W naszej ojczyźnie jest pewien obiekt społeczno-geograficzny, który dzieli się na dwa podobiekty - warszafkę i prowincję z tą warszafką nierozerwalnie związaną.
I tak mamy statystyczną rodzinę na podwarszawskiej prowincji (Podlasie, Mazowsze itp.) - model społeczny tam panujący wygląda tak, że rolą dziewczyny jest wyjechać do Stolycy na studia, chłopak ma zaś zostać na ojcowiznie. W efekcie, młode kobiety nabierają poglądów progresywnych, zaś pozostali na prowincji mężczyźni pozostają konserwatywni.
Problem nadmiaru zbyt konserwatywnych mężczyzn i radykalnie postępowych kobiet więc istotnie istnieje - jednakże w praktyce obejmuje on wyłącznie obszar warszawsko-słoiczany, dotyczy więc zakresu nie większego niż 10% społeczeństwa naszego kraju. Warszawocentryczna prasa lewicowa usiłuje przeskalować owe zjawisko na całą Polskę. W rezultacie tego powstają problemy w relacjach męsko-damskich w reszcie kraju, polegające na totalnej negacji postaw (umiarkowanie) konserwatywnych u kobiet oraz przypisywanie radykalnego konserwatyzmu mężczyznom co prowadzi do powstawania ad hok nieporozumień w relacjach.
Czy też zauważacie, że warszafka dewastuje relacje społeczne, zwłaszcza męsko-damskie w naszym kraju?