Założyłem tutaj konto, bo muszę się po prostu wygadać i chciałbym poznać Waszą opinię na ten temat.
Jestem ze swoją kobietą od ponad 8 lat ( obecnie mam 26 lat tak jak i ona ) poznaliśmy się jeszcze w szkolę średniej. Dla mnie to pierwsza prawdziwa kobieta w życiu a dla niej jestem kolejnym 2gim albo 3cim partnerem. Wyjechaliśmy razem na studia układało się na prawdę bardzo dobrze, nigdy nie mieliśmy kłótni przez tyle lat. Ja jestem typem samotnika, który spędza wolny czas w małym gronie znajomych albo sam ze sobą ona w sumie podobnie, ale nie ma problemu z wyjściem do ludzi tak jak ja. Przykładowo, kiedy mamy iść na imprezy gdzie jest sporo nieznajomych to ona przejmuje inicjatywę i ona zawsze rozmawia - ja po prostu nie czuję takiej potrzeby. Mówiąc szczerze często w gronie nawet najbliższych znajomych czuję lekką presję, aby coś mówić cokolwiek aby po prostu te znajomości przetrwały - jestem typowym mrukiem. Moja kobieta to jakoś rozumie i mimo, że czasami ją to denerwuje to w pełni to akceptuje i mówi mi o tym. A ja się czuję w jej towarzystwie bardzo komfortowo i wiem, że mogę jej zaufać. Ale do rzeczy. Podczas jednego ze spotkań w tamtym roku poznałem jedną dziewczynę M i ta M nie wiem czemu zawróciła mi kompletnie w głowie. Momentalnie się zakochałem.
Ta druga kobieta jest zarówno moim jak i mojej partnerki przeciwieństwem. Zdaję sobie sprawę z tego, że ona by mogła się mną zwyczajnie znudzić. Utrzymuję to wszystko w tajemnicy i w sobie - nie potrafiłem przyznać przed partnerką że zakochałem się w innej. Od momentu, kiedy do tego doszło nasze relacje stanowczo się popsuły nagle zaczęły się kłótnie. Powiedziałem tej M że się w niej zakochałem na co dostałem odpowiedź, że jestem w związku i póki go nie zamknę to nie mam co liczyć na jakiś kontakt. Co prawda mieliśmy styczność kilka razy w szerszym gronie, ale oprócz kilku wypowiedzianych zdań nie doszło do niczego innego. To uczucie w środku mnie tak pali, że bywają dni że myślę tylko o tej drugiej - śmieszne bo zakochałem się rok temu w maju i już tyle czasu minęło.
Nie szukam pozwolenia, ale bardziej porady co byście zrobili na moim miejscu. Z jednej strony na i8 lat związku nie było sytuacji że się nagle zakochałem a z inna sprawa, że to moja 1 kobieta i gdzieś tam z tyłu głowy mam myśli, których nie dopuszczam że chciałbym zobaczyć jak by było być z inną. Serce mówi idź za uczuciami a głowa stopuje to wszystko i trzyma w ryzach to co zbudowałem przez tyle lat z 1 kobietą. Doszło do takiego absurdu, że zacząłem wypisywać sobie za i przeciw i zacząłem rozkminiać, dlaczego się zakochałem. Sam sobie tłumaczę, że przecież uczucie zakochania minie kiedyś, że to iluzja. Ale nie daje mi to spokoju. Kiedy myślę, że mam jej powiedzieć o rozstaniu to nie przechodzi mi to przez usta i nagle zaczynają mną targać skrajne uczucia, że przecież mam dobrze i mam świetną kobietę to co ty jeszcze chcesz. Inny dzień przychodzi, że biegun odwraca mi się na myślenie o tej drugiej i nagle moja dziewczyna jest już nie ważna. Dlaczego się tak nagle zakochałem ? Wiem dzieci nie mamy, ale mamy plany na mieszkanie, ślub.
Ile było takich historii tutaj na forum jak czytałem, zakochał się w innej odszedł od partnerki która go kochała. Ta 2ga go puściła z torbami i chłop został emocjonalnym wrakiem - czy muszę też takie coś przeżyć ?
Edit. przeczytałem swój post jeszcze raz i nie mogę dojść do siebie, że jestem taki głupi i dla uczucia zakochania w obcej babie jestem w stanie skończyć 8 letni związek z kobietą którą świetnie znam. To jest po prostu śmiech na sali.