Cześć!
Potrzebuje Waszej pomocy, ponieważ w chwili obecnej mam ogromny kłopot z obiektywną oceną sytuacji, która od jakiegoś czasu rozgrywa się w moim związku.
Z dziewczyną jesteśmy razem prawie 4 lata. Ja mam 29 lat, ona 25. Do pewnego momentu uważałem, że pojawiających się trudności tworzyliśmy udaną parę. Niestety, coś niedobrego zaczęło dziać się nieco ponad rok temu.. Doprowadziło to do tego, że w chwili obecnej czuję się jak emocjonalny wrak człowieka.
Przede wszystkim czuję się w tej relacji bardzo, ale to bardzo samotny. Moja dziewczyna kończy studia oraz już pracuje. Ja pracuje i pnę się dalej w karierze naukowej. Bardzo lubię się uczyć. Z tego powodu rozumiem, że mamy napięte grafiki a dodatkowo fakt, że nie mieszkamy razem może dodatkowo wpływać na brak czasu dla siebie. Ale! Ostatnio zauważyłem, że nasze spotkania trwają po maksymalnie 2, 3 godziny raz w tygodniu… Próbowałem, na różne sposoby z nią rozmawiać, ale ciągle słyszę, że jest zajęta, że nie ma czasu, że praca, że to, że tamto… Niestety, ale nakryłem ją również na kłamstwie, bo gdy jechałem autem przez miasto zauważyłem ją z koleżankami w czasie gdy miała się uczyć. Sugerowałem również, że może zamieszkamy razem, ale też mnie zbyła tym, że nie jest gotowa, że ją nie stać.
Drugim problemem jest brak dotyku. Pomimo tego, że jestem facetem to jednak bardzo lubię się przytulać, trzymać za ręce itd. Dotyk, nawet ten najmniejszy sprawia mi dużo przyjemności. Niestety, ona chyba tak tego nie odczuwa. Na dodatek jakiś czas temu zaczęła bardzo krytykować te moje próby nawiązania dotyku. Zaczęła mnie nazywać sformułowaniami, które ja odbierałem jako obraźliwe. Zresztą sam później zacząłem się czuć jak jakiś zboczeniec. Odpuściłem, chociaż do dziś nie wiem czy to normalne, żeby nie móc swojej dziewczyny przytulać kiedy ma się ochotę?
Najgorsze w tym wszystkim, że od jakiegoś czasu moja mama ma duże problemy ze zdrowiem. Ciągle się martwię o jej stan zdrowia, a to powoduje, że również i mi jest ciężko i ostatnio coraz bardziej chodzę przybity. Czuję, że nie mogę liczyć na jej wsparcie bo ona się mną w ogóle nie interesuje.
Chociaż pomimo tego, że wychowałem się w niekompletnej rodzinie, to zawsze chciałem stworzyć szczęśliwy kochający związek. Czytając swój post, pomyślałem, że pewnie zadacie mi pytanie co mnie trzyma w tej relacji.. Myślę, że nadzieja, że w przyszłości będzie lepiej. Poza tym mam już prawie 30 lat. W tym wieku większość ludzi już sparowanych i znaleźć kogoś będzie bardzo trudno. Chociaż może samemu będzie lepiej?
Chciałem tylko prosić Was o ocenę, czy to normalne, że moja partnerka spotyka się ze mną przez 2,3 godziny w tygodniu bo resztę czasu przeznacza na inne aktywności? Oraz czy moja potrzeba bliskości fizycznej jest przejawem jakiegoś zboczenia, zaburzenia tak jak to moja dziewczyna mi sugeruje?
Pozdrawiam serdecznie!