Hej
Jestem tu po raz pierwszy i chciałbym się dowiedzieć o kobiety myślą na ten temat.
Rok temu spotkałem przez internet dziewczynę, która bardzo była w moim typie. 6 lat młodsza, niska, świeżo upieczona absolwentka, bardzo fajne podejście do życia.
Wzbudzała we mnie takie emocje, że wstawałem codziennie pełny sił i uśmiechu.
Weszliśmy w związek. Był to związek na odległość na sam początek (ja do niej jeździłem co tydzień czasami co dwa), potem dowiedziałem się, że ma zamiar przeprowadzić się do mojej miejscowości, gdzie mogłaby pracować w biznesie zajmującym się sprzedażą suplementów. Tak też się stało po 4 miesiącach. Jako, że była dopiero po studiach nie miała swoich oszczędności ani pracy. Postanowiłem wziąć ją na kwadrat (który wspólnie na nowo wynajęliśmy, by było jej bliżej do pracy) i zapewnić, że jej pomogę finansowo.
Na samym początku, gdy pracowała ze swoimi doświadczonymi przyjaciółmi to jej biznes się rozkręcał. Potrafiła bez wyjścia z domu zarobić około 10.000 złotych na miesiąc i głównie większość tych pieniędzy szła na reklamę i produkty. Zostawało jej coś na waciki, a ja nigdy nie pytałem ją o jakąkolwiek pomoc finansową. Zarabiam przyzwoicie, ale nie żeby nazwać się bogatym.
Gdy więź z przyjaciółmi wygasła, moja partnerka się opuściła. Pojawił się Netflix&chill oraz dużo jedzenia. Jej wielką zaletą jest gotowanie co bardzo lubię. W tym miejscu nie mam co narzekać. Jednakże gotowanie to przerodziło się w nadmierne spożywanie posiłków przy całodziennym oglądaniu seriali. Zdarzało się, że po powrocie do domu po około 11h pracy, dom był nieogarnięty, naczynia niepozmywane. Ja jako, że lubię w domu czysto to wziąłem się do roboty i ogarniałem, podczas, gdy ona leżała na sofie i oglądała seriale. Dzień w dzień.
Waga jej skoczyła do góry w zastraszająco szybkim tempie. Z 60 do 75kg przy wzroście 160cm. Postanowiłem zachęcić ją do pójścia na siłownię, ale plany te były odkładane na każdy inny dzień. Zawsze jakaś wymówka. Ja natomiast o siebie dam. Ćwiczę zawodowo Karate, dużo biegam, ogólnie zdrowy tryb życia.
Plan z siłownią ostatecznie nie wypalił. Obiecała, obiecała, by następnie z tego zrezygnować, tłumacząc: "Jeśli codziennie mnie do tego zmuszasz, to ja na tą siłkę nie pójdę".
Nie byłem jakiś napastliwy, tylko rzucałem od czasu tekst, kiedy pójdzie coś poćwiczyć.
Ten sam problem był z jedzeniem. Jak wychodziliśmy jeść na mieście to ona zamawiała aż 3 talerze jedzenia, podczas gdy ja jeden. Nie jestem skąpy, ale rachunki były ogromne, a próby rozwiązania tej niewygodnej sytuacji spaliły na panewce. Dowiedziałem się, że kobieta może jeść ile chce i jak chce, a kto próbuje zanegować ten fakt ma problemy z głową.
Próbowałem jej przemówić do rozsądku, że niezdrowo jest jeść tak wysoko kaloryczne i pełne tłuszczu jedzenie bez jakichkolwiek ćwiczeń. Po prostu martwię się o nią i chce dla niej jak najlepiej. Zresztą sama stwierdziła: nie poznaje się, że tyle przytyła.
Ostatecznie sarkastycznie zakończyła konwersację, mówiąc, że psuję jej humor, kiedy rozmawiam o jedzeniu.
Ćwiczyłem więc dalej w domu z nadzieją, że jeśli zobaczy mnie w ruchu to sama coś zrobi. Nic się nie zmieniło.
Potrafi być urocza i kochająca. Dużo pomogła mi w przeszłości i jestem jej za to wdzięczny.
Ja nie zostawałem dłużny, dbałem o nią jak tylko mogłem: finansowo, masaże, restauracje, prezenty.
Pewnego dnia zdałem sobie jednak sprawę, że coś jest nie tak. Podczas, gdy ja pnę się do góry to ona spędza każdą wolną chwilę na serialach i telefonie. Biznes się skurczył do bardzo minimalnych zarobków i zaczęła mieć problemy. Nie było jej stać na reklamy, na kupowanie produktów. Myślałem, że to chwilowe załamanie, jednak przerodziło się ono w totalną rezygnację. Przestała pracować, a zaczęła się era Netfliksa.
W domu było nieposprzątane - najbardziej denerwowało mnie to, że dookoła leżały głównie jej rzeczy. Moje były poukładane na półkach.
To samo tyczyło się talerzy.
Dzieliliśmy się wcześniej obowiązkami, jednakże wtedy prawie wszystko spadło na moją głowę. Gotować, gotowała dla nas, ale potem szybko zrozumiałem, że tylko po to, żeby samej nie umrzeć z głodu. Zdarzało się wiele razy, że nie chciała tego robić i wolała zjeść coś na mieście. Godziłem się i w ten sposób moje oszczędności się nieco skurczyły. Nie jestem dobrym kucharzem - to przyznam, więc kiedy ją spotkałem i dowiedziałem się o tym talencie to byłem mega szczęśliwy.
Pojawiły się spore kłótnie o bałagan w domu, o Netflix, o brak siłowni itp.
Starałem się być elokwentny, asertywny, razem współpracować. Niestety skończyło się to tylko na moim gadaniu. Częste wojny przyniosły tylko tymczasowy rezultat i po kilku dniach było to samo.
Zapuściła się. Przestała o siebie dbać. Pojawiły się częste bóle pleców, stawów oraz szyi. Masowałem jak mogłem, była wdzięczna, podobało jej się to.
Ja natomiast z każdym tygodniem traciłem pożądanie. Chciałem, by ubierała się lepiej, zaoferowałem zakupy, ale w nic się nie mieściła, więc zrezygnowaliśmy.
Zacząłem się, niestety, oglądać za innymi na mieście. Czułem się niezręcznie w tej sytuacji, nie chciałem tego robić.
Pojawił się z mojej strony chłód i dystans. Przestałem inicjować kontakt i seks. Uważałem i nadal uważam, że powinniśmy wkładać w związek tyle ile dostajemy.
Tak było na początku naszej znajomości. Było tak cudownie. Ja się przywiązałem. Jestem uczuciowym chłopakiem, który nie chce rezygnować z relacji, kiedy pojawią się problemy.
No ale jak ja się staram, a ona nie? To jak mam na to wszystko patrzeć.
Miesiąc temu chciałem z nią porozmawiać na temat oszczędności. Powiedziałem jej, że moje oszczędności się skurczyły. Ceny rosną w górę. Bardzo dużo płacę na nasze utrzymanie i skoro jej biznes nie idzie do przodu, to czas najwyższy, żeby mi pomogła (8 miesięcy nic a nic od niej nie wołałem).
No to skwitowała to tym, że jeśli (poprzez swoją obecność) sprowadza moje życie w dół to powinniśmy się "odseparować", czyli inaczej ona się wyprowadzi.
Ja w szoku. Moja dziewczyna chce mnie zostawić. Wkurzyłem się, bo liczyłem na pomoc, a otrzymałem plaskacz w twarz. Nie wierzyłem swoim uszom.
Dodała, że nie będzie wtedy sensu utrzymywać związku. Zdenerwowałem się okropnie, powiedziałem kilka niemiłych snów, że ucieka z tonącego okrętu, kiedy przystało być wygodnie.
Pożarliśmy się, ale na koniec powiedziała, ze jak nie znajdzie pracy do końca tego miesiąca to się wyprowadzi.
Zabolało mnie to strasznie. Nie wiem co mną wtedy kierowało, ale pomogłem z CV. Głupi miałem jeszcze nadzieję, że coś się zmieni.
Znalazła pracę na etacie. 6 dni w tygodniu, gdzie nie ma jej w domu od godziny 6-7 rano do 20.
Na nic się zdały moje rozmowy, że to za daleko (samo dojeżdżanie zabiera około 2-3h), że może znajdzie coś bliżej, że pomogę. 6 dni pracy w tygodniu to naprawdę wielkie wyzwanie. Była to jej pierwsza praca i nawet nie zrobiła wielkiego researchu, tylko zgodziła się natychmiast.
Znowu pojawiła się kłótnia, która doprowadziła do tego, że puściły jej nerwy i wykrzyczała, że już nie może być w tym związku, że go nie chce, że ciągle mam do niej jakieś żale: dom, Netflix, waga, siłownia, praca.
Zaczęła wypowiadać słowa jak: "zobaczysz, znajdę sobie teraz lepszego od ciebie", "szkoda mi tracić czas na ciebie, bo moja spokrewniona dusza gdzieś tam na mnie czeka". Pojawiły się donośne piski na całe mieszkanie (żyjemy w bloku).
Skrzywdziła mnie tymi słowami, a co najlepsze to to, co się stało po 15 minutach od tych słów. Wzięła prysznic, by następnie przyjść do mnie i zacząć się tulić.
Brak jakiegokolwiek zrozumienia sytuacji i nie wiem nawet jak to nazwać.
Na następny dzień chciałem z nią zerwać, ale kiedy leżałem w łóżku po powrocie z pracy to najzwyczajniej w świecie się rozpłakałem. Powróciły wspomnienia, dobre chwile, a było ich pełno, bo jest jedyną dziewczyną, która sprawiła, że byłem naprawdę uśmiechnięty. A teraz....?
Dałem drugą szansę (4 dni temu się wszystko zdarzyło) chyba przez te wspomnienia i to co się działo w przeszłości. Teraz jednak jest mi ciężko. Trudno zapomnieć to co powiedziała.
Ona przyrzekła, że się zmieni. Zaczęła ćwiczyć pomimo pracy 6 dni w tygdoniu, nadal gotuje, ale się nie słucha, kiedy jej radzę w sprawie pracy.
Płacze mi, że ja nadal jestem zdystansowany i zimny, ale nie potrafię się tak łatwo przestawić. To strasznie dziwne, że chce tak szybko wrócić do normalności.
Ogólnie czuję, że chyba siebie oszukuje i nie szanuję, skoro pozwoliłem na powrót. Bo, jeśli ktoś mówi mi, że ze mną zrywa i że pójdzie sobie znaleźć kogoś innego, to dlaczego wciąż coś do niej czuję?
Nie wiem co z tym fantem zrobić i proszę o poradę
Dziękuję