Cześć. Chciałabym Was prosić o spojrzenie z boku na tę sytuację i może o poradę.
Poznaliśmy się na speed datingu, mam 26 lat, on 29. Po kilku miesiącach widać było, że to mi bardziej zależy. Bardziej nalegałam na spotkania, on mniej. Zdarzało się nawet, że widywaliśmy się co 2 tyg, mimo że mieszkaliśmy blisko. Weekendy zazwyczaj spędzał ze znajomymi, albo jeździł do rodziców lub do brata.
Po pół roku rozstaliśmy się, bo powiedziałam, że nie mam już siły na to, za bardzo to przeżywałam, a on za mało się angażował. Przez kolejne pół roku nie mieliśmy kontaktu. Przez ten czas przemyślałam sobie dużo rzeczy, dużo czytałam na temat związków. Stwierdziłam, że w dużej mierze to ja jestem winna, bo za bardzo go naciskałam i poczuł się przytłoczony. Napisałam mu sms, że przepraszam go za to, i że chciałam to wyjaśnić, bo rozstaliśmy się tak nagle. Napisałam, że jak będzie chciał, to możemy jeszcze kiedyś się spotkać. Zareagował pozytywnie. Po kolejnym miesiącu spotkaliśmy się. Porozmawialiśmy, ale odniosłam wrażenie że on nie chce znowu zaczynać związku, więc odpuściłam, pocierpiałam trochę i zajęłam się sobą.
Po miesiącu dostałam życzenia urodzinowe, a po dwóch zaproponował spotkanie. Myślałam, że chce po prostu utrzymać koleżeński kontakt, bo w sumie to proponowałam wcześniej, ale na spotkaniu już widziałam, że chce czegoś więcej, w końcu się pocałowaliśmy. Zaczęliśmy powoli znowu się spotykać. Rzadko. Znów męczyło mnie to, ale nie naciskałam. Potem wyprowadziłam się do innego miasta, 160km stąd, za pracą (poszłam na staż w moim zawodzie, on bardzo mi w tym kibicował i mówił, że odległość to nie problem). Pomógł mi z przeprowadzką. Chciałam ustalić jakieś terminy w miesiącu, w które będziemy mogli się spotkać, coś do przodu, żeby jakoś to zaplanować. Zawsze mówił, że on nie wie. Zawsze spotkanie kończyło się, że dogadamy się przez tel co do kolejnego. W tym miesiącu 3x był u brata pomagać mu w robieniu tarasu, raz u rodziców, ten weekend znowu jedzie do rodziców. U mnie był raz na boże ciało na 1 dzień, ja u niego byłam raz czwartek-niedziela, bo miałam w niedziele egzamin z kursu w jego miescie, a i tak w sumie siedzialam sama, bo on czwartek, piatek pracował, a sb-nd pojechał do brata...
Postanowiłam, że zajme się sobą i nie będę naciskać, ale wydaje mi się, że to bez sensu, bo nic się nie zmienia. W zeszłym miesiącu powiedziałam, że jeśli tak mają wyglądać nasze spotkania, to nie ma to sensu. On od razu zaplanował kolejne weekendy kiedy bedzie mógł się spotkać. Ale teraz znowu to samo.
Byłam teraz na weekend nad morzem z siostrą. Chciałam jechać z nim, ale mówił, że jedzie do brata... więc powiedziałam mu, że umówiłam się z siostrą i jadę, mówił, że fajnie. W niedzielę wieczorem zadzwonił, było późno a ja siedziałam z mamą, więc napisałam mu że zadzwonię jutro, a on na to: czy jestem z jakimś chłopakiem... Kolejnego dnia zadzwoniłam ale nie mógł rozmawiać, a potem znowu napisał: czy pojechałam nad morze z jakimś chłopakiem... Potem pytałam o co chodzi z tymi podejrzeniami, mówil "o nic".
Najgorsze jest to, ze nie mogę z nim porozmawiać szczerze o tych problemach, bo jego to "męczy". Wiem, że jak jest problem czy jest zły to ucieka w oglądanie seriali albo programowanie i czeka aż mu przejdzie.
Nie wiem już co robić. Staram się skupiać na sobie, ale czasem wybucham i wszystko psuję. Mam dość tego, że tylko ja chcę się spotykać, a jemu wystarczają rozmowy tel i sms. Dzwoni i jest taki zadowolony, a ja jestem wściekła i już nie potrafię tego ukryć. Mam wyjście udawać że mnie to nie obchodzi i zajmować się sobą bez inicjowania spotkań, albo postawić sprawę na ostrzu noża i powiedzieć, że coś takiego nie ma sensu i się rozstać. Bo przecież nie mogę go zmusić do spotkań, jeśli on tego nie chce...
Powiedzcie proszę, co byście zrobiły na moim miejscu. Ja przez te emocje nie umiem już na to patrzeć obiektywnie.