Pomóżcie, doradźcie, bo już nie mam sił...
Jesteśmy małżeństwem prawie 6 lat, a ja jestem już tak sfrustrowana, zła i rozżalona, że nie wiem od czego zacząć. Nasze życie seksualne praktycznie nie istnieje od ponad 3 lat, nie możemy się dogadać na wielu płaszczyznach. Zaczęło się niedługo po ślubie: ogarniałam w domu wszystko + do tego pracowałam na dwie zmiany. Po czym dowiedziałam się że nie dbam o męża, o czym z resztą pisałam osobny temat. Według mojego męża dbanie o niego polega na: sprzątaniu po nim, zbieraniu po całym domu jego brudnych ubrań, naczyń które zostawia gdzie popadnie, robienie na bieżąco porządku w jego ubraniach i uzupełnianie garderoby rzeczami kupionymi w sklepie. Nieraz mówię żeby wyniósł śmieci, słyszę że później. I tak te śmieci siedzą jeszcze dwa, trzy dni i mimo kilkukrotnego przypominania że miał to zrobić czeka do ostatniego momentu. Nie wiem, chyba liczy aż ja się tym zajmę. Opieka nad naszym synem też urasta dla niego do rangi zdobycia największego szczytu świata. Rano ja ogarniam synka i odwożę go do żłobka, po pracy odbieram go i wracam z nim do domu. Oboje pracujemy, ja po 8 h, mąż 8-10 h, w zależności ile ma roboty. Dziwnym trafem, po powrocie z pracy, to on zawsze MUSI sobie odpocząć bo jest bardziej zmęczony. Ja przecież "tylko" siedzę w biurze przy komputerze.... Opieka nad dzieckiem po powrocie do domu spada na mnie. Jak chcę chwilę posiedzieć i odpocząć, to jest wywracanie oczami i fochy. Mam wrażenie że cały dom jest na mojej głowie. Jak ja o czymś nie pomyślę/ czegoś nie zrobię, to nie będzie zrobione. Czuję że jesteśmy z synkiem na dalszym planie, a najważniejsze dla mojego męża jest przyjść z pracy, posiedzieć, poleżeć i iść sobie grać na komputerze... Nie czas spędzony wspólnie z rodziną, a granie. Ja nie mogę być zmęczona, nie mogę narzekać, nie mogę źle się czuć, wiecznie to on jest zmęczony. Od dawna nie było z jego inicjatywy na zasadzie: ja wezmę dziecko, a Ty sobie odpocznij/ miej czas dla siebie. Ma pretensje o to, że nie piorę ubrań które nie są włożone do kosza... Nieraz pyta czy nie jest mi wstyd że nie ma w czym iść do pracy lub chodzi jak dziad.
Nie mam pomysłu jak z nim rozmawiać, nic nie trafia. Powiedział że nie da się ustawić i zrobić z siebie pantofla. Wydaje mi się, że nie dojrzał do roli męża i ojca. Coraz częściej myślę, że on nadal chciałby żyć jak kawaler. I najgorsze, że nie wiem jak podejść do tematu.