Cześć wszystkim
Nie spodziewałam się, że założę taki temat. A jednak.
W maju poprzez popularną aplikację poznałam faceta. Byłam dość świeżo po rozstaniu z byłym, nie miałam szczególnej ochoty na randki, byłam tam bardziej dla zabicia czasu i zagłuszenia myśli. On, nazwijmy go O., napisał do mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Jest z mojego miasta, ale aktualnie pracuje w Szwecji, co było jego marzeniem. Spytał co myślę o relacjach na odległość - zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że ja potrzebuję bliskości i takie relacje według mnie są trudne, o ile nie niemożliwe. Wymienialiśmy się czasem wiadomościami, w jakiś sposób go polubiłam, ale traktowałam tę znajomość bardzo luźno. Wyznał mi, że czuje się tam samotny, w kontekście takiej "wewnętrznej samotności", ogólnie sporo rozmawialiśmy o emocjach. Starałam się go wspierać.
Po paru miesiącach zaczęłam spotykać się z innym chłopakiem poznanym przez tę samą apkę. Totalny niewypał. Wkurzona postanowiłam dać sobie z nią na razie spokój - zmieniłam imię, skasowałam zdjęcia. O. szybko się odezwał. Wyżaliłam się mu, po krótkiej rozmowie zaproponował spotkanie (był już późny wieczór!). Okazało się, że jest na urlopie w Polsce. Zwariowałam i umówiłam się z bądź co bądź obcym facetem w nocy na randkę. Była magiczna, serio! O. stwierdził to samo. Nie, do seksu nie doszło Później spotkaliśmy się jeszcze dwa razy, podczas ostatniej pieściliśmy się, O. nie dążył na siłę do seksu, było mega romantycznie, ale na nic nie naciskał. Ot, leżeliśmy wpatrując się w gwiazdy.
Po tej randce powiedziałam mu, że nie możemy się tak spotykać, dlatego że niedługo przecież wraca do Szwecji. Wycofałam się. Nie wiedziałam, czego ode mnie oczekuje, co planuje. Jest strasznie zagubiony, ma problemy z tamtejszym pracodawcą, walczy z uzależnieniami, ze sobą. Mieliśmy spotkać się jeszcze raz przed wyjazdem, ale odwołałam to spotkanie. Wiedziałam, że doszłoby do seksu, po którym zangażowałabym się bardziej, a nie chciałam cierpieć. Dałam mu to do zrozumienia. On stwierdził, że mam rację, nie chce mnie krzywdzić i że z nim nie byłabym szczęśliwa. I jeśli mam życzenie, żeby urwać kontakt - on to uszanuje. Odmówiłam.
Wyjechał, napisał mi wiadomość, że usuwa aplikację i mam śmiało pisać, jeśli chcę - kiedyś wymieniliśmy się numerami telefonu. Mi w tym czasie było ciężko, potrzebowałam dystansu. Planowałam się odezwać, ale dopiero jak już złapię równowagę. Nie zrobiłam tego - po tygodniu braku kontaktu pierwszy zrobił to on. Wrócił.
Teraz piszemy codziennie, ale ja próbuję się uczuciowo dystansować, bo wciąż nie wiem czego od niego oczekiwać. Zaproponował, bym przyjechała w któryś weekend. Powiedziałam, że zrobię to, ale po kolejnym jego przyjeździe. Zgodził się. Powiedział, że przyjedzie jak najszybciej jak tylko ogarnie tutaj swoje sprawy, z pracą itd.
Nie wiem kim dla niego jestem. Wiem, że ma duży bałagan w głowie, który musi poukładać. Ja go w tym bardzo wspieram, zawsze może mi wszystko powiedzieć. Pomagam mu jak mogę. Ja też mu się zwierzam i też stara się mnie wspierać. Powiedział, że nie planuje emigracji na stałe, chce się dorobić czegoś i wrócić do kraju. Dla niego byłabym w stanie spróbować być z nim mimo odległości, ale potrzebowałabym wiedzieć na czym stoję. Czy jestem dla niego kimś więcej, czy mu zależy? Czy zaważyło to, że parokrotnie dałam mu do zrozumienia, że nie widzę przyszłości w relacjach na odległość? Ciężko też mi jakąkolwiek odpowiedź od niego uzyskać wprost.
Jakieś pomysły jak się zbliżyć do niego? Jak to zweryfikować? Czy może po prostu dać sobie spokój?