To może opowiem trochę więcej o całej historii..
Poznaliśmy się w internecie jeszcze za czasów szkoły średniej. Rozmawialiśmy bardzo dużo, codziennie i całymi nocami. Byliśmy swoją bratnia dusza, ale dzieliło nas prawie 700km.
Po jakimś czasie poznałem dziewczynę, a z nią urwałem kontakt, usunąłem numer telefonu i gg. Praktycznie przez całe studia byłem z nią w związku, a z obecna nie rozmawiałem. Po około 4 latach w związku rozpadło się ( ona była z bogatej rodziny, ja biednej, rodzina naciskała ). Błagałem i płakałem żeby do mnie wróciła. Robiłem z siebie idiotę bez jaj. W końcu mi przeszło, a ja powiedziałem sobie ze więcej nigdy tak się nie zachowam. Nie dam sobą pomiatać, nie będę pod pantoflem.
Miesiąc później, ni stad ni zowad dziewczyna z internetu po prawie 4 latach się odezwała. Przez całe wakacje ze sobą rozmawialiśmy, w końcu stwierdziliśmy ze pora się spotkać.
Ona przyjechała do mnie i zostaliśmy para. Związek na odległość prowadziliśmy kilka miesięcy, w końcu doszliśmy do wniosku ze to nie ma sensu i wyjechaliśmy do obcego nam miasta żeby zamieszkać razem.
Wydawało mi się ze między nami jest dobrze, ze nam się układa, teraz wydaje mi się ze mogłem się mylić.
---------------
Kiedyś na pewno ja kochałem i to bardzo mocno. Byc może nadal ja kocham, sam już nie wiem co czuje. Może opowiem trochę o
tym jakimi jesteśmy osobami:
Ona: wychowała się na wsi, ale zawsze się tego wstydziła, całe życie ciągnęło ja do miasta. odpowiada jej to ze mieszka w bloku i lubi siedzieć w domu ( ale jak siedzi to marudzi ze się nudzi). większość kłótni i sprzeczek spowodowana była tym ze jest pedantka ( spacer po plazy NIE- bo piach się nasypie do butów, spacer przy wodzie NIE- bo zmoczyć buty, spacer po lesie NIE- bo jest błoto i buty się ubrudza), 10 sekund po przebudzenia już podniesiony głos ze mam zapakować zmywarke itp: naprawdę jest tego mnóstwo, czesc naprawdę chora, a ona pod tym względem nie odpuszczała nigdy.
To mnie dobijało i drażniło. Nie potrafiłem do niej dotrzeć, niby potrzebowała rozrywki, ale nic jej nie pasowało bo zawsze było coś. Wielokrotnie podczas wyjazdu wracaliśmy do domu po 2km ( w tym czasie usłyszałem ze za mocno przyspieszam, zbyt gwałtownie skręcam i za mocno hamuje, a jade poprostu normalnie tylko szybciej od niej ). Nie mogłem w pewnym momencie tego słuchać.
Ja: również wychowałem się na wsi, ale się tego nie wstydzę, nigdy nie ciągnęło mnie do miasta, ale zrobiłem to dla niej. w bloku się trochę dusze, wolałbym domek pod lasem. lubię spacerować, brać plecak, scyzoryk , krzesiwo i chodzic sam cały dzień po lesie (bo ona nie chce), lubię podróże, wypady na wekend nad jezioro, spanie w samochodzie lub namiocie, złoty. tez lubię jak jest czysto ( nauczyła mnie tego ), ale potrafię odpuścić, jak rano się budzę to chce wstawić ekspres, zrobić nam kawe, wypić w łóżku i później zapakować te cholerna zmywarke, nie boje się ubrudzonych butów, mokrych spodni i piasku na dywaniku w korytarzu. można to umyć, wyrzucic i kupić nowy, ale ona tego nie rozumiała bo piach na korytarzu to dla niej koniec świata.
Dlatego tez nie wiem czy ja kocham, co do niej czuje i co teraz czuje. Po tym jak się przyznała ( boczniak ma 2 dzieci i żonę która go zdradza o 1.5 roku, niedawno się od niej wyprowadził, jeszcze bez rozwodu), czułem radość i euforię. Czułem ze stałem panem świata. Nie podniosłem głosu nawet na chwile, nie krzyczałem, nie płakałem. Włączyłem muzykę, uśmiechałem się. Wsiadłem w samochód, pojechałem na plaże, przebiegłem przez nią w butach i wszedłem do morza. Stałem i cieszyłem się ta chwila. Niestety wieczorem przyszedł smutek, nie spałem cała noc. Rano do pracy i w pracy nie myślałem, nie przejmowałem się. Wrocilem i rozmawialiśmy ze sobą normalnie. Dogadalywalismy się bardzo dobrze. Tak jak powinnismy robic to cały czas. Ale wieczorem znów to samo.
Zamykam oczy i czuje smutek, nie mogę spac. Żal mi ze to sie skończyło. I codzienne to samo.
W ciągu dnia jesteśmy kumplami, rozmawiamy, wspolnie sprzątamy, gotujemy.
W nocy myśli mi się kotłują w głowie. Ale nie są to myśli takie czy ja kocham czy nie, tylko jak ona mogła mi to zrobić po tylu latach. Wybrała najgorszy możliwy sposób, bez szacunku do mnie. Bez wcześniejszej rozmowie ze ktoś może byc. Najbardziej boli mnie jej kłamstwo i oszukiwanie.
Wspominała o tym ze może jeszcze spróbujemy, ze damy sobie szanse, ale jasno jej wyjaśniłem ze tu ja jestem strona decydująca, a nie mam zamiaru dawać jej szansy. Straciła swoją okazje. Bezpowrotnie.
Byliśmy ze sobą bardzo długo, lubimy się, szanuje ja i nie chce dla niej żle. Chce sobie ułożyć nowe życie wiec nie będę jej tego utrudniał. Jesteśmy skazani na siebie, musimy mieszkać razem wiec chce żeby ten czas zapamiętać dobrze, nie chce żeby to był czas kłótni i szarpania się. Chce normalnej atmosfery przez ten czas bo nerwy nic nie pomogą, a spowoduje ze codzienny powrót będzie udręka.
Nie będzie trwało to wiecznie, kazałem załatwiać formalności związane z przejęciem przeze mnie całości kredytu. Chce jej dać czas bo zdradzając mnie nie miała żadnego planu ( przez wirusa nie utrzyma się sama nawet przez miesiąc). Nie ma nawet gdzie się podziać. Dlatego pytam. Czy takie mieszkanie ze sobą, po zdradzie, w normalnej atmosferze jest normalne? Czy może się odciąć, traktować jak powietrze i czym prędzej podjąć kroki ku przeprowadzce ?
-------------
Nie pisz, proszę, postów jeden pod drugim – łamiesz w ten sposób regulamin. Jeśli chcesz coś do swojej wypowiedzi dopisać, użyj funkcji "edytuj", która znajduje się po prawej stronie każdego z Twoich postów.
Z góry dziękuję i pozdrawiam, Olinka