Witajcie. Jestem zupełnie nowa. Ale potrzebuję być wysłuchana... Mam 44 lata. I swiat mi się wali, wszystko co mam okazuje się nic nie warte... Chyba razem ze mną... Zacznę od tego, że złożyłam pozew rozwodowy do sądu. Za rok będzie moja 20 rocznica ślubu... Ironia, co? Na prezent - rozwód. I tak za długo z tym zwlekałam. Ale chyba dojrzałam do świadomości, że poradzę sobie sama. Mam dwoje dzieci, 15 i 5. Mój mąż jest bardzo słabego zdrowia. Ma problemy z poruszaniem się, ale sporadyczne - problem ze stawami. Nasz związek zaczął umierać 10 lat temu. Wtedy oboje zaczęliśmy się zmieniać. Okazało się, że oboje czego innego oczekujemy od życia. Ja chciałam zdobywać świat k robić mnóstwo rzeczy, a on w kapciach siedzieć pół dnia w necie... Zamknął działalność i od 10 lat jest na moim utrzymaniu. Mamy dom z ogrodem, o który ja oczywiście dbam. Sprzątanie, gotowanie, pranie, zakupy - ja. Awaria pieca, przeciekający dach, remonty - ja muszę o wszystkim myśleć no i finansować. Bliskość między nami umarła dawno temu... Seks przestał go interesować, a ja mam spory temperament i pojawił się ktoś w moim życiu, ale nie uczuciowo, jedynie fizycznie. Mąż się o tym dowiedział i oczywiście do mnie pretensje, że to ja rozwaliłam związek i przy każdej okazji mi to wypomina. Poza tym, przez chorowanie, siedzenie w domu, brak obowiązków, stał się człowiekiem zgorzknialym, niemilym, czepialskim. Nie możemy dogadać się w kwestii wychowania dzieci, mam wrażenie, że mąż wcale nie ma zasad, których dzieci potrzebują. W domu są kłótnie i nieprzyjemną atmosfera. Mieszkamy w domu męża, w który tylko ja inwestuję. Ja place rachunki, kredyt i oplacam inwestycje... A ciągle słyszę, jak jestem beznadziejna, psychiczna, głupia i nienormalna. Wszyscy moi znajomi są beznadziejni i głupi. Mam go szczerze dość. Zabił we mnie radość życia... Mówi, że się wyprowadzi i zostawi nam dom, żeby dzieciom było łatwiej się odnaleźć po rozstaniu, ale to ja będę musiała płacić za wynajem mieszkania dla niego... Ma tylko rentę... Mam dość życia. Jestem zmęczona. Już leczylam depresję... Brak mi nadziei na lepsze jutro...
To że jest chory nie znaczy że nie może być z tego dalej związek ( miało być na dobre i na złe, chyba oboje pamiętacie co? ). Chorzy też pracują, np. teraz zdalnie można itp. On ma raczej depresje przez swój stan, potrzebuje celu w życiu, którego obecnie nie ma. Gdy zaakceptuje swoją sytuacje i będzie miał cel, psychika się zmieni i nastawienie życiowe też. To że stał się zgorzkniały, niemiły, czepialski to przez jak piszesz brak obowiązków, powinien je mieć. Małymi krokami do zmiany, raz na tydzień coś dorzucić mu do obowiązków. Prace jak chce może robić zdalną... jakie ma umiejętności, doświadczenie, coś chyba wcześniej robił. Powoli myśle da się to naprawić, małymi krokami. 20 lat to troche czasu razem, myśle że szkoda to skreślać. To że ty chcesz podbijać świat a on siedzieć w kapciach można wypośrednić. Sytuacja jest na pewno wymagająca ale do naprawy. Rozwód nic tu nie da oprócz sterty papierów i kosztów. Grajcie tymi kartami które macie, ale grajcie razem nie osobno. Życie bywa przewrotne.
A na co mąż jest chory i od kiedy choruje?
To że małżonek w twoich oczach jest teraz nic nie warty to normalne u osoby zdradzającej (kobiecie bardzo trudno seks uprawiać bezuczuciowo). Pamiętasz przysięge małżeńską ? a jak ty byś nagle zachorowała na to co on to miałby prawo ciebie zdradzać i odejść od ciebie ? Pewnie jest od dłuższego czasu w depresji ( czuje się nic nie warty) a ty jeszcze dowaliłaś zdradzaniem co widać po jego postawie - wyprowadzka do mieszkanak opłacanego przez ciebie, w przeciwnym razie to po rozwodzie to ty byś musiała szukać sobie za swoje mieszkania bo to jego odrębny majątek (po rodzicach) . Oczywiście jakąś tam sumę pieniędzy dostałabyś (małą) więc jego propozycja jest bardzo uczciwa a nawet hojna w stosunku do ciebie. Zastanów się co chcesz z tym robić (życiem) , masz kilka opcji i każdą przemyśl bo tak jak teraz jest nie może już byc (wyalienowanie męża, zdrady, pretensjonalizm, marazm życiowy).
Witajcie. Jestem zupełnie nowa. Ale potrzebuję być wysłuchana... Mam 44 lata. I swiat mi się wali, wszystko co mam okazuje się nic nie warte... Chyba razem ze mną... Zacznę od tego, że złożyłam pozew rozwodowy do sądu. Za rok będzie moja 20 rocznica ślubu... Ironia, co? Na prezent - rozwód. I tak za długo z tym zwlekałam. Ale chyba dojrzałam do świadomości, że poradzę sobie sama. Mam dwoje dzieci, 15 i 5. Mój mąż jest bardzo słabego zdrowia. Ma problemy z poruszaniem się, ale sporadyczne - problem ze stawami. Nasz związek zaczął umierać 10 lat temu. Wtedy oboje zaczęliśmy się zmieniać. Okazało się, że oboje czego innego oczekujemy od życia. Ja chciałam zdobywać świat k robić mnóstwo rzeczy, a on w kapciach siedzieć pół dnia w necie... Zamknął działalność i od 10 lat jest na moim utrzymaniu. Mamy dom z ogrodem, o który ja oczywiście dbam. Sprzątanie, gotowanie, pranie, zakupy - ja. Awaria pieca, przeciekający dach, remonty - ja muszę o wszystkim myśleć no i finansować. Bliskość między nami umarła dawno temu... Seks przestał go interesować, a ja mam spory temperament i pojawił się ktoś w moim życiu, ale nie uczuciowo, jedynie fizycznie. Mąż się o tym dowiedział i oczywiście do mnie pretensje, że to ja rozwaliłam związek i przy każdej okazji mi to wypomina. Poza tym, przez chorowanie, siedzenie w domu, brak obowiązków, stał się człowiekiem zgorzknialym, niemilym, czepialskim. Nie możemy dogadać się w kwestii wychowania dzieci, mam wrażenie, że mąż wcale nie ma zasad, których dzieci potrzebują. W domu są kłótnie i nieprzyjemną atmosfera. Mieszkamy w domu męża, w który tylko ja inwestuję. Ja place rachunki, kredyt i oplacam inwestycje... A ciągle słyszę, jak jestem beznadziejna, psychiczna, głupia i nienormalna. Wszyscy moi znajomi są beznadziejni i głupi. Mam go szczerze dość. Zabił we mnie radość życia... Mówi, że się wyprowadzi i zostawi nam dom, żeby dzieciom było łatwiej się odnaleźć po rozstaniu, ale to ja będę musiała płacić za wynajem mieszkania dla niego... Ma tylko rentę... Mam dość życia. Jestem zmęczona. Już leczylam depresję... Brak mi nadziei na lepsze jutro...
Wstaw się w jego sytuację, jakbyś była nim - jakbyś się czuła, jak jż odwaliła by Ci taki numer ??? Dla mnie jest to po prostu przykre - są lekarze, specjaliści, można szukać pomocy fachowców. Ty jednak wybrałaś ucieczkę, zostawisz go takiego, w takim stanie ???
Nie masz serca ??? On dla Was zostawi dom, jego dom - nie myśli w tym czasie o sobie, lecz o Was !!! Jeszcze znalazłaś sobie kochanka, przecież to logiczne, że nie tylko dla sexu - żeby Cię wspierał, pomagał - a co z nim ??? 20 lat małżeństwa... jak dla mnie Wstyd !!!
Cisną mi się mocniejsze słowa, ale no właśnie...
Nie życzę nikomu źle.. ale z takim podejściem do życia, zapłaczesz jeszcze nie raz kobieto !!!
Twój wybór...
nie znamy pełnego obrazu sytuacji,
choć przyznaję że trzeba było zrobić odwrotnie, najpierw się rozstać później układać życie, zdradzając nie zrobiłaś ani sobie dobrze, ani nikomu innemu ... czasem warto spojrzeć prawdzie w oczy, nie masz siły walczyć o kogoś, nie kochasz już (to nie grzech się odkochać) ... to czas to skończyć
7 2020-12-29 11:45:47 Ostatnio edytowany przez prego (2020-12-29 11:46:49)
Ale wszystko jest winą męża, nawet to, że żonka ma boczniaka. To jest tak, że do własnej wersji wydarzeń, na początku trzeba przekonać przede wszystkim siebie. Potem już jest z górki.
A ja współczuję Autorce i dziwię się, że nie rozwiodła się dawno temu. Nie na tym małżeństwo powinno polegać, że masz dorosłego faceta pod opieką jak wielkie dziecko. Gdzie jego wkład w tą rodzinę? On się nie wydaje zdolny do pełnienia swojej roli. Roli męża, partnera, ojca.
A ja współczuję Autorce i dziwię się, że nie rozwiodła się dawno temu. Nie na tym małżeństwo powinno polegać, że masz dorosłego faceta pod opieką jak wielkie dziecko. Gdzie jego wkład w tą rodzinę? On się nie wydaje zdolny do pełnienia swojej roli. Roli męża, partnera, ojca.
a no właśnie, i tu jest cały pies pogrzebany, bo ja się z tym zgadzam, szkoda tylko, że autorka najpierw się nie rozstała, a dopiero później nie zaczęła szukać tego czego jej brakuje ... cóż nikt nie jest święty ... a życie jest jedno
aniuu1 napisał/a:A ja współczuję Autorce i dziwię się, że nie rozwiodła się dawno temu. Nie na tym małżeństwo powinno polegać, że masz dorosłego faceta pod opieką jak wielkie dziecko. Gdzie jego wkład w tą rodzinę? On się nie wydaje zdolny do pełnienia swojej roli. Roli męża, partnera, ojca.
a no właśnie, i tu jest cały pies pogrzebany, bo ja się z tym zgadzam, szkoda tylko, że autorka najpierw się nie rozstała, a dopiero później nie zaczęła szukać tego czego jej brakuje ... cóż nikt nie jest święty ... a życie jest jedno
Było dużo możliwości, właśnie dużo, nawet przed rozstaniem - ale Autorka zdecydowała, najprościej - zdrada !!!
Aleksander ile Ty walczyłeś i z tego co widzę nadal walczysz... Szukasz rozwiązania, nie poddajesz się - tutaj widać znaczną różnicę...
Pozdrawiam
Aleksander78 napisał/a:aniuu1 napisał/a:A ja współczuję Autorce i dziwię się, że nie rozwiodła się dawno temu. Nie na tym małżeństwo powinno polegać, że masz dorosłego faceta pod opieką jak wielkie dziecko. Gdzie jego wkład w tą rodzinę? On się nie wydaje zdolny do pełnienia swojej roli. Roli męża, partnera, ojca.
a no właśnie, i tu jest cały pies pogrzebany, bo ja się z tym zgadzam, szkoda tylko, że autorka najpierw się nie rozstała, a dopiero później nie zaczęła szukać tego czego jej brakuje ... cóż nikt nie jest święty ... a życie jest jedno
Było dużo możliwości, właśnie dużo, nawet przed rozstaniem - ale Autorka zdecydowała, najprościej - zdrada !!!
Aleksander ile Ty walczyłeś i z tego co widzę nadal walczysz... Szukasz rozwiązania, nie poddajesz się - tutaj widać znaczną różnicę...
Pozdrawiam
Tak, ale każdy jest inny i każdy gdzie indziej rysuję granice, cóż moim zdaniem teraz to ważne stanąć na nogach i albo to przegadać biorąc konsekwencję swojego czynu (jeżeli partner oczywiście również tego chce), albo się rozstać i żyć, ze świadomością błędów jakie się popełniło (nie tylko zdrady bo związek umiera powoli)
Może Autorka zwlekała z rozwodem z tej przyczyny, że spodziewa się, że będzie teraz ponosić jeszcze większe wydatki. Nie dość, że już utrzymuje dom i dzieci, plus wszystkim się zajmuje, to pisze, że dojdzie jej jeszcze płacenie za wynajem mieszkanie dla męża. To nie jest łatwa sytuacja. Jak facet zarabia sam na całą rodzinę, to zwykle ma żonę, która ogarnia codzienne sprawy, dzieci, dom.
Może Autorka zwlekała z rozwodem z tej przyczyny, że spodziewa się, że będzie teraz ponosić jeszcze większe wydatki. Nie dość, że już utrzymuje dom i dzieci, plus wszystkim się zajmuje, to pisze, że dojdzie jej jeszcze płacenie za wynajem mieszkanie dla męża. To nie jest łatwa sytuacja. Jak facet zarabia sam na całą rodzinę, to zwykle ma żonę, która ogarnia codzienne sprawy, dzieci, dom.
może, ale to nigdy nie jest łatwa sytuacja, czasem warto chyba jednak warto zapytać samego siebie, czego chcemy, życie ucieka ...
Powiem tak małżeństwo zawiera się "na dobre i na złe" i nie wyobrażam sobie sytuacji, że w razie "W" jak dojdzie do tragedii, ciężkiej choroby, wypadku, druga osoba nagle katapultuje się... i zdaje sobie sprawę, że jest to bardzo ciężka sytuacja... Mam obecnie taką historię w gronie najbliższych znajomych, jest bardzo ciężko, robimy zbiórki pieniędzy żeby im jakoś pomóc... ale pomimo faktu, że stała się tragedia, są gorsze i lepsze dni, oni nadal są ze sobą - walczą i proszę mi wierzyć, że wcale nie mają kolorowo...
Tutaj mamy 20 lat małżeństwa... w tle kochanek i ucieczka Autorki...
Jak dla mnie mocno tutaj coś nie gra... a taki zły mąż, jednak ma serce chce oddać dom...
To tylko moje zdanie...
Powiem tak małżeństwo zawiera się "na dobre i na złe" i nie wyobrażam sobie sytuacji, że w razie "W" jak dojdzie do tragedii, ciężkiej choroby, wypadku, druga osoba nagle katapultuje się... i zdaje sobie sprawę, że jest to bardzo ciężka sytuacja... Mam obecnie taką historię w gronie najbliższych znajomych, jest bardzo ciężko, robimy zbiórki pieniędzy żeby im jakoś pomóc... ale pomimo faktu, że stała się tragedia, są gorsze i lepsze dni, oni nadal są ze sobą - walczą i proszę mi wierzyć, że wcale nie mają kolorowo...
Tutaj mamy 20 lat małżeństwa... w tle kochanek i ucieczka Autorki...
Jak dla mnie mocno tutaj coś nie gra... a taki zły mąż, jednak ma serce chce oddać dom...
To tylko moje zdanie...
to fakt, wiążąc się z kimś zakładamy iż będzie to na całe życie, jednak związek to taniec dwojga ludzi, i obydwoje musza chcieć w nim być ...
oddalający się od siebie, możemy zniszczyć coś co wydawało się nierozerwalne, no i zostajemy z pytaniem, czy lepiej jest ratować za wszelką cenę rezygnując z siebie, własnych wartości, własnego szczęścia, jak głęboko jesteśmy się oddać drugiej osobie zostając jeszcze sobą ... to są ciężkie sprawy, i rozumiem wszystkie osoby zarówno te które walczą i pazurami wręcz trzymają się ukochanego, ale rozumiem też i tych co odchodzą, bo innego wyjścia nie widzą, niestety nie ma na to prostej recepty co zrobić, (wiem bo sam jestem w kropce ...), w całkowitym bilansie ważne jednak jest aby czuć się szczęśliwym ... tak po prostu, bez fajerwerków, bez pompy,
może autorka powinna zadać sobie pytanie, co będzie za 5 lat ... jak się nic nie zmieni ...
potrzebuję być wysłuchana.
Zacznę od tego, że złożyłam pozew rozwodowy do sądu.
Nasz związek zaczął umierać 10 lat temu .
Bliskość między nami umarła dawno temu
Seks przestał go interesować, a ja mam spory temperament i pojawił się ktoś w moim życiu, ale nie uczuciowo, jedynie fizycznie. Mąż się o tym dowiedział i oczywiście do mnie pretensje, że to ja rozwaliłam związek i przy każdej okazji mi to wypomina. Poza tym, przez chorowanie, siedzenie w domu, brak obowiązków, stał się człowiekiem zgorzkniałym, niemiłym, czepialskim.
Mam go szczerze dość.
....ja muszę o wszystkim myśleć no i finansować.
Mam dość życia. Jestem zmęczona.Zabił we mnie radość życia
Już leczyłam depresję.
Brak mi nadziei na lepsze jutro...
Zbyt wiele różnych rozczarowań,uraz,żali na wzajem (Autorka opisała tylko niektóre swoje )- śmierć miłości i więzi niestety ,to koniec jak dla mnie tego związku nawet kochanek nie pomógł przetrwać w tym małżeństwie Autorce.(nawet jak by chciał to by nie pomógł )
Tam już nie ma czego ratować ,jedynie dzieci można ochraniać i ratować przed skutkami rozwodu zminimalizować ,leczyć u dzieci
te zmarnowane jałowe uczuciowo,przeplatane awersjami lata związku.