Hej.
Myślę, że mam ze sobą poważny problem, bo moje życie od początku roku traci z każdym dniem sens. W 2019 moja mama zachorowała na raka, opiekowałam się nią, zrezygnowałam z pracy żeby móc jeździć po szpitalach, od tamtego czasu coś już we mnie pękało i mówiło że moje życie się kończy. Minęło kilka miesięcy od diagnozy, zaczął się nowy rok, a tu kolejny cios-w styczniu zmarł mój tata.
Mija styczeń, luty, mama traci na wadze, nie ma siły by wstać z łóżka, miałam nadzieję że życie mnie tak nie ukara i to tylko przejściowe, lecz ponad miesiąc temu moja mama odeszła zostawiając mnie samą sobie, nie mająca gdzie się podziać bo mieszkanie w którym byłyśmy jest babci i wyrzuciła mnie stamtąd. W tamtym roku poznałam mojego obecnego partnera, od czasu śmierci mamy mieszkam u niego, lecz ten związek jest zbyt krótki, zbyt pełen kłótni by miał jakąś przyszłość. Więcej jest nocy w których ja płaczę a on sobie śpi, bo pokłóciliśmy się o jakąś bzdurę i znów słyszę jaka jestem beznadziejna księżniczka. Z każdym dniem mam dość życia, nie widzę sensu by to życie ciągnąć, bo po co, bo dla kogo? Rodzice nie zostawili mi nawet miejsca, w którym mogłabym mieszkać, nie mam stałej pracy, bo poświęciłam się aby opiekować się chorą mamą. Nie mam żadnego wsparcia. Facet mnie chyba nie rozumie, za każdym razem czuje się beznajdziejnie po jego słowach i chcę skończyć z swoim życiem. Czy moja sytuacja jest naprawdę taka straszna, czy przesadzam? Został mi tylko niepewny chłopak na tym świecie.
Hej.
Myślę, że mam ze sobą poważny problem, bo moje życie od początku roku traci z każdym dniem sens. W 2019 moja mama zachorowała na raka, opiekowałam się nią, zrezygnowałam z pracy żeby móc jeździć po szpitalach, od tamtego czasu coś już we mnie pękało i mówiło że moje życie się kończy. Minęło kilka miesięcy od diagnozy, zaczął się nowy rok, a tu kolejny cios-w styczniu zmarł mój tata.
Mija styczeń, luty, mama traci na wadze, nie ma siły by wstać z łóżka, miałam nadzieję że życie mnie tak nie ukara i to tylko przejściowe, lecz ponad miesiąc temu moja mama odeszła zostawiając mnie samą sobie, nie mająca gdzie się podziać bo mieszkanie w którym byłyśmy jest babci i wyrzuciła mnie stamtąd. W tamtym roku poznałam mojego obecnego partnera, od czasu śmierci mamy mieszkam u niego, lecz ten związek jest zbyt krótki, zbyt pełen kłótni by miał jakąś przyszłość. Więcej jest nocy w których ja płaczę a on sobie śpi, bo pokłóciliśmy się o jakąś bzdurę i znów słyszę jaka jestem beznadziejna księżniczka. Z każdym dniem mam dość życia, nie widzę sensu by to życie ciągnąć, bo po co, bo dla kogo? Rodzice nie zostawili mi nawet miejsca, w którym mogłabym mieszkać, nie mam stałej pracy, bo poświęciłam się aby opiekować się chorą mamą. Nie mam żadnego wsparcia. Facet mnie chyba nie rozumie, za każdym razem czuje się beznajdziejnie po jego słowach i chcę skończyć z swoim życiem. Czy moja sytuacja jest naprawdę taka straszna, czy przesadzam? Został mi tylko niepewny chłopak na tym świecie.
Jaki był powód wyrzucenia Cię z mieszkania przez babcię?
Czy warto? Nie wiem. Kazdy ma inna odpowiedz. Ty musisz miec wlasna. Zycie samo w sobie nie ma jakies wartosci, to my nadajemy ta wartosc. Jezeli Ty jej nie widzisz to nie ma znaczenia czy ja widze. Nie wiem czy Twoje zycie jest warte przezycia? Skad mam wiedziec? Nigdy nie bylam Toba.
Sama mysle, ze nie znam odpowiedzi na to pytanie. To pytanie wydaje mi sie nawet bez sensu.
Masz bardzo trudny czas, nie ulega to watpliwosci. Mysle, ze ten zwiazek to jeszcze utrudnia. Z kolei Twoje zycie nie konczy sie bo umiera osoba bliska, Twoje zycie nadal sie toczy i to normalne, ze ludzie umieraja. To bylo raczej wiadome, ze rodzice umra w pewnym momencie. Ty nie jestes swoimi bliskimi. Twoja dusza nie byla w ciele bliskich. Twoje zycie jest tylko w Tobie.
aniołek6 napisał/a:Hej.
Myślę, że mam ze sobą poważny problem, bo moje życie od początku roku traci z każdym dniem sens. W 2019 moja mama zachorowała na raka, opiekowałam się nią, zrezygnowałam z pracy żeby móc jeździć po szpitalach, od tamtego czasu coś już we mnie pękało i mówiło że moje życie się kończy. Minęło kilka miesięcy od diagnozy, zaczął się nowy rok, a tu kolejny cios-w styczniu zmarł mój tata.
Mija styczeń, luty, mama traci na wadze, nie ma siły by wstać z łóżka, miałam nadzieję że życie mnie tak nie ukara i to tylko przejściowe, lecz ponad miesiąc temu moja mama odeszła zostawiając mnie samą sobie, nie mająca gdzie się podziać bo mieszkanie w którym byłyśmy jest babci i wyrzuciła mnie stamtąd. W tamtym roku poznałam mojego obecnego partnera, od czasu śmierci mamy mieszkam u niego, lecz ten związek jest zbyt krótki, zbyt pełen kłótni by miał jakąś przyszłość. Więcej jest nocy w których ja płaczę a on sobie śpi, bo pokłóciliśmy się o jakąś bzdurę i znów słyszę jaka jestem beznadziejna księżniczka. Z każdym dniem mam dość życia, nie widzę sensu by to życie ciągnąć, bo po co, bo dla kogo? Rodzice nie zostawili mi nawet miejsca, w którym mogłabym mieszkać, nie mam stałej pracy, bo poświęciłam się aby opiekować się chorą mamą. Nie mam żadnego wsparcia. Facet mnie chyba nie rozumie, za każdym razem czuje się beznajdziejnie po jego słowach i chcę skończyć z swoim życiem. Czy moja sytuacja jest naprawdę taka straszna, czy przesadzam? Został mi tylko niepewny chłopak na tym świecie.Jaki był powód wyrzucenia Cię z mieszkania przez babcię?
To babci mieszkanie, byłyśmy pokłócone razem z mama z nią
To babci mieszkanie, byłyśmy pokłócone razem z mama z nią
To może pora wyciągnąć rękę na zgodę? Samej na pewno jest Ci ciężko, a to przecież Twoja babcia.
aniołek6 napisał/a:To babci mieszkanie, byłyśmy pokłócone razem z mama z nią
To może pora wyciągnąć rękę na zgodę? Samej na pewno jest Ci ciężko, a to przecież Twoja babcia.
Żadne godzenie się nie wchodzi w grę:) mieszkanie zapisane na jej wnuczkę która jest patologią i już jak się tam pojawiam to jej mąż jest agresywny.
Tak naprawdę nie mam miejsca w które bym mogła iść a jak bym miała to bym poszła
Żadne godzenie się nie wchodzi w grę:) mieszkanie zapisane na jej wnuczkę która jest patologią i już jak się tam pojawiam to jej mąż jest agresywny.
Tak naprawdę nie mam miejsca w które bym mogła iść a jak bym miała to bym poszła
Nie gniewaj się, ale masz trochę zatwardziałą postawę - może też częściowo z tego powodu jesteś sama.
Skoro nie widzisz szans na pogodzenie się z rodziną, a z chłopakiem Ci się nie układa, to jedyną opcją dla Ciebie jest stanąć na własnych nogach. Powoli i konsekwentnie dążyć do celu, znaleźć lepszą pracę, wynająć gdzieś samodzielnie pokój. Jak będzie ubezpieczenie zdrowotne, to może pomyśleć o jakimś psychologu. Rozmowa pomaga.
aniołek6 napisał/a:Żadne godzenie się nie wchodzi w grę:) mieszkanie zapisane na jej wnuczkę która jest patologią i już jak się tam pojawiam to jej mąż jest agresywny.
Tak naprawdę nie mam miejsca w które bym mogła iść a jak bym miała to bym poszłaNie gniewaj się, ale masz trochę zatwardziałą postawę - może też częściowo z tego powodu jesteś sama.
Skoro nie widzisz szans na pogodzenie się z rodziną, a z chłopakiem Ci się nie układa, to jedyną opcją dla Ciebie jest stanąć na własnych nogach. Powoli i konsekwentnie dążyć do celu, znaleźć lepszą pracę, wynająć gdzieś samodzielnie pokój. Jak będzie ubezpieczenie zdrowotne, to może pomyśleć o jakimś psychologu. Rozmowa pomaga.
Jestem sama, dlatego ze straciłam jedyne osoby dzięki którym nie byłam sama.
To nie jest ot tak znaleźć prace, mieszkanie i ułożyć sobie życie w takiej sytuacji, nie mając nikogo.
Jedynie chłopaka który wyrzuca z domu
Jestem sama, dlatego ze straciłam jedyne osoby dzięki którym nie byłam sama.
To nie jest ot tak znaleźć prace, mieszkanie i ułożyć sobie życie w takiej sytuacji, nie mając nikogo.
Jedynie chłopaka który wyrzuca z domu
Obecnie jesteś sama, bo nie chcesz odnowić kontaktu z rodziną, która Ci została, a z chłopakiem nie układa Ci się.
Wiem, że to nie jest łatwe, ale w dorosłym życiu NIC nie jest łatwe.
aniołek6 napisał/a:Jestem sama, dlatego ze straciłam jedyne osoby dzięki którym nie byłam sama.
To nie jest ot tak znaleźć prace, mieszkanie i ułożyć sobie życie w takiej sytuacji, nie mając nikogo.
Jedynie chłopaka który wyrzuca z domuObecnie jesteś sama, bo nie chcesz odnowić kontaktu z rodziną, która Ci została, a z chłopakiem nie układa Ci się.
Wiem, że to nie jest łatwe, ale w dorosłym życiu NIC nie jest łatwe.
Z tą rodziną nie da się odnowić kontaktu, niestety, proszę o zrozumienie. Gdyby była taka opcja to bym ją zrealizowała. Odnowiłabyś kontakt z babcią, która Jest patologią, która po śmierci swojej córki jest szczęśliwa że tak się stało?
Żyć - warto.
Użalać się nad sobą - nie warto.
Z tą rodziną nie da się odnowić kontaktu, niestety, proszę o zrozumienie. Gdyby była taka opcja to bym ją zrealizowała. Odnowiłabyś kontakt z babcią, która Jest patologią, która po śmierci swojej córki jest szczęśliwa że tak się stało?
Tak. Spróbowałabym.
Przyznam że jestem zaszokowany niektórymi odpowiedziami które tutaj padły.
Wierzę że empatia i kobieca solidarność nadal istnieją, choć nie zawsze to widać, ale są, i takąż samą nadzieję, że niedługo Twój los - Aniołek6 - się odmieni.
Jest mi bardzo smutno gdy przeczytałem Twojego posta, nie wiem w jakim jesteś wieku, ale niezależnie od tego nie umiałbym sobie wyobrazić co przechodzisz i wcale się nie dziwię że zastanawiasz się nad sensem życia.
Pomyśl proszę czy masz jakichś znajomych którym ufasz, niekoniecznie w tym samym regionie Polski, a u których mogłabyś znaleźć tymczasowe pomieszkiwanie do czasu aż znajdziesz pracę. Są ludzie którzy mają wolne mieszkania lub pokoje - być może nawet na tym forum znajdą się osoby które mogłyby zaoferować jakąś pomoc, gdyby się nie udało nic takiego znaleźć, w ostateczności możesz zwrócić się o pomoc do sióstr zakonnych.
Drugi temat to aktywność zawodowa, nie wiem na czym się znasz, ale jeśli chodzi o obszary działań przez Internet: teksty, tłumaczenia, marketing itp. - mógłbym spróbować Ci pomóc.
Mam nadzieję że choć odrobinę zasiałem w Tobie ziarenko nadziei...
Czy warto żyć ? W mojej ocenie życie, to żadna atrakcja ale jak się już żyje, to trzeba się w tym świecie jakoś odnaleźć. Generalnie chyba nie ma innego wyjścia. Można oczywiście usiąść i płakać nad swoim losem... targnąć się na swoje życie, ale taka postawa nie jest dobrą opcją.
Nie ma co kryć, że życie Cię nie rozpieszcza. Sporo już przeszłaś. Szybko straciłaś oparcie w najbliższych. Nie masz własnego kąta. Nie dziwię się, że masz wahania nastroju i przychodzą Ci do głowy "głupie" myśli, bo każdemu na Twoim miejscu byłoby ciężko. Jednak trudny start w dorosłe życie, nie oznacza, że tak musi być już zawsze. W dużej mierze, to od Ciebie zależy, czy Twoje życie nabierze sensu i czy je polubisz. Z własnego doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że odważnym i pracowitym los sprzyja. Czasami jest trudno, ale nie można się poddawać. Wbrew pozorom ludzi w podobnej sytuacji do Twojej nie jest wcale tak mało... tyle tylko, że nie wszyscy się z tym obnoszą. Wierz mi, że samotny, ale zdrowy człowiek przy dużym samozaparciu może osiągnąć wiele. Wokół jest naprawdę dużo dobrych ludzi w których można znaleźć oparcie. Oczywiście pod warunkiem, że widzą w nas kogoś, kto stara się brać życie za rogi, a nie jedynie użala się nad sobą. Wiem, że czujesz się opuszczona i samotna, ale z czasem na swojej drodze spotkasz ludzi, którzy być może będą mogli zostać Twoją rodziną w wyboru. Spróbuj małymi krokami nadać swojemu życiu inny wymiar
15 2020-05-08 11:04:03 Ostatnio edytowany przez madoja (2020-05-08 11:05:14)
Dobrze. Już wiemy że z babcią nie ma sensu się godzić.
Sprawa chłopaka. Popatrz obiektywnie na jego osobę. Z jakiegoś powodu się związaliście, gdy jeszcze byłaś szczęśliwa. Co do niego czujesz? Czy można z nim budować przyszłość? Jeśli tak, usiądźcie na spokojnie, pogadajcie. Być może nie układa Wam się bo jesteś pełna pretensji, krzyków, nie wiem? Powiedz mu jak się czujesz. Przecież nie jest złym człowiekiem, skoro wciąż jest z Tobą, mimo że jesteś nieznośna, nie masz pracy i Cię utrzymuje.
Jeśli uznasz że jednak nie da się z nim budować przyszłości i ten związek jest pomyłką, pomyśl o jakimś ratowaniu siebie.
Osobiście zrobiłabym to w takiej kolejności:
- najpierw jakaś grupa wsparcia (nawet w internecie - są fora dla ludzi którzy są po śmierci bliskich) lub psycholog (nawet na NFZ, no chyba że masz trochę kasy to możesz chociażby spotkania on-line) - wszystko to żebyś trochę stanęła psychicznie na nogi i nie miała tego dobijającego poczucia samotności. Wg mnie to podstawa!
- praca - bez wielkiej spiny, bo jesteś w dołku. Po prostu na luzie porozsyłaj CV, a w międzyczasie możesz próbować robić coś w domu, jakiś handel przez internet czy coś (tylko pamiętaj, po pewnym pułapie trzeba założyć działalność gospodarczą - co jest mega prościutkie)
- gdy już będziesz miała stały dochód, poszukaj chociażby pokoiku i się wyprowadź
- wtedy możesz szukać nowego partnera, nawet w internecie, na portalach randkowych
Choć teraz wydaje Ci się to abstrakcją, to naprawdę za jakiś czas możesz być szczęśliwa, patrzeć w przeszłość i myśleć "jak dobrze że wtedy nie zrobiłam niczego głupiego".
Przyznam że jestem zaszokowany niektórymi odpowiedziami które tutaj padły.
Wierzę że empatia i kobieca solidarność nadal istnieją, choć nie zawsze to widać, ale są, i takąż samą nadzieję, że niedługo Twój los - Aniołek6 - się odmieni.
Jest mi bardzo smutno gdy przeczytałem Twojego posta, nie wiem w jakim jesteś wieku, ale niezależnie od tego nie umiałbym sobie wyobrazić co przechodzisz i wcale się nie dziwię że zastanawiasz się nad sensem życia.Pomyśl proszę czy masz jakichś znajomych którym ufasz, niekoniecznie w tym samym regionie Polski, a u których mogłabyś znaleźć tymczasowe pomieszkiwanie do czasu aż znajdziesz pracę. Są ludzie którzy mają wolne mieszkania lub pokoje - być może nawet na tym forum znajdą się osoby które mogłyby zaoferować jakąś pomoc, gdyby się nie udało nic takiego znaleźć, w ostateczności możesz zwrócić się o pomoc do sióstr zakonnych.
Drugi temat to aktywność zawodowa, nie wiem na czym się znasz, ale jeśli chodzi o obszary działań przez Internet: teksty, tłumaczenia, marketing itp. - mógłbym spróbować Ci pomóc.
Mam nadzieję że choć odrobinę zasiałem w Tobie ziarenko nadziei...
Dziękuję za wyrozumiałość z Twojej strony. Jeszcze wczoraj z chłopakiem myśleliśmy o rozmowie z psychologiem ale dziś się pokłóciliśmy i wyprowadziłam się do siostry mimo, że nie chciałam i jest mi bardzo ciężko bo w tym miejscu zmarła moja mama. Prace mam na umowę zlecenie obecnie.
Czy warto żyć ? W mojej ocenie życie, to żadna atrakcja
ale jak się już żyje, to trzeba się w tym świecie jakoś odnaleźć. Generalnie chyba nie ma innego wyjścia. Można oczywiście usiąść i płakać nad swoim losem... targnąć się na swoje życie, ale taka postawa nie jest dobrą opcją.
Nie ma co kryć, że życie Cię nie rozpieszcza. Sporo już przeszłaś. Szybko straciłaś oparcie w najbliższych. Nie masz własnego kąta. Nie dziwię się, że masz wahania nastroju i przychodzą Ci do głowy "głupie" myśli, bo każdemu na Twoim miejscu byłoby ciężko. Jednak trudny start w dorosłe życie, nie oznacza, że tak musi być już zawsze. W dużej mierze, to od Ciebie zależy, czy Twoje życie nabierze sensu i czy je polubisz. Z własnego doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że odważnym i pracowitym los sprzyja. Czasami jest trudno, ale nie można się poddawać. Wbrew pozorom ludzi w podobnej sytuacji do Twojej nie jest wcale tak mało... tyle tylko, że nie wszyscy się z tym obnoszą. Wierz mi, że samotny, ale zdrowy człowiek przy dużym samozaparciu może osiągnąć wiele. Wokół jest naprawdę dużo dobrych ludzi w których można znaleźć oparcie. Oczywiście pod warunkiem, że widzą w nas kogoś, kto stara się brać życie za rogi, a nie jedynie użala się nad sobą. Wiem, że czujesz się opuszczona i samotna, ale z czasem na swojej drodze spotkasz ludzi, którzy być może będą mogli zostać Twoją rodziną w wyboru. Spróbuj małymi krokami nadać swojemu życiu inny wymiar
Dziękuję. Tylko w jaki sposób wyjaśnić chłopakowi, że mogę mieć wahania nastroju i by był dla mnie łagodniejszy? Bo mam wrażenie, że jemu to koło nosa przelatuje..
Dobrze. Już wiemy że z babcią nie ma sensu się godzić.
Sprawa chłopaka. Popatrz obiektywnie na jego osobę. Z jakiegoś powodu się związaliście, gdy jeszcze byłaś szczęśliwa. Co do niego czujesz? Czy można z nim budować przyszłość? Jeśli tak, usiądźcie na spokojnie, pogadajcie. Być może nie układa Wam się bo jesteś pełna pretensji, krzyków, nie wiem? Powiedz mu jak się czujesz. Przecież nie jest złym człowiekiem, skoro wciąż jest z Tobą, mimo że jesteś nieznośna, nie masz pracy i Cię utrzymuje.
Jeśli uznasz że jednak nie da się z nim budować przyszłości i ten związek jest pomyłką, pomyśl o jakimś ratowaniu siebie.
Osobiście zrobiłabym to w takiej kolejności:
- najpierw jakaś grupa wsparcia (nawet w internecie - są fora dla ludzi którzy są po śmierci bliskich) lub psycholog (nawet na NFZ, no chyba że masz trochę kasy to możesz chociażby spotkania on-line) - wszystko to żebyś trochę stanęła psychicznie na nogi i nie miała tego dobijającego poczucia samotności. Wg mnie to podstawa!
- praca - bez wielkiej spiny, bo jesteś w dołku. Po prostu na luzie porozsyłaj CV, a w międzyczasie możesz próbować robić coś w domu, jakiś handel przez internet czy coś (tylko pamiętaj, po pewnym pułapie trzeba założyć działalność gospodarczą - co jest mega prościutkie)
- gdy już będziesz miała stały dochód, poszukaj chociażby pokoiku i się wyprowadź
- wtedy możesz szukać nowego partnera, nawet w internecie, na portalach randkowychChoć teraz wydaje Ci się to abstrakcją, to naprawdę za jakiś czas możesz być szczęśliwa, patrzeć w przeszłość i myśleć "jak dobrze że wtedy nie zrobiłam niczego głupiego".
Czy można z nim budować przyszłość? Nie wiem. Najważniejsze dla mnie w tej chwili jest jego wsparcie na co nie zawsze mogę liczyć od niego i nie potrafię mu przetłumaczyć pewnych spraw. Wiele razy zwala winę na mnie i nie widzi swoich złych zachowań. Dla wyjaśnienia nie utrzymywał mnie-pracuję i wszystko dzieliliśmy na pół, z tym że mieszkaliśmy u niego w mieszkaniu.
aniolek6, nie pisz, proszę, posta pod postem. Zamiast tego, skorzystaj z opcji „edytuj”.
Volver napisał/a:Czy warto żyć ? W mojej ocenie życie, to żadna atrakcja
ale jak się już żyje, to trzeba się w tym świecie jakoś odnaleźć. Generalnie chyba nie ma innego wyjścia. Można oczywiście usiąść i płakać nad swoim losem... targnąć się na swoje życie, ale taka postawa nie jest dobrą opcją.
Nie ma co kryć, że życie Cię nie rozpieszcza. Sporo już przeszłaś. Szybko straciłaś oparcie w najbliższych. Nie masz własnego kąta. Nie dziwię się, że masz wahania nastroju i przychodzą Ci do głowy "głupie" myśli, bo każdemu na Twoim miejscu byłoby ciężko. Jednak trudny start w dorosłe życie, nie oznacza, że tak musi być już zawsze. W dużej mierze, to od Ciebie zależy, czy Twoje życie nabierze sensu i czy je polubisz. Z własnego doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że odważnym i pracowitym los sprzyja. Czasami jest trudno, ale nie można się poddawać. Wbrew pozorom ludzi w podobnej sytuacji do Twojej nie jest wcale tak mało... tyle tylko, że nie wszyscy się z tym obnoszą. Wierz mi, że samotny, ale zdrowy człowiek przy dużym samozaparciu może osiągnąć wiele. Wokół jest naprawdę dużo dobrych ludzi w których można znaleźć oparcie. Oczywiście pod warunkiem, że widzą w nas kogoś, kto stara się brać życie za rogi, a nie jedynie użala się nad sobą. Wiem, że czujesz się opuszczona i samotna, ale z czasem na swojej drodze spotkasz ludzi, którzy być może będą mogli zostać Twoją rodziną w wyboru. Spróbuj małymi krokami nadać swojemu życiu inny wymiarDziękuję. Tylko w jaki sposób wyjaśnić chłopakowi, że mogę mieć wahania nastroju i by był dla mnie łagodniejszy? Bo mam wrażenie, że jemu to koło nosa przelatuje..
Bywa, że ludzie mają inne doświadczenia życiowe i zwyczajnie nie są w stanie się zrozumieć. Związki w których brakuje zrozumienia nie rokują dobrze. Może on faktycznie jest w stosunku do ciebie zbyt obcesowy, ale równie dobrze Ty możesz być osobą nadwrażliwą, którą z racji rozedrgania wewnętrznego dotyka byle pierdoła... życie z taką osobą też nie jest łatwe. Ważenie każdego słowa w czyjejś obecności bywa męczące na dłuższą metę. Oczywiście nie znam Ciebie, więc nie wiem jaka jesteś w rzeczywistości, ale czasami warto również popatrzeć na siebie krytycznym okiem. Nie po, żeby się zdołować kompletnie, ale żeby dostrzec co należałoby zmienić w swoim zachowaniu. Twój chłopak też jest tylko człowiekiem. Mnie osobiście irytują osoby zbyt długo pławiące się w swoim nieszczęściu. Rozumiem wszelkie zniżki, spadki, wahania i rozterki... ale w pewnym momencie zwyczajnie trzeba wziąć się w garść i przestać przygniatać otoczenie swoim "dramatem". Długotrwałe emanowanie nieszczęściem jest egoistyczne i zwyczajnie nieeleganckie. Inni ludzie też mają swoje "tragedie"...
Od dawna zmagałam się z depresją. Cokolwiek robiłam nie miało dla mnie sensu. Chciałam leżeć w łóżku tylko to się dla mnie liczyło. Zapomniałam co sprawiało mi przyjemność i radość w życiu tak jakbym nigdy nie była szczęśliwa. Nie chciałam chodzić po lekarzach niby jak obcy człowiek który mnie nie zna miałby mi pomóc. Na szczęście moja siostra kupiła dla mnie naturalny lek. Po dwóch tygodniach pojawiły się dobre myśli i przestałam się skupiać na tych złych które ciągnęły mnie w dół. Już od dwóch miesięcy zażywam ten lek i muszę przyznać że teraz potrafię się cieszyć nawet zapachem powietrza o poranku kto by pomyślał o tym dwa miesiące temu ha
Szczerze polecam bit.ly/spokojnysen
Czy można z nim budować przyszłość? Nie wiem. Najważniejsze dla mnie w tej chwili jest jego wsparcie na co nie zawsze mogę liczyć od niego i nie potrafię mu przetłumaczyć pewnych spraw. Wiele razy zwala winę na mnie i nie widzi swoich złych zachowań. Dla wyjaśnienia nie utrzymywał mnie-pracuję i wszystko dzieliliśmy na pół, z tym że mieszkaliśmy u niego w mieszkaniu.
Dlatego możesz zmienić mieszkanie na pokój gdzieś indziej - nawet taki dwuosobowy. Dokoptujesz sobie jakąś współlokatorkę. Bylebyś odeszła od chłopaka. On nie daje tobie poczucia spokoju i bezpieczeństwa, a idąc tą drogą nic nie osiągniesz.Nastawienia i zachowania chłopaka też nie zmienisz, bo tego nie da się zrobić z nikim (znajdź sobie artykuły w necie, kup książki - poczytaj sobie na te tematy). Tak że pozostaje zerwanie, o ile jakkolwiek siebie szanujesz.
Jesteś w bardzo przykrej i smutnej sytuacji, dużo przeszłaś, ale niestety twoich problemów nie da się rozwiązać dotychczasowym sposobem.
Pytasz, czy warto żyć - jeśli swoje życie utożsamiasz i uzależniasz od życia i bycia kogokolwiek innego, to pewnie nie warto.
aniołek6 napisał/a:Czy można z nim budować przyszłość? Nie wiem. Najważniejsze dla mnie w tej chwili jest jego wsparcie na co nie zawsze mogę liczyć od niego i nie potrafię mu przetłumaczyć pewnych spraw. Wiele razy zwala winę na mnie i nie widzi swoich złych zachowań. Dla wyjaśnienia nie utrzymywał mnie-pracuję i wszystko dzieliliśmy na pół, z tym że mieszkaliśmy u niego w mieszkaniu.
Dlatego możesz zmienić mieszkanie na pokój gdzieś indziej - nawet taki dwuosobowy. Dokoptujesz sobie jakąś współlokatorkę. Bylebyś odeszła od chłopaka. On nie daje tobie poczucia spokoju i bezpieczeństwa, a idąc tą drogą nic nie osiągniesz.Nastawienia i zachowania chłopaka też nie zmienisz, bo tego nie da się zrobić z nikim (znajdź sobie artykuły w necie, kup książki - poczytaj sobie na te tematy). Tak że pozostaje zerwanie, o ile jakkolwiek siebie szanujesz.
Jesteś w bardzo przykrej i smutnej sytuacji, dużo przeszłaś, ale niestety twoich problemów nie da się rozwiązać dotychczasowym sposobem.
Pytasz, czy warto żyć - jeśli swoje życie utożsamiasz i uzależniasz od życia i bycia kogokolwiek innego, to pewnie nie warto.
Nie chciałabym się z nim rozstawać, bo w takiej chwili zostaje sama, a samo poczucie, że on jest daje mi wsparcie. Poza tym, on od piątku sie do mnie nie odzywa, dziś rozmawialiśmy przez telefon to mówi że przez moje błędy on nie ma nadziei, że się coś zmieni w naszym związku i ciągle mnie zbywa, mówi tylko że współczuje a ja bym bardzo chciała rozpalić w nim malutką iskierkę, aby dał nam szansę, bo zwyczajnie nie chce zostać sama. Czy macie na to jakąś radę? Jeszcze kilka dni temu mówił inaczej i chciał dojść do porozumienia a nagle taka zmiana zdania...
Powiedzcie mi proszę, co zrobić aby on zobaczył że jest mi teraz bardzo potrzebny? Inaczej sama zwariuję.
Co do wynajmu pokoju-mam psa i kota, a wiadomo jak to jest ze zwierzętami..
Powiedzcie mi proszę, co zrobić aby on zobaczył że jest mi teraz bardzo potrzebny? Inaczej sama zwariuję.
Potrzebny ? Z tego powodu ktoś miałby tworzyć z Tobą związek ? Masakra...
25 2020-05-11 14:57:05 Ostatnio edytowany przez adiafora (2020-05-11 14:58:24)
no wlaśnie Aniołku, chcesz tego chlopaka bo w tej chwili jest Ci potrzebny, żebyś nie czuła się sama, jest imitacją, namiastką rodziny, ktorej nie masz. Czy Ty go kochasz? Wątpię. Współczuję trudnej sytuacji. Ale desperackie bycie z kimś z powodu samotności nie jest dobrym wyjściem. Dlatego brak porozumienia między Wami, kłotnie. Może on to czuje, że jest dla Ciebie tylko takim kolem ratunkowym...
Czy siostra nie jest dla Ciebie dość mocnym wsparciem?
aniołek6 napisał/a:Powiedzcie mi proszę, co zrobić aby on zobaczył że jest mi teraz bardzo potrzebny? Inaczej sama zwariuję.
Potrzebny ? Z tego powodu ktoś miałby tworzyć z Tobą związek ? Masakra...
Z tego powodu, że nie związaliśmy się w tym momencie a jeszcze w momencie, gdy nie miałam takich zmartwień, więc jeśli jedna strona ma kłopoty, to sie je rozwiązuje razem, czy sie ją zostawia?
Nie chciałabym się z nim rozstawać, bo w takiej chwili zostaje sama, a samo poczucie, że on jest daje mi wsparcie. Poza tym, on od piątku sie do mnie nie odzywa, dziś rozmawialiśmy przez telefon to mówi że przez moje błędy on nie ma nadziei, że się coś zmieni w naszym związku i ciągle mnie zbywa, mówi tylko że współczuje a ja bym bardzo chciała rozpalić w nim malutką iskierkę, aby dał nam szansę, bo zwyczajnie nie chce zostać sama. Czy macie na to jakąś radę? Jeszcze kilka dni temu mówił inaczej i chciał dojść do porozumienia a nagle taka zmiana zdania...
Powiedzcie mi proszę, co zrobić aby on zobaczył że jest mi teraz bardzo potrzebny? Inaczej sama zwariuję.
Co do wynajmu pokoju-mam psa i kota, a wiadomo jak to jest ze zwierzętami..
No jak to jest? Jedni przyjmą cię ze zwierzem, inni już nie. Szukajcie, a pewnie znajdziecie.
A jak sama się zachowujesz? Masz wahania nastroju - to może brzmieć groźnie.
Jak wyżej już pisałam - stare metody niedziałające som.
aniołek6 napisał/a:Nie chciałabym się z nim rozstawać, bo w takiej chwili zostaje sama, a samo poczucie, że on jest daje mi wsparcie. Poza tym, on od piątku sie do mnie nie odzywa, dziś rozmawialiśmy przez telefon to mówi że przez moje błędy on nie ma nadziei, że się coś zmieni w naszym związku i ciągle mnie zbywa, mówi tylko że współczuje a ja bym bardzo chciała rozpalić w nim malutką iskierkę, aby dał nam szansę, bo zwyczajnie nie chce zostać sama. Czy macie na to jakąś radę? Jeszcze kilka dni temu mówił inaczej i chciał dojść do porozumienia a nagle taka zmiana zdania...
Powiedzcie mi proszę, co zrobić aby on zobaczył że jest mi teraz bardzo potrzebny? Inaczej sama zwariuję.
Co do wynajmu pokoju-mam psa i kota, a wiadomo jak to jest ze zwierzętami..
No jak to jest? Jedni przyjmą cię ze zwierzem, inni już nie. Szukajcie, a pewnie znajdziecie.
A jak sama się zachowujesz? Masz wahania nastroju - to może brzmieć groźnie.
Jak wyżej już pisałam - stare metody niedziałające som.
Zachowywałam się okropnie wobec niego, ale czy w tych czasach nie można już popełniać błędów i zrozumieć ich, aby coś naprawić? Ten cały miesiąc po śmierci mamy był dla mnie okropnym miesiącem i przyznam się, że miałam ciągle nerwy i odbijało sie to na chłopaku, ale dopiero teraz wyprowadzka do siostry i spanie w łóżku którym zmarła mama otrząsnęło mnie do takiego stopnia, że zauważyłam złe rzeczy w swoim zachowaniu, których dotychczas nie widziałam.
Czy Wy/Ty dalibyście szansę takiej osobie jak ja?
Czy Wy/Ty dalibyście szansę takiej osobie jak ja?
Tak, jeśli poszłabyś na terapię, której ewidentnie potrzebujesz ;-) i zmieniłabyś odrobinę nastawienie.
aniołek6 napisał/a:Czy Wy/Ty dalibyście szansę takiej osobie jak ja?
Tak, jeśli poszłabyś na terapię, której ewidentnie potrzebujesz ;-) i zmieniłabyś odrobinę nastawienie.
Jaką terapie najlepiej i jak zmienić nastawienie?
Cyngli napisał/a:aniołek6 napisał/a:Czy Wy/Ty dalibyście szansę takiej osobie jak ja?
Tak, jeśli poszłabyś na terapię, której ewidentnie potrzebujesz ;-) i zmieniłabyś odrobinę nastawienie.
Jaką terapie najlepiej i jak zmienić nastawienie?
Jak zmienić nastawienie, dowiesz się na terapii.
Jaka terapia? Są różne nurty. Zrób research w internecie i podejmij decyzję.
Ja chodziłam na psychoterapię Gestalt.
32 2020-05-12 10:31:06 Ostatnio edytowany przez aniołek6 (2020-05-12 10:32:37)
aniołek6 napisał/a:Cyngli napisał/a:Tak, jeśli poszłabyś na terapię, której ewidentnie potrzebujesz ;-) i zmieniłabyś odrobinę nastawienie.
Jaką terapie najlepiej i jak zmienić nastawienie?
Jak zmienić nastawienie, dowiesz się na terapii.
Jaka terapia? Są różne nurty. Zrób research w internecie i podejmij decyzję.Ja chodziłam na psychoterapię Gestalt.
Dziękuję, na pewno o tym pomyślę. A co mogłabym jeszcze zrobić dla chłopaka, żeby dał choć odrobinę wiary w nasz związek? On chce czasu na przemyślenia, a ja nie czuję sie zbyt dobrze w takiej niepewności, ale nie chce być nachalna i ciągle zawracać mu głowy, choć jestem tak przybita z tego powodu że nie mam siły na wszystko i mam ochotę tylko do niego pisać. Wczoraj u niego byłam po resztę rzeczy i próbowałam wytłumaczyć wszystko, ale on stoi twardo przy swoim, że nic się nie zmieni.
Wiem, że powinnam odpuścić ale ja tak nie potrafię, dla mnie jedyne pocieszenie i poprawienie nastroju to wtulenie się w niego jak na razie, bez tego czuję że nic nie ma sensu
Skoro poprosił Cię o czas, to jedyne, co możesz zrobić, to:
- dać mu czas
- nalegać, wydzwaniać, czym prawdopodobnie go do reszty zniechęcisz
- odejść, jeśli nie akceptujesz takiego bycia w „zawieszeniu”.
Zawsze jest jakaś opcja, wybierz dobrą dla siebie.
(...) A co mogłabym jeszcze zrobić dla chłopaka, żeby dał choć odrobinę wiary w nasz związek? On chce czasu na przemyślenia (...)
Zrobić to, o co Cię poprosił.
(...) Wiem, że powinnam odpuścić ale ja tak nie potrafię, dla mnie jedyne pocieszenie i poprawienie nastroju to wtulenie się w niego jak na razie, bez tego czuję że nic nie ma sensu
Rzadko który (jeśli jakikolwiek) człowiek zgadza się na bycie przedmiotem. Ty, co udowadniasz raz za razem, kochasz go używać.
W takim razie zrobię to, o co poprosił.
Myślałam dotychczas, że to normalne odnaleźć spokój przy osobie którą się kocha, czy to od razu znaczy że ma być moim przedmiotem? Trochę się z tym nie zgodzę. Na świecie nie ma też pewnie osoby, która by chciała zostać sama z swoimi zmartwieniami. Chłopak zapewniał, że przejdziemy to razem.
(...) Chłopak zapewniał, że przejdziemy to razem.
vs
(...) Zachowywałam się okropnie wobec niego (...)
Ten cały miesiąc po śmierci mamy był dla mnie okropnym miesiącem i przyznam się, że miałam ciągle nerwy i odbijało sie to na chłopaku (...)
aniołek6 napisał/a:(...) Chłopak zapewniał, że przejdziemy to razem.
vs
(...) Zachowywałam się okropnie wobec niego (...)
Ten cały miesiąc po śmierci mamy był dla mnie okropnym miesiącem i przyznam się, że miałam ciągle nerwy i odbijało sie to na chłopaku (...)
Przechodzenie tego razem też nie wyglądało tak, że ja ciągle byłam załamana i w rozpaczy. Przez czas mieszkania u niego normalnie funkcjonowałam, nie zawracałam mu ciągle głowy tym, fakt były takie momenty że byłam płaczliwa i zawsze coś mi wtedy w nim nie pasowało i w jego pocieszaniu, np że odwrócił się ode mnie i przestał mnie przytulać bo było mu niewygodnie. A ja jestem taka przytulaśna i miałam wrażenie, że jego nie obchodzi mój stan.
Ehh, gdyby można było to cofnąć.. :-)
Hej.
Myślę, że mam ze sobą poważny problem, bo moje życie od początku roku traci z każdym dniem sens. W 2019 moja mama zachorowała na raka, opiekowałam się nią, zrezygnowałam z pracy żeby móc jeździć po szpitalach, od tamtego czasu coś już we mnie pękało i mówiło że moje życie się kończy. Minęło kilka miesięcy od diagnozy, zaczął się nowy rok, a tu kolejny cios-w styczniu zmarł mój tata.
Mija styczeń, luty, mama traci na wadze, nie ma siły by wstać z łóżka, miałam nadzieję że życie mnie tak nie ukara i to tylko przejściowe, lecz ponad miesiąc temu moja mama odeszła zostawiając mnie samą sobie, nie mająca gdzie się podziać bo mieszkanie w którym byłyśmy jest babci i wyrzuciła mnie stamtąd. W tamtym roku poznałam mojego obecnego partnera, od czasu śmierci mamy mieszkam u niego, lecz ten związek jest zbyt krótki, zbyt pełen kłótni by miał jakąś przyszłość. Więcej jest nocy w których ja płaczę a on sobie śpi, bo pokłóciliśmy się o jakąś bzdurę i znów słyszę jaka jestem beznadziejna księżniczka. Z każdym dniem mam dość życia, nie widzę sensu by to życie ciągnąć, bo po co, bo dla kogo? Rodzice nie zostawili mi nawet miejsca, w którym mogłabym mieszkać, nie mam stałej pracy, bo poświęciłam się aby opiekować się chorą mamą. Nie mam żadnego wsparcia. Facet mnie chyba nie rozumie, za każdym razem czuje się beznajdziejnie po jego słowach i chcę skończyć z swoim życiem. Czy moja sytuacja jest naprawdę taka straszna, czy przesadzam? Został mi tylko niepewny chłopak na tym świecie.
A tamtym roku moi rodzice oboje w ten sam dzien dowiedzieli się ze maja raka.
2 miesiace później moj ojciec byl w takim stanie, ze czasem jak mi sie teraz przyśni i widze to we snie jeszcze raz to jak sie budze to serce mi wali jak mlot i jestem zlana potem... Ojciec strasznie cierpial, juz nie żyje. Mama mimo ze nadal ma raka to żyje i czuje sie w sumie dobrze.
I to nie jedyny cios jaki w zyciu dostalam od losu, ale po tej sytuacji tez przestało zalezec mi na zyciu...
Nie jestem sama... Mnóstwo ludzi czuje sie tak jak ty, ale mimo ze zycie to zadna atrakcja to musimy jakos isc do przodu...
aniołek6 napisał/a:Hej.
Myślę, że mam ze sobą poważny problem, bo moje życie od początku roku traci z każdym dniem sens. W 2019 moja mama zachorowała na raka, opiekowałam się nią, zrezygnowałam z pracy żeby móc jeździć po szpitalach, od tamtego czasu coś już we mnie pękało i mówiło że moje życie się kończy. Minęło kilka miesięcy od diagnozy, zaczął się nowy rok, a tu kolejny cios-w styczniu zmarł mój tata.
Mija styczeń, luty, mama traci na wadze, nie ma siły by wstać z łóżka, miałam nadzieję że życie mnie tak nie ukara i to tylko przejściowe, lecz ponad miesiąc temu moja mama odeszła zostawiając mnie samą sobie, nie mająca gdzie się podziać bo mieszkanie w którym byłyśmy jest babci i wyrzuciła mnie stamtąd. W tamtym roku poznałam mojego obecnego partnera, od czasu śmierci mamy mieszkam u niego, lecz ten związek jest zbyt krótki, zbyt pełen kłótni by miał jakąś przyszłość. Więcej jest nocy w których ja płaczę a on sobie śpi, bo pokłóciliśmy się o jakąś bzdurę i znów słyszę jaka jestem beznadziejna księżniczka. Z każdym dniem mam dość życia, nie widzę sensu by to życie ciągnąć, bo po co, bo dla kogo? Rodzice nie zostawili mi nawet miejsca, w którym mogłabym mieszkać, nie mam stałej pracy, bo poświęciłam się aby opiekować się chorą mamą. Nie mam żadnego wsparcia. Facet mnie chyba nie rozumie, za każdym razem czuje się beznajdziejnie po jego słowach i chcę skończyć z swoim życiem. Czy moja sytuacja jest naprawdę taka straszna, czy przesadzam? Został mi tylko niepewny chłopak na tym świecie.A tamtym roku moi rodzice oboje w ten sam dzien dowiedzieli się ze maja raka.
2 miesiace później moj ojciec byl w takim stanie, ze czasem jak mi sie teraz przyśni i widze to we snie jeszcze raz to jak sie budze to serce mi wali jak mlot i jestem zlana potem... Ojciec strasznie cierpial, juz nie żyje. Mama mimo ze nadal ma raka to żyje i czuje sie w sumie dobrze.
I to nie jedyny cios jaki w zyciu dostalam od losu, ale po tej sytuacji tez przestało zalezec mi na zyciu...
Nie jestem sama... Mnóstwo ludzi czuje sie tak jak ty, ale mimo ze zycie to zadna atrakcja to musimy jakos isc do przodu...
Bardzo mi przykro z powodu śmierci taty i choroby mamy. Domyślam się, jak Wam musi być źle, a szczególnie mamie która musi walczyć z chorobą. Wiem, że nie jestem jedyną osobą na tym świecie, która przechodzi kryzys, jednak w tej chwili ciężko mi stanąć na nogi i pomyśleć racjonalnie.
Potrzebujesz wsparcia, delikatności i życzliwości.
Nie dostaniesz tego wyładowując na ludziach złość, oskarżając ich, wymuszając na nich zachowania wobec Ciebie, na które oni nie są gotowi.
Potrzebujesz wsparcia, delikatności i życzliwości.
Nie dostaniesz tego wyładowując na ludziach złość, oskarżając ich, wymuszając na nich zachowania wobec Ciebie, na które oni nie są gotowi.
Czasu nie cofnę, choć bym chciała. Czy macie jeszcze jakieś rady dla mnie, żeby nie być taka czepialska i nerwowa? Chcę to w sobie zmienić
42 2020-05-12 13:10:03 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-05-12 13:11:11)
Czasu nie cofnę, choć bym chciała. Czy macie jeszcze jakieś rady dla mnie, żeby nie być taka czepialska i nerwowa? Chcę to w sobie zmienić
1. Zaakceptuj, że jesteś taką, jaką jesteś. Słowo "akceptacja" nie oznacza tego, że taką siebie lubisz, że się sobie podobasz, nie oznacza, że nic z tym jaką jesteś nie zrobisz. Zaakceptuj siebie bezwarunkowo.
2. Zobacz, dlaczego (kiedy, w jakich sytuacjach, wobec kogo) jesteś "czepialska i nerwowa", dlaczego uznajesz, że masz prawo w opisany wyżej sposób traktować innych.
3. Znajdź sposoby na odreagowania swoich trudnych uczuć, także związanych z dawnymi doświadczeniami.
4. Bądź łagodną wobec siebie.
aniołek6 napisał/a:Czasu nie cofnę, choć bym chciała. Czy macie jeszcze jakieś rady dla mnie, żeby nie być taka czepialska i nerwowa? Chcę to w sobie zmienić
1. Zaakceptuj, że jesteś taką, jaką jesteś. Słowo "akceptacja" nie oznacza tego, że taką siebie lubisz, że się sobie podobasz, nie oznacza, że nic z tym jaką jesteś nie zrobisz. Zaakceptuj siebie bezwarunkowo.
2. Zobacz, dlaczego (kiedy, w jakich sytuacjach, wobec kogo) jesteś "czepialska i nerwowa", dlaczego uznajesz, że masz prawo w opisany wyżej sposób traktować innych.
3. Znajdź sposoby na odreagowania swoich trudnych uczuć, także związanych z dawnymi doświadczeniami.
4. Bądź łagodną wobec siebie.
1. Mogę akceptować siebie, ale chce sie mocno zmienić i wtedy akceptować siebie jeszcze bardziej i wiedzieć, że nic głupiego już mi nie przyjdzie do głowy i nie zrobię awantury o nic.
2. Nie uważam, że mam takie prawo. Byłam w błędnym przekonaniu, że zachowuję się całkiem wporządku. W związku poczułam się zbyt pewnie, myślałam że wszystko mi wolno, myślałam że każdy musi to znosić. Teraz już wiem, że to złe.
3. Jakie polecasz sposoby na to?
Jak ogólnie zbudować zdrowy związek, nauczyć się rozmawiać o swoich potrzebach i opanowywać się częściej?
Raczej jak zbudować zdrowy rozsądek.
Odwracaj sytuację czyli stosuj zasadę wzajemności "traktuj innych tak, jak ty byś chciała być traktowana".
To jest proste.
45 2020-05-12 20:31:16 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-05-12 20:33:01)
Albo coś akceptujesz, albo nie akceptujesz. Nie można akceptować kogoś/czegoś teraz - trochę, a kiedyś tam - bardziej.
Chcesz wiedzieć, że nic głupiego do głowy Ci nie przyjdzie. Skąd chcesz zapewnienia, jak zamierasz zapanować nad swymi myślami? A między jakąś myślą, nawet najbardziej niedorzeczną, a zachowaniem zgodnym z tą głupią myślą jest czas na decyzję. Nie trzeba głupiej myśli realizować.
Sposób na nierobienie awantury jest niezwykle prosty. Nie dać sobie na to prawa, nie hodować złości; sprawy załatwiać na bieżąco, mówić o swych uczuciach (ale przedtem trzeba być ich świadomą).
Zachęcam Cię, byś jednak zastanowiła się nad tym, skąd u Ciebie to poczucie bezkarności. Bo faktycznie, wszystko wolno, tylko wszystko ma swe konsekwencje.
Skąd Twe przekonanie, że każdy ma być biernym wobec Twej agresji? Jeśli nie poznasz motywów swego zachowania, to nie czując nad sobą bata, po raz kolejny potraktujesz w podobny sposób jakiegoś człowieka.