Problemem jest moja teściowa i jej matka. Są to kobiety bardzo w porządku, miłe i chcą, bym czuła się u nich dobrze. Tylko, że wpychają we mnie jedzenie. Jeździmy z mężem tam co weekend. Mówię JASNO, że nie chce, że nie jestem głodna, że poproszę mniej. Jak o ścianę. Mąż mówi to samo, bez różnicy. Dają mi porcje jak dla chłopa, których nie jestem w stanie zjeść. Z boku może wyglądać to błaho, ale gdy ktoś stanie dosłownie nade mną i ciągle jedz, jedz już nie. Ostatnio poniedziałki zaczynam od niestrawności. Lubiłam tam jeździć, a teraz nie mogę... jestem asertywna, odmawiam, ale i tak wychodzi jak wychodzi. Momentami mam ochotę powiedzieć, by się ode mnie odpierdzieliły, ale one robią to żeby było mi miło. Tylko w stylu zagłaskać kota na śmierć. Macie jakieś rady?
Dlaczego nakładają Ci porcje... sama to rób, czyli uprzedzaj fakty, jak nie zdążysz połowę zostaw na talerzu i tak się nie przejmuj ich gadaniem, po prostu nie reaguj, zmieniaj temat. Ja bym nawet powiedziała wprost, przestańcie we mnie wciskać bo mi niedobrze..
Wkurzające też jest jak ktoś 10 razy powtarza, częstuj się tym czy tamtym...
Tylko reakcja może coś zmienić, kilka razy i dotrze...
Dlaczego nakładają Ci porcje... sama to rób, czyli uprzedzaj fakty, jak nie zdążysz połowę zostaw na talerzu i tak się nie przejmuj ich gadaniem, po prostu nie reaguj, zmieniaj temat. Ja bym nawet powiedziała wprost, przestańcie we mnie wciskać bo mi niedobrze..
Wkurzające też jest jak ktoś 10 razy powtarza, częstuj się tym czy tamtym...
Tylko reakcja może coś zmienić, kilka razy i dotrze...
Ja zostawiam, to zaraz przyniosą placka, a potem słucham czy nie chce kanapki. A oni i tak jedzą strasznie tłusto. Do garnka ziemniaków leci spokojnie pół opakowania masła. Podkładają pod nos. Jak robię sobie sama to i tak robię za mało.
Jak podkładają pod nos, odstaw obok, musisz znaleźć taki sposób, żeby czuć się w miarę komfortowo.
Ich zachowanie budzi w Tobie złość, której nie chcesz okazać.
Jeśli one są miłe i potrafią zmuszać Cię do pewnych zachowań, wypracuj rewanż. W miły sposób postaraj się aby to one zmieniły swoje zachowanie.
Ich zachowanie budzi w Tobie złość, której nie chcesz okazać.
Jeśli one są miłe i potrafią zmuszać Cię do pewnych zachowań, wypracuj rewanż. W miły sposób postaraj się aby to one zmieniły swoje zachowanie.
tylko jak?
Problemem jest moja teściowa i jej matka. Są to kobiety bardzo w porządku, miłe i chcą, bym czuła się u nich dobrze. Tylko, że wpychają we mnie jedzenie. Jeździmy z mężem tam co weekend. Mówię JASNO, że nie chce, że nie jestem głodna, że poproszę mniej. Jak o ścianę. Mąż mówi to samo, bez różnicy. Dają mi porcje jak dla chłopa, których nie jestem w stanie zjeść. Z boku może wyglądać to błaho, ale gdy ktoś stanie dosłownie nade mną i ciągle jedz, jedz już nie. Ostatnio poniedziałki zaczynam od niestrawności. Lubiłam tam jeździć, a teraz nie mogę... jestem asertywna, odmawiam, ale i tak wychodzi jak wychodzi. Momentami mam ochotę powiedzieć, by się ode mnie odpierdzieliły, ale one robią to żeby było mi miło. Tylko w stylu zagłaskać kota na śmierć. Macie jakieś rady?
Nawet nie wiesz, jak Cię rozumiem. Mnie w domu cały czas zmuszali, od dziecka, ciągle jedz i jedz. Też mnie bolał brzuch, zwłaszcza w niedzielę po południu. Do tej pory, gdy odwiedzam słyszę komentarze i żarciki, jaki to że mnie niejadek. Wkurza mnie to niesamowicie. Nie jestem niejadkiem, jestem dorosła baba i muszę nadal tego słuchać jakbym miała 5 lat.
Co zrobić... Zjadaj z talerza tyle, ile możesz, resztę zostaw. Może poczują się urażone, ale z czasem powinny się nauczyć, że nie zjesz tyle. Albo powiedz im ostrzejszym tonem, że nie chcesz tyle jeść.
Domyślam się, że to starsze osoby, więc wynika to pewnie z jakiejś staropolskiej gościnności.
Właściwie to mąż powinien im powiedzieć, żeby nie wciskały jedzenia, bo źle się z tym czujesz.
Jak nic nie podziała, to wpadajcie tylko na kawę, nie na obiad.
omyślam się, że to starsze osoby, więc wynika to pewnie z jakiejś staropolskiej gościnności.
Tak, wynika to z gościnności. Dlatego mi też jest z tym ciężko. W innej sytuacji byłoby mi łatwiej sobie poradzić. Bo ktoś chce dobrze, a ja tym gardzę. Tylko jak jedzenie tam nie daje mi jakiejkolwiek przyjemności, a jedynie efekt wymiotny. A przecież nie oleje rodziny męża, bo dają mi za dużo jedzenia.
Właściwie to mąż powinien im powiedzieć, żeby nie wciskały jedzenia, bo źle się z tym czujesz.
Jak nic nie podziała, to wpadajcie tylko na kawę, nie na obiad.
Jedziemy tam ponad 100 km, więc chwilowa wizyta jest nierealna. Olewają jego słowa tak jak i moje.
Będziesz musiała być twardsza - i mąż też. Odmawiajcie, a jak i tak nawalą jak dla chłopa, to zostaw na talerzu. Wyjaśnij, że jest smaczne, ale to dla Ciebie za dużo. Aż wreszcie zrozumieją.
To wynika z nadmiernej, dla mnie chorej gościnności, jak nie daje się przetłumaczyć, pozostaje ignorować to wciskanie, możesz też powiedzieć, że jesteś na diecie. Rzadziej też odwiedzać.
Agnes76 napisał/a:Ich zachowanie budzi w Tobie złość, której nie chcesz okazać.
Jeśli one są miłe i potrafią zmuszać Cię do pewnych zachowań, wypracuj rewanż. W miły sposób postaraj się aby to one zmieniły swoje zachowanie.tylko jak?
Przyjmij zasadę, że Twoja serdeczność wobec nich nie musi się przejawiać w czystym talerzu. Daj im do zrozumienia, że bardzo je szanujesz i doceniasz ich starania. Chwal potrawy i wszystko co przygotują na Wasz przyjazd. Zamiast odmawiania kolejnej porcji okazuj wdzięczność i mów o tym co już zjadłaś. Powiedz że jesz mniejsze porcje bo sprawiają Ci więcej przyjemności, a przejedzona czujesz się gorzej. Czyli bądź miła i odmawiaj nie wprost.
Najważniejsze jest w tym wszystkim Twoje nastawienie, poczucie kontroli sytuacji i wdzięczność. To pokieruje Twoją inwencją.
Miłe wpychanie porcji jak dla konia? Pomimo, że mówisz „to za dużo dla mnie”?
No, nie wiem. Niemiłe.
Miałam tak u ciotek byłego. Ale one były bardziej wprost. „Jedz, co tak mało jesz? Wiecznie taka szczupła nie będziesz” i oczko
Albo chcą Cię utuczyć podstępne albo nagotowały, nie ma kto zeżreć i wciskają. Grube są???
Czy przestałabys jeżdzić do swojej mamy, gdyby dawała Ci za dużo jedzenia?
Jak podkładają pod nos, odstaw obok, musisz znaleźć taki sposób,
żeby czuć się w miarę komfortowo.
Uzgodnij wcześniej z mężem, że taki trik zastosujesz i gdy to nastąpi, to niech On się podniesie, postawi przed Toba świeży talerz i powie, nałóż sobie ile chcesz.
Powinno zadziałać.
Czy przestałabys jeżdzić do swojej mamy, gdyby dawała Ci za dużo jedzenia?
Do czego niby ma być to pytanie? Co ma jedno do drugiego?
Ja to bym sobie zapakowała to jedzenie, którego nie dałam rady zjeść w pojemniki specjalnie przywiezione.
I zabrała do domu, nie gotowała jakiś czas obiadu.
Ja to bym sobie zapakowała to jedzenie, którego nie dałam rady zjeść w pojemniki specjalnie przywiezione.
I zabrała do domu, nie gotowała jakiś czas obiadu.
Motyw, że połowę porcji pakuję do pojemnika uważam za dziwny.
20 2022-02-26 05:39:56 Ostatnio edytowany przez Apogeum (2022-02-26 18:55:28)
Nie jesteś asertywna. Asertywność polega na mówieniu nie i trzymaniu się tego, a nie na mówieniu X, a robieniu Y. Twoja teściowa widzi, ze mówisz jedno, a robisz drugie, wiec cie dokarmia. Pytasz o radę, moja brzmi: bądź konsekwentna.
Umieściłaś ten watek w tym dziale, a nie w dziale relacje (…) w rodzinie, bo nie masz problemu z teściowa, lecz z asertywnością, ze stawianiem siebie, swojego samopoczucia, a nawet zdrowia wyżej niż samopoczucia innych osób. Co z tego, ze ma dobre chęci. Wszyscy wiemy, co jest wybrukowane dobrymi chęciami. Teściowej nie zmienisz, siebie możesz.
Przyznam, ze nie rozumiem, jak dorosła osoba może cokolwiek zjeść wbrew swojej woli, a już wmusić w siebie tyle, ze prowadzi to do niestrawności, to w ogóle abstrakcja. I to regularnie, raz w tygodniu! A gdyby teściowa nalegała, żebyś jadła albo piła coś, co dosłownie nie przechodzi ci przez gardło, to ryzykowałbys, ze to zwrócisz, zamiast robić to, co uważasz za właściwe? Właśnie! To, jak zachowuje się twoja teściowa, jest niewłaściwe, niestosowne, nienormalne. Nie na tym polega gościnność. Wiec tym bardziej nie powinnaś mieć problemu ze spełnianiem jej życzeń. Ja na przykład nie jestem w stanie pic oleju lnianego, po prostu mam po nim wiadomy odruch. I co, miałabym sie zmuszać, bo ktoś sobie tego życzy? Albo pic alkohol, choć w ogóle nie pije, bo mi nie smakuje? Nigdy w życiu. I to dotyczy wszystkiego, na co w danym momencie nie mam ochoty. To ja decyduje, co i ile jem, a nie kobieta, która urodziła mojego męża. Nieważne czyja jest matka, choćby wynalazła lek na raka, nie dałoby to jej prawa narzucać swoją wole innym.
Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek wcisnął we mnie choćby jeden niechciany kęs. Nigdy bym sobie na to nie pozwoliła. Jedyna okoliczność, żebym zjadła coś na co nie mam ochoty, to spluwa przy skroni.
Tez mam teściowa, nam mamę, która w kolko mnie pyta, co będę jadła, jakby życie składało się wyłącznie z jedzenia. Co prawda moja teściowa jak każdy myślący człowiek wie, jak należy się zachować, i nigdy nie postąpiliby tak jak twoja, ale przede wszystkim ja nigdy bym nic nie zjadła wbrew swojej woli. Gdy u teściów tradycyjnie serwowano rosół i drugie danie, powiedziałam, ze za rosół podziękuje i poprosiłam o nienakładanie mi (akurat byłam tylko ja i mąż i jedliśmy w kuchni). Wtedy padło zdanie zachęcające mnie do zmiany decyzji, powtórzyłam, ze zjem tylko drugie danie i koniec historii. Gdyby teściowa jednak mi nałożyła, nie zjadłabym. Jeśli ona zachowałaby się tak jakby nie usłyszała, co powiedziałam, ja zachowałabym się tak, jakbym nie widziała, tego rosołu. Nie powiedziałabym nic albo ewentualnie powiedziała, ze chyba nie usłyszała, ze nie jem makaronu. Gdyby ktoś w takiej sytuacji nalegał, ponownie bym odmówiła, a przy kolejnej próbie, powiedziałabym, ze muszę się położyć, a gdyby sytuacja mnie do tego zmusiła, opuściłam dom takiej osoby. Niezależnie od tego, czy to teściowa czy królowa. Zawsze jestem stanowcza. Gdyby ktoś w takiej sytuacji sie obraził, odetchnelabym z ulga, bo nie lubie towarzystwa niemądrych ludzi. Jedynie rodzonej mamie bym tłumaczyła do skutku, ale nikomu innemu. Ale moja mama poza tym, ze za dużo mówi o jedzeniu i przyklada do jedzenia zbyt duża wagę, jest madra, wiec taka sytuacja jak u ciebie mi nie grozi. Co nie zmienia faktu, ze ciagle pyta, czy zjem X, choc milion razy mówiłam, ze nie jem X.
Motyw, że połowę porcji pakuję do pojemnika uważam za dziwny.
Ja tez, ale o wiele dziwniejsze jest zaczynanie poniedziałku od niestrawności i jedzenie więcej niż się potrzebuje. Złe pojęta gościnność nie ma tu nic do rzeczy.