Tematów małżeńskich widzę w różnych działach od groma, ja przychodzę z podobnym. Mąż jest Rosjaninem, ale mieszka w PL prawie od "zawsze",na stałe, bardziej Polskę traktuje jako swoją, ale obecną sytuację na świecie przeżywa. Największą trudnością naszej rodziny, bo mamy dzieci, jest problem mojego męża z alkoholem. Dla mnie problem, dla męża - standardowo, bo obstawiam, że nie jest wyjątkiem w swoich przekonaniach - nie ma sprawy, a ja jestem histeryzującą babą, bo tak mnie nazwal. Pracy mąż nie opuścił ani razu, ale czy wiecznie tak będzie? Jak przychodzi piątek wieczór czy sobota, mąż zaprasza kogoś do nas, do kogoś idzie: ostatnio wychodzi, bo nie zgadzam się na spraszanie kumpli od kieliszka przy dzieciach, i pije. Tłumaczy to tak, że musi się zrelaksować, coś mu się od życia po ciężkim tygodniu należy i nie mam nic do gadania. Dzisiaj też ma wychodne. Kiedyś w weekendy gdzieś jechaliśmy z dziećmi albo dawalismy dzieci do dziadkow i mieliśmy czas dla siebie, teraz mąż musi się napić. Przez dni pracy nie upił się ani razu, ale co jakiś czas kupuje sobie piwo. Piwo ma w kategorii mało szkodliwego alkoholu, co zinterpretować można tak, że to prawie nie alkohol, więc o co kaman? Zeszlej soboty wrócił ujarany zielskiem.
Z dziećmi nie spędza za wiele czasu, jak mantre powtarza dzieciom, że tatuś jest zmęczony, idźcie do mamusi. Ja słyszę w kółko, że lepiej mi ogarnianie dzieciaków wychodzi. Wszystko, jego zdaniem, wychodzi mi lepiej: sprzątanie, gotowanie. Nie zapytał od dawna, czy dobrze się czuje, czy nie chciałabym mieć chwili spokoju i czasu, gdzie mogłabym zrobić coś dla siebie czy dla odmiany ja się z kimś spotkać i wyjść. On może, ja - nie. I nie chce wyjść teraz na marudę, która wypomina mężowi, ale czasem brakuje mi chwili oddechu, gdzie mogłabym się wyciszyć od obowiązków domowych i dzieci. A dzieci jak dzieci: są kochane i wspaniałe, ale dają też popalić i mają swoje humorki. Wzięłam go na poważną rozmowę: wysłuchał w ciszy moich słów, że nie chce, aby dzieci wychowywał się przy ojcu, który pije w weekendy, patrzyły, jak tata po pracy, po zamknięciu za sobą drzwi od razu otwiera piwo. Bo to, że nie robi tego codziennie nie znaczy, że nie zacznie. Jak skończyłam, to odpowiedział, że robię histerie, on umie pić, a ja sobie niepotrzebnie dopowiadam coś, czego nie ma. Co wyszło w efekcie końcowym z rozmowy? Nic. Odesłać mogę w tym miejscu każdego do pierwszych zdań postu: problem? Nie ma żadnego problemu, tylko jest niepotrzebnie dramatyzujące babsko.
Kiedyś życie seksualne mieliśmy udane, teraz, jeżeli coś robimy, to częściej dla męża, który sam skupiony jest na swojej przyjemności.
Maz kolejna sobotę spędza z kolegami i alkoholem, ja analizuje nasze życie i waham się, jaką decyzję podjąć, żeby nie wyrządzić krzywdy dzieciom i sobie. Myślałam, żeby odejść, zostawić go samego, być może to byłby kopniak dla męża, a jak nie będzie?
Mąż nie był absytentem, ale jak ktoś pije raz na miesiąc a jak pije co weekend i w tygodniu to nie jest ten sam poziom problemu.
Rok 2021 i obecny nie były dla nas najłatwiejsze i to jest łagodne określenie.
Post wyszedł dość długi, ale jest dla mnie ważne, żeby osoby czytające wiedziały, o co biega. Wszystkiego nie opisałam, bo musiałbym pisać przez trzy dni, a to mogłoby być za mało. Czy porzucić wstyd i powiedzieć najbliższym? Czy to męża problem z alkoholem czy powtarzając słowa męża: problem widzę tam, gdzie on nie istnieje i dramatyzuje? Dzieci mają ojca, ale tylko obecnego ciałem, bo nie dostają jego uwagi. Jakie kroki powinnam podjąć?