Z moim partnerem jestem jakieś 1,5 roku. Na początku spotykaliśmy się bardzo niezobowiązująco, zabawowo, bez żadnego parcia na związek. Dopiero potem (głównie z jego inicjatywy) zrobiło się poważnie. Bardzo szybko dał mi do zrozumienia, że ma problem z alkoholem. Pierwsze nasze spotkania były z jego minimalną ilością, potem zdarzało się pić jakieś wino czy drinki, ale bez patologii. Trochę się pobawiliśmy, ale po kilku miesiącach X zdecydował się uczęszczać na AA i do teraz nie ruszył alkoholu. Rusza za to co innego, co jakiś czas. Wiedziałam od początku, że nie należy do grupy "grzecznych mężczyzn" - powiedział, że zdarzało mu się coś brać ze swoimi byłymi partnerkami albo z przyjaciółmi. I przy mnie na początku coś sobie wziął, ja nie chciałam chociaż namawiał. Potem cyklicznie co kilka miesięcy brał, sam, w domu, nie chcąc żebym miała z tym cokolwiek wspólnego, odcinając się wtedy ode mnie na kilka dni aż nie "wydobrzał". Po kilku takich razach zaczęłam się wkurzać - niby nie mieszkamy razem, ale spotykamy się codziennie, ja codziennie u niego śpię, a wtedy wracam spać do siebie i czekam aż on będzie po wszystkim. Nie mam z nim wtedy kontaktu przez 2-3 dni praktycznie. Facet twierdzi, że nie pije, skupia się głownie na mnie, na pracy, na sporcie (co jest prawdą) więc może sobie pozwolić kilka razy w roku na taką rozrywkę, a ja powinnam to zrozumieć i nie robić mu problemów. Że nie robi nic złego, to nie ma związku ze mną, szkodzi tylko sobie jeśli już.
Po ostatniej takiej akcji stwierdziłam, że mam już tego dość. Tu zachowujemy się jak mieszkająca ze sobą para, jest fajnie itd., a przychodzi coś takiego i ja mam się usunąć na bok, bo on chce sobie zaszaleć. Powiedziałam, że więcej tego nie będę tolerować i niech mi powie jak się na to zapatruje, bo jak dalej zamierza tak robić to ja odchodzę. Przyznał, że rzeczywiście ma chyba problem i to się już nie powtórzy.
X ogólnie pochodzi z rodziny z problemami - ojciec pił, w domu były awantury, zaznał mało miłości i uwagi w dzieciństwie. Ostatnio stwierdził, że chce podjąć terapię indywidualną, skończyć ze wszystkimi używkami (czasami palimy coś), ale żeby to zrobić musi ostatni raz coś wziąć, już tak żeby mu to zbrzydło. Przypomniałam o naszej rozmowie - "ale to będzie ostatni raz, muszę go zrozumieć" i inne usprawiedliwiające bzdety usłyszałam. Jestem wściekła, czuję się oszukana, nie zamierzam ustąpić, ale on coraz bardziej zasiewa w mojej głowie wątpliwości czy by nie odpuścić jeszcze ten raz. Tyle, że naprawdę mam już dość tego stresu jaki czuję wtedy, zastanawiania się co on odwala, czemu absolutnie nie chce mojej obecności wtedy i mam spadać do siebie na ten czas... Ma też "asa w rękawie" - mianowicie, ja czasami chodzę wyprowadzać psa mojego byłego i mojego. Ex choruje na nieuleczalną chorobę, nieraz ma problem z poruszaniem się, a ten zwierzak potrzebuje sporo ruchu. Ja uwielbiam spacerować z tym psem, obecny facet też go lubi, ale nie podoba mu się ta sytuacja. Mnie z byłym nic nie łączy już, nie kocham go no i w ogóle kontakty stricte koleżeńskie. X uważa, ze skoro on toleruje tą sytuację, ja powinnam wykazać się teraz wyrozumiałością w kwestii dragów. Totalnie nie wiem co mam zrobić, jestem przybita.
Zastanawiam się czy nie zakończyć tego wszystkiego. Mój partner ogólnie jest dobrym człowiekiem, kocham go, podoba mi się, jest ta chemia, myśli o mnie, jest czuły, stara się itp., ale ma też niefajne zachowania. Łatwo wpada w złość, wtedy krzyczy, potrafi przekląć do mnie, bo się wkurzy o byle pierdołę, jest bardzo zazdrosny. To wszystko plus to, że znów chce sobie coś wziąć sprawia, że naprawdę nie wiem czy jest sens dalej to ciągnąć. Czuję się oszukana poniekąd. On mnie nie rozumie w tym momencie. Ale może ja robię dramę z niczego? Jak Wy to widzicie?
Oj tak, te ostatnie razy
Twoj partner to nalogowiec. Ty go nie przekonasz w zaden sposob do rzucenia tego i podjecia terapii. Dodatkowo juz teraz ma krzyzowe uzaleznienia. Pali, bierze, pije. Bo nie da sie leczyc tu samego uzaleznienia od alkoholu.
Szczerze, ja bym doradzila odejsc. Nie jestescie razem dlugo, nie macie wspolnych zobowiazan, nie macie wspolnych planow, wyjdz z tego dopoki ich nie macie. Bo on sie nie zmieni, za to pojawia sie np. dzieci i co wtedy bedzie?
Oj tak, te ostatnie razy
Twoj partner to nalogowiec. Ty go nie przekonasz w zaden sposob do rzucenia tego i podjecia terapii. Dodatkowo juz teraz ma krzyzowe uzaleznienia. Pali, bierze, pije. Bo nie da sie leczyc tu samego uzaleznienia od alkoholu.Szczerze, ja bym doradzila odejsc. Nie jestescie razem dlugo, nie macie wspolnych zobowiazan, nie macie wspolnych planow, wyjdz z tego dopoki ich nie macie. Bo on sie nie zmieni, za to pojawia sie np. dzieci i co wtedy bedzie?
Masz pewnie rację tyle, że on sam wymyślił z tą terapią, wierzy, że będzie wolny od tego wszystkiego, na co dzień naprawdę żyje "wzorowo" - praca, siłownia, góry, książki, organizuje nam czas aktywnie, nie widać, żeby brakowało mu tego alkoholu, z tym paleniem to też nie tak, że on inicjuje - częściej ja namawiałam muszę przyznać, czego teraz żałuję. Ale tamto naprawdę już mnie wykańcza. Tez zdaję sobie sprawę, że go tłumaczę i pewnie próbuję usprawiedliwiać... po prostu nie wiem co zrobić. A z drugiej strony jak on wymyślił z tą terapią żeby znów sobie przyćpać, bo myślał, że w ten sposób spojrzę łaskawszym okiem na to?? Nic już nie wiem.
Uważasz, że zostałaś oszukana. Przez kogo? Przecież o tym, że jest alkoholikiem, o tym, że "coś" bierze, wiesz od początku znajomości. Jak widać z tego "czegoś" nie ma zamiaru zrezygnować, ze swej agresji też nie. Z jego strony sprawa jest jasna, Ty zaś miotasz się zaprzeczając temu, co czujesz, negując swe potrzeby.
Trzeba odejść.
Jeśli związek porównać do róży... to można...
można odejść gwałtownie, czyli ściąć wciąż ładnie wyglądającą różę...
albo odejść łagodnie -- wystarczy różę przestać podlewać... sama uschnie... i nie będzie żal, ani zastanawiania czy by przeżyła bez podlewania.
Uważasz, że zostałaś oszukana. Przez kogo? Przecież o tym, że jest alkoholikiem, o tym, że "coś" bierze, wiesz od początku znajomości. Jak widać z tego "czegoś" nie ma zamiaru zrezygnować, ze swej agresji też nie. Z jego strony sprawa jest jasna, Ty zaś miotasz się zaprzeczając temu, co czujesz, negując swe potrzeby.
Oszukana w tym sensie, że te kilka miesięcy temu postawiłam sprawę jasno - "nie będę więcej tolerować czegoś takiego, powiedz mi czy zamierzasz znowu brać, bo jak tak to odchodzę już teraz" - dał mi odpowiedź, że koniec z tym i więcej się to nie powtórzy. A tutaj nagle "ale już definitywny koniec, bo terapia, wtedy nie wiedziałem, że takie kroki będę chciał podjąć, potrzebuję ostatni raz wziąć".
Powiedział jedno, zrobił drugie, Ty zaś zrobiłaś to samo, czyli powiedziałaś, że odejdziesz a mimo to dalej jesteś z nim.
Powiedział jedno, zrobił drugie, Ty zaś zrobiłaś to samo, czyli powiedziałaś, że odejdziesz a mimo to dalej jesteś z nim.
No jestem, bo w sumie nic nie zrobił dalej. Jeśli to zrobi - odchodzę, ale on chce zjeść ciastko i mieć ciastko czyli próbuje mnie urobić, żebym przymknęła na to oko.
Czy możecie szczerze napisać jak to wszystko wygląda?? Czy też to moje wyprowadzanie tego psa jest bardzo niefajne?
Wielokropek napisał/a:Powiedział jedno, zrobił drugie, Ty zaś zrobiłaś to samo, czyli powiedziałaś, że odejdziesz a mimo to dalej jesteś z nim.
No jestem, bo w sumie nic nie zrobił dalej. Jeśli to zrobi - odchodzę, ale on chce zjeść ciastko i mieć ciastko czyli próbuje mnie urobić, żebym przymknęła na to oko.
Czy możecie szczerze napisać jak to wszystko wygląda?? Czy też to moje wyprowadzanie tego psa jest bardzo niefajne?
No ja napisalam.
A co do wyprowadzania psa, to jest zobowiazanie, ktore nie kazdemu partnerowi moze sie spodobac i Twoj facet ma prawo do swojej opinii, ale juz wykorzystywanie tego jako karta przetargowa w kazdej klotni jest niefajne.
No jestem, bo w sumie nic nie zrobił dalej. Jeśli to zrobi - odchodzę (...)
To sprawa jest jasna: odejdziesz, gdy nie dotrzyma danego Ci słowa.
Ośmielę się napisać, że jednak wyprowadzanie czyjegoś psa, ma mniej destrukcyjny wpływ na związek niż alkoholizm i ćpanie.
Dodatkowo, jeśli partner nie akceptuje tego, że czasami wyprowadzasz psa swojego byłego chłopaka, powinien Ci o tym wprost powiedzieć, zamiast używać tego jako argumentu w dogodnej dla siebie sytuacji.
To w końcu nie pasuje mu to?
Czy może nie pasuje mu to tylko wtedy, kiedy chce się narkotyzować, a Ty się na to nie zgadzasz?
Ośmielę się napisać, że jednak wyprowadzanie czyjegoś psa, ma mniej destrukcyjny wpływ na związek niż alkoholizm i ćpanie.
Dodatkowo, jeśli partner nie akceptuje tego, że czasami wyprowadzasz psa swojego byłego chłopaka, powinien Ci o tym wprost powiedzieć, zamiast używać tego jako argumentu w dogodnej dla siebie sytuacji.
To w końcu nie pasuje mu to?
Czy może nie pasuje mu to tylko wtedy, kiedy chce się narkotyzować, a Ty się na to nie zgadzasz?
No szczerze mówiąc to on lubi psa, często razem chodzimy z nim na spacery, ale ciężko mu z tym, że tam chodzę i się widuję z ex. Jednak kiedy jest jakaś sytuacja, która mi się nie podoba jeśli chodzi o obecnego partnera to on wyskakuje z argumentem, że on toleruje to moje widywanie się z byłym i tego psa więc ja albo żegnam się teraz z psem albo nie powinnam robić afery o coś tam - w tym przypadku ćpanie... bo on jest wyrozumiały, ja też powinnam...
13 2021-08-03 13:07:45 Ostatnio edytowany przez szeptem (2021-08-03 13:11:35)
Twoja sytuacja z facetem wygląda beznadziejnie. Nie brnij w to, uciekaj bez zastanowienia, póki nic większego (dzieci, kredyty itd) Was nie łączy. On jest jak już napisano, nałogowcem - jest uzależniony i to od kilku rzeczy. To nie jest zachęcające, wręcz przeciwnie. No i piszesz, że bywa agresywny, wulgarny - to będzie tylko eskalowało w gorszą stronę, przecież ma wzorce z domu. Nie czekaj na jego decyzje i odpowiedzi tylko zwijaj się, utnij wszelkie kontakty i pozbieraj się. Nie daj mu się szantażować czy straszyć (wielce prawdopodobne, że będzie to robił jak znikniesz z jego życia), może też grozić samobójstwem - ale to już są jego problemy, i to niemałe. I nie daj sobie wmawiać, że wyprowadzanie psa chorego exa jest równe jego wyczynom. Nie jest. Ty komuś pomagasz z dobrej woli, on się na własne życzenie niszczy, a Ciebie przy okazji.
Uciekaj.
Przy takim twierdzeniu, gdy pan nie rozumie różnicy między swoim zachowaniem a Twoim, uprzejmie i szybko pożegnałabym go.
15 2021-08-03 13:59:14 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-08-03 14:14:51)
Jak Wy to widzicie?
Ręce opadają ,
ale co zrobić ignorancja jest ogromna na temat uzależnień.
Nie ma obowiązku znać się na tym i rozumieć cokolwiek,chociaż jak się idzie w związek z alkoholikiem który zastąpił alko czymś innym po prostu, to byłoby nieźle wiedzieć coś na ten temat ,ale nikt nic nie musi.
Oboje dla siebie jesteście niebezpieczni .
Facet dlatego że udaje leczenie,świetnie wybrał też partnerkę do pomocy w stwarzaniu pozorów i samooszukiwaniu się ,pominę milczeniem cechę partnerki ,bo masz prawo się nie znać na uzależnieniach, to sporo wiedzy jest i nie Ty jesteś od leczenia tego faceta ,jeżeli chodzi na AA ( o ile w ogóle chodzi na mityngi ,bo jak raz był to sorry ) to wie już o krzyżowych uzależnieniach na pewno,nie ma siły,
teraz wielu jest alkoholików z problemem picia i ćpania,on jak znam życie kłamie Ci zmyśla i tworzy "nowe dziady" psychologii,
a Ty dajesz się okłamywać,oszukiwać.To cud że on chce iść na terapię ,o ile to są prawdziwe deklaracje ,a nie kolejna ściema i obietnica "na święty nigdy" ,która Ciebie ma uspokoić,zatrzymać ,a bardzo łatwo Ciebie jak widzę oszukać i uspokoić ,wystarczy coś obiecać i już jesteś szczęśliwa .
Ty szkodzisz ,przez swoją niewiedzę i nieświadomość ,trochę niechcący trochę z wygody prawdopodobnie ,sobie też możesz zrobić krzywdę pozostając w tym związku.
Ale nie napisałaś, co on "bierze"? Bo czym innym jest np. heroina, a zupełnie czym innym np. grzyby, LSD czy trawa.
17 2021-08-03 14:28:11 Ostatnio edytowany przez Linaqcharz (2021-08-03 14:31:31)
Ale nie napisałaś, co on "bierze"? Bo czym innym jest np. heroina, a zupełnie czym innym np. grzyby, LSD czy trawa.
Nie wiem do końca, czasem mdma czy amfetamina, czasem inne gorsze dziadostwo jak sam mówił, czasem i kokaina się zdarzała, ale nie zwierza mi się aż tak, a i ja się średnio znam na tym... Boli mnie też to, że potrafił wymyślić, że sobie weźmie z koleżanką z pracy i jej mężem, a ja mam grzecznie siedzieć w domu i nie wkurzać się o to, bo to nic takiego.
Bardzo ciężko teraz podjąć mi jakąś decyzję, chociaż zdaję sobie sprawę, że będzie tylko gorzej zapewne.
18 2021-08-03 14:44:17 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2021-08-03 14:44:44)
(...) Bardzo ciężko teraz podjąć mi jakąś decyzję, chociaż zdaję sobie sprawę, że będzie tylko gorzej zapewne.
Brak decyzji też jest decyzją.
Przeczytaj to, co napisałaś w swym wątku. Zwróć uwagę na to, jak usprawiedliwiasz bohatera wątku, jak tłumaczysz się z bycia z nim w związku. Zadbaj o siebie: idź na terapię.
czasem mdma czy amfetamina, czasem inne gorsze dziadostwo jak sam mówił, czasem i kokaina się zdarzała
(...) a ja mam grzecznie siedzieć w domu i nie wkurzać się o to, bo to nic takiego.
No niestety nie. Nic takiego to mogą być sporadyczne sesje z jakimś psychodelikiem raz na kilka miesięcy.
A tutaj masz twarde, silnie uzależniające narkotyki u osoby ze zdiagnozowanym alkoholizmem.
20 2021-08-03 14:53:35 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-08-03 16:19:54)
Mira Żmijewska napisał/a:Ale nie napisałaś, co on "bierze"? Bo czym innym jest np. heroina, a zupełnie czym innym np. grzyby, LSD czy trawa.
Nie wiem do końca, czasem mdma czy amfetamina, czasem inne gorsze dziadostwo jak sam mówił, czasem i kokaina się zdarzała, ale nie zwierza mi się aż tak, a i ja się średnio znam na tym... Boli mnie też to, że potrafił wymyślić, że sobie weźmie z koleżanką z pracy i jej mężem, a ja mam grzecznie siedzieć w domu i nie wkurzać się o to, bo to nic takiego.
Bardzo ciężko teraz podjąć mi jakąś decyzję, chociaż zdaję sobie sprawę, że będzie tylko gorzej zapewne.
mdma,amfetamina,kokaina - pięknie, samo zdrowie 2-3 lata i być może po chłopie, jak się zaweźmie to i dłużej ,
jak zepnie mocno poślady "siłą woli" to prawie cudowne przypadki "ozdrowienia" są ,
no i doświadczenie pokazuje że to inni są słabi i głupi, ale nie nasz bohater partner Autorki .
Tak od razu to może i nie będzie gorzej ,jest coś takiego jak upośledzona kontrola u alkoholików politoksycznych dość często występująca
wygląda to tak, że przez jakiś czas ma się niby kontrolę nad dragami,po odstawieniu alkoholu ,
wszystko pięknie się układa w życiu i z narkotykami nadzwyczaj, jest sielanka ,
silne złudzenie panowania i władzy nad w sumie resztkami kontroli
oczywiście do czasu i do jej całkowitej utraty tej kontroli .
wzór zależności się powtarza i tylko specyfika dawkowania substancji w nałogowym regulowaniu emocjami trochę się zmienia, co jest kompletnie nieistotne w konsekwencji
,ponieważ obsesja ćpania niczym nie różni się od obsesji picia ,uzależnienie psychiczne powstaje tak samo .
potem to już ruska ruletka,ostra czasem jazda bez trzymanki ,większość ancymonów wraca też do alkoholu pije i ćpa naprzemiennie i jest nie gorzej a dużo gorzej .
Nie wiem czy chcesz na to patrzeć i w tym uczestniczyć .
Substancje nie są aż tak istotne w uzależnieniach ,jedni maja swoje ulubione po prostu zamieniają jedne na inne w zależności od możliwości i wielu zmiennych - sterowania nimi wraz z regulowaniem uczuć i emocji,to objawy i skutki
przyczyny picia i ćpania są zupełnie inne ,na które też nie masz Autorko żadnego wpływu.
Łatwo jednak skutki pomylić z przyczynami ,bo samo życie w nałogu ma też swoje konsekwencje i to poważne.
Sama abstynencja moim zdaniem niewiele daje bez terapii ,a zamiana substancji to po prostu kolejna próba odzyskania utraconej lub traconej kontroli ,z uszkadzanym ośrodku nagrody i kary można tylko żonglować środkami zmieniającymi świadomość i nstroje,dalej jest to samo jak z alko.
postawiłam sprawę jasno - "nie będę więcej tolerować czegoś takiego, powiedz mi czy zamierzasz znowu brać, bo jak tak to odchodzę już teraz" - dał mi odpowiedź, że koniec z tym i więcej się to nie powtórzy.
A jakiej odpowiedzi się spodziewałaś?
Takiej na przykład:
"masz rację, ćpam czasem, nie możemy być razem"
czy takiej
"muszę czasem się sztachnąć, aby być szczęśliwym, a Ty to zaakceptuj"
Ty sama jak byś odpowiedziała na swoje pytanie?
Wymachujesz szabelką, stawiasz ultimatum, coś wymuszasz, szarpiesz się. Albo akceptujesz jego ćpanie i z tym żyjesz, a jak Ci nie odpowiada to przestań z nim żyć.
PS. a temat psa to temat zastępczy... -- pewnie to dostrzeżesz za parę lat...
Byłam ciekawa czy słusznie się niepokoje czy może ja przesadzam już.
Wymachujesz szabelką, stawiasz ultimatum, coś wymuszasz, szarpiesz się. Albo akceptujesz jego ćpanie i z tym żyjesz, a jak Ci nie odpowiada to przestań z nim żyć.
I to jest moim zdaniem najlepsze podsumowanie tego tematu.
Nie ma nic pomiędzy - ze czasami akceptuje a czasami nie. Nie rozumiem tylko czemu się zamyka w domu jak już coś tam bierze - może siedzi i 3 dni gra w gierki ?
Zdecyduj co chcesz i czy to dalej widzisz i tyle.
Może ja mam inne wizje świata ale na tym forum to jak pijesz alkohol częściej niż raz w tygodniu to bedziesz nazwany alkoholikiem wiec wiesz …..
Może ja mam inne wizje świata ale na tym forum to jak pijesz alkohol częściej niż raz w tygodniu to bedziesz nazwany alkoholikiem wiec wiesz …..
Bez przesady
Bbaselle napisał/a:Może ja mam inne wizje świata ale na tym forum to jak pijesz alkohol częściej niż raz w tygodniu to bedziesz nazwany alkoholikiem wiec wiesz …..
Bez przesady
A dlaczego nie? Alkoholik to nie żul z pod żabki, nie tylko. Do alkoholizmu prowadzi przede wszystkim regularność w spożywaniu alkoholu i nawet takie picie co tydzień prowadzi do alkoholizmu. Czy piffko po pracy.
Krótko w temacie, ćpun jest ćpunem zawsze, tak jak i alkoholik alkoholikiem już zostanie. Po prostu jest się trzeźwym i dokonuje wyboru. I trzyma od tego kurestwa z daleka. Decyzja, postawa i żelazna wola i nie ma to tamto. Innej drogi nie ma.
Sama sobie odpowiedz czy chcesz być z takim człowiekiem.
26 2021-08-03 22:59:42 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-08-03 23:02:14)
paslawek napisał/a:Bbaselle napisał/a:Może ja mam inne wizje świata ale na tym forum to jak pijesz alkohol częściej niż raz w tygodniu to bedziesz nazwany alkoholikiem wiec wiesz …..
Bez przesady
A dlaczego nie? Alkoholik to nie żul z pod żabki, nie tylko. Do alkoholizmu prowadzi przede wszystkim regularność w spożywaniu alkoholu i nawet takie picie co tydzień prowadzi do alkoholizmu. Czy piffko po pracy.
Krótko w temacie, ćpun jest ćpunem zawsze, tak jak i alkoholik alkoholikiem już zostanie. Po prostu jest się trzeźwym i dokonuje wyboru. I trzyma od tego kurestwa z daleka. Decyzja, postawa i żelazna wola i nie ma to tamto. Innej drogi nie ma.
Tak się składa że jestem zdiagnozowanym "ćpunem ponurem" i alkoholikiem
co prawda nie ćpam i nie pije od wielu wielu lat i leczyłem się z tych uzależnień i trochę się orientuje w temacie
27 2021-08-03 23:03:26 Ostatnio edytowany przez zrzutekranu (2021-08-03 23:03:55)
zrzutekranu napisał/a:paslawek napisał/a:Bez przesady
A dlaczego nie? Alkoholik to nie żul z pod żabki, nie tylko. Do alkoholizmu prowadzi przede wszystkim regularność w spożywaniu alkoholu i nawet takie picie co tydzień prowadzi do alkoholizmu. Czy piffko po pracy.
Krótko w temacie, ćpun jest ćpunem zawsze, tak jak i alkoholik alkoholikiem już zostanie. Po prostu jest się trzeźwym i dokonuje wyboru. I trzyma od tego kurestwa z daleka. Decyzja, postawa i żelazna wola i nie ma to tamto. Innej drogi nie ma.
Sama sobie odpowiedz czy chcesz być z takim człowiekiem.Tak się składa że jestem zdiagnozowanym "ćpunem ponurem" i alkoholikiem
![]()
co prawda nie ćpam i nie pije od wielu wielu lat i leczyłem się z tych uzależnień i trochę się orientuje w temacie
To możemy założyć sobie kółko dla wybitnych ćpunów bo ja też piszę z autopsji. 9 lat czysto. I zdania nie zmienię.
Do alko mnie nigdy nie ciągnęło ale na grupy chodziłem bo dlaczego by nie, misz masz był momentami tam cały
28 2021-08-03 23:08:19 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-08-03 23:13:46)
9 lat czysto. I zdania nie zmienię.
To gratuluję fajnie przeczytać takie historie
Pozdrowienia
Może ja mam inne wizje świata ale na tym forum to jak pijesz alkohol częściej niż raz w tygodniu to bedziesz nazwany alkoholikiem wiec wiesz …..
Przede wszystkim to Autorka w pierwszym poscie pisze o tym, ze facet sam powiedzial, ze ma problem z alkoholem. Wiec nikt tu nikogo od czapy nie nazywa.
30 2021-08-05 10:45:05 Ostatnio edytowany przez Marata (2021-08-05 10:46:57)
Istnieje szansa, że koleś zacznie ukrywać przed Tobą swoje ćpanie i tyle.
Ty będziesz wiedziała, że jest cos nie tak, ale będziesz udawać, że nie wiesz co. I potem TAAAAKIE zaskoczenie, że nie rzucił i ukrywał się, a Ty nic nie wiedziałaś. A tu dziecko, kredyt i agresywny ćpun alkoholik na głowie.
Albo zaczniesz robić nie za jego partnerkę a opiekunkę - chcesz być mamą cerberem? Chłopa to nie naprawi a jedynie znienawidzi Ciebie, za stawiane ograniczenia.
Albo odejdź. Przestaniesz się szarpać i zamartwiać o niego.
Gdyby miał pójść na terapię to by już poszedł. Poszedł? Nie poszedł. Czyli nie pójdzie.
I ta zgoda na "ostatni raz". Ciekawe, ile tych ostatnich razy miało by być? Do czego mu to potrzebne?
Taki układ: ostatni raz sobie weźmie i dopiero wtedy terapia. Inaczej nie pójdzie? No to weźmie ostatni raz i nic z tego nie będzie. Zacznie przeciągać i ściemniać, że nie było miejsc. Że terapeuta do bani. Że on jest już zdrowy i ma to pod kontrolą, więc w sumie, po co ma iść na tą terapię?
A potem od nowa - ostatni raz i dopiero terapia, ale jak już raz był zły terapeuta, to kolejny na pewno też jest do bani. Itd.
Po co w to brnąć?
A bo jego mamusia i tatuś byli źli. No to pora zacząć być dorosłym i nie pozwolić decydować przeszłości o przyszłości.
Ja bym się nie pakowała w taki związek. Raz byłam. Dochodziłam do siebie kilka lat.
31 2021-08-06 00:53:04 Ostatnio edytowany przez random87 (2021-08-06 10:20:51)
Równiez z autopsji.
W kwestii narkotyków i alkoholu sprawa wygląda podobnie. Terapie mogą pomóc, ale to tylko 1 procent trudu, powiedzmy sam pędzelek nie wystarczy żeby namalować obraz...
Ja bywałem na różnych terapiach, w młodym wieku próbowała mnie "ratować" moja mama, skutek żaden. Po izolacji kilkutygodniowej detoksie, bach z marszu kumple - jeden joint drugi, tydzień, dwa, kilka imprezek i wszystko wracało do "normy". Po paru latach rodzicielka raczej się przyzwyczaiła do tego, pracowałem, jakoś się prowadziłem więc dała mi spokój.
Z alkoholem czy każdym innym uzależnieniem musisz albo dobic dna ( ja tak miałem z alko, mimo że nie piłem często raczej okazyjnie bardzo naodwalałem, skomplikowalem sobie życie - choć i tak miałem dużo farta wliczając wszystkie akcje po alko), albo mieć motywacje żeby z tym skończyć. Jakiś czynnik zewnętrzny który Ci w tym pomoże. U mnie w przypadku narko było to poznanie mojej ex już żony, która wywróciła mój świat do góry nogami, i nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dotarło do mnie że zmarnowałem kupe swojego życia. Sam z siebie, bez nacisków bez wymówek czy próśb z Jej strony. Zero jakiś syndromów, gorszego samopoczucia, nic. Chce żyć tak i tak, a tak nie chce i koniec. Jedni sami znajdą ta motywacje w sobie, innym pomoże terapia, ale muszą sami wiedzieć czego chcą a czego nie chcą i to robić. Dostrzec to, zrozumieć. Człowiek jest naprawdę stworzony do trudnych rzeczy i ciężkiej pracy, więc jakieś syndromy odstawienne, trudności w rzucaniu byle sobie jeszcze pocpac trochę albo popić - do mnie nie przemawiają...
Zmiana musi zajsc w głowie raz na zawsze i trzeba zmienić podejście, myślenie, dojrzeć po prostu, otrząsnąć się.. mnie nie ciągnie do narkotyków, parę razy zapaliłem ale już mi to kompletnie nie służy, na nic poważniejszego nawet nie patrzę, a nadal mam kontakt z kumplami z którymi przewalilismy sporo różnych specyfików.
To samo z mocnym alkoholem, nie piję już parę lat nic co nie jest winem albo piwkiem, i to naprawdę w znikomych ilościach. Po prostu wiem że więcej to zabiera niż daje, tylko tyle. że szkoda na to życia. Że nie umiem pić, że mi odpierdala, że z czasem mogłem wypić coraz więcej ale coraz bardziej odcinalo mi głowę. Szczerze to moj organizm sam już się broni, od dawna na myśl o wódzie mam mdlosci.
Podsumowując krótko droga autorko - Twój partner nie ma za grosz motywacji aby dla Ciebie, albo z miłośći do Ciebie, lub chociaż z szacunku do jakiś przyszłych planów zrezygnować z czegoś, co bez wątpienia Tobie bardzo nie pasuje. Mało tego, myślę że On chce oswoić w waszym związku sytuację że tak jest i już. Sprawdza na ile może robić to co robi na legalu, przy Twojej wiedzy.
Ciężko stwierdzić kiedy się ogarnie...wątpię żeby nastąpiło to np po urodzeniu sie dziecka - chociaż bywa i tak, ale to jednak spore ryzyko. Ryzyko porażki której konsekwencje poniesie bogu ducha winne dziecko, przed czym Ty mialas szanse Je chronić, ale tego nie zrobiłaś...
Terapia to tylko fragment, nic za niego tam nie zrobią i nic mu do głowy nie włożą jeśli sam sobie tam nie poukłada...
No chyba że siegnie jakiegoś swojego dna... ale będąc w związku z Tobą, lub zakładając z Tobą rodzinę, będzie to dla Ciebie bardzo trudne przeżycie które i tak w bardzo wielu przypadkach konczy związek raniąc wszystkich zaangażowanych..
Równiez z autopsji.
W kwestii narkotyków i alkoholu sprawa wygląda podobnie. Terapie mogą pomóc, ale to tylko 1 procent trudu, powiedzmy sam pędzelek nie wystarczy żeby namalować obraz...
Ja bywałem na różnych terapiach, w młodym wieku próbowała mnie "ratować" moja mama, skutek żaden. Po izolacji kilkutygodniowej detoksie, bach kumple jeden joint drugi, tydzień dwa, kilka imprezek wszystko wracało do normy. Po paru latach rodzicielka raczej się przyzwyczaiła do tego, pracowałem, jakoś się prowadziłem więc dała mi spokój.
Z alkoholem czy każdym innym uzależnieniem musisz albo dobic dna ( ja tak miałem z alko, bardzo wulgaryzm , skomplikowalem sobie życie choć i tak miałem bardzo dużo farta wliczając wszystkie akcje po alko), albo mieć motywacje żeby z tym skończyć. Jakiś czynnik zewnętrzny który Ci w tym pomoże. U mnie w przypadku narko było to poznanie mojej ex już żony, która wywróciła mój świat do góry nogami, i nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dotarło do mnie że zmarnowałem kupe swojego życia. Zero jakiś syndromów, gorszego samopoczucia, nic. Chce żyć tak i tak, a tak nie chce i koniec. Jedni sami znajdą ta motywacje w sobie, innym pomoże terapia, ale muszą sami wiedzieć czego chcą a czego nie chcą i to robić. Człowiek jest naprawdę stworzony do trudnych rzeczy i ciężkiej pracy, więc jakieś syndromy odstawienne, trudności w rzucaniu byle sobie jeszcze pocpac trochę albo popić - do mnie nie przemawiają...
Zmiana musi zajsc w głowie raz na zawsze i trzeba zmienić podejście, myślenie, dojrzeć po prostu, otrząsnąć się.. mnie nie ciągnie do narkotyków, parę razy zapaliłem ale już mi to kompletnie nie służy, na nic poważniejszego nawet nie patrzę, a mam kontakt nadal z kumplami z którymi przewalilismy sporo różnych specyfików.
To samo z mocnym alkoholem, nie piję już parę lat nic co nie jest winem albo piwkiem, i to naprawdę w znikomych ilościach. Po prostu wiem że więcej to zabiera niż daje, tylko tyle. że szkoda na to życia. Że nie umiem pić, że mi odpierdala, że z czasem mogłem wypić coraz więcej ale coraz bardziej odcinalo mi głowę. Szczerze to moj organizm sam już się broni, od dawna na myśl o wódzie mam mdlosci.Podsumowując krótko droga autorko - Twój partner nie ma za grosz motywacji aby dla Ciebie, albo z miłośći do Ciebie, lub chociaż z szacunku do jakiś przyszłych planów zrezygnować z czegoś co bez wątpienia Tobie bardzo nie pasuje. mało tego, myślę że On chce oswoić w waszym związku sytuację że tak jest i już. Sprawdza na ile może robić to co robi na legalu, przy Twojej wiedzy.
Ciężko stwierdzić kiedy się ogarnie...wątpię żeby nastąpiło to np po urodzeniu sie dziecka - chociaż bywa i tak, ale to jednak spore ryzyko. Terapia to tylko fragment, nic za niego tam nie zrobią i nic mu do głowy nie włożą jeśli sam sobie tak nie poukłada...
No chyba że siegnie jakiegoś swojego dna, ale będąc w związku z Tobą, lub zakładając z Tobą rodzinę, będzie to dla Ciebie bardzo trudne..
W sumie kolega wyczerpał temat.
Od siebie dodam, co do ostatniego razu, że jeszcze raz. Dupa tam, to takie oszukiwanie siebie. Potem będzie kolejny pretekst, lipny dzień w pracy, a to a sramto.
Trochę jak z odchudzaniem, heh.
Dla niego nałóg jest ważniejszy niż ty. Chcesz tak żyć proszę bardzo. Tylko pchasz się w bagno w którym oboje utoniecie. I ty nic nie zrobisz, to musi wyjść od niego.
Kilka dni temu do mnie zadzwonił i powiedział, ze wie ze ma problem, ze jego głowa podpowiada mu już jak najrozmaitsze powody do tego żeby wziąć i ze musi coś z tym zrobić. Wysłuchałam, powiedziałam ze boje się myśleć o nim poważnie, o zakładaniu rodziny i nie chce sobie niszczyć życia. Sam z siebie stwierdził ze nie będzie nic odwalał, umówi się z facetem z którym miał realizować jakiś program (cokolwiek to znaczy ale ma związek z uzależnieniami). Tyle ze na tym stanęło i nic się nie posunęło do przodu. No nic, obserwuje ale po Waszych odpowiedziach coraz bardziej skłaniam się ku temu żeby już zaraz to zakończyć.
34 2021-08-07 20:08:41 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2021-08-07 20:09:24)
Kilka dni temu do mnie zadzwonił i powiedział, ze wie ze ma problem, ze jego głowa podpowiada mu już jak najrozmaitsze powody do tego żeby wziąć i ze musi coś z tym zrobić. Wysłuchałam, powiedziałam ze boje się myśleć o nim poważnie, o zakładaniu rodziny i nie chce sobie niszczyć życia. Sam z siebie stwierdził ze nie będzie nic odwalał, umówi się z facetem z którym miał realizować jakiś program (cokolwiek to znaczy ale ma związek z uzależnieniami). Tyle ze na tym stanęło i nic się nie posunęło do przodu. No nic, obserwuje ale po Waszych odpowiedziach coraz bardziej skłaniam się ku temu żeby już zaraz to zakończyć.
Facet doskonale tobą manipuluje. Wybrał ciebie i twoje psy, bo mógł dlugo zasłaniać się tym, że wyprowadzasz psa swojego byłego więc musisz siedzieć cicho gdy on także ma swoje za uszami. Sprawial, że ten biedny pies stał się jego zasloną dymną, a ty to łykałaś jak gęś kluski i siedziałaś cicho nie sprzeciwiając się jego ćpaniu. Teraz wymyślił jakiegoś mitycznego faceta z programem i znowu cię ograł na jakiś czas.Czekasz jak na zbawienie że on jednak coś zrobi, podczas gdy nie chce zrobić nic poza tym, aby znowu zrobić z ciebie idiotkę.
Sorry Winnetou, ale z tej mąki chleba nie będzie i chyba jestes jedyną osobą która sobie z tego sprawy nie zdaje.
Salomonka dobrze prawi - odpuść sobie w końcu tego kolesia, szkoda Twojego czasu i nerwów. Serio. Są jeszcze inni, normalni mężczyźni na świecie i takowego Ci trzeba - i tego Ci życzę.