Cześć pisze, ponieważ po ponad 5 letnim związku w końcu zdecydowałam się na ostateczne rozstanie.
Ale zacznę od początku. Poznaliśmy się przez wspólnych znajomych. Na początku oczywiście wielka miłość, świata poza sobą nie widzieliśmy. Natomiast ciągle wracała do nas jego przeszłość stazi znajomi, kluby... Co mi się nie podobało. On z kolei był o mnie strasznie zazdrosny, o każdego kolegę. Kazał od razu blokować.
2 lata temu zaczęło się coś psuć. On był strasznie nerwowy co przekładał na mnie aż w końcu przestał mieć do mnie szacunek. Obrażał wyzywał od najgorszych. Manipulował mną na każdym kroku. Nie miałam własnego zdania, bo gdy tylko się sprzeciwiłam to byłam najgorsza. Nie wytrzymałam i z nim zerwałam.
Przez 2 miesiące się nie odzywałam, on oczywiście wydzwaniał wpadał w panikę nie wiedząc co robię i oczywiście pisał obraźliwe SMS. Po tych 2 miesiącach się spotkaliśmy i zaczął znów do mnie pisać mówił że się zmieni i wróciliśmy do siebie.
W zeszłym roku w końcu zdecydowaliśmy się razem zamieszkać wzięliśmy dwa koty bo to było nasze marzenie. Wspolne mieszkanie na początku było idealne. Mieszkaliśmy w mieszkaniu po moich dziadkach. Wiadomo nie było luksusow dlatego też nie chciałam tam dużo remontować bo wiedziałam że to tylko tymczasowe rozwiązanie. Jednak z biegiem czasu dochodziło do coraz to większych kłótni. A to o naczynia, śmieci, koty zakupy. On aktualnie jest w trakcie robienia licencji na pilota czekają go teraz poważne egzaminy i dużo nauki.
Ostatnia kłótnia była o biurko. Chciał sobie kupić do pokoju wywalając kanapę. Oczywiście nie pytał mnie o zdanie po prostu postanowił. Wchodzę do domu a tam już kupiona wielka tablica korkowa i obmyślony cały plan. Wkurzyłam się bo nie chciałam wkładać i remontować więcej mieszkania, a mógł przy stole na spokojnie się uczyć w drugim pokoju. Zrobił mi awanturę ze go hamuje w marzeniach bo mu zabraniam biurka, że on n A pierwszym miejscu stawia karierę i pieniądze. Gdybym to wiedziała oczywiście nie zgodziłabym się na wspólne mieszkanie i koty. Nie odzywaliśmy się cały tydzień do siebie i gdy w końcu nie wytrzymałam zapytałam co dalej planuje, a on że tak jest dobrze ze nie wchodzimy sobie w drogę i nie krzyczymy na siebie i usiadł przed tv i oglądał sobie mecz. Wkurzylam się i kazałam mu się wynosić z mieszkania i życia. Wyszedl teraz jest w trakcie wyprowadzki i mamy problem o koty bo ani ja ani on nie mamy warunków żeby je wziąć. Dodatkowo boję się też że nie da mi spokoju. Będzie się kontaktował i mną manipulował, próbował zrobić mętlik w głowie żebym uległa. Wczoraj zrzucił cała winę na mnie, że to ja go zostawiłam, a on biedny mnie kocha najmocniej na świecie i mu ciężko. Napisał mi nawet że gdybym poczekała 2-3 lata i skończyłby egzaminy to planował mi się oświadczyć, a potem ślub. Nagle kariera już nie była najważniejsza tylko ja. I tak w kółko zmienia zdanie. Dać już sobie całkowity spokój i się odciąć całkowicie? Myślicie ze taka osoba się zmini i dojrzeje?
Najlepiej bedzie jak znajdziesz sobie kolejny przedmiot, ktory w zaleznosci od tego, co bedzie ci sie podobac, a co nie, bedziesz przestawiac, wyrzucac, zmieniac. Okropny charakter.
znam kilku pilotów i kontrolerów i żaden z nich nie ma porywczego i patalogicznego charakteru jak opisujesz. na ogół to inteligentni, zrównoważeni i zdyscyplinowani na maksa goście bo tego wymaga ich zawód. dlatego albo on uwali te egzaminy albo demonizujesz jego zachowania.
moim zdaniem najbardziej chore jest w opisanej przez ciebie historii, że zrobiłaś mu wojne o kupno biurka.
przecież to oczywiste, że jeśli on się szykuje do poważnych egzaminów to mu się własny kąt należy jak psu buda, a nie siedzenie przy jakimś blacie w innym pokoju.
sama mam wiele lat nauki za sobą i dla mnie stół do nauki to był element niezbędny, woziłam swój stół z mieszkania do mieszkania jak się przeprowadzalam.
4 2021-02-14 10:47:17 Ostatnio edytowany przez madoja (2021-02-14 10:50:06)
Szczerze to dla mnie jesteś walnięta, autorko. Robić awanturę bo kupił biurko? A do tego teraz chcesz się pozbyć kotów? Ja pierdzielę...
"Myślicie ze taka osoba się zmini i dojrzeje?"
Może od siebie zacznij, co? Ale - niech zgadnę - uważasz że nie zrobiłaś nic złego?
znam kilku pilotów i kontrolerów i żaden z nich nie ma porywczego i patalogicznego charakteru jak opisujesz. na ogół to inteligentni, zrównoważeni i zdyscyplinowani na maksa goście bo tego wymaga ich zawód. dlatego albo on uwali te egzaminy albo demonizujesz jego zachowania.
Ja tak samo - znam dwóch pilotów i obaj to spokojni, opanowani i ogarnięci faceci.
Ogólnie strzelam że największym problemem w życiu tego faceta jest autorka.
Przepraszam ze zapytam o mały wycinek tej historii ale moja dusza kociary nie da mi spokoju: jakim cudem mieszkając w tym samym mieszkaniu w którym zdecydowałaś się wziąć koty nagle nie masz warunków by się nimi zająć?
Przepraszam ze zapytam o mały wycinek tej historii ale moja dusza kociary nie da mi spokoju: jakim cudem mieszkając w tym samym mieszkaniu w którym zdecydowałaś się wziąć koty nagle nie masz warunków by się nimi zająć?
To pierwsze, o czym pomyślałam po przeczytaniu tego posta. Dołączam się do pytania.
Dzięki bogu że wzięli sobie koty a nie dzieci... dopiero byłby dramat.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że autorka nie pisze, że ma problem z tym, że wywalił "jej" kanapę, tylko ona nie chciała robić remontu w mieszkaniu, a on sobie pozwolił na biurko i tablicę...
Nie kupuję też tego, że on taki krystaliczny jak piszecie, normalny człowiek nie musi wyzywać partnerki od najgorszych, obrażać.