Hej.
Oceńcie taką sytuację.
Mój facet 34 lata.
Jesteśmy ze niecały rok.
Problem polega na jego krytykowaniu głównie 2 dziedzin: moja figura i gotowanie.
Co do figury...obiektywnie oceniając jestem szczupła, mam ładny biust, zgrabne nogi. Jedyny "mankament" to oponka na brzuchu.
Myślę że mój facet mógłby czasami powiedzieć jakiś komplement ale na to liczyć nie ma co.
Za to krytyka? Za każdym razem słyszę że jestem "hipopotamem", że muszę schudnąć, że mam iść pobiegać, poćwiczyć, że on na rękach mnie nosić nie będzie bo nie udźwignie. (175 cm i 65 kg ja)
Druga sprawa: gotowanie. 2 razy coś mi nie wyszło ...dokładnie spaliłam naleśnika i nie dosmażyłam schabowego z kością. Od tamtej pory za każdym razem jak siada do stołu to słyszę komentarze czy znowu coś jest niedosmażone, spalone, czy znowu chce go otruć. Nigdy nic nie pochwali ale zawsze skrytykuje jak taka żmija.
Mówiłam mu o tym że jest to przykre, że się w kółko powtarza jak zdarta płyta, że jest już to nudne, że podcina mi skrzydła mówią często
-Ty lepiej nie gotuj ja to zrobię
-lepiej zostaw bo znowu coś spalisz
-Twoje gotowanie jest zagrożeniem dla mieszkania
I tak w kółko. Naprawdę gdyby te żarty były śmieszne i ja bym się z tego śmiała to ok, ale mówię jak do słupa ze mnie już to nie bawi bo robiąc coś już z góry wiem że na koniec spotka mnie jedynie krytyka a on wręcz czeka aż coś mi się nie uda by to skrytykować i być tym lepszym.
Próbowałam już odbijać piłeczkę i krytykować jego...ale to nie pomogło a wręcz oboje jedynie non stop odbijaliśmy piłeczkę bez końca.
Mówić do niego jak do ściany. A mnie się zwyczajnie tak nie chce żyć. Z wrogiem pod 1 dachem.