Cześć wszystkim, właśnie dowiedziałem się kilka dni temu, że dziewczyna z którą byłem 6 lat w związku powiedziała mi nagle, że to koniec...
Byłem w szoku i jest to dla mnie straszny cios z którym nie mogę się pogodzić, ostatnie kilka miesięcy niczego nie zwiastowało z jej strony, że chce nasz związek zakończyć. Uważam, że nasz związek był bardziej szczęśliwy, miał więcej plusów i miłości niż negatywnych chwil i kłótni.
Minęło już kilka dni i kilka rozmów (których ja byłem inicjatorem) i dalej nie potrafię sobie odpowiedzieć dlaczego? Nie jest to prosty powód - typu zdrada, bądź mam kogoś innego albo nic już do Ciebie nie czuje... Sytuacja jest bardziej skomplikowana.
Jak ona to stwierdziła - nałożyło się kilka rzeczy.
Powód nie jest jeden.
Jednym z powodów które wymieniła to, że nasz związek był "przechodzony", jesteśmy ze sobą z przyzwyczajenia i nasz związek się nie rozwijał. I tutaj się niestety zgodzę, że tak było i jest to głównie moja wina. Nie doszło do oświadczyn ( często o nich dyskretnie wspominała) oraz wspólnego zamieszkania (oboje mieszkamy u rodziców) - była to moja pierwsza dziewczyna i przyznaje bałem się podjąć odważne kroki. Zawsze mam z tym problem aby podjąć jakieś poważne kroki w swoim życiu i dopiero gdy wydarza się poważna sytuacji w życiu działam. Tak jest w tym przypadku teraz gdybym mógł ją tylko odzyskać od razu jestem gotowy na to żebyśmy razem zamieszkali oraz na to żebym się jej za jakiś czas oświadczył. Wiem, że to głupio teraz brzmi ale zrozumiałem jak bardzo dla mnie jest ważna osobą i chce zrobić wszystko żebyśmy byli dalej razem. I mam ogromny żal do siebie że tego wcześniej nie zrobiłem. Jeżeli chodzi o nasze wspólne zamieszkanie odbyliśmy już wcześniej poważna rozmowę, że zamieszkamy razem tylko gdy ona będzie zarabiać przynajmniej te 2 tys zł (dopiero co otworzyła swoją firme i ma same koszty). Ja aktualnie pracuje na etacie za 2 tys zl i nie byłbym w stanie nas utrzymać...
Drugim powodem był mój stosunek do dzieci, a raczej co by było gdyby była wpadka... i tutaj również zachowywałem się jak idiota i dałem jej odczuć że byłoby wtedy bardzo źle... nie wchodząc w szczegóły... Było to bardzo głupie zachowanie i dzisiaj na pewno bym tak nie postąpił. Nie dałem jej tym zachowaniem poczucia bezpieczeństwa. Kolejnym powodem były moje wahania nastroju, taka jakby depresja związana z karierą zawodową, ale nie będę wchodził w szczegóły po prostu wspomnę, że zameczałem ją tymi moimi stanami i powinienem iść z tym problemem do psychologa. Już to właśnie teraz uczyniłem. Wcześniej przez tyle lat nie mogłem się do tego zebrać. I pewnie jeszcze inne rzeczy się nałożyły. Opisałem akurat te które zrozumiałem i strasznie ich żałuję i dziewczyny / chłopacy nie wieszajcie na mnie psów bo jest mi strasznie za to wstyd. Zmieniam się aktualnie na lepsze. Dużo zrozumiałem i chciałbym to naprawić.
I teraz pytanie czy warto o ten związek jeszcze walczyć? Czy moje starania będą syzyfową pracą? Bardzo mi na niej zależy, kocham ją i chciałbym ją odzyskać.
Spotkałem się z nią kilka razy i na każdym spotkaniu zapewniała mnie że to definitywny koniec. Próbowałem ją przekonywać żebyśmy dali sobie szansę, że zrozumiałem swoje błędy i chce wszystko naprawić.
Były to raczej spotkania błagalne i już wiem że takim zachowaniem nic nie wskóram.
Nie daje mi spokoju natomiast kilka kwestii tej sytuacji - mimo iż wiem, że ona chce definitywnie to zakończyć, to twierdzi że nie chce tracić ze mną kontaktu, chcę się dalej przyjaźnić. Dalej mi odpisuje na wiadomości chociaż już mniej chętnie, odbiera telefony, zgadza się na spotkania ale tylko na chwilę. Sugerowałem jej nawet żebyśmy całkowicie zerwali kontakt bo tak będzie dla nas najlepiej jeżeli rzeczywiście mamy nie być razem. Stwierdziła że może to zrobić tylko pod warunkiem, jeżeli to mi pomoże. Druga kwestia to to, że poszła z tym problemem do psychologa, który również polecił jej całkowite zerwanie kontaktu. Też mnie to troszkę zastanawia, myślałem że jak kogoś chcę się wyrzucić ze swojego życia to raczej powinien poczuć ulgę. Kolejną sprawą jest to że gdy pytałem ją o uczucia odpowiedziała mi że to nie jest tak że już nic do mnie czuje i że mnie kocha ale z przyzwyczajenia/przywiązania cokolwiek to znaczy...I wie, że bardzo mnie zraniła porzucają mnie.
Nie wiem co mam myśleć o tej sytuacji...Proszę powiedzcie mi co jej zachowanie może oznaczać i czy jest szansa żebym ją odzyskał?
Co powinienem zrobić w takiej sytuacji? Wszędzie słyszę i czytam, że lepiej dać sobie spokój po zerwaniu ale czy nie warto spróbować powalczyć?
Jakie ewentualnie powinienem kroki podjąć?
Bardzo ją kocham i zrobię dla niej wszystko.