Strasznie tęsknię za byłym chłopakiem. Jest to bardzo wielkie napięcie i żre mnie to od środka. Za tym kryją się mocne emocje sięgające zenitu. Dostaje migren i trudno mi to znieść.
Nie jesteśmy że sobą cztery lata. Tyle czasu wypieralam że cokolwiek czuję. Pewnego dnia znalazłam się w takim miejscu że wróciły wspomnienia na tyle głębokie że znów wszystko wróciło. Do tego stopnia że zadzwoniłam zapytać jak się ma. Był zdziwiony i wielokrotnie pytał,,dlaczego dzwonisz?" ale każda moja ściema spotkała się z jego milczeniem. Nie powiem mu że tesknie. Dzwonię bo mam wolne w pracy - wybełkotałam. Jakaż była ulga i radość gdy odłożyłam słuchawkę. Chciałabym z nim być bo jest dla mnie pewnie szczególny. Problem w tym że oprócz miłości nie za bardzo czuję iż damy radę przetrwać, to znaczy on nie jest zaradny tak samo jak ja. Bardzo chciałabym z nim dzieci, i jest dla mnie spełnieniem marzeń. Kiedy o nim myślę w duszy rośnie mi róża, chce go kochać i cieszyć się że jest. Byłam z nim 7 lat.
Mam męża z którym mi się wygląda że uklada już 3 lata. Tu znów mąż jest zaradny ale nie czuje takich miłosnych uczuć. Jest i jest ok. Wiedzie się ekonomicznie. Nie ma za to romantyzmu, nie ma bliskości i nie czuje sie często emocjonalnie spełniona. Nie za bardzo chce z nim dziecka. Były momenty że czuję się drugoplanowo. Nie czuje sie że jestem dla niego najważniejsza.
Z trzeciej strony niewiele w życiu mam. Oprocz pracy z której ledwo mi starcza na życie ciągnę kredyt. Gdyby nie mąż biedowalabym.
Strasznie mi głupio, zyje w potrzasku, nie wiem co począć. Każda decyzja wygląda na tą niewłaściwą, nie jestem coraz młodsza, czuje się pomiędzy. Nie mogę liczyć w życiu na nikogo. Chciałabym być szczęśliwa w miłości a jednocześnie nie martwić się o przyszłość. Mam 30 lat zegar tyka.
Miałam taki pomysł by spotkać sie z byłym i spędzić z nim czas, pogadać. I tak wiem że w jego ramionach skonczylibyśmy w sypialni. Bo dla nas czas nie istnieje i uważam że nie realne jest o nim zapomnieć. Dlaczego z nim nie jestem? Zezłościł mnie jakąś blachostką a na polu był ktoś kto mógł mi zapewnić godne życie, kto mi się spodobał.
Nie jestem przekonana że to co pisze jest logiczne, ale pisze co czuję.
Możecie po mnie jechać ale doszło do mnie że uczucia nie da się z siebie wyrzucić. Może to jest nienormalne, ale ten ogień w klatce piersiowej pali na tyle mocno że nie wiem co robic. Ktoś pomoże?