Jesteśmy razem 4 lata. Znamy się natomiast 8. Mimo dużej różnicy wieku(12 lat) dobrze się dogadywaliśmy. Z początku wiadomo- była bajka. Zadbany, uroczy, szarmancki. W łózku na początku było kiepsko, potwm się bardzo fajnie rozkręciło. Rok temu partner zwolnił się z pracy. Od tej pory żyje, jak to określa "z oszczędności". Nie miałam nic przeciwko. Chciałam żeby trochę odpoczął, bo widziałam, że ta praca go wykańcza. Obiecał, że znajdzie coś innego.
Od momentu zrezygnowania z pracy jest nie do zniesienia. Kontroluje mnie, wylicza o której wróciłam z pracy(pyta dlaczego tym autobusem, a nie wcześniejszym), zabrania mi zrobienia prawa jazdy, dyktuje co mam kupić w sklepie. Czepia się wszystkiego i absolutnie nic mu nie pasuje. Uważa, że wszyscy są głupcami i wygodnisiami. W czerwcu zaszłam w ciążę. Od początku nie był zadowolony z tego co się stało. Poroniłam w 8 tygodniu. On mnie nie pocieszał. Mało tego! Cieszył się z poronienia. Uważał, że dziecko zniszczyłoby nasze życie. Tymczasem to on mnie niszczy. Każdego dnia coraz bardziej. Zapuścił się. Chodzi w brudnych ubraniach, nie dba o siebie. Myje się średnio raz na tydzień. Napawa mnie obrzydzeniem. Gdy dochodzi już jakimś cudem do zbliżenia, to zamykam oczy i próbuję sobie wyobrazić, że na jego miejscu jest ktoś inny.
Więcej komplementów słyszę od kolegów, niż od niego.
Ostatnimi czasie słyszę od niego tylko obelgi.
Wiem, że i dla niego i dla mnie lepsze byłoby rozstanie. Przeraża mnie jednak sam proces wyprowadzki, szukania czegoś nowego, zaczynania na nowo. W dodatku cały czas boję się, że nikogo nie znajdę i będę sama.
Doradźcie co robić.
Po ile macie lat ? Rozmawiałaś z nim ?
Dwa wyjścia:
(1) organizować sobie nowe życie
(2) poczekać, aż będziesz bardziej na dnie, abyś zobaczyła, że jedynym wyjściem jest (1)
4 2021-01-24 15:00:53 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-01-24 15:02:53)
Ja bym wybrała rozstanie :-(
Domyślam się, że już próbowałaś wpłynąć na niego i się nie udało.
Ewentualnie może jak zobaczy, że odchodzisz to będzie dla niego bodźcem do zmiany.
Po ile macie lat ? Rozmawiałaś z nim ?
Ja 27, on 39. Rozmawiałam. Wtedy jest obracanie kota ogonem i zrzucenie całkowicie winy na mnie. Uważam, że sama też całkowicie krystaliczna nie jestem. Zastanawiam się tylko, czy którakolwiek inna kobieta została by w dalszej relacji.
Może łatwiej będzie, jak przestaniesz myśleć o byciu samą( choćby przez jakiś czas) czy zaczynaniu od nowa, jako o najgorszym wyjściu z możliwych. Facetowi chyba odbiło po tym odejśćiu z pracy..Tym bardziej, jak wcześniej nic nie wskazywało na to, że może się tak sytuacja potoczyć.
7 2021-01-24 16:14:29 Ostatnio edytowany przez Monoceros (2021-01-24 16:15:01)
Przestał mieć kontrolę w pracy, to przerzucił obowiązki zawodowe na Ciebie. A Ty mu na tę kontrolę pozwalasz. Wyobrażasz sobie, że sąsiad zabrania Ci robienia prawa jazdy? To dlaczego akurat zakazów partnera słuchasz? Bardzo dziwne.
Znosisz to traktowanie, bo nie chcesz przeprowadzki i nie chcesz być sama. Ale... czy to naprawdę tego warte? Stawiając na szali po jednej stronie tydzień wyjęty z życia przez przeprowadzkę (mniej, jeśli wynajmiesz ludzi do pomocy) i życie w spokoju w pojedynkę (lub ze współlokatorkami), a po drugiej seks z przymusu (który sama na sobie stosujesz) z kimś, kto Cię odpycha, obraża, kontroluje, przy tym ciągle narzeka i się nie myje... to naprawdę wolisz być dalej z nim?
Zadziwia mnie, jakie decyzje ludzie podejmują, żeby nie być samemu. Jaki strach (przed czym??) musi w nich żyć, żeby żyć z kimś, kto ich traktuje jak osobę gorszej kategorii, a wciąż się na to zgadzać.
8 2021-01-24 16:21:44 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-01-24 16:23:06)
Jasne przecież, że uciekaj. Mi się nasunęły dwa potencjalne wyjaśnienia jego zachowania: a) jak pisała wyżej Monoceros wcześniej swoją potrzebę kontroli jakoś zaspokajał w pracy a teraz szuka gdzie indziej może ją zaspokajać, padło na Ciebie bo jesteś najbliższym i najłatwiejszym celem. b) nie mając żadnych obowiązków i progresu w życiu zawodowym i samorozwoju bierze go mega frustracja której daje upust wyżywając się na Tobie (znam podobny przypadek z prawdziwego życia). Tak czy inaczej, to są co najwyżej wyjaśnienia a nie usprawiedliwienia. Teraz może przerażać Cię wyprowadzka itd ale tak naprawdę masz sytuację w której łatwo się odseparować, będzie tylko gorzej jeśli będziecie mieć dziecko, kredyt, mieszkanie, coraz więcej wspólnych lat na koncie.
9 2021-01-24 16:25:54 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-01-24 16:26:23)
Strach przed ZMIANAMI, koniecznością zmierzenia się z czymś uciążliwym, ale niezbęnym a nade wszytko prawie paniczny lęk, że można żyć szczęśliwie samemu choćby przez krótki czas, to chyba główne hamulce, które trzymają Autorkę na obecnym poziomie..
Z jednej strony widzę, że coś nie gra, a z drugiej strony ciągle mam w pamięci te dobre chwile.
Nie widzę siebie w żadnym innym związku, bo cały czas zastanawiałabym się jak teraz wygląda jego życie.
Nie widzisz się TERAZ w innym związku, gwarantuje Ci że jeśli byś odeszła to po jakimś naturalnym okresie zaleczenia ran byś się w końcu zobaczyła.
A dobre chwile były kiedyś, teraz nie ma. Co Ci będzie po tych fajnych wspomnieniach jak powiedzmy znowu wpadniesz a Twój luby będzie Ci życzył poronienia? Tak przykładowo. Wtedy te dobre wspomnienia o kant stołu będzie można rozbić
Wiem, że może to brzmieć ostro ale uwierz mi że nie Ty pierwsza jesteś w toksycznym związku. I one nie miewają happy endów.
Z jednej strony widzę, że coś nie gra, a z drugiej strony ciągle mam w pamięci te dobre chwile.
Nie widzę siebie w żadnym innym związku, bo cały czas zastanawiałabym się jak teraz wygląda jego życie.
Zastanawianie się nad innym związkiem akurat teraz, to ostatnia rzecz jakiej potrzebujesz.
Skup się na faktach i na swojej rzeczywistej sytuacji, żebyś nie zmarnowała wielu następnych lat na tkwienie w nienormalnym, dziwacznym układzie, którego nawet nie można nazwać związkiem.
Autorko, może warto skupić się na SOBIE a nie na żadnych związkach/facetach a tym bardziej ich ewentualnych dalszych losów? Czy należy trwać w czymś, co przynosi szkody, dlatego, że kiedyś było super?
Niestety, ja również nie widzę sensu bycia dłużej w tym związku. Wygląda na to, ze mu odbiło po stracie tej pracy. Ale może po prostu wychodzi z niego wszystko, prawdziwa twarz. No jaki facet, któremu zależy na kobiecie by się tak odniósł do poronienia. Inne zachowania są również toksyczne. Jak próbowałaś rozmawiać i nie dociera to cóż. Raczej nie masz dużego pola manewru. Musisz wybrać albo siebie i swoje życie albo życie z nim w życiu jakie masz teraz. Nie powinnas się odnosić do tego jak było kiedyś, bo to już przeszłość, te wszystkie dobre chwile. Ty żyjesz tu i teraz i jest jak jest.
Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że wszyscy powyżej dobrze Ci radzą.
Mnie natomiast zastanawiają jeszcze dwie kwestie:
- czy w ogóle szuka pracy? No bo rok bez pracy to kaaawał czasu...
- czy mieliście jakieś poważniejsze rozmowy na temat jego zachowania? Czym to tłumaczy?
Generalnie wygląda to na jakąś depresję u osoby z nienajlepszą samooceną...
Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że wszyscy powyżej dobrze Ci radzą.
Mnie natomiast zastanawiają jeszcze dwie kwestie:
- czy w ogóle szuka pracy? No bo rok bez pracy to kaaawał czasu...
- czy mieliście jakieś poważniejsze rozmowy na temat jego zachowania? Czym to tłumaczy?Generalnie wygląda to na jakąś depresję u osoby z nienajlepszą samooceną...
Szukać pracy nie chce. Rozmawiałam, prosiłam tłumaczyłam. Odwalał wtedy scenę pt. "Ty jesteś zła, a ja jestem dobry", lub zupełnie odwrotnie "Jestem głupi i beznadziejny. Nawet nie potrafię się wypowiadać".
A mnie wtedy chwyta to za serce i jest koniec rozmowy w myśl zasady "Nie kopie się leżącego".
Często uciekam od problemów w wir pracy. Wtedy pracuję po 300 godzin w miesiącu i błędne koło się zamyka. Są pretensje, ja biorę dodatkowe dyżury, potem znów są pretensjeo to, że tyle w pracy siedzę.
On nienawidzi wszystkich moich znajomych. Widzę, że chce mnie odseparować, chociaż jeszcze rok temu nie miał problemów, gdy się z kimś spotkałam.
Naprawdę nie chcę go zostawiać. Przez myśl przeszła mi również depresja czy CHAD. To jednak wymaga interwencji spejalisty na którą nie ma mowy.
Skoro nie chcesz go zostawiac to jak chcesz zyc dalej w takim czyms ? On nie chce nic zmieniac, nie widzisz ?
Z jednej strony widzę, że coś nie gra, a z drugiej strony ciągle mam w pamięci te dobre chwile.
Nie widzę siebie w żadnym innym związku, bo cały czas zastanawiałabym się jak teraz wygląda jego życie.
... a jesteś Autorko gotowa wieść takie życie jak teraz przez następne .. 5, 10, 20 lat? Napisalaś, że Twój partner cieszył się z poronienia .. przerażające, dla kobiety to bardzo ciężkie przeżycie, ten brak empatii bardzo źle o Nim świadczy. Szczerze Ci współczuję. Zmiany wydają się straszne, ale sama jestem na takim etapie i powiem, że 'nie taki diabeł straszny'. Stopniowo, małymi kroczkami da się odmienić każda sytuację życiową. Pamiętaj, że zasługujesz na więcej
To co zamierzasz zrobić? Jakie widzisz dla siebie opcje?
Czyli po utracie pracy następuje totalna zmiana: lęk przed zobowiązaniami (dziecko), zaniedbania higieniczne, drażliwość, pogardliwe myślenie o sobie samym ("Jestem głupi i beznadziejny. Nawet nie potrafię się wypowiadać"). Ewidentne objawy depresji.
Czyli po utracie pracy następuje totalna zmiana: lęk przed zobowiązaniami (dziecko), zaniedbania higieniczne, drażliwość, pogardliwe myślenie o sobie samym ("Jestem głupi i beznadziejny. Nawet nie potrafię się wypowiadać"). Ewidentne objawy depresji.
Depresji może nie ale brak pomysłu na siebie i totalne pogubienie się.
Czyli po utracie pracy następuje totalna zmiana: lęk przed zobowiązaniami (dziecko), zaniedbania higieniczne, drażliwość, pogardliwe myślenie o sobie samym ("Jestem głupi i beznadziejny. Nawet nie potrafię się wypowiadać"). Ewidentne objawy depresji.
To wygląda raczej na początki choroby psychicznej.....bez lekarza specjalisty się nie obejdzie.
Ale bez jego zgody nic nie zrobisz....raczej ewaukuj się z tego związku....
23 2021-01-25 06:47:20 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-01-25 06:48:11)
Autorko razem jest się na dobre i na złe. Tak było zanim ludzie nie zaczęli zadowalać się szybkimi rozwodami i łatwym dostępem do seksu ( tindery itp).
Teraz w Waszym zwiazku po prostu nastąpiło " złe". Ja się wcale nie dziwię, ze mimo wszystko przy nim trwasz. Łatwo powiedzieć weź go zostaw..Oddac na złom to można zepsute, stare niepotrzebne auto a nie człowieka z ktorym się żylo 4 lata. Dużo musisz znosić i bardzo Ci współczuje a zwlaszcza poronienia. Twojemu partnerowi potrzeba jest pomoc psychiatry.
To nie jest tak , ze stal się zly z dnia na dzień tylko po utracie pracy zaszły w jego glowie zmiany...Teraz trzeba je wrócić na właściwie tory
Oczywiście rozwiazeniem jest tez odejscie , zacięcie nowego życia z kims innym. To juz tylko Ty wiesz jak bardzo zalezy Ci na tym człowieku.
24 2021-01-25 08:31:07 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-01-25 08:33:14)
Autorko razem jest się na dobre i na złe. Tak było zanim ludzie nie zaczęli zadowalać się szybkimi rozwodami i łatwym dostępem do seksu ( tindery itp).
I zanim dano ludziom realną możliwość wyboru czy w toksycznym związku chcą czt nie chcą tkwić jak pokazujemy jedna stronę medalu to warto wspomnieć o drugiej
Zastanow sie, jakie sa opcje:
1. Isc w pierony, wyprowadzka (moj faworyt)
2. Rozmawiac o problemie, jasno stawiac warunki (nie funkcjonuje)
3.Cicho siedziec i znosic lenia, brudasa, manipulanta, kontrolera.
Czwartej opcji nie ma.
Pipolinka87 napisał/a:Autorko razem jest się na dobre i na złe. Tak było zanim ludzie nie zaczęli zadowalać się szybkimi rozwodami i łatwym dostępem do seksu ( tindery itp).
I zanim dano ludziom realną możliwość wyboru czy w toksycznym związku chcą czt nie chcą tkwić
jak pokazujemy jedna stronę medalu to warto wspomnieć o drugiej
Otóż to. Ja co prawda sama wyznaję zasadę, że razem jest się na dobre i na złe, a nie do momentu: choroby, straty pracy, zawirowań i pogubienia czy zauroczeniem kimś innym itd. ale ta postawa ma swoje granice i tą granicą jest przemoc i niszczenie drugiej strony. Tutaj ona występuje i to nie tylko na jednej płaszczyźnie. O ile incydent przemocowy jest do przerobienia, jeśli jest ku temu wola tego, który ją przejawiał- tak tu jest cały komplet toksycznych zachowań i jego sprawca ma ku nim zielone światło. Autorka czuje się niszczona- więc albo spróbuje pochylić się nad nim, porozmawiać o problemie, postawić określone warunki, samej dla siebie poszukać pomocy i jeśli on będzie chciał współpracować- to może i nie trzeba z marszu skreślać. Ale jeśli woli z jego strony nie ma... no to skreślić.
27 2021-01-25 11:25:11 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-01-25 11:25:48)
Otóż to. Ja co prawda sama wyznaję zasadę, że razem jest się na dobre i na złe, a nie do momentu: choroby, straty pracy, zawirowań i pogubienia czy zauroczeniem kimś innym itd. a
Wg tego co czytam partner Autorki jest chory. Sama tak napisała,że się zmienił a zmieniła go choroba. Co innego jak ktoś nadużywa np narkotyków i zaczyna bić ...Tutaj charakter zmienił się od momentu utraty pracy, możliwe ,że to depresja. I teraz juz tylko od niej zależy czy chce z nim przebrnąć przez ta chorobę czy jednak nie chce tracic czasu i lepiej zająć się swoim życiem.
Żadnej postawy nie należy potępiać bo nie jesteśmy w butach autorki posta.
Też uważam, że jest chory i powinien poszukać pomocy, stąd propozycja pochylenia się nad tym, rozmowa o problemach i o ile będzie jego wola ku temu by się leczyć, to wspieranie. Ale właśnie- jego wola, bo jej wola to niestety za mało.
Bardzo dużo wskazuje na konieczność konsultacji psychiatry.
Miał przypadki chorób psychicznych w rodzinie?
Ma rodzeństwo przyjaciół kogoś kto by to skłonił do takiej wizyty? Bo może nie chcieć nic od Ciebie
Z początku zawsze jest bajka, bo hormony wszystko załatwiają. Teraz wyszło jak jest naprawdę, więc ludzie chyba dobrze radzą -> katapulta ze związku.
Jakby tylko się czepiał i szpiegował to mogę zrozumieć... od roku bez pracy, znaleźć coś ciężko bo COVID to się pewnie nudzi.
Dziękuję Wam wszystkim za odpowiedź. Dziś rano chyba dotarło do mnie, że nie potrafię żyć z nim, a jednocześnie nie potrafię żyć bez niego.
Również bardzo często podejrzewałam, że on może mieć zaburzenia na tle psychiki.
Jakiś czas temu czytałam bardzo ciekawe opracowanie naukowe o diagnozowaniu Zespołu Aspargera u osób dorosłych. Widzę w nim spełnienie wszystkich kryteriów diagnostycznych. Wiem jednak, że do specjalistów się nie uda...
Dziękuję Wam wszystkim za odpowiedź. Dziś rano chyba dotarło do mnie, że nie potrafię żyć z nim, a jednocześnie nie potrafię żyć bez niego.
To jest już pierwszy krok ku lepszemu - pewnie potrzebujesz więcej czasu aby w końcu w głowie zrozumieć ze to ze nie potrafisz bez niego żyć to zwykle przyzwyczajenie a jak już w końcu pozbędziesz się go ze swojego życia to odetchniesz pełna piersią. Ale moi zdaniem takie rzeczy wymagają czasu. Niestety.
Również bardzo często podejrzewałam, że on może mieć zaburzenia na tle psychiki.
Jakiś czas temu czytałam bardzo ciekawe opracowanie naukowe o diagnozowaniu Zespołu Aspargera u osób dorosłych. Widzę w nim spełnienie wszystkich kryteriów diagnostycznych. Wiem jednak, że do specjalistów się nie uda...
To jest interesujące możesz coś więcej o ty napisać?
Ja osobiście nie podjerzewalabym go o Aspagera stad moja prośba rozszerzenie tej myśli.
Też Asperger w ogóle nie przyszedłby mi do głowy. Zresztą musiałabyś zauważyć już coś wcześniej. Taka nagła, niespodziewana zmiana to raczej nie Asperger.
A tak czytając Cię, można odnieść wrażenie, że szykujesz się do rozstania. Może warto o niego zawalczyć, ale bez fiksacji na tym punkcie. Tak, czy inaczej, jeśli nie będzie chciał sobie pomóc, Ty za niego tej walki nie jesteś w stanie stoczyć.
Może jak odejdziesz, to przebudzi się z tego... letargu(?).
Może jak odejdziesz, to przebudzi się z tego... letargu(?).
Nie znam się, ale się wypowiem Więc nie, ani depresja, ani tym bardziej Asprenger nie sa letargiem, z którego szok może wybudzić.
Słyszałem już takie historie. Coś mi się wydaje, że warto byłoby poznać jego punkt widzenia.
Zanim odejdziesz, staraj się naprawić, rozmawiać. Może potrzebuje pomocy?
Słyszałem już takie historie. Coś mi się wydaje, że warto byłoby poznać jego punkt widzenia.
Zanim odejdziesz, staraj się naprawić, rozmawiać. Może potrzebuje pomocy?
Chcę mu pomóc. Tym bardziej, że jszcze do niedawna był wspaniałym człowiekiem. Nie chcę go zostawiać. Kocham go, ale widzę jak on mnie niszczy.
Próbuję z nim rozmawiać i nie wieszam związku na kołku. Znamy się od 8 lat, a jesteśmy razem od 4. Nie jest to całe życie, ale w moim mniemaniu jakąś część życia wzajemnie sobie poświęciliśmy. Nie jestem osobą, która łatwo odpuszcza. Ale w tej chwili nie widzę wyjścia. On nie chce niczego zmieniać.
37 2021-01-26 14:34:35 Ostatnio edytowany przez GreenTea27 (2021-01-26 14:35:14)
KoloroweSny napisał/a:Po ile macie lat ? Rozmawiałaś z nim ?
Ja 27, on 39. Rozmawiałam. Wtedy jest obracanie kota ogonem i zrzucenie całkowicie winy na mnie. Uważam, że sama też całkowicie krystaliczna nie jestem. Zastanawiam się tylko, czy którakolwiek inna kobieta została by w dalszej relacji.
Jesteś w tym samym wieku co ja z moim ex mężem ja miałam 26 on 38 - 39.. Jesteś młodą kobietą pakuj rzeczy i uciekaj... Ja nie byłam szczęśliwa i było cholernie ciężko bo rozwód po niecałych 2 latach ale dasz radę... Przykro mi z powodu utraty ciąży.. Ale spójrz na to trochę z innej perspektywy. Wiesz sama ze dobry ojciec to niego nie będzie.. Sama piszesz ze się bardzo zapuścił nie dba o siebie i te zachowania... Zasługujesz na wiele wiecej pamiętaj. Na samym końcu masz tylko siebie i ty powinnam się czuć dobrze i kochana pamiętaj o sobie. Pozdrawiam ciepło
AnetteKa napisał/a:KoloroweSny napisał/a:Po ile macie lat ? Rozmawiałaś z nim ?
Ja 27, on 39. Rozmawiałam. Wtedy jest obracanie kota ogonem i zrzucenie całkowicie winy na mnie. Uważam, że sama też całkowicie krystaliczna nie jestem. Zastanawiam się tylko, czy którakolwiek inna kobieta została by w dalszej relacji.
Jesteś w tym samym wieku co ja z moim ex mężem ja miałam 26 on 38 - 39.. Jesteś młodą kobietą pakuj rzeczy i uciekaj... Ja nie byłam szczęśliwa i było cholernie ciężko bo rozwód po niecałych 2 latach ale dasz radę... Przykro mi z powodu utraty ciąży.. Ale spójrz na to trochę z innej perspektywy. Wiesz sama ze dobry ojciec to niego nie będzie.. Sama piszesz ze się bardzo zapuścił nie dba o siebie i te zachowania... Zasługujesz na wiele wiecej pamiętaj. Na samym końcu masz tylko siebie i ty powinnam się czuć dobrze i kochana pamiętaj o sobie. Pozdrawiam ciepło
Nie wiem za bardzo jak poradzić sobie ze stratą ciąży. Minęło już trochę czasu, a mnie nadal bardzo to boli. On nie widzi problemu, bo jal twierdzi "problem by był, gdybym urodziła". Nie przytulamy się od roku, bo nagle mu się odwidziało i tego "nie lubi". Nie całujemy się praktycznie wcale(nawet przy tym wymuszonym seksie).
Koledzy mówią mi więcej kompletów, niż on. Pracuję niekiedy po 300/350 godzin w miesiącu. Ostatnio od wspólnego znajomego usłyszałam, że "dobrze wyglądam, bo chyba się w końcu wyspałam". Znajomy z pracy pochwalił nowy kolor włosów.
W domu jestem niewidzialna, a gdy zrobię makijaż słyszę, że "odpierdoliłam się jak ciotka na pogrzeb".
Trochę smutne...
Stoję na rozstaju. Z jednej strony mam kilka lat spędzonych razem, a z drugiej strony mimo 27 lat, które mam czuję się jak zgorzkniała pięćdziesiątka.
Dla mnie na Twoim miejscu nie do przejścia by było to, że on Cię kompletnie nie szanuje. Rozumiem, że można mieć problemy ze sobą, ale sposób w jaki on do Ciebie się zwraca, jak zareagował na poronienie, jest niedopuszczalny. Po co sobie to robisz? Jesteś bardzo młoda, nie masz dzieci, kredytu itd. Odejdź dla siebie, bo on ma Cię gdzieś. Inaczej stoczysz się razem z nim.
Dziś znów miałam festiwal narzekań pt. "Po co kupiłaś takie bułki", "Dlaczego masz dźwięk w telefonie włączony?", "Dlaczego nasypałaś kotom tyle żarcia?", "Po co kupiłaś odżywkę?", "Po co Ci kolejna bluza do biegania", lub w sklepie "Po co Ci papryka?", "Po co nasypałaś do kolacji suszonej pietruszki. Przecież bez sensu tego używać"
Dziś znów miałam festiwal narzekań pt. "Po co kupiłaś takie bułki", "Dlaczego masz dźwięk w telefonie włączony?", "Dlaczego nasypałaś kotom tyle żarcia?", "Po co kupiłaś odżywkę?", "Po co Ci kolejna bluza do biegania", lub w sklepie "Po co Ci papryka?", "Po co nasypałaś do kolacji suszonej pietruszki. Przecież bez sensu tego używać"
Heh... myślę, że już wiesz, co zrobisz, tylko czekasz na jakiś ostateczny impuls.
42 2021-01-28 02:34:44 Ostatnio edytowany przez GreenTea27 (2021-01-28 02:35:01)
Musisz się uwolnić emocjonalnie to nie jest miłość ale przywiązanie..... Ja jestem po rozstaniu kilka miesięcy.. Mieszkamy nadal razem opisywałam trochę swoją historię.. Przywiązałam się i byłam ślepa... Fakt wczoraj płakałam ostatni raz ale to już takie bardziej łzy wymuszone... Nawet zapomniałam jak to jest samej sobie dobrze zrobić za przeproszeniem bo ciągle facet...
Zerwać jak plaster Ci radzę naprawdę jesteś młoda i masz piękne życie przed sobą. Czy chcesz być upokarzana cały czas i krytykowana? Ja się ponizylam i to wiele razy nie tylko w tym związku ale w poprzednich relacjach... Ale to mi daje kopa w dupe żeby skupić się na sobie bo mężczyzna nie jest mi potrzebny do życia.. Dzisiaj kończę 28 lat dokładnie... I czas na zmiany...naprawdę tego tobie również życzę.. .
43 2021-01-28 09:49:39 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-01-28 09:50:56)
Współczuje Ci bo to co przeżywasz na codzien musi być koszmarem. Faktycznie wcześniej radzilam Tobie aby o ten związek zwalczyć, ale jak czytam sposob w jaki on Ciebie traktuje to musisz zawalczyc , ale o siebie. Skoro on nie chce nic zrobić ze swoim zachowaniem to chyba znaczy tyle ze musi upaść jeszcze bardziej na dno.
Współczuje straty dziecka, ale widocznie ni byl jeszcze na to czas. Pomysl sobie jakiego miałoby tatusia. Cala ciążę czulabys się zle a on by Ci jeszcze dowalal. Może to po prostu nie była właściwa osoba i nie ten czas.
Masz dopiero 27 lat i jeszcze zdążysz urodzić dziecko. Życzę Ci żeby to było z odpowiednia osoba.
Dziś znów miałam festiwal narzekań pt. "Po co kupiłaś takie bułki", "Dlaczego masz dźwięk w telefonie włączony?", "Dlaczego nasypałaś kotom tyle żarcia?", "Po co kupiłaś odżywkę?", "Po co Ci kolejna bluza do biegania", lub w sklepie "Po co Ci papryka?", "Po co nasypałaś do kolacji suszonej pietruszki. Przecież bez sensu tego używać"
Boże nie przeżyłabym tego jakbym codziennie słyszała takie narzekanie. Jakiś czas temu ( jak jeszcze mieliśmy normalne życie ) byłam z dobra kumpela i jej facetem u naszej wspólnej przyjaciółki przez tydzień i ten jej facet, którego trochę znalam, tez ciagle narzekał. Ciagle coś nie tak ciagle jakiś problem. Pamietam wtedy cholery dostawałam , najpierw zaciskałam żeby ale później nie wytrzymałam i zaczęłam rzucać sarkastyczne komentarze tu i ówdzie.
Nie wiem jak masz jeszcze sile to znosić bo ja to bym w końcu ta papryka w niego rzuciła i powiedziała żeby wiadomo gdzie poszedł.
Ale żebym doszła do takiego etapu minęło trochę czasu bo kiedyś tez wysłuchiwałam takiego narzekania - wszyscy źli i niedobrzy, wszystko złe a on taki biedny a życie ciagle kłody pod nogi rzuca.
Jedno co chce napisać to czy zastanowiłas sie jak jego zachowanie ma wpływ na ciebie. Wiadomo ze nie bez powodu pracujesz tyle godzin ile pracujesz bo przecież żadna normalna osoba by nie zniosła tych lamentów i pretensji do całego świata. On cię ciągnie w dół - twój mentalny i emocjonalny dół. Twoje zdrowie psychiczne ucierpi na tym - jeśli już nie ucierpiało a jesteś z nim z przyzwyczajenia. Tak jak pisałam powyżej zaczynasz powoli odbijać od tej przystani i bardzo dobrze bo to przecież nie jest życie tylko gehenna. Pewnie potrzebujesz czasu bo mentalnie jesteś rozdarta pomiędzy patriarchalny wzór tworzenia rodziny bo przecież tak musi być bo każdy naokoło tak robi i jest szczęśliwy to ja tez muszę a zrozumienie ze nie tedy droga z tym partnerem.
Możesz tez zostać i wysłuchiwać tego wszystkiego przez kolejne 5, 10 czy ile tam lat bo tutaj nic się nie zmieni bo on nie chce się zmienić i nie widzi w sobie problemu.
I z cała pewnością ani nie jest na spektrum - bardziej może depresja i z cała pewnością jakiś mocno zakorzeniony problem z samym sobą.
AnetteKa napisał/a:Dziś znów miałam festiwal narzekań pt. "Po co kupiłaś takie bułki", "Dlaczego masz dźwięk w telefonie włączony?", "Dlaczego nasypałaś kotom tyle żarcia?", "Po co kupiłaś odżywkę?", "Po co Ci kolejna bluza do biegania", lub w sklepie "Po co Ci papryka?", "Po co nasypałaś do kolacji suszonej pietruszki. Przecież bez sensu tego używać"
Boże nie przeżyłabym tego jakbym codziennie słyszała takie narzekanie. Jakiś czas temu ( jak jeszcze mieliśmy normalne życie ) byłam z dobra kumpela i jej facetem u naszej wspólnej przyjaciółki przez tydzień i ten jej facet, którego trochę znalam, tez ciagle narzekał. Ciagle coś nie tak ciagle jakiś problem. Pamietam wtedy cholery dostawałam , najpierw zaciskałam żeby ale później nie wytrzymałam i zaczęłam rzucać sarkastyczne komentarze tu i ówdzie.
Nie wiem jak masz jeszcze sile to znosić bo ja to bym w końcu ta papryka w niego rzuciła i powiedziała żeby wiadomo gdzie poszedł.
Ale żebym doszła do takiego etapu minęło trochę czasu bo kiedyś tez wysłuchiwałam takiego narzekania - wszyscy źli i niedobrzy, wszystko złe a on taki biedny a życie ciagle kłody pod nogi rzuca.
Jedno co chce napisać to czy zastanowiłas sie jak jego zachowanie ma wpływ na ciebie. Wiadomo ze nie bez powodu pracujesz tyle godzin ile pracujesz bo przecież żadna normalna osoba by nie zniosła tych lamentów i pretensji do całego świata. On cię ciągnie w dół - twój mentalny i emocjonalny dół. Twoje zdrowie psychiczne ucierpi na tym - jeśli już nie ucierpiało a jesteś z nim z przyzwyczajenia. Tak jak pisałam powyżej zaczynasz powoli odbijać od tej przystani i bardzo dobrze bo to przecież nie jest życie tylko gehenna. Pewnie potrzebujesz czasu bo mentalnie jesteś rozdarta pomiędzy patriarchalny wzór tworzenia rodziny bo przecież tak musi być bo każdy naokoło tak robi i jest szczęśliwy to ja tez muszę a zrozumienie ze nie tedy droga z tym partnerem.
Możesz tez zostać i wysłuchiwać tego wszystkiego przez kolejne 5, 10 czy ile tam lat bo tutaj nic się nie zmieni bo on nie chce się zmienić i nie widzi w sobie problemu.
I z cała pewnością ani nie jest na spektrum - bardziej może depresja i z cała pewnością jakiś mocno zakorzeniony problem z samym sobą.
Może gdybym miała świadomość, że on od razu kogoś sobie znajdzie byłoby mi lepiej. Naprawdę nie boję się swojej samotności, a boję się o niego. Nie zawsze było źle. Tak koszmarnie jest dopiero od jakiegoś czasu, a tragicznie jest od momentu poronienia.
Nie potrafię się z nim dogadać. Niby nie chcę odchodzić ale w głowie snują mi się wizje życia bez niego.
Dziś było trochę lepiej. Nie było tyle narzekań, bo większość dnia spędziłam poza domem.
Przyłapałam się na tym, że nie patrzę na niego, gdy je posiłek, bo mnie to odtrąca. Tak jak wszyscy piszecie, jestem młoda i całe życie mam przed sobą. Nie chcę go zmarnować, ale nie chcę też nikogo krzywdzić.
46 2021-01-28 23:15:27 Ostatnio edytowany przez KoloroweSny (2021-01-28 23:16:42)
Już nie rób z siebie przesadnej altruistki. Chcesz nam powiedzieć, że jesteś z nim z litości bo się boisz co mu będzie po rozstaniu ? I może kosztem siebie będziesz dalej ciągnąć ten związek bo jak misio sobie poradzi?
Nie wierze w ani jedno słowo. Boisz sie być sama, boisz się podjąc decyzji, jesteś w rozkroku. Dodatkowo ciągle się łudzisz, że coś się cudownie zmieni bo patrzysz przez pryzmat jak to kiedyś było super. A może wcale nie było, bo miałaś ciągle te różowe okulary, które właśnie spadły z hukiem.
Już nie rób z siebie przesadnej altruistki. Chcesz nam powiedzieć, że jesteś z nim z litości bo się boisz co mu będzie po rozstaniu ? I może kosztem siebie będziesz dalej ciągnąć ten związek bo jak misio sobie poradzi?
Nie wierze w ani jedno słowo. Boisz sie być sama, boisz się podjąc decyzji, jesteś w rozkroku. Dodatkowo ciągle się łudzisz, że coś się cudownie zmieni bo patrzysz przez pryzmat jak to kiedyś było super. A może wcale nie było, bo miałaś ciągle te różowe okulary, które właśnie spadły z hukiem.
Zgadzam się tylko z tym ze boi się podjąć decyzji ale z cała reszta kompletnie się nie zgadzam.
Istnieją tacy ludzie ze wola się męczyć zamiast podjąć dezycję i nie tyle chodzi o bycie samemu a o ta troskę o ta druga osobę ( nawet jeśli ona jest beznadziejna w stosunku do nas). I ja tez bym w to nie uwierzyla jakbym sama tego nie przerobiła. Możliwe ze to mózg pogrywa sobie w gry i człowiek wymyśla sobie tysiące powodów aby zostać ale każdy ma inny tajming. Każdy inaczej przechodzi okres rozstania się. Jednej osobie zajęłoby to miesiąc innej zajmuje trochę dłużej. Najważniejsze żeby sobie uświadomić tak jak to autorka zrobiła ze jednak coś nie styka i zacząć siebie przygotowywać do ewakuacji - mentalnie.
Droga autorko jak już nie możesz na niego patrzeć to naprawdę już czas żeby ogarnąć się- możesz próbować z nim prowadzić tysiące rozmów ale moim zdaniem dalej to nic nie wskórasz. Dalej będzie tak samo beznadziejnie.
Troska o drugą osobę kiedy krzywdzi się samą siebie? To zaburza wszystko co jest w związku najważniejsze. Owszem, druga osoba powinna być dla nas ważna ale to my powinniśmy być najważniejsi. I jeżeli ktoś kosztem siebie, jest z drugą osobą to wybacz, ale jest to już dla mnie jakis hmm problem w tej osobie. Zwłaszcza, że coś tam próbowała działać a koleś ją totalnie odpycha i się nie poprawia. W tym momencie do tego co napisałam dorzucam problem z określeniem granic w związku i problem z określeniem hmm jak to nazwać swojej pozycji w związku/swojej roli w związku. Autorka nie jest jego mamusią.
Już nie rób z siebie przesadnej altruistki. Chcesz nam powiedzieć, że jesteś z nim z litości bo się boisz co mu będzie po rozstaniu ? I może kosztem siebie będziesz dalej ciągnąć ten związek bo jak misio sobie poradzi?
Nie wierze w ani jedno słowo. Boisz sie być sama, boisz się podjąc decyzji, jesteś w rozkroku. Dodatkowo ciągle się łudzisz, że coś się cudownie zmieni bo patrzysz przez pryzmat jak to kiedyś było super. A może wcale nie było, bo miałaś ciągle te różowe okulary, które właśnie spadły z hukiem.
Nie było moim celem robienie z siebie altruistki. Napisałam szczerze, co czuję. To nie tak, że nienawidzę go do szpiku kości. On mnie obrzydza(tym, że nie dba o higienę, zapuszcza się fizycznie i mentalnie).
Kiedyś bardzo dużo biegał i na wysokim jak na amatora poziomie(większość biegów w okolicy kończył na pudle). Widziałam, że czerpie z tego ogromną frajdę. Teraz nie ma nic po tamtym człowieku- fajnie nastawionym biegaczu, który stara się we wszystkim znaleźć pozytywy.
Jego miejsce zajął gburowty "sebix".
Zanim podejmę ten ostateczny krok, chcę mieć pewność, że nie ma innej furtki.
Właśnie stąd te moje wszystkie wątpliwości.
Zanim podejmę ten ostateczny krok, chcę mieć pewność, że nie ma innej furtki.
Właśnie stąd te moje wszystkie wątpliwości.
Kurczę no rozumiem Cię. Chcesz mieć pewność, bo czegoś w tej łamigłówce brakuje. Myślisz w ten sposób, że przecież to niemożliwe, by tak się zmienił bez przyczyny i sądzisz, że jak zrozumiesz tą przyczynę, to będziesz w stanie mu pomóc.
Z tego co piszesz o bieganiu i że to jednak duża zmiana w nim... serio albo to depresja (jestem laikiem w tych sprawach, ale stawiałbym na to) albo jakieś poważniejsze schorzenie (ale nie Asperger). W necie masz pełno testów na depresję. Może uda Ci się go namówić na zrobienie jednego i podzielenie się z Tobą wynikami. Jasne, że to nie oficjalna diagnoza, ale jak wyjdzie mu "masz głęboką depresję" to raczej coś musi być na rzeczy, może Cię ta wiedza jakoś pocieszy.
Tak, czy inaczej - nie jesteś w stanie mu pomóc. To trochę tak jak z alkoholkiem, nie pomożesz mu, dopóki o sam nie przyzna, że ma problem i zrozumie, że musi walczyć.
Jedyne co mi przychodzi do głowy (już wcześniej o tym pisałem) to możesz od niego odejść (ale nie tak ostatecznie, tzn on musi myśleć, że ostatecznie) w nadzieji, że ewentualna strata Ciebie, będzie dla niego terapią szokową, po której się ocknie. Wtedy będziesz mogła stawiać warunki, np że zanim w ogóle zaczniecie jakiekolwiek rozmowy o ewentualnym zejściu się, to musi zacząć od wizyty u psychiatry.
Jeśli tylko będziesz czekać na jakiś cud, prawie na pewno się nie doczekasz. Wiesz, w totka też można wygrać, ale 99.999% z nas nigdy nie wygra.
Mam w sobie coraz więcej skrajnych uczuć. Z jednej strony nie chcę odchodzić, a z drugiej strony mam w sobie ogromne pokłady żalu.
Od początku miałam wątpliwości co do tego związku. W końcu zakochałam się i wpadłam po uszy.
Teraz chce mi się ryczeć. Gdybym nie poroniła to za 20 dni miałabym termin porodu.
Żal, który jest we mnie przyćmiewa wszystko.
Żałoba nie mija ot, tak sobie, ale też nikt nikogo nie zmusi do tego, by żal po stracie przestał być tematem numer jeden. Nikt nikomu nie zabroni przeżywać tego do końca życia. Czasem też trwanie w żałobie jest potrzebne, by uniknąć konfrontacji z rzeczywistością.
Używasz wszelkich sposobów, by ocalić status quo. Wiedz, że brak decyzji jest decyzją.
53 2021-02-01 18:29:47 Ostatnio edytowany przez KoloroweSny (2021-02-01 18:30:12)
Mam w sobie coraz więcej skrajnych uczuć. Z jednej strony nie chcę odchodzić, a z drugiej strony mam w sobie ogromne pokłady żalu.
Od początku miałam wątpliwości co do tego związku. W końcu zakochałam się i wpadłam po uszy.
Teraz chce mi się ryczeć. Gdybym nie poroniła to za 20 dni miałabym termin porodu.
Żal, który jest we mnie przyćmiewa wszystko.
A wiesz o tym, że jakbyś urodziła to byłabyś sama z dzieckiem będąc w 'zwiazku' ? A nie chcesz odchodzić bo co ? Jakie masz tutaj argumenty ?
Wiem, zdaję sobie z tego sprawę.
Nie jestem jednak w stanie logicznie wytłumaczyć tego fenomenu. Widzę, że jestem pomiatana, a nie mogę odnaleźć w sobie siły, aby to przerwać. Na codzień jestem naprawdę rozgadana i ambitna, a gdy przychodzę do domu staję się szarą myszką(a może sama się w takową rolę wcielam?) .
Dziś znajomy, który odwoził mnie do domu przyznał, że to pato- relacja.
Obcy ludzie to widzą, a ja jestem przywiązana. Nasza wspólna znajoma proponowała mi załatwienie wynajmu mieszkania. Ja w tej chwili nie wyobrażam sobie życia bez człowieka, który ciągnie mnie na dół.
AnetteKa napisał/a:Mam w sobie coraz więcej skrajnych uczuć. Z jednej strony nie chcę odchodzić, a z drugiej strony mam w sobie ogromne pokłady żalu.
Od początku miałam wątpliwości co do tego związku. W końcu zakochałam się i wpadłam po uszy.
Teraz chce mi się ryczeć. Gdybym nie poroniła to za 20 dni miałabym termin porodu.
Żal, który jest we mnie przyćmiewa wszystko.A wiesz o tym, że jakbyś urodziła to byłabyś sama z dzieckiem będąc w 'zwiazku' ? A nie chcesz odchodzić bo co ? Jakie masz tutaj argumenty ?