Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 23 ]

Temat: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

Chciałabym uzyskać poradę od osób, które być może znalazły się kiedyś w podobnej sytuacji.
Ja i on znamy się od 8 lat. Zaczęliśmy rozmawiać przez internet jako znajomi, wcześniej mieliśmy przelotem okazję poznać się osobiście. Jest między nami 10 lat różnicy wieku. Ja po 40, on po 50. Mamy wspólnych znajomych, zainteresowania, środowisko, pasje, unormowane życie. Mieszkamy w innych regionach kraju i przez te lata nie dążyliśmy do żadnych spotkań na gruncie koleżeńskim. Po prostu pisaliśmy do siebie wiadomości, co słychać, jak mija czas, co myślimy etc. Nasza komunikacja na przełomie lat była zwykłym kumplowaniem się, bez wkraczania w swoje osobiste życie. Jednak w ciągu ostatniego roku coś zaczęło zmieniać się, zaistniała w naszych kontaktach bliskość, która popchnęła nas do podjęcia decyzji o spotkaniu. Spotkaliśmy się – na stopie koleżeńskiej. To spotkanie uświadomiło mi, że zakochałam się w nim, że jest dla mnie osobą ważną. Po dwóch tygodniach od tego spotkania on przyjechał do mnie i powiedział mi to samo. Nie chcieliśmy tego, nie dążyliśmy do tego i nie planowaliśmy znaleźć się w tym samym miejscu. Ja jestem po rozwodzie. On jest żonaty. Jak powiedział – mieszkają z żoną w tym samym domu, każde ma swój poziom, ich małżeństwo istnieje na papierze, mijają się na korytarzu, żyją osobno. Żona znika po pracy, od lat nie ma jej w domu na żadne weekendy, święta, nie uczestniczy w spotkaniach rodzinnych. Kiedyś doszło tam do zdrady, rozbicia przez nią innego małżeństwa. Od tamtej pory żyją „osobno”. Jak mi powiedział – żadne z nich nie zmieniało tej sytuacji, nie czuło potrzeby rozwodu. Dowiedziałam się o tym dopiero teraz. Wcześniej myślałam, że jest rozwiedziony i nie drążyłam tej kwestii. Nie było zresztą powodu , bo nie patrzyłam na niego jak na obiekt moich zainteresowań i nie obchodziły mnie jego związki. Jego zachowanie też niczym nie różniło się od zachowania osoby wolnej – samotne podróże, wyjazdy, spędzanie czasu. Nie przyszło mi do głowy, że w tym wszystkim jest nieobecna żona. On, jak twierdzi – kocha mnie i chce ze mną być. Czuję, że jest to szczere. Chce do mnie przyjeżdżać, spędzać czas, budować relację, bywać wśród znajomych. Wie o tym jego dorosła córka. Z drugiej strony, powiedział, że potrzebuje czasu aby uregulować swoje sprawy , zmienić swój status. I tu pojawia się problem, jeden z wielu zresztą , gdyż ja nie akceptuję takiej sytuacji – relacji z kimś, kto jest w związku małżeńskim. Tak mam zakodowane w głowie. Jest to dla mnie sytuacja abstrakcyjna. Powiedziałam mu, że nie możemy być razem. Widujemy się, ale nie wychodzimy poza ustaloną granicę. On nie chce tego skończyć. Nie chce odpuścić. Gdy dowiedziałam się, jak to wszystko wygląda, byłam załamana. Jestem w takim stanie cały czas. Nie umiem, z powodu uczuć, przestać się z nim komunikować, odciąć się. Przyjeżdża do mnie. Jest wtedy cudownie. Spacerujemy, rozmawiamy, jeździmy gdzieś, śmiejemy się. Gdy zostaję sama, nadchodzi wielki dół i rozterki, wahania, niepewność. Nie naciskam, aby natychmiast szedł do sądu i składał papiery rozwodowe, choć chciałabym aby to zrobił. Nie wiem, ile jestem w stanie czekać, aż ta sytuacja się unormuje. Czy to wszystko ma sens? Czy ktoś był w podobnej sytuacji? Czy po 50, mając poukładane życie, firmę, zajęcia, warto wszystko zmieniać dla miłości?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

Znam parę, z identyczną historią. Gdy się poznali on , starzy od niej o kilkanaście lat, miał dzieci, formalnie był żonaty, ona była singielką, mieszkali kilkaset kilometrów od siebie. Co jakiś czas się spotykali, po kilku latach takiego życia, gdy on rozwiódł się, pobrali się. On przeprowadził się do niej, żyją razem niemal 20 lat; są zadowoleni, że żyją razem.

3

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

Dwoje ludzi spędza ze sobą cudowne chwile.

Jedna zaś, czyli Ty, bardzo zwraca uwagę na to co papierach stoi:

zielonewzgórze napisał/a:

powiedział, że potrzebuje czasu aby uregulować swoje sprawy , zmienić swój status. I tu pojawia się problem, jeden z wielu zresztą , gdyż ja nie akceptuję takiej sytuacji – relacji z kimś, kto jest w związku małżeńskim. Tak mam zakodowane w głowie.

Nie żal Ci psuć relacji z takiego powodu?
Nie możesz się z nim po prostu widywać?

4

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

Jak to możliwe,  że macie tak długo kontakt, a Ty nie wiedziałaś nic o jego życiu,  takich podstawowych rzeczy, że jest formalnie żonaty,  że mieszkają razem? Nieważne że każdy w innym kącie domu?
Dla mnie to czerwona flaga. Numer 1.
Jeszcze gorsza czerwona flaga nr 2

Gość znalazł miłość życia, i co?
I nico:  nagle potrzebuje czasu, by poukładać sprawy formalne: nie wiążą ich dzieci, podobno córka dorosla wie, ale to podobno, 
Co go trzyma?
Wg mnie on okłamał Cię wtedy i oklamuje teraz.
Dojrzały wiek nie ma nic do rzeczy.

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?
Ela210 napisał/a:

Jak to możliwe,  że macie tak długo kontakt, a Ty nie wiedziałaś nic o jego życiu,  takich podstawowych rzeczy, że jest formalnie żonaty,  że mieszkają razem? Nieważne że każdy w innym kącie domu?
Dla mnie to czerwona flaga. Numer 1.
Jeszcze gorsza czerwona flaga nr 2

Gość znalazł miłość życia, i co?
I nico:  nagle potrzebuje czasu, by poukładać sprawy formalne: nie wiążą ich dzieci, podobno córka dorosla wie, ale to podobno, 
Co go trzyma?
Wg mnie on okłamał Cię wtedy i oklamuje teraz.
Dojrzały wiek nie ma nic do rzeczy.


od początku traktowałam go jak znajomego z grona znajomych. nie interesował mnie pod innym względem. w naszych rozmowach nie pojawiał się temat życia prywatnego, co się dzieje w domu, jak żyjemy, lecz sprawy codzienne, dyskusje o czymś, komentarze nt. spraw świata. jakkolwiek to brzmi, tak było. ja wspominałam kiedyś, że mieszkam sama, on nie wspominał o tym nigdy, jak i z kim mieszka. wiedziałam tylko, że ma dorosłą córkę. z jego pisania do mnie nie wynikało, aby w tym życiu istniała inna kobieta. omijał ten fakt. gdy już mi o tym powiedział, przyznał, że bał się o tym wspominać, że urwie się nasz kontakt. córka wie, dzwoniła kilka razy, gdy był u mnie. pytała, gdzie jest, powiedział jej.

6 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2023-03-30 00:50:25)

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

Oklamujesz sama siebie.
Dlaczego facet znajomej nie mówi o tym że jest żonaty?
Zastanów się.
Za nic nie byłabym z kimś, kto by mnie okłamał w tak podstawowej sprawie
Nawet jak latami pisaliscoe o bzdurach, to jak się zaczeluscie zbliżać, on powinien Ci powiedzieć.
To był ten moment gdy Ty napisałaś,  że mieszkasz sama.
Ale on kalkulował i dalej kalkuluje.
Dlatego czujesz się tak niefajnie.
Po ci być przy mężczyźnie który kosztuje Cię  tyle nerwów?

7

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?
zielonewzgórze napisał/a:

Nie naciskam, aby natychmiast szedł do sądu i składał papiery rozwodowe, choć chciałabym aby to zrobił.

Dlaczego nie naciskasz? Przecież podobno nic go z żoną nie łączy, będzie to tylko formalność?

Określ mu konkretny deadline po którym urywasz kontakt i tyle. Ile możesz się tak męczyć?

8

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?
Gary napisał/a:

Dwoje ludzi spędza ze sobą cudowne chwile.

Jedna zaś, czyli Ty, bardzo zwraca uwagę na to co papierach stoi:

zielonewzgórze napisał/a:

powiedział, że potrzebuje czasu aby uregulować swoje sprawy , zmienić swój status. I tu pojawia się problem, jeden z wielu zresztą , gdyż ja nie akceptuję takiej sytuacji – relacji z kimś, kto jest w związku małżeńskim. Tak mam zakodowane w głowie.

Nie żal Ci psuć relacji z takiego powodu?
Nie możesz się z nim po prostu widywać?

Czy naprawdę nie podasz uczuć? Nie wiesz o tym że nie ma zakochania bez chęci posiadania drugiej osoby na wyłączność, w 100%, na zawsze i jeszcze dłużej? Że przebywanie z obiektem uczuć uskrzydla, a niemożność bycia z nim/nią powoduje bezkresną rozpacz odbierającą chęć do życia?

Facet należy do innej kobiety. Każdego dnia wybiera żonę i wybiera aby z nią mieszkać. A wystarczy aby podjął decyzję i wybrał autorkę. Nie robi tego, bo nie chce.

9

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

Zostałaś oszukana, na własne życzenie. Jesteś kochanką i kontynuując spotkania z nim, podtrzymujesz ten status. Skoro się tak bardzo kochacie, to poproś o rozwód i wspólne zamieszkanie, a potem małżeństwo smile. Bardzo szybko zobaczysz jak bardzo mu na Tobie zależy.

10

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?
Gary napisał/a:

Dwoje ludzi spędza ze sobą cudowne chwile.
Jedna zaś, czyli Ty, bardzo zwraca uwagę na to co papierach stoi.

Złote rady zdradzacza big_smile big_smile big_smile. Jakie jeszcze porady Gary masz dla kobiet?

11

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?
zielonewzgórze napisał/a:

Chciałabym uzyskać poradę od osób, które być może znalazły się kiedyś w podobnej sytuacji.
Ja i on znamy się od 8 lat. Zaczęliśmy rozmawiać przez internet jako znajomi, wcześniej mieliśmy przelotem okazję poznać się osobiście. Jest między nami 10 lat różnicy wieku. Ja po 40, on po 50. Mamy wspólnych znajomych, zainteresowania, środowisko, pasje, unormowane życie. Mieszkamy w innych regionach kraju i przez te lata nie dążyliśmy do żadnych spotkań na gruncie koleżeńskim. Po prostu pisaliśmy do siebie wiadomości, co słychać, jak mija czas, co myślimy etc. Nasza komunikacja na przełomie lat była zwykłym kumplowaniem się, bez wkraczania w swoje osobiste życie. Jednak w ciągu ostatniego roku coś zaczęło zmieniać się, zaistniała w naszych kontaktach bliskość, która popchnęła nas do podjęcia decyzji o spotkaniu. Spotkaliśmy się – na stopie koleżeńskiej. To spotkanie uświadomiło mi, że zakochałam się w nim, że jest dla mnie osobą ważną. Po dwóch tygodniach od tego spotkania on przyjechał do mnie i powiedział mi to samo. Nie chcieliśmy tego, nie dążyliśmy do tego i nie planowaliśmy znaleźć się w tym samym miejscu. Ja jestem po rozwodzie. On jest żonaty. Jak powiedział – mieszkają z żoną w tym samym domu, każde ma swój poziom, ich małżeństwo istnieje na papierze, mijają się na korytarzu, żyją osobno. Żona znika po pracy, od lat nie ma jej w domu na żadne weekendy, święta, nie uczestniczy w spotkaniach rodzinnych. Kiedyś doszło tam do zdrady, rozbicia przez nią innego małżeństwa. Od tamtej pory żyją „osobno”. Jak mi powiedział – żadne z nich nie zmieniało tej sytuacji, nie czuło potrzeby rozwodu. Dowiedziałam się o tym dopiero teraz. Wcześniej myślałam, że jest rozwiedziony i nie drążyłam tej kwestii. Nie było zresztą powodu , bo nie patrzyłam na niego jak na obiekt moich zainteresowań i nie obchodziły mnie jego związki. Jego zachowanie też niczym nie różniło się od zachowania osoby wolnej – samotne podróże, wyjazdy, spędzanie czasu. Nie przyszło mi do głowy, że w tym wszystkim jest nieobecna żona. On, jak twierdzi – kocha mnie i chce ze mną być. Czuję, że jest to szczere. Chce do mnie przyjeżdżać, spędzać czas, budować relację, bywać wśród znajomych. Wie o tym jego dorosła córka. Z drugiej strony, powiedział, że potrzebuje czasu aby uregulować swoje sprawy , zmienić swój status. I tu pojawia się problem, jeden z wielu zresztą , gdyż ja nie akceptuję takiej sytuacji – relacji z kimś, kto jest w związku małżeńskim. Tak mam zakodowane w głowie. Jest to dla mnie sytuacja abstrakcyjna. Powiedziałam mu, że nie możemy być razem. Widujemy się, ale nie wychodzimy poza ustaloną granicę. On nie chce tego skończyć. Nie chce odpuścić. Gdy dowiedziałam się, jak to wszystko wygląda, byłam załamana. Jestem w takim stanie cały czas. Nie umiem, z powodu uczuć, przestać się z nim komunikować, odciąć się. Przyjeżdża do mnie. Jest wtedy cudownie. Spacerujemy, rozmawiamy, jeździmy gdzieś, śmiejemy się. Gdy zostaję sama, nadchodzi wielki dół i rozterki, wahania, niepewność. Nie naciskam, aby natychmiast szedł do sądu i składał papiery rozwodowe, choć chciałabym aby to zrobił. Nie wiem, ile jestem w stanie czekać, aż ta sytuacja się unormuje. Czy to wszystko ma sens? Czy ktoś był w podobnej sytuacji? Czy po 50, mając poukładane życie, firmę, zajęcia, warto wszystko zmieniać dla miłości?

Chcesz, to dalej z nim pisz, ale przestań dawać mu dupy, to się wszystko wyjaśni.

12

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

"Z drugiej strony, powiedział, że potrzebuje czasu aby uregulować swoje sprawy , zmienić swój status."

To normalne, że czas potrzebny..
na napisanie pozwu i złożenie w Sądzie.

Czy wg Ciebie, upłynął już wystarczający czas na te czynności?

13

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

Jak widać nie upłynął.
Dla mnie można mieć uczciwy układ będąc żonaty z jasnym poinformowanie o tym, i nieuczciwy, mówiąc  kobiecie o tym, że jest miłością  życia, a nie robiąc nic by byc razem z nią.
Napisanie i złożenie pozwu to parę dni wystarczy.
Ale on nie boi się autorki stracić, bo ona o nic nie pyta i czeka z uśmiechem, z entuzjazmem na ich spotkaniach, a po spotkaniach odchorowuje.

14 Ostatnio edytowany przez display (2023-03-30 17:11:39)

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?
Ela210 napisał/a:

Jak widać nie upłynął.
Dla mnie można mieć uczciwy układ będąc żonaty z jasnym poinformowanie o tym, i nieuczciwy, mówiąc  kobiecie o tym, że jest miłością  życia, a nie robiąc nic by byc razem z nią.
Napisanie i złożenie pozwu to parę dni wystarczy.
Ale on nie boi się autorki stracić, bo ona o nic nie pyta i czeka z uśmiechem, z entuzjazmem na ich spotkaniach, a po spotkaniach odchorowuje.

W punkt.
Poza tym nie wiem czy autorka zdaje sobie sprawę że ten facet będąc mężem tamtej kobiety ma też wobec niej pewne obwiązki,  twierdzi że nic z nią go nie łączy i tak sobie żyją i mieszkają razem ale osobno i fajnie ale są już po 50 i zdrówko może się zacząć sypać  i gdy np żona zachoruje i trzeba będzie się nią zająć,  zaangażować w leczenie albo opłacać jakieś leczenie to wtedy już tak kolorowo nie będzie. Małżeństwo to obowiązek żona gdyby nie mogła z powodu choroby zarabiać to mogłaby podać go nawet o alimenty. To że facet się nie kwapi do rozwodu jest zastanawiające i jak dla mnie coś tu nie gra

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?
zielonewzgórze napisał/a:

Chciałabym uzyskać poradę od osób, które być może znalazły się kiedyś w podobnej sytuacji.
Ja i on znamy się od 8 lat. Zaczęliśmy rozmawiać przez internet jako znajomi, wcześniej mieliśmy przelotem okazję poznać się osobiście. Jest między nami 10 lat różnicy wieku. Ja po 40, on po 50. Mamy wspólnych znajomych, zainteresowania, środowisko, pasje, unormowane życie. Mieszkamy w innych regionach kraju i przez te lata nie dążyliśmy do żadnych spotkań na gruncie koleżeńskim. Po prostu pisaliśmy do siebie wiadomości, co słychać, jak mija czas, co myślimy etc. Nasza komunikacja na przełomie lat była zwykłym kumplowaniem się, bez wkraczania w swoje osobiste życie. Jednak w ciągu ostatniego roku coś zaczęło zmieniać się, zaistniała w naszych kontaktach bliskość, która popchnęła nas do podjęcia decyzji o spotkaniu. Spotkaliśmy się – na stopie koleżeńskiej. To spotkanie uświadomiło mi, że zakochałam się w nim, że jest dla mnie osobą ważną. Po dwóch tygodniach od tego spotkania on przyjechał do mnie i powiedział mi to samo. Nie chcieliśmy tego, nie dążyliśmy do tego i nie planowaliśmy znaleźć się w tym samym miejscu. Ja jestem po rozwodzie. On jest żonaty. Jak powiedział – mieszkają z żoną w tym samym domu, każde ma swój poziom, ich małżeństwo istnieje na papierze, mijają się na korytarzu, żyją osobno. Żona znika po pracy, od lat nie ma jej w domu na żadne weekendy, święta, nie uczestniczy w spotkaniach rodzinnych. Kiedyś doszło tam do zdrady, rozbicia przez nią innego małżeństwa. Od tamtej pory żyją „osobno”. Jak mi powiedział – żadne z nich nie zmieniało tej sytuacji, nie czuło potrzeby rozwodu. Dowiedziałam się o tym dopiero teraz. Wcześniej myślałam, że jest rozwiedziony i nie drążyłam tej kwestii. Nie było zresztą powodu , bo nie patrzyłam na niego jak na obiekt moich zainteresowań i nie obchodziły mnie jego związki. Jego zachowanie też niczym nie różniło się od zachowania osoby wolnej – samotne podróże, wyjazdy, spędzanie czasu. Nie przyszło mi do głowy, że w tym wszystkim jest nieobecna żona. On, jak twierdzi – kocha mnie i chce ze mną być. Czuję, że jest to szczere. Chce do mnie przyjeżdżać, spędzać czas, budować relację, bywać wśród znajomych. Wie o tym jego dorosła córka. Z drugiej strony, powiedział, że potrzebuje czasu aby uregulować swoje sprawy , zmienić swój status. I tu pojawia się problem, jeden z wielu zresztą , gdyż ja nie akceptuję takiej sytuacji – relacji z kimś, kto jest w związku małżeńskim. Tak mam zakodowane w głowie. Jest to dla mnie sytuacja abstrakcyjna. Powiedziałam mu, że nie możemy być razem. Widujemy się, ale nie wychodzimy poza ustaloną granicę. On nie chce tego skończyć. Nie chce odpuścić. Gdy dowiedziałam się, jak to wszystko wygląda, byłam załamana. Jestem w takim stanie cały czas. Nie umiem, z powodu uczuć, przestać się z nim komunikować, odciąć się. Przyjeżdża do mnie. Jest wtedy cudownie. Spacerujemy, rozmawiamy, jeździmy gdzieś, śmiejemy się. Gdy zostaję sama, nadchodzi wielki dół i rozterki, wahania, niepewność. Nie naciskam, aby natychmiast szedł do sądu i składał papiery rozwodowe, choć chciałabym aby to zrobił. Nie wiem, ile jestem w stanie czekać, aż ta sytuacja się unormuje. Czy to wszystko ma sens? Czy ktoś był w podobnej sytuacji? Czy po 50, mając poukładane życie, firmę, zajęcia, warto wszystko zmieniać dla miłości?

Napiszę Ci tak...to co on Ci mówi, a to co jest  to mogą być dwie różne rzeczywistości. Pamietaj, że żaden żonaty nie powie Ci prawdy o swoim małżeństwie, a to co o nim wiesz, wiesz tylko od niego. Skoro rzekomo z zoną nic go nie łączy to dziwne jest, że się jeszcze nie rozwiódł, a skoro tego nie zrobił to znaczy, że tego nie chce.
Nie pakuj się w ten układ, bo skrzywdzisz siebie, a przede wszystkim skrzywdzisz inną, niczemu nie winną i nieświadomą kobietę. Jeśli mu naprawdę zależy, to niech ureguluje swój status, wystarczy, że złoży pozew rozwodowy, to już będzie sygnał dla Ciebie, że poważnie o Tobie myśli. Nie naciskasz na rozwód? Błąd. jak zobaczy, że Ci to do niczego niepotrzebne, to się nigdy nie rozwiedzie. Oczywiście to moje zdanie, mogę się mylić, ale przemyśl to co Ci tu piszą.

16

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

Nie bawiłabym się w żadne namiastki związku z żonatym facetem. Do czasu uregulowania spraw można od czasu do czasu spotkać się na kawę i to wszystko

Piszesz, że wie o Was jego córka - a co ona o Tobie wie?
Facet jest dobry w półprawdy. Może ją poinformował, że jest u starej, wieloletniej  znajomej, z którą nic go nie łączy, więc może dzwonić. Oczywiście, jak się zastanowić to sama prawda. Bo w końcu znacie się od lat i niczego na razie Ci nie zadeklarował, a jedynie poprosił o czas na uregulowania spraw osobistych.

Ty nie naciskaj.   Ty nie oddawaj siebie na tacy żonatemu mężczyźnie. Tylko tyle i aż tyle.

17

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

Witam

minęło kilka miesięcy. postanowiłam odezwać się i napisać, co dalej w mojej sytuacji.
tak, jak miałam tu radzone , zaczęłam naciskać na to, aby mój partner unormował swój stan cywilno-prawny. to zresztą logiczne, że tak zrobiłam. wniósł pozew o rozwód. cieszył się z tego nawet, to nie było na siłę. jednak od tamtej pory zaczęło wszystko psuć się. planowaliśmy naszą przyszłość, a ponieważ dzieli nas duża odległość, okazało się, że każde z nas ma trochę inną wizję. on nie chciał przeprowadzić się do mnie, ponieważ wiązałoby się to z wieloma komplikacjami - utratą pracy, którą wykonuje od x lat, porzucenia domu, który budował, rezygnacji ze swojego hobby, które realizował w swoim mieście. jego życie toczyło się ponad 30 lat w jednym kręgu i ja to potrafię zrozumieć.
byłam skłonna ja zmienić dla niego wszystko, przenieść się z dzieckiem, zacząć od nowa. lecz, gdy uświadomiłam sobie, że tylko ja mam z czegoś zrezygnować, a on w sumie z niczego, poczułam się trochę zlekceważona, niepewna jego uczuć. poszło o to, że X oświadczył iż nadal chce pracować w tej samej firmie żony, że nie ma mowy , aby próbował zmienić pracę. ponadto - nie zamierza opuszczać tamtego domu. wbiłam sobie do głowy, że może jednak tamta kobieta ciągle tkwi mu w głowie i to jest przyczyna, że nie chce odcinać się całkowicie od tamtego miejsca. niestety, powiedziałam mu to w twarz. on zareagował bardzo drastycznie. spakował się i zerwał ze mną.
rozmowa miała miejsce jednego dnia, a na drugi dzień rano on odszedł. na odchodne powiedział, że nagle przestał wszystko czuć do mnie, co czuł. że nie wie, co się z nim stało. że nie wie, gdzie podziała się cała miłość, jaką przez ten długi czas czuł. dla mnie jego zachowanie to szok, coś tak brutalnego, że nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. nie spodziewałam się tego wcale, że tak zareaguje. powiedział, że chce wrócić do swojego życia i chce być sam.  że nie widzi naszej wspólnej przyszłości już, nie chce nic naprawiać, nie chce mieć ze mną kontaktu, rozmów, nic.
nie rozumiem tej sytuacji, bardzo mnie to boli. nie będę pisała, jak się czuję, bo nie ma słów, aby to opisać. twierdzi , że wszystko co mówił było kłamstwem. nie jestem w stanie w to uwierzyć, bo tę miłość było widać, czuć. wszyscy nam tego zazdrościli. to wszystko stało się tak szybko. nie ogarniam.
co robić? walczyć? nie wiem, co mam o tym myśleć.

18

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?
zielonewzgórze napisał/a:

Witam

minęło kilka miesięcy. postanowiłam odezwać się i napisać, co dalej w mojej sytuacji.
tak, jak miałam tu radzone , zaczęłam naciskać na to, aby mój partner unormował swój stan cywilno-prawny. to zresztą logiczne, że tak zrobiłam. wniósł pozew o rozwód. cieszył się z tego nawet, to nie było na siłę. jednak od tamtej pory zaczęło wszystko psuć się. planowaliśmy naszą przyszłość, a ponieważ dzieli nas duża odległość, okazało się, że każde z nas ma trochę inną wizję. on nie chciał przeprowadzić się do mnie, ponieważ wiązałoby się to z wieloma komplikacjami - utratą pracy, którą wykonuje od x lat, porzucenia domu, który budował, rezygnacji ze swojego hobby, które realizował w swoim mieście. jego życie toczyło się ponad 30 lat w jednym kręgu i ja to potrafię zrozumieć.
byłam skłonna ja zmienić dla niego wszystko, przenieść się z dzieckiem, zacząć od nowa. lecz, gdy uświadomiłam sobie, że tylko ja mam z czegoś zrezygnować, a on w sumie z niczego, poczułam się trochę zlekceważona, niepewna jego uczuć. poszło o to, że X oświadczył iż nadal chce pracować w tej samej firmie żony, że nie ma mowy , aby próbował zmienić pracę. ponadto - nie zamierza opuszczać tamtego domu. wbiłam sobie do głowy, że może jednak tamta kobieta ciągle tkwi mu w głowie i to jest przyczyna, że nie chce odcinać się całkowicie od tamtego miejsca. niestety, powiedziałam mu to w twarz. on zareagował bardzo drastycznie. spakował się i zerwał ze mną.
rozmowa miała miejsce jednego dnia, a na drugi dzień rano on odszedł. na odchodne powiedział, że nagle przestał wszystko czuć do mnie, co czuł. że nie wie, co się z nim stało. że nie wie, gdzie podziała się cała miłość, jaką przez ten długi czas czuł. dla mnie jego zachowanie to szok, coś tak brutalnego, że nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. nie spodziewałam się tego wcale, że tak zareaguje. powiedział, że chce wrócić do swojego życia i chce być sam.  że nie widzi naszej wspólnej przyszłości już, nie chce nic naprawiać, nie chce mieć ze mną kontaktu, rozmów, nic.
nie rozumiem tej sytuacji, bardzo mnie to boli. nie będę pisała, jak się czuję, bo nie ma słów, aby to opisać. twierdzi , że wszystko co mówił było kłamstwem. nie jestem w stanie w to uwierzyć, bo tę miłość było widać, czuć. wszyscy nam tego zazdrościli. to wszystko stało się tak szybko. nie ogarniam.
co robić? walczyć? nie wiem, co mam o tym myśleć.

wybrał to co typowy gość wjego wieku i jego pokroju panowie.. ->> wygode i stabilizacje,brak zmian w fianansach jakie by nie  były.. i tak wszytsko w ciagu jednego  dnia?!
choc  pieniadz dobry sługa, ale zły przewodnik.

przeczytalam na szybko , ale z tą córką to zatrąca klamstewkiem.. prosze zawalczyć o siebie a nigdy o niego !! wyjdzie z Pani z tego jeszcze silniejsza,,zobaczy Pani, zycze duzo powodzenia  ; ))

19

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?
zielonewzgórze napisał/a:

co robić? walczyć? nie wiem, co mam o tym myśleć.

O miłość się nie walczy, daj mu odejść, a sama szukaj kogoś bliżej, kto będzie miał czystą sytuację, nie będzie bał się zmienić życia. Ten facet "kochał cię", kiedy byłaś odskocznią od żony, do której pewnie był/jest przyzwyczajony może nie jak do partnerki, ale jak do wieloletniego domownika. Założe się, że majtki jego i jej były prane wspólnie. Za dużo zmian na niego, gdyby wcześniej mieszkał sam i u żony nie pracował, może byłby odważniejszy życiowo, a widocznie on boi sie skoku na głęboką wodę i samodzielnego życia.

20 Ostatnio edytowany przez ulle (2023-07-09 19:37:29)

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

Ten facet musi być nieźle fisniety - no komedia po prostu.
Autorko, usiądź spokojnie i pomyśl logicznie.
Facet w końcu złożył pozew o rozwód, cieszył się z tego, a nawet nie pomyślał, co dalej? Gdzie będzie mieszkał, gdzie będzie pracował?
Mózg rozwielitki?
Tylko się uspokój i zastanów się, ile jest w tym absurdu.
Gdyby nie było to dla Ciebie traumatycznym doswiadczeniem, to w sumie miałabyś z czego się pośmiać.

Jego rzekomy rozwod włóż do księgi z gatunku opowieści z mchu i paproci.

21

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

pozew był serio. miałam go w dłoniach wraz z sygnaturą akt. sprawa pewnie wkrótce. nie odwołał tego.

w międzyczasie poznałam jego ojca, córkę. jego matka była w sanatorium, więc nie spotkałyśmy się, ale ona też wiedziała o tej naszej relacji. reszta rodziny także. kibicowali nam.
to nie była z jego strony ściema.
problemem był ten cholerny dom, jego oczko w głowie. już pisałam , że on tam mieszka w zasadzie większość czasu sam, żona pomieszkuje u swojego wieloletniego partnera . ich sytuacja od wielu lat to białe małżeństwo ze względu na firmę. jak powiedział, myślał, że zdoła się odciąć od przeszłości, lecz widzę że były to czcze słowa.
gdy pisałam w marcu ten post, miałam wątpliwości, jak to jest z ludźmi w dojrzałym wieku.
zastanawiałam się, co dla nich jest ważniejsze - dotychczasowa stabilizacja, nuda i samotność,czy może nowe życie, miłość, wyzwania. myślałam, że wybór jest oczywisty, jednak pomyliłam się.

22

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?
ulle napisał/a:

Ten facet musi być nieźle fisniety - no komedia po prostu.
Autorko, usiądź spokojnie i pomyśl logicznie.
Facet w końcu złożył pozew o rozwód, cieszył się z tego, a nawet nie pomyślał, co dalej? Gdzie będzie mieszkał, gdzie będzie pracował?
Mózg rozwielitki?
Tylko się uspokój i zastanów się, ile jest w tym absurdu.
Gdyby nie było to dla Ciebie traumatycznym doswiadczeniem, to w sumie miałabyś z czego się pośmiać.

Jego rzekomy rozwod włóż do księgi z gatunku opowieści z mchu i paproci.


+1

Ale nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło.
Teraz zdajesz sobie sprawę, z pewnej prawdy, że facet mając do wyboru zła i okropna żonę, ale taka która daje mu stabilność, a nawet super niesamowita kochankę, to wybierze żonę.
Faceci bardzo rzadko odchodzą od zon.

23

Odp: Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?
Szeptuch napisał/a:
ulle napisał/a:

Ten facet musi być nieźle fisniety - no komedia po prostu.
Autorko, usiądź spokojnie i pomyśl logicznie.
Facet w końcu złożył pozew o rozwód, cieszył się z tego, a nawet nie pomyślał, co dalej? Gdzie będzie mieszkał, gdzie będzie pracował?
Mózg rozwielitki?
Tylko się uspokój i zastanów się, ile jest w tym absurdu.
Gdyby nie było to dla Ciebie traumatycznym doswiadczeniem, to w sumie miałabyś z czego się pośmiać.

Jego rzekomy rozwod włóż do księgi z gatunku opowieści z mchu i paproci.


+1

Ale nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło.
Teraz zdajesz sobie sprawę, z pewnej prawdy, że facet mając do wyboru zła i okropna żonę, ale taka która daje mu stabilność, a nawet super niesamowita kochankę, to wybierze żonę.
Faceci bardzo rzadko odchodzą od zon.

Przecież on już dawno "odszedł", żona ma innego...
A faceci tak sami odchodzą jak kobiety.

Ja myślę, że on nie wyobrażał sobie zostawienia dorobku swojego życia, a miłość faceta w tym wieku nie bywa romantyczna, a praktyczna wink
Nie rozumiał też Twojego oporu, co do zmiany miejsca zamieszkania, bo faceci nie rozumieją takich "niuansów" jak zamieszkanie partnerki we wspólnym domu z ex.

Dlatego tylko o to się wszystko rozbiło, a to, że powiedzial o zaniku uczucia, to była wg mnie wymówka. Też mógł pomyśleć, że nie masz na tyle uczuć do niego, żeby u niego zamieszkać, nie wiem, ale staram się wejść w jego skórę...

Posty [ 23 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Zakochanie po 40, po 50 - czy warto wszystko zmieniać dla uczucia?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024