo prowadziło do zakończenia z mojej strony relacji gdyż widziałam ją w barwach skrajności i nie potrafiłam jakoś tego wypośrodkować, mentalnie odcinałam się od partnera, jakbym rzeczywiście z minuty na minutę przestawała mieć do niego uczucia... nie wyobrażam sobie jak mogłoby wyglądać dzielenie mojej codzienności z kimś innym, mam już swoje nawyki, przyzwyczajenia. Choć paradoksalnie może to uporządkowałoby moje życie i mogłabym wreszcie przestać utrzymywać kontakty z ojcem. Na chwilę obecną nie ma takiej możliwości, on odkąd wyprowadziłam się z domu zasypuje mnie prezentami, na prawdę mimo tego jaki był, teraz dużo dla mnie robi.
Przez to czuję się w stosunku do niego zobowiązana i nawet głupio mi coś odpowiedzieć gdy on powie coś nie na miejscu, czy skomentuje mój styl życia, bo nie wypada skoro on tak się stara itp. Zresztą teraz już nawet boję się cokolwiek odpowiedzieć, zawsze gdy tak było, kończyło się to wielkim krzykiem z jego strony i awanturą.
Ja w ogóle nie inicjuję kontaktu, to on co kilka dni dzwoni, pyta co u mnie, zaprasza do siebie. Tylko że ja przed każdym takim spotkaniem naprawdę mocno się stresuję, tracę energię, bez przerwy zastanawiam się jaki tym razem będzie miał humor i czy spotkam się z jego docinkami, czy też nie.
Czuję, że (poza życiem zawodowym) moje życie to totalny bałagan.
Czyli generalnie nie ma wyjścia, muszę skontaktować się ze specjalistą. Do tej pory to odwlekałam, lecz to już najwyższy czas. Zmotywowaliście mnie. Muszę mieć kogoś, kto pomoże mi ten bałagan poukładać.

22

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Lu7 napisał/a:

To co piszecie jest dla mnie naprawdę bardzo pocieszające, dające nadzieje na to, że może i mi również uda się z tego powoli wyjść, choć jednocześnie zasmucające, przykro mi z powodu Waszych doświadczeń...
U mnie to tłumienie uczuć skończyło się tym, że obecnie nie jestem w stanie wejść w jakąkolwiek relację z mężczyzną, każda taka relacja mnie męczy, kojarzy się ze stresem i lękiem o to czy tej osobie coś się nie zmieni, nie odwidzi, z niepewnością, więc odcinam się od wszelkich możliwości nawiązania takiej relacji, po prostu nie mam na nią siły... Bywało tak że jedno niewłaściwe słowo prowadziło do zakończenia z mojej strony relacji gdyż widziałam ją w barwach skrajności i nie potrafiłam jakoś tego wypośrodkować, mentalnie odcinałam się od partnera, jakbym rzeczywiście z minuty na minutę przestawała mieć do niego uczucia... nie wyobrażam sobie jak mogłoby wyglądać dzielenie mojej codzienności z kimś innym, mam już swoje nawyki, przyzwyczajenia. Choć paradoksalnie może to uporządkowałoby moje życie i mogłabym wreszcie przestać utrzymywać kontakty z ojcem. Na chwilę obecną nie ma takiej możliwości, on odkąd wyprowadziłam się z domu zasypuje mnie prezentami, na prawdę mimo tego jaki był, teraz dużo dla mnie robi.
Przez to czuję się w stosunku do niego zobowiązana i nawet głupio mi coś odpowiedzieć gdy on powie coś nie na miejscu, czy skomentuje mój styl życia, bo nie wypada skoro on tak się stara itp. Zresztą teraz już nawet boję się cokolwiek odpowiedzieć, zawsze gdy tak było, kończyło się to wielkim krzykiem z jego strony i awanturą.
Ja w ogóle nie inicjuję kontaktu, to on co kilka dni dzwoni, pyta co u mnie, zaprasza do siebie. Tylko że ja przed każdym takim spotkaniem naprawdę mocno się stresuję, tracę energię, bez przerwy zastanawiam się jaki tym razem będzie miał humor i czy spotkam się z jego docinkami, czy też nie.
Czuję, że (poza życiem zawodowym) moje życie to totalny bałagan.
Czyli generalnie nie ma wyjścia, muszę skontaktować się ze specjalistą. Do tej pory to odwlekałam, lecz to już najwyższy czas. Zmotywowaliście mnie. Muszę mieć kogoś, kto pomoże mi ten bałagan poukładać.

To wręcz fascynujące jak różne mogą być efekty takich samych problemów. Ty z powodu złych wzorców powstałych z niemal toksycznej relacji z ojcem nawet teraz masz problemy z tworzeniem nowych relacji z mężczyznami i wszystkie kończą się niepowodzeniem. Ja z powodu złych wzorców narzuconych przez nadopiekuńczą matkę i stworzeniu własnych, jak się później okazało też złych nigdy nie miałem żadnych relacji z kobietami nie licząc dwóch bliższych koleżanek przez całe życie. Oboje na tą chwilę nie możemy sobie nawet wyobrazić jak miałoby wyglądać to "dzielenie się z kimś codziennością" i tu też mamy inne powody. Ty bo nie chcesz mieć "powtórki z domu rodzinnego", ja bo jest to dla mnie coś całkowicie nieznanego i nie mam żadnego doświadczenia w tej kwestii, dodatkowo jeszcze oboje jesteśmy słabi w okazywaniu uczuć i też trochę inaczej to wygląda u mnie i u ciebie. Co jeszcze ciekawsze oboje mamy wrażenie, że to mogłoby nam pomóc "uporządkować nasze życie". Tyle podobieństw i tyle różnic jednocześnie. Historia Jenny brzmi jeszcze trochę inaczej niż nasze, a przynajmniej na to wskazuje ten jeden jej post.

Co do twojego ojca wygląda to trochę tak jakby po twojej wyprowadzce zdał sobie sprawę z tego, że popełnił wiele błędów, a przez tą wyprowadzkę czuje jakby cię w pewnym sensie stracił. Dlatego obsypuje cię prezentami i ogólnie stara się bardziej niż kiedykolwiek by naprawić te błędy i cię odzyskać. Oczywiście mogę się też całkowicie mylić ale patrząc jak teraz o nim piszesz mam wrażenie, że sama jeszcze całkowicie nie zrezygnowałaś z tej relacji i chyba wcale byś tego nie chciała. Jeśli się mylę to przepraszam za tak śmiałą teorię. Jeśli się nie mylę to mam pytanie, czy próbowałaś z nim szczerze o tym porozmawiać albo czy chciałabyś to zrobić? Wyłożyć wszystkie karty na stół, powiedzieć wprost jak się czułaś przez całe życie będąc tak traktowaną i jaki to ma ciebie wpływ teraz.

23

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Shinigami napisał/a:
Lu7 napisał/a:

To co piszecie jest dla mnie naprawdę bardzo pocieszające, dające nadzieje na to, że może i mi również uda się z tego powoli wyjść, choć jednocześnie zasmucające, przykro mi z powodu Waszych doświadczeń...
U mnie to tłumienie uczuć skończyło się tym, że obecnie nie jestem w stanie wejść w jakąkolwiek relację z mężczyzną, każda taka relacja mnie męczy, kojarzy się ze stresem i lękiem o to czy tej osobie coś się nie zmieni, nie odwidzi, z niepewnością, więc odcinam się od wszelkich możliwości nawiązania takiej relacji, po prostu nie mam na nią siły... Bywało tak że jedno niewłaściwe słowo prowadziło do zakończenia z mojej strony relacji gdyż widziałam ją w barwach skrajności i nie potrafiłam jakoś tego wypośrodkować, mentalnie odcinałam się od partnera, jakbym rzeczywiście z minuty na minutę przestawała mieć do niego uczucia... nie wyobrażam sobie jak mogłoby wyglądać dzielenie mojej codzienności z kimś innym, mam już swoje nawyki, przyzwyczajenia. Choć paradoksalnie może to uporządkowałoby moje życie i mogłabym wreszcie przestać utrzymywać kontakty z ojcem. Na chwilę obecną nie ma takiej możliwości, on odkąd wyprowadziłam się z domu zasypuje mnie prezentami, na prawdę mimo tego jaki był, teraz dużo dla mnie robi.
Przez to czuję się w stosunku do niego zobowiązana i nawet głupio mi coś odpowiedzieć gdy on powie coś nie na miejscu, czy skomentuje mój styl życia, bo nie wypada skoro on tak się stara itp. Zresztą teraz już nawet boję się cokolwiek odpowiedzieć, zawsze gdy tak było, kończyło się to wielkim krzykiem z jego strony i awanturą.
Ja w ogóle nie inicjuję kontaktu, to on co kilka dni dzwoni, pyta co u mnie, zaprasza do siebie. Tylko że ja przed każdym takim spotkaniem naprawdę mocno się stresuję, tracę energię, bez przerwy zastanawiam się jaki tym razem będzie miał humor i czy spotkam się z jego docinkami, czy też nie.
Czuję, że (poza życiem zawodowym) moje życie to totalny bałagan.
Czyli generalnie nie ma wyjścia, muszę skontaktować się ze specjalistą. Do tej pory to odwlekałam, lecz to już najwyższy czas. Zmotywowaliście mnie. Muszę mieć kogoś, kto pomoże mi ten bałagan poukładać.

To wręcz fascynujące jak różne mogą być efekty takich samych problemów. Ty z powodu złych wzorców powstałych z niemal toksycznej relacji z ojcem nawet teraz masz problemy z tworzeniem nowych relacji z mężczyznami i wszystkie kończą się niepowodzeniem. Ja z powodu złych wzorców narzuconych przez nadopiekuńczą matkę i stworzeniu własnych, jak się później okazało też złych nigdy nie miałem żadnych relacji z kobietami nie licząc dwóch bliższych koleżanek przez całe życie. Oboje na tą chwilę nie możemy sobie nawet wyobrazić jak miałoby wyglądać to "dzielenie się z kimś codziennością" i tu też mamy inne powody. Ty bo nie chcesz mieć "powtórki z domu rodzinnego", ja bo jest to dla mnie coś całkowicie nieznanego i nie mam żadnego doświadczenia w tej kwestii, dodatkowo jeszcze oboje jesteśmy słabi w okazywaniu uczuć i też trochę inaczej to wygląda u mnie i u ciebie. Co jeszcze ciekawsze oboje mamy wrażenie, że to mogłoby nam pomóc "uporządkować nasze życie". Tyle podobieństw i tyle różnic jednocześnie. Historia Jenny brzmi jeszcze trochę inaczej niż nasze, a przynajmniej na to wskazuje ten jeden jej post.

Co do twojego ojca wygląda to trochę tak jakby po twojej wyprowadzce zdał sobie sprawę z tego, że popełnił wiele błędów, a przez tą wyprowadzkę czuje jakby cię w pewnym sensie stracił. Dlatego obsypuje cię prezentami i ogólnie stara się bardziej niż kiedykolwiek by naprawić te błędy i cię odzyskać. Oczywiście mogę się też całkowicie mylić ale patrząc jak teraz o nim piszesz mam wrażenie, że sama jeszcze całkowicie nie zrezygnowałaś z tej relacji i chyba wcale byś tego nie chciała. Jeśli się mylę to przepraszam za tak śmiałą teorię. Jeśli się nie mylę to mam pytanie, czy próbowałaś z nim szczerze o tym porozmawiać albo czy chciałabyś to zrobić? Wyłożyć wszystkie karty na stół, powiedzieć wprost jak się czułaś przez całe życie będąc tak traktowaną i jaki to ma ciebie wpływ teraz.


Tak, były przeprowadzane kilkukrotnie takie rozmowy na przestrzeni kilku lat, i to z jego inicjatywy, gdy widział że oddalam się od niego. Ja mówiłam mało. On tłumaczył swoje zachowanie i mówił, że zależy mu na mnie i na kontakcie ze mną. Tylko, że takie rozmowy zawsze działały na chwile... Później przez jakiś czas było dobrze, dopóki znowu nie trafiło na jego gorszy dzień i znów zaczynał awantury albo swoje sarkastyczne komentarze.
Ja ze swojej strony nigdy nie wyjaśniłam mu dokładnie jak się czułam i jaki to wszystko ma wpływ na mnie teraz bo znam go bardzo dobrze i wiem, że po pierwsze by tego nie zrozumiał, dla niego wszystko w życiu jest proste. Poza tym, nie czuję się na siłach żeby powiedzieć mu to prosto w twarz. Ja nawet już nie umiem z nim rozmawiać, nawet o błahych rzeczach... Szczerze, nie widzę żadnego potencjału na tę relację, bo nawet gdy przez chwilę jest dobrze, potem to wszystko wraca od nowa.

24

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Lu7 napisał/a:

Tak, były przeprowadzane kilkukrotnie takie rozmowy na przestrzeni kilku lat, i to z jego inicjatywy, gdy widział że oddalam się od niego. Ja mówiłam mało. On tłumaczył swoje zachowanie i mówił, że zależy mu na mnie i na kontakcie ze mną. Tylko, że takie rozmowy zawsze działały na chwile... Później przez jakiś czas było dobrze, dopóki znowu nie trafiło na jego gorszy dzień i znów zaczynał awantury albo swoje sarkastyczne komentarze.
Ja ze swojej strony nigdy nie wyjaśniłam mu dokładnie jak się czułam i jaki to wszystko ma wpływ na mnie teraz bo znam go bardzo dobrze i wiem, że po pierwsze by tego nie zrozumiał, dla niego wszystko w życiu jest proste. Poza tym, nie czuję się na siłach żeby powiedzieć mu to prosto w twarz. Ja nawet już nie umiem z nim rozmawiać, nawet o błahych rzeczach... Szczerze, nie widzę żadnego potencjału na tę relację, bo nawet gdy przez chwilę jest dobrze, potem to wszystko wraca od nowa.

Tego się spodziewałem, jest tak samo jak z moją matką. Już nawet nie wiem ile razy próbowałem jej wytłumaczyć, że teraz czasy są zupełnie inne niż kiedy ona była w moim wieku, że w wielu momentach wychowania popełniła błędy, że w wielu rzeczach się myli i nic. Nie ważne jak przekonujących argumentów użyje czy nawet badań naukowych potwierdzających to co mówię ona i tak wierzy, że zawsze wszystko robiła idealnie. Nawet nie można jej za to winić, zawsze była wobec mnie nadopiekuńcza i jest tak mocno przekonana, że to było dla mnie dobre, że nawet nie próbuje słuchać argumentów zaprzeczających temu. Widzę, że masz podobnie i rzeczywiście chyba tylko specjalista mógłby tu pomoc, ja będąc tylko użytkownikiem forum mogę jedynie spróbować doradzić i napisać jak coś wygląda z mojej perspektywy. Chyba tylko prawdziwy specjalista byłby w stanie spojrzeć z twojej perspektywy i nawet jeśli nie pomóc to przynajmniej nakierować cię na drogę właściwą byś sama mogła sobie pomóc. Choć wymiana doświadczeń z kimś w podobnej sytuacji tak jak my to robimy teraz również może być bardzo pomocna nawet jeśli nie już teraz to być może w przyszłości.

25

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Shinigami napisał/a:
Lu7 napisał/a:

Tak, były przeprowadzane kilkukrotnie takie rozmowy na przestrzeni kilku lat, i to z jego inicjatywy, gdy widział że oddalam się od niego. Ja mówiłam mało. On tłumaczył swoje zachowanie i mówił, że zależy mu na mnie i na kontakcie ze mną. Tylko, że takie rozmowy zawsze działały na chwile... Później przez jakiś czas było dobrze, dopóki znowu nie trafiło na jego gorszy dzień i znów zaczynał awantury albo swoje sarkastyczne komentarze.
Ja ze swojej strony nigdy nie wyjaśniłam mu dokładnie jak się czułam i jaki to wszystko ma wpływ na mnie teraz bo znam go bardzo dobrze i wiem, że po pierwsze by tego nie zrozumiał, dla niego wszystko w życiu jest proste. Poza tym, nie czuję się na siłach żeby powiedzieć mu to prosto w twarz. Ja nawet już nie umiem z nim rozmawiać, nawet o błahych rzeczach... Szczerze, nie widzę żadnego potencjału na tę relację, bo nawet gdy przez chwilę jest dobrze, potem to wszystko wraca od nowa.

Tego się spodziewałem, jest tak samo jak z moją matką. Już nawet nie wiem ile razy próbowałem jej wytłumaczyć, że teraz czasy są zupełnie inne niż kiedy ona była w moim wieku, że w wielu momentach wychowania popełniła błędy, że w wielu rzeczach się myli i nic. Nie ważne jak przekonujących argumentów użyje czy nawet badań naukowych potwierdzających to co mówię ona i tak wierzy, że zawsze wszystko robiła idealnie. Nawet nie można jej za to winić, zawsze była wobec mnie nadopiekuńcza i jest tak mocno przekonana, że to było dla mnie dobre, że nawet nie próbuje słuchać argumentów zaprzeczających temu. Widzę, że masz podobnie i rzeczywiście chyba tylko specjalista mógłby tu pomoc, ja będąc tylko użytkownikiem forum mogę jedynie spróbować doradzić i napisać jak coś wygląda z mojej perspektywy. Chyba tylko prawdziwy specjalista byłby w stanie spojrzeć z twojej perspektywy i nawet jeśli nie pomóc to przynajmniej nakierować cię na drogę właściwą byś sama mogła sobie pomóc. Choć wymiana doświadczeń z kimś w podobnej sytuacji tak jak my to robimy teraz również może być bardzo pomocna nawet jeśli nie już teraz to być może w przyszłości.

Zdecydowanie masz rację, wymiana doświadczeniami jest bardzo pomocna. Dziękuję Ci za tę wymianę, jak i za poświęcanie czasu mojemu wątkowi. smile

26

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

A nie uważasz że blokujesz się podczas stresujących sytuacji? jeżeli nie potrafisz kontrolować stresu to takie bycie miłym to twoja skorupa stresowa i chowasz się w nią po prostu, masz problemy z radzeniem sobie w stresowych sytuacjach? mam na myśli czy zauważyłaś że np. jak jesteś wyluzowana to wszystko jest inaczej niż podczas stresujących rzeczy?

27 Ostatnio edytowany przez Lu7 (2023-05-03 19:27:10)

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
stodwa napisał/a:

A nie uważasz że blokujesz się podczas stresujących sytuacji? jeżeli nie potrafisz kontrolować stresu to takie bycie miłym to twoja skorupa stresowa i chowasz się w nią po prostu, masz problemy z radzeniem sobie w stresowych sytuacjach? mam na myśli czy zauważyłaś że np. jak jesteś wyluzowana to wszystko jest inaczej niż podczas stresujących rzeczy?

To też bardzo interesujące spostrzeżenie. Myślę, że coś w tym jest. Np dziś - majówka, słoneczko, jasno za oknem, ładna pogoda, byłam bardziej wyluzowana i nie skupiałam się aż tak na byciu cukierkową.
Już jakiś czas temu zauważyłam, że moją reakcją na stresującą, niezręczną, czy nawet żenującą sytuację jest nagły śmiech (oczywiście nieszczery) aby tę napiętą sytuację jakoś załagodzić (często miało to miejsce np podczas niezręcznej ciszy).

Czyli to byłoby kolejną wskazówką i oznaką, iż powinnam popracować nad rozprawieniem się ze stresem przynajmniej do jakiegoś stopnia, bardziej wyluzować. Może dodatkowo popracować nad komunikacją i tzw "wygadaniem" - jestem w tym słaba. Jeszcze gdy rozmówca lubi mówić, to jest OK, ale rozmowa z mojej inicjatywy to już bardzo słabo wychodzi, często nie wiem, co mówić i wtedy właśnie zaczyna się ten śmiech.

28

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Lu7 napisał/a:

Czyli to byłoby kolejną wskazówką i oznaką, iż powinnam popracować nad rozprawieniem się ze stresem przynajmniej do jakiegoś stopnia, bardziej wyluzować. Może dodatkowo popracować nad komunikacją i tzw "wygadaniem" - jestem w tym słaba. Jeszcze gdy rozmówca lubi mówić, to jest OK, ale rozmowa z mojej inicjatywy to już bardzo słabo wychodzi, często nie wiem, co mówić i wtedy właśnie zaczyna się ten śmiech.

Nad komunikacją już zaczęłaś pracować, tu z nami i mam propozycję. Może właśnie tu spróbujesz się "wygadać", jesteś anonimowa, nie widzimy cię więc powinno być znacznie łatwiej wyluzować. Ja też jestem w tym słaby ale rozmawiać lubię więc może zyskamy na tym jakieś ciekawe obserwacje i może ktoś jeszcze się dołączy.

29 Ostatnio edytowany przez Lu7 (2023-05-05 20:27:22)

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Shinigami napisał/a:
Lu7 napisał/a:

Czyli to byłoby kolejną wskazówką i oznaką, iż powinnam popracować nad rozprawieniem się ze stresem przynajmniej do jakiegoś stopnia, bardziej wyluzować. Może dodatkowo popracować nad komunikacją i tzw "wygadaniem" - jestem w tym słaba. Jeszcze gdy rozmówca lubi mówić, to jest OK, ale rozmowa z mojej inicjatywy to już bardzo słabo wychodzi, często nie wiem, co mówić i wtedy właśnie zaczyna się ten śmiech.

Nad komunikacją już zaczęłaś pracować, tu z nami i mam propozycję. Może właśnie tu spróbujesz się "wygadać", jesteś anonimowa, nie widzimy cię więc powinno być znacznie łatwiej wyluzować. Ja też jestem w tym słaby ale rozmawiać lubię więc może zyskamy na tym jakieś ciekawe obserwacje i może ktoś jeszcze się dołączy.

Takie wygadanie się komuś zupełnie bezstronnemu, poznanie obiektywnej perspektywy i wymiana doświadczeniami pomaga bardziej niż się tego spodziewałam smile

Przy okazji - mam do Ciebie pytanie. Nie miałeś relacji z kobietami bo tego nie chciałeś / nie potrafiłeś / odwlekałeś...?

Czytam Twoje posty uważnie i jasno z nich wynika co jest problemem, natomiast chciałabym zapytać jakie było TWOJE nastawienie, żeby połączyć sobie kropki w głowie.

Próbowałeś poznać kiedyś kogoś przez internet? Wiadomo łatwiej nawiązać znajomość pisząc, czy nawet rozmawiając przez tele niż od razu zagadywać w realu do obcej osoby.

30

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Lu7 napisał/a:

Takie wygadanie się komuś zupełnie bezstronnemu, poznanie obiektywnej perspektywy i wymiana doświadczeniami pomaga bardziej niż się tego spodziewałam smile

Przy okazji - mam do Ciebie pytanie. Nie miałeś relacji z kobietami bo tego nie chciałeś / nie potrafiłeś / odwlekałeś...?

Czytam Twoje posty uważnie i jasno z nich wynika co jest problemem, natomiast chciałabym zapytać jakie było TWOJE nastawienie, żeby połączyć sobie kropki w głowie.

Próbowałeś poznać kiedyś kogoś przez internet? Wiadomo łatwiej nawiązać znajomość pisząc, czy nawet rozmawiając przez tele niż od razu zagadywać w realu do obcej osoby.

Zawsze chciałem mieć relacje z kobietami ale nigdy się to nie udało z kilku powodów. W podstawówce nawet nie myślałem w kategoriach relacji damsko-męskich, gimnazjum to był najgorszy czas w moim życiu i wolałbym umrzeć niż tam wrócić. W liceum byłem już mocno odizolowany, obojętny i miałem koszmarnie niską samoocenę więc żyłem w przekonaniu, że ktoś taki jak ja nie zasługuje na miłość czy bliskość, były to efekty tego co się działo w gimnazjum. Później, na studiach dosłownie już nie miałem nawet w czym wybierać. Praktycznie wszystkie dziewczyny były zajęte od co najmniej paru lat, a ja dodatkowo wciąż byłem odizolowany, nieufny i totalnym pesymistą. Izolacja, pesymizm i nieufność skutkowały brakiem nawet tak prostych czynności jak zwykła rozmowa co miało jeszcze gorsze skutki w choćby próbach nawiązania jakiejkolwiek znajomości. Dopiero po skończeniu studiów czyli jakieś 2 lata wstecz od teraz zacząłem się poważnie zmieniać i dotarłem do obecnego punktu. Pewnie bo zabrzmi dziwnie ale właśnie teraz bardziej niż kiedykolwiek chciałbym nawiązywać relację z kobietami, dowiedzieć się jak to jest kochać i być kochanym, poznać bliskość zarówno fizyczną jak i emocjonalną, właśnie teraz chciałbym poznawać to wszystko, odkrywać, smakować, jednak wciąż mam obawy czy nie jest już na to za późno. Większość ludzi ma ten okres w wieku nastoletnim, a ja wtedy byłem tak wielkim pesymistą, miałem tak niską samoocenę i poczucie własnej wartości, że nawet nie mogłem pomyśleć o związku czy tym wszystkim co mu towarzyszy bo uznawałem, że na to nie zasługuję. Teraz rozumiem, że byłem wtedy więźniem przeszłości, która spowodowała, że stałem się swoim własnym katem. Do dziś ponoszę tego konsekwencję i obawiam się, że będę je ponosił już do końca życia. 

Podsumowując moje nastawienie było takie, że zawsze chciałem ale sam uważałem, że nie mogłem, że na to nie zasługuję, że muszę być idealny, istnym bogiem przewyższającym wszystkich innych by chociaż spróbować tego co ci inni mieli na wyciągnięcie ręki niemalże bez wysiłku. Irracjonalne, niesamowicie głupie i doprawdy straszne myślnie mną kierowało przez wiele lat i właśnie to jest główny powód mojego braku jakichkolwiek relacji z dziewczynami. Chyba można powiedzieć, że nie potrafiłem, co prawda nieświadomie więc nie miałem możliwości dowiedzieć się co było nie tak ale jednak.

Co do poznawania przez internet to zależy co dokładnie masz na myśli. Jeśli chodzi o portale randkowe to nigdy nie próbowałem głównie z powodu bardzo złych opinii na ich temat, szczególnie tych twierdzących, że jeśli nie masz idealnego wyglądu to nawet nie ma co próbować i ogólnie jeszcze nigdy nie słyszałem pozytywnej opinii o portalach randkowych. Próbowałem na inne sposoby na przykład na Discordzie, na fb w grupach dotyczących moich zainteresowań albo na forach ale kompletnie nic nigdy z tego nie wyszło, nie licząc tego forum bo jednak teraz rozmawiamy. To było kiedyś, kiedy jeszcze byłem w tej "mrocznej" wersji, teraz pewnie byłoby z tym lepiej ale szczerze mówiąc nie wiem nawet od czego zacząć, jak się za to zabrać.

31

Odp: Bycie przesadnie miłą - prośba o porady
Shinigami napisał/a:
Lu7 napisał/a:

Takie wygadanie się komuś zupełnie bezstronnemu, poznanie obiektywnej perspektywy i wymiana doświadczeniami pomaga bardziej niż się tego spodziewałam smile

Przy okazji - mam do Ciebie pytanie. Nie miałeś relacji z kobietami bo tego nie chciałeś / nie potrafiłeś / odwlekałeś...?

Czytam Twoje posty uważnie i jasno z nich wynika co jest problemem, natomiast chciałabym zapytać jakie było TWOJE nastawienie, żeby połączyć sobie kropki w głowie.

Próbowałeś poznać kiedyś kogoś przez internet? Wiadomo łatwiej nawiązać znajomość pisząc, czy nawet rozmawiając przez tele niż od razu zagadywać w realu do obcej osoby.

Zawsze chciałem mieć relacje z kobietami ale nigdy się to nie udało z kilku powodów. W podstawówce nawet nie myślałem w kategoriach relacji damsko-męskich, gimnazjum to był najgorszy czas w moim życiu i wolałbym umrzeć niż tam wrócić. W liceum byłem już mocno odizolowany, obojętny i miałem koszmarnie niską samoocenę więc żyłem w przekonaniu, że ktoś taki jak ja nie zasługuje na miłość czy bliskość, były to efekty tego co się działo w gimnazjum. Później, na studiach dosłownie już nie miałem nawet w czym wybierać. Praktycznie wszystkie dziewczyny były zajęte od co najmniej paru lat, a ja dodatkowo wciąż byłem odizolowany, nieufny i totalnym pesymistą. Izolacja, pesymizm i nieufność skutkowały brakiem nawet tak prostych czynności jak zwykła rozmowa co miało jeszcze gorsze skutki w choćby próbach nawiązania jakiejkolwiek znajomości. Dopiero po skończeniu studiów czyli jakieś 2 lata wstecz od teraz zacząłem się poważnie zmieniać i dotarłem do obecnego punktu. Pewnie bo zabrzmi dziwnie ale właśnie teraz bardziej niż kiedykolwiek chciałbym nawiązywać relację z kobietami, dowiedzieć się jak to jest kochać i być kochanym, poznać bliskość zarówno fizyczną jak i emocjonalną, właśnie teraz chciałbym poznawać to wszystko, odkrywać, smakować, jednak wciąż mam obawy czy nie jest już na to za późno. Większość ludzi ma ten okres w wieku nastoletnim, a ja wtedy byłem tak wielkim pesymistą, miałem tak niską samoocenę i poczucie własnej wartości, że nawet nie mogłem pomyśleć o związku czy tym wszystkim co mu towarzyszy bo uznawałem, że na to nie zasługuję. Teraz rozumiem, że byłem wtedy więźniem przeszłości, która spowodowała, że stałem się swoim własnym katem. Do dziś ponoszę tego konsekwencję i obawiam się, że będę je ponosił już do końca życia. 

Podsumowując moje nastawienie było takie, że zawsze chciałem ale sam uważałem, że nie mogłem, że na to nie zasługuję, że muszę być idealny, istnym bogiem przewyższającym wszystkich innych by chociaż spróbować tego co ci inni mieli na wyciągnięcie ręki niemalże bez wysiłku. Irracjonalne, niesamowicie głupie i doprawdy straszne myślnie mną kierowało przez wiele lat i właśnie to jest główny powód mojego braku jakichkolwiek relacji z dziewczynami. Chyba można powiedzieć, że nie potrafiłem, co prawda nieświadomie więc nie miałem możliwości dowiedzieć się co było nie tak ale jednak.

Co do poznawania przez internet to zależy co dokładnie masz na myśli. Jeśli chodzi o portale randkowe to nigdy nie próbowałem głównie z powodu bardzo złych opinii na ich temat, szczególnie tych twierdzących, że jeśli nie masz idealnego wyglądu to nawet nie ma co próbować i ogólnie jeszcze nigdy nie słyszałem pozytywnej opinii o portalach randkowych. Próbowałem na inne sposoby na przykład na Discordzie, na fb w grupach dotyczących moich zainteresowań albo na forach ale kompletnie nic nigdy z tego nie wyszło, nie licząc tego forum bo jednak teraz rozmawiamy. To było kiedyś, kiedy jeszcze byłem w tej "mrocznej" wersji, teraz pewnie byłoby z tym lepiej ale szczerze mówiąc nie wiem nawet od czego zacząć, jak się za to zabrać.

Ten początek to zupełnie jakbym czytał o sobie. W technikum też na początku byłem wycofany ze względu na prześladowania w gimnazjum, jednak reszta klasy podjęła starania, by mnie wciągnąć w towarzystwo. Jak zobaczyłem, że mnie angażują do wspólnych aktywności, to już nie byłem wycofany, ale i tak nic z tego nie wyszło, bo ani razu nie spotkałem się z ludźmi po szkole, a i w szkole coraz rzadziej ze mną rozmawiali (choć to drugie jest po części moją winą). Idąc na studia, miałem nadzieję, że w końcu uda mi się kogoś poznać, nie miałem pesymistycznego podejścia, że na pewno mnie żadna nie zechce, ale okazało się, że nikt nie chciał tam ze mną gadać, a większość dziewczyn była już dawno zajęta. Ja również próbowałem szukać przez różne grupki związane z zainteresowaniami, ale nic z tego nie wyszło.

Posty [ 31 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Bycie przesadnie miłą - prośba o porady

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024