Witam. Zarejestrowałem się tu z konkretnym problemem, gdyż jest tu odpowiedni dział i poczytywałem kiedyś to forum to zauważyłem, że jest tu kilka ogarniętych osób. Może ktoś coś doradzi?
Jestem facetem, mam 29 lat i nie dogaduję się z rodzicami. Myślałem, że z wiekiem coś się poprawi, ale niedawno przekroczyli 50tkę to wszystkie ich negatywne cechy się nasiliły i już nie mogę wytrzymać. Ogólnie moi rodzice to dobrzy ludzie, kocham ich, ale pewne cechy są u nich w takiej skrajności, że zniszczyły mi życie.
Problem jest taki, że zawsze panował u mnie w domu kult ciężkiej, mozolnej, syzyfowej pracy, byle się narobić i nie zarobić. Moi rodzice zawsze byli sceptyczni wobec tego, że można pomyśleć, znaleźć sposób, osiągnąć coś nie męcząc się. Ich życie to nieustanna harówka za grosze od rana do wieczora, moja mama jest perfekcjonistką w domu wszystko musi być na tip top. Jak szuflada jest niedomknięta to ona nie może tego znieść i wybucha. Wyciera ten sam blat 20 razy pod rząd, bo jest nie dość czysty.
Oczywiście ja byłem zawsze tym leniem moi rodzice zawsze musieli wtrącać swoje trzy grosze do mojego życia, wpajali mi kult pracy. Myślałem, że jak stane się dorosły to się poprawi, ale z wiekiem jest tylko gorzej. Muszę podzielać ich pogląd choć nigdy się nie zrozumiemy. Dla nich młodzi są "roszczeniowymi leniami". Jak byłem nieletni to było np. tak, zamiotłem podwórko, umyłem schody, posprzątałem dom, naczynia i pranie, a matka wracała i darła się, bo jedna szklanka gdzieś została nieumyta. Zawsze było źle, zawsze było za mało zrobione.
Po studiach jak poszedłem do pracy to matka się wtrącała, że muszę dobrze i ciężko pracować. Dalej jak się spotykamy, albo do mnie ciągle dzwoni (nie mieszkam już z nimi, ale czesto mamy kontakt) to muszą mnie pouczać i zawsze jest to temat ciężkiej roboty. Jak narzekam na swoją pracę, stres i zapieprz to moja matka mówi: "Ty byś najlepiej nic nie robił". Jak chce się wyżalić, że mam problemy w pracy to mówi, że trzeba było lepiej pracować, zawsze to dla nich panaceum na wszystko. To co się nie uda i nieprzewidziane okoliczności to zawsze wina, że "za mało pracuje". Chcą, żeby sensem mojego życia stał się zapieprz od rana do nocy, żebym miał problemy z kręgosłupem i stawami, oni już mają ogromne.
Mój ojciec zawsze się wtraca. Ostatnio rozmawiałem przy nich ze znajomym i narzekaliśmy na warunki pracy w Polsce, na zapieprz, harówę i niskie wynagrodzenia to tatuś musiał wtrącić swoje trzy grosze, że "najchętniej nic by wszyscy nie robili". Dodam, że mój ojciec jest ksenofobiczny, skrajnie konserwatywny i rozumie tylko ciężką pracę do końca życia. Dla niego 2700 na rękę to świetne wynagrodzenie. Niedawno zarobiłem na inwestowaniu kilkaset tysięcy to myślałem, że się ucieszą, ale oni się wręcz skręcili, bo dla nich przerażająca jest wizja, że moje życie będzie wyglądało inaczej niż ciężki zapieprz, że może mi będzie lżej. Dla nich życie ma być ciężką harówą do emerytury.
Nie wiem już co zrobić, żeby uszanowali moje poglądy i przekonania. Nigdy nie będę kultywował ciężkiej pracy, może to jest jakieś zepsucie, ale mam do tego prawo. Dwa razy zdarzyła się sytuacja, że oświadczyłem, iż mam tego dość i zrywam kontakt. Potem dzwonili, płakali i przepraszali, obiecali, że już więcej nie będzie to się powtarzać. Zrobiło mi się ich zwyczajnie żal, bo to są starzy, powoli schorowani i ogólnie dobrzy ludzie. Chciałbym z nimi jakieś dobre relacje stworzyć i żeby uszanowali moje przekonania, ale to się tylko pogarsza, stają się coraz bardziej skostniali. Nie wiem już jak do tego podejść. Najgorsze jest to, że jak sprzeciwiam się temu poglądowi to puszczają mi takie wiązanki, że odechciewa mi się żyć, a bliscy wiedzą gdzie uderzyć. Może wy spojrzycie z boku na sprawę i coś doradzicie.