Witajcie,
mam 31 lat i jak twierdzą ludzie - jestem atrakcyjna. To niestety niewiele wnosi to sprawy, bo od jakiegoś czasu jestem sama. Byłam w dwóch dłuższych związkach, miałam też krótsze relacje, nie narzekam na zainteresowanie płci przeciwnej, ale nie chodzi też o to, aby być z kimś dla samego bycia.
Dla osób, które chcą zarzucić mi wybrzydzanie – owszem, moje wymagania różnią się trochę od tych sprzed 10 lat, ale nie na tyle, że wszystkich dyskwalifikuje. Uważam, że jestem otwarta na nowe znajomości.
Niestety czuje się już trochę zmęczona „poszukiwaniami”. Poznawanie nowych ludzi, uczenie się ich, przywiązanie, a później kończenie znajomości (z różnych powodów, nie zawsze z mojej inicjatywy) odbiera mi nadzieję i motywację. Z kolei zamykanie się w domu niestety sytuacji nie poprawi. Zapytacie dlaczego tak uparcie chce związku - ano chcę, bo brakuje mi bliskości, czułości, wsparcia, osoby z którą będę mogła zbliżać się do założenia rodziny, a nawet nie jestem na początku tej drogi. Pomimo że potrafię gospodarować swój czas, czuje się nieco samotna. Do tego przekonanie, że ucieka mi czas, zegar biologiczny tyka (nie, nie chcę mieć dziecka z banku nasienia). Mam wrażenie, że zaczynam być zdesperowana, mój wiek zmniejsza szanse na znalezienie partnera. Mimo, że mężczyźni młodsi i starsi przewijają się w moim życiu, to niestety nie zawsze udaje się dopasować.
I tak lawiruje między uczuciami - musisz być cierpliwa i poczekać, a - nie siedź z założonymi rękoma, działaj...
Chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat