Witajcie. Niedawno minął rok od kiedy rozstałem się z kobietą. Nie była to moja pierwsza miłość, ale najbardziej intensywna, a dziewczyna wręcz idealna dla mnie. Każdy znajomy mówił mi, że doskonale do siebie pasujemy. Niestety nie wyszło. Zachowałem zdrowy rozsądek bo nie jest to jedyna dziewczyna na świecie. Chociaż przyznam szczerze, że z powodu tego jak na dzisiejsze czasy dojrzałą osobą była to do tej pory ciężko pogodzić mi się ze stratą. Stąd tak długi okres "rozpaczy", który nie będę ukrywał trwa nadal. Falami, bo raz jest fajnie ale potem musi się wyrównać. Generalnie zawsze ucinałem kontakt i potrafiłem się tego trzymać. Nie zerkam na portale społecznościowe ani nic. No ale za pięknie być nie mogło w końcu, bo jakiś czas temu przypadkowo zobaczyłem jej zdjęcie gdy koleżanka oglądała FB przy mnie. Ona i jej chłopak, nie nowy bo ona nigdy nie była sama, ale nigdy go nie widziałem aż do teraz. Koleś wygląda jak z okładki. To jest ten typ kolesia, do którego wzdychają wszystkie dziewczyny i patrzą z zazdrością. Część mnie jest szczerze zadowolona. Bo wygląda na szczęśliwą. Część jest mega zazdrosna, bo koleś jak pisałem jest tym, który nic nie musi robić, a nieświadomie zabierze Ci sprzed nosa Twoją randkę. I teraz ta najgorsza część. Ta, która wyciągnęła za mnie mega kompleksy pierwszy raz w życiu. Poczułem się jak wymieniony na lepszy model bo ten stary (ja) jest kompletnie bezwartościowy. Koleś jest wszystkim tym czym ja nigdy nie mogłem być. Przystojny, wysoki, dobrze zbudowany, bogaty, po studiach. Chyba tylko mogę się porównać co do dobrej budowy bo to jeszcze ujdzie. Ale reszta? Czuje się jak porażka, która okazała się być zbyt niemęska. Że nie podołałem zadaniu, że nie jestem tym który mógł ją uszczęśliwić. W ogóle zacząłem wątpić w to, że przez 3 lata związku kiedykolwiek mnie kochała czy chciała bo między mną a nim jest przepaść.
Skrzywdzone ego? Hahahaha... no ale taka jest prawda. Tylko jak z tego wyjść?