Witam drogie Panie. Z góry uprzedzę że nie jestem kobieta ale myślę że najprościej poradzić mogę się Was.
Zacznę po krotce moja historie
Około roku temu poznałem dziewczynę z dzieckiem, "zakochalismy" się w sobie ( w dzudzyslowiu bo było to jednostronne ale to zaraz wyjasnie ) dość szybko zaczęliśmy być razem i zamieszkaliśmy razem ( wymagała tego sytuacja gdyż ma dziecko i tak najprościej było pod względem finansow).
Byliśmy tak około pół roku gsize było różnie. Ja zawaliłem siedząc przed PC, gdy ona była w pracy opiekowałem się dzieckiem, ciągle się mijaliśmy. Doszło w końcu do tego że wyszły na jaw jej zdrady z byłym ( ojcem dziecka). Zara po tym wyszło że jest w ciąży, coś co zapewnia mnie że to moje dziecko. Rozstaliśmy się wiadomo ale pp jakimś czasie postanowiłem schować dumę i jej wybaczyć że względu na dzieci. Wróciła do mnie ale niestety na 2 miesiące i jak się okazało z litości bym nie zrobił sobie krzywdy. Okres ten był mega ciężki, miałem ciągle jej wizję z nim itp itd kłótnie non stop o to. Znowu się rozeszliśmy potem ona znowu chciała do mnie wrócić, znaczy znowu, w sumie 1 raz to ona mnie prosiła o powrót itp itd. Niestety jakieś 3 4 dni temu się rozeszliśmy gdyż jak stwierdziła nie ma siły do " moich wymogow" i pracy jaka musiałem wykonać w krótkim czasie by nie być zazdrosnym o tego jej ex. Ogólnie nie byłem zazdrosny, nie sprawdzałem telefonu itp itd. Do momentu jak przyjechał i razem wyszli porozmawiać na temat chrzcin ich syna. Wtedy tam zdarzyło się mi ich śledzić z obaw. Oczywiście przyznałem się do tego, ale od tej pory coraz częściej o to się kłóciliśmy. Chociaż tak na prawdę w większej mierze miałem to przepracowane . Ale bolało mnie to jak np szliśmy na usg i widziałem daty, odrazu myśli " boże to może być jego dziecko ". Nie potrafiłem się cieszyć, przez co ja to trochę niszyczylo . Teraz jak to mówi nie potrzebuje mnie w swoim życiu, ma jakiś plan, obwinia mnie o zniszczenie jej tej ciąży przez brak mojego cieszenia się na usg. Obwinia mnie o za duże wymogi takie jak rozmowa, która wydaje mi się podstawa no i tu przyznaje co do jednego wymogu że to głupota a mianowicie argumentowanie. Ja jestem człowiekiem jeśli coś mówię że zrobiłem czynność A to argumentuje dla czego i tego chciałem od niej, przytłaczało ja to pewnie. Obwiniala mnie też że ciągle ta przeszłość jest z nami ( już nie tak jak 4 miesiące temu że co chwila miałem napady "wizji") ale tylko jak on się pojawiał to zazdrość moja brała górę.
Jak pisałem wyżej jest pewna ze nie chce mnie w swoim życiu ale ja nie potrafię odpuścić sobie czego nad czyn tyle pracowałem, na co tyle poświęciłem. Sprzedałem komputer, zacząłem inaczej pracować by być jak najwięcej w domu, dawać jej ten czas który potrzebuje. Zawaliłem sprawę jeśli chodzi o tą przeszłość ale wydaje mi się że i tak ludzie znacznie więcej czasu na to potrzebują.
Pytanie do Was drogie Panie, czy mam szansę uratować ten związek by być. Przy dzieciach i przy niej.
Dodam że teraz już w 99 procentach mam przepracowaną ta przeszłości( teraz mam tylko obawy że on się tam pojawił za mnie i to mnie przeraża że zostałem tak łatwo zastapiony )
Zależy mi na tej rodzinie przeogromnie, dla nikogo w życiu tyle nie oddawałem jak dla Niej i dzieci. Czy mam szansę według Was na uratowanie tego