Czesc, pierwszy raz pisze tutaj post, do tej pory bylam bierna obserwatorka, ale znalazlam się w trudnej sytuacji, a wiem ze tutaj można liczyć na merytoryczne opinie. Historia jakich wiele... mam 31 lat i wczoraj zostawił mnie partner. Od początku tego tygodnia czułam, że coś jest nie tak. Na moje pytania o przyczynę, odpowiadał, że wszystko jest w porządku i że mi się wydaje. Jednak przyparlam go do muru i poprosiłam o szczerość. No i dostałam tą szczerość. Zacznę od tego, że jesteśmy razem rok. Na początku naszej znajomości spotykaliśmy się przez miesiąc, po czym on stwierdził, że jednak to nie to, że czegoś mu brakuje. Zerwaliśmy kontakt na kolejny miesiąc, po czym odezwał się do mnie i poprosił o spotkanie. Powiedzial mi, ze popełnił ogromny błąd, że bardzo za mną tęskni i jeżeli ja chce , to on bardzo chciałby spróbować. Zgodziłam się gdyż bardzo mi na nim zależało i tak zaczęliśmy spotykać sie na nowo. Wspieralam go we wszystkim jak mogłam. Wrzesień był dla mnie miesiącem kiedy zrezygnowałam z poprzedniej pracy i miałam 2 miesiące czasu na rozpoczęcie nowej. On akurat otworzył swój biznes więc przez 2 miesiące dzień w dzień stawiałam się u niego ,zeby mu pomagać. Nie kłóciliśmy sie , może w ciągu roku jakieś 4 razy- nic poważnego. Starałam sie być najbardziej wyrozumiała jak tylko potrafię. Nie zloscilam sie , jak był jakiś problem to starałam sie go rozwiązać bezkonfliktowo. On mówił, że kocha , ze jestem miłością jego zycia. Powiedzial ,ze jestem pierwsza dziewczyna która chce przedstawić rodzinie. Mieliśmy to w planach- jego rodzina mieszka za granicą. Jeszcze przed rozpoczęciem naszego związku, on miał w planach wyjazd na inny kontynent. Na rok. Dostał wizę i planował przeprowadzkę. W grudniu powiedział, że nie chce jechać, ze zależy mu na mnie i nie chce mnie stracić. Aby nie musiał rezygnować ze swoich planów, sama postaralam się o wize. I taki mieliśmy plan- wyjechać na rok do innego kraju, a później przez kolejne pol roku podróżować. Mieliśmy mnóstwo planów, byliśmy szczęśliwi. Az do wczoraj, kiedy to przyparty do muru powiedział mi , ze on nie kocha mnie tak jakbym tego chciała, ze starał się mnie pokochać przez ostatni rok , ale to nie działa. Ze brakuje mu wolności, ze chce spotykać inne kobiety . Zamurowało mnie. Wyszlam , noc spędziłam u przyjaciółki. Rano po powrocie do domu okazało się, że nie ma jego rzeczy. To jest dla mnie jak jakiś sen , mam wrażenie że to nie dzieje się naprawdę. Jeszcze wczoraj byliśmy szczęśliwą parą z planami a dziś nie ma już nic. Prosze powiedzcie mi jak mam sobie z tym bólem poradzić? Ja go naprawdę bardzo kocham . Zdaje sobie sprawę, że już nic z tego nie będzie, ale jak przetrwać ten czas? To tak cholernie boli.....
UPDATE
Wlasnie jestem po spotkaniu z nim. Przyjechał zabrać trochę swoich rzeczy no i mieliśmy porozmawiać. Chcialam się dowiedzieć, dlaczego mnie tak okłamywał przez ostatni rok i dlaczego pozwolił mi wierzyć, że cała ta iluzja była prawdą. Stwierdził, że cały czas miał nadzieję, że jednak mnie pokocha. Ja w ten związek włożyłam całe swoje serce, mnóstwo uczucia, zrozumienia. Na pytanie dlaczego, mając świadomość, że tak się zaangażowałam kłamał mi prosto w oczy, odpowiedział ze w sumie to on jest trochę egoistą i chyba było mu tak wygodnie. Dodatkowo stwierdził, że dowodem na to ze mu zależy jest właśnie to rozstanie, bo łaskawie ze mną rozmawia, a przecież mógł spakować walizki i wyjść. Mimo iż pisząc to, widzę te wszystkie wady, w głowie mam ciągle obraz tego zaklamanego ale idealnego związku, a w sercu mam taka tęsknotę..... bardzo dziekuje wam wszystkim za wsparcie