MazurekArch napisał/a:Zgadza się tylko też problem taki że cały życie języków uczyć się nie będziesz
poza tym są sytuacje gdzie kursy językowe czy zajęcia sportowa Ci tego nie zrekompensują bo np na wakacje z kim pojedziesz? Znajomi już od tego odchodzą, tak samo jakieś wyjścia sylwestrowe, wg mnie kursy językowe czy zajęcia sportowe to bardziej ogółem nowe znajomości ale to nie zastąpi osoby bliskiej sercu. Tak myślę.
Szczerze mówiąc wątpię, że umiesz ze 3 języki na poziomie C2. Tak więc ćwicz angielski, najpierw do poziomu średniozaawansowanego, potem do zaawansowanego. Potem inny język np. od początku. Szkoły językowe mają przeważnie różne takie grupki z innymi ludźmi.
Zajęcia sportowe to samo- siatkówka, koszykówka- jak się zapiszesz do klubu to nie ma chama, będziesz musiał współpracować z innymi. Być może przerodzi się to w głębszą relację.
Jeśli mieszkasz w małym mieście to faktycznie może być problem. Ja i języki i sport w mojej małej mieścinie musiałam mieć indywidualnie, bo gdzie klub sportowy na takiej pół-wsi. Jednak w większych miastach i wybór lepszy.
Na wakacje to masz rację. U mnie jeżdżą same pary. Single siedzą w domach i nie chcą się integrować, ale no co poradzić. Sama się zapisałam na różne zajęcia, ale przyszedł koronawirus i zamknęli mi mój ośrodek pływacki 
Husky napisał/a:Ja wchodziłam w przeróżne, (głównie dysfunkcyjne związki, ale nie tylko), żeby wreszcie parę lat temu stwierdzić, że lepiej mi samej niż z kimś, jeżeli ma to wyglądać tak jak do tej pory. Przy czym ja nigdy nie bałam się samotności, uwielbiałam podróże w pojedynkę i ogólnie zawsze dobrze się czułam robiąc rzeczy, które mnie interesowały samej. Miałam poczucie, że wszystkie bajery związane z byciem z drugą osobą są mi znane i w gruncie rzeczy przereklamowane, trochę jak coś co jest fascynujące dla nastolatki, ale potem się z tego wyrasta... Aż do momentu, kiedy poznałam swojego obecnego partnera i teraz wreszcie czuję, że jest to wartość dodana:)
O a mogę zapytać, w jaki sposób i gdzie sama podróżowałaś? Na własną rękę rezerwowałaś hotele, czy może z jakiegoś biura? Też chciałam się tym tematem zainteresować, bo kocham podróże (nawet te najmniejsze, po prostu nie mogę usiedzieć w jednym miejscu zbyt długo), ale no moi znajomi albo jeżdżą z narzeczonymi, a single się integrować nie chcą, więc jestem skazana sama na siebie, ale nie mam pojęcia, jak się do tego zabrać, bo zawsze podróżowałam z kimś i tak bym wolała, bo raźniej, ale no jeśli nie mam z kim to nikogo nie zmuszę i nie będę błagała pary narzeczonych, żeby mnie łaskawie zabrali ze sobą. Masz jakieś rady?
rossanka napisał/a:Wiesz, ze ja rozumu to chyba nabrałam dopiero po 40 stce i co z tym fantem zrobić? Ten brak możności posiadania własnych dzieci już mnie dobija (pisałam w wątku), moze jakbym miała jak Ty to nie byłoby problemu. Jednak co rodzina to rodzina. Teraz była kwarantanna, nie mogłam liczyć kompletnie na nikogo, nic, zero. Pomyslałam , ze w takich rodzinach gdzie ktoś ma dzieci, wnuki- tam rodzina robiła nawet głupie zakupy i zostawiała dziadkom pod drzwiami. Rodziny z dziećmi się kłóciły bo ile można wytrzymać razem w 4 ścianach, ale ta sytuacja się kiedyś skończy. Mam koleżanki, 90procent z nich ma dzieci. Prawdopodobnie kiedyś zostaną babciami i będą miały wnuki. Ja, jeśli dożyję starości, bo wiadomo, to czeka mnie dom opieki. Miałam kiedyś w rodzinie tzw"starą panne", pamiętam z jakim przkąsem ojciec o niej mówił, rodzina oi niej mówiła, że dziwaczka, hoduje koty, jest zrzędliwa i niemiła taka "stara panna" nikt jej nie chciał. Pamiętam jako dziecko, miałam 12 może 14 lat byłam tym przerażona myslałam - bobym tylko tak nie skończyła. Z resztą moja babcia mówiła mi wtedy: pamiętaj dziecko, jak już będziesz dorosła i jakiś kawaler będzie się krecił, bierz go, chociaż by był krzywy i garbaty, bo inaczej się ludzie będą z Ciebie śmiali i wytykali palcami. Tylko nie zostań starą panną. I ogólnie u mnie w rodzinie z pogardą się mówiło o nauczycielkach, urzędniczkach, które są złośliwe bo są starymi pannami a stare panny, widomo, to wstrętne babska, złośliwe, które mają koty i nikt ich nie chciał - tak słyszałam.
Najgorsza jest ta presja rodziny. Mam 23 lata, niby jestem młoda i też ciągle słyszę od rodziców "A fajny ten twój kolega? Może się z nim bliżej zaprzyjaźnisz?", "Syn koleżanki z pracy dobrze zarabia, jest trochę starszy od ciebie i wolny, może by was poznać?", albo jak moja siostra zaczęła się umawiać pół roku temu z takim jednym Karolem:"Może zrobisz siostrze przysługę i poznasz brata Karola do naszego domu?". Niby to w żartach, ale raz gadali o tym dzień w dzień, serio już mama chciała zapraszać tą koleżankę z synem na jakiegoś grilla, mimo że wcale jej nie lubi. Poryczałam się, autentycznie, bo ile można krzyczeć "Nie!"? Przeprosili, ale znowu to się powtarza. Już mam dosyć. Najgorsze jest to, że mama nie chciała zapraszać tej swojej koleżanki, bo ją lubi- wręcz przeciwnie, ale tylko ze względu na to, żebym poznała jej syna (jego matka też go bardzo chce wyswatać z kimś). Jak sobie pomyślę, jakby to miało wyglądać, jakby wszyscy się na nas gapili, patrzyli, jak idzie rozmowa, czy już się "podrywamy" czy nie. I to wszystko przy stole przy wszystkich...aż mnie mdli na samą myśl. Oni myślą, że robią dobrze, a dla mnie nie ma większego ciosu, niż próba zeswatania, bo to trochę taki znak, że wierzą, że sama nie będę potrafiła nikogo znaleźć. Nawet mama powiedziała "A w sumie może ten jej syn byłby dobry na zięcia? Bo przynajmniej tutejszy chłop, znamy jego rodziców, a nie że przyprowadzać jakiegoś obcego z dużego miasta, którego nie znamy". No ręce opadają.
Tak więc nie patrz na rodzinę. Ja bym zwariowała, gdyby nie fakt, że się stamtąd wyprowadziłam na studia. Wiem, że rodzina ma na nas ogromny wpływ i czasem niestety destrukcyjny, bo jak widzę Ty też masz z tym problem. A ten tekstem, że lepszy krzywy i garbaty niż żaden...typowe myślenie starszych osób
Ja mam o tyle źle, że nie chcę dzieci. Wyjątkowo ich nie lubię. Moi rodzice mi nie wierzą, myślą, że to taki mój wymysł, że mówiąc, że nie chcę w przyszłości dzieci zachowuję się jak 12-latka (tak wiem absurd) i uważają, że mi przejdzie, bo ja tylko tak gadam. A ja bym wolała być "starą panną", która ma spokój niż mężatka z dzieckiem, którego nigdy nie chciałam. Lubię ciszę i spokój. Nie wyobrażam sobie dzielić z kimś pokoju (np. sypialni z mężem) tzn dzielić mogę, ale muszę mieć choćby 1 pokój tylko dla siebie. Nie wyobrażam sobie opiekować się dzieckiem... nie wiem, czy któryś facet to kiedyś zaakceptuje, podobno faceci mało kiedy chcą dzieci, no ale ja generalnie niewielu w swoim życiu ich poznaję, więc znając moje "szczęście" to różnie może być
Jeśli chodzi o tego koronawirusa...masz rację. Podobno single znieśli to wyjątkowo źle, bo siedzieli zamknięci sami praktycznie cały czas, ale to też nie potrwa wiecznie i będzie można wreszcie gdzieś wyjść
U Ciebie tylko problem z dziećmi, bo faktycznie po 40 to trochę późno, ale nie niemożliwe. Znajoma taty urodziła zdrowe dziecko w wieku 48 lat 
A to, że Twoja rodzinka obgadywała "stare panny" to tym się nie przejmuj. Ty obgaduj wtedy mężatki heh
Nie no wiem, że to nie są zawody, ale czasem lepiej się postawić i powiedzieć, co się sądzi o takim głupim gadaniu. No bo co to zmieni?