Powiedzcie proszę, co o tym myślicie?
Przez całe swoje życie spotykam różnych ludzi. Byli tacy, którzy mnie oszukali. Myślę o chłopakach z mojej młodości - był ze mną, mówił czułe słowa, nawet oświadczył mi się i potem albo zniknął, albo inny - okazało się, że za plecami spotykał się z moją przyjaciółką.
Były kobiety, koleżanki, przyjaciółki. Były, bo potrzebowały czegoś ode mnie. Jeśli mogłam, pomagałam. I tez znikały. Nigdy żadna sobie o mnie nie przypomniała, kiedy wychodziły na kawę, na imprezę, jechały na wycieczkę. Jak proszę o coś, nie mogą.
Czasem pojawiał się ktoś, kto chciał być moim przyjacielem i to deklarował, bo pomogłam w ciężkich chwilach. A kiedy, licząc na wzajemność, zwracałam się potem z prośbą o trochę czasu, o wysłuchanie, pomoc, poradę itd., byli zajęci kimś albo czymś innym. Więc jak pies z podkulonym ogonem odchodzę i więcej nie błagam o uwagę. Po co ludzie deklarują takie rzeczy i mówią mi słowa, które nic nie znaczą? Ja biorę je na poważnie.
Tak jest przez całe moje życie. Ludzie mnie poznają, mówią że jestem wspaniała, dobra, miła. Ale jak jest mi na prawdę ciężko, głównie emocjonalnie, nie chcą być przy mnie. Najbardziej boli, kiedy pouczają mnie jak mam żyć, co mam zrobić, jaka mam być itd., a nikt nie zadeklarował swojej pomocy, prócz krytyki nie dostaję nic. Nie mam nikogo. Czuję się samotna i opuszczona. Czasem naiwna, głupia.
Wiem, dużo żalu i syndromu ofiary tu widać. Ale mam doła. Nie jestem idealna, ale żyję najlepiej jak potrafię. Najlepiej jak umie żyć ktoś, komu w życiu nikt nie pomaga i kogo nikt nie wspiera.
Jak Wy żyjecie? Jacy jesteście dla ludzi? Jaka mam być, aby w końcu ktoś przy mnie został? Abym miała z kim pogadać w sobotni wieczór, z kim wyjść na kawę, z kim na spacer pójść, wyjechać gdzieś.
Jestem introwertyczką, ale czasem potrzebuję kogoś. Tak bardzo cierpię.
Bądź sobą.
Prawda jest taka, że ciężko być przy kimś kiedy jest źle. Z jednej strony Ty oczekujesz wsparcia, ale tak naprawdę to co ta druga strona ma zrobić? Z problemami trzeba poradzić sobie samemu, a my często oczekujemy od drugiej strony jakiegoś cudu i załatwienia sprawy za nas.
I wiesz, ja mam różnych znajomych, kolegów i przyjaciół. Z niektórymi przez 10 lat w życiu nie rozmawiałam o problemach. Mam dwie przyjaciółki, z którymi rozmawiamy o trudniejszych rzeczach, ale to na zasadzie wygadania się, a nie znalezienia rozwiązania. Więc może to tutaj jest problem? Że Ty chcesz, żeby ktoś coś naprawił za Ciebie?
3 2020-02-01 20:24:37 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-02-01 20:25:17)
(...) Jaka mam być, aby w końcu ktoś przy mnie został? (...)
Bądź sobą. To nie zagwarantuje tego, że ktoś stanie u Twego boku, ale jest gwarancją tego, że spokojnie patrzeć będziesz w lustro.
***
Umówiłyśmy się?
4 2020-02-01 20:27:00 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-02-01 21:11:56)
Powiedzcie proszę, co o tym myślicie?
Przez całe swoje życie spotykam różnych ludzi. Byli tacy, którzy mnie oszukali. Myślę o chłopakach z mojej młodości - był ze mną, mówił czułe słowa, nawet oświadczył mi się i potem albo zniknął, albo inny - okazało się, że za plecami spotykał się z moją przyjaciółką.
Były kobiety, koleżanki, przyjaciółki. Były, bo potrzebowały czegoś ode mnie. Jeśli mogłam, pomagałam. I tez znikały. Nigdy żadna sobie o mnie nie przypomniała, kiedy wychodziły na kawę, na imprezę, jechały na wycieczkę. Jak proszę o coś, nie mogą.
Czasem pojawiał się ktoś, kto chciał być moim przyjacielem i to deklarował, bo pomogłam w ciężkich chwilach. A kiedy, licząc na wzajemność, zwracałam się potem z prośbą o trochę czasu, o wysłuchanie, pomoc, poradę itd., byli zajęci kimś albo czymś innym. Więc jak pies z podkulonym ogonem odchodzę i więcej nie błagam o uwagę. Po co ludzie deklarują takie rzeczy i mówią mi słowa, które nic nie znaczą? Ja biorę je na poważnie.
Tak jest przez całe moje życie. Ludzie mnie poznają, mówią że jestem wspaniała, dobra, miła. Ale jak jest mi na prawdę ciężko, głównie emocjonalnie, nie chcą być przy mnie. Najbardziej boli, kiedy pouczają mnie jak mam żyć, co mam zrobić, jaka mam być itd., a nikt nie zadeklarował swojej pomocy, prócz krytyki nie dostaję nic. Nie mam nikogo. Czuję się samotna i opuszczona. Czasem naiwna, głupia.
Wiem, dużo żalu i syndromu ofiary tu widać. Ale mam doła. Nie jestem idealna, ale żyję najlepiej jak potrafię. Najlepiej jak umie żyć ktoś, komu w życiu nikt nie pomaga i kogo nikt nie wspiera.
Jak Wy żyjecie? Jacy jesteście dla ludzi? Jaka mam być, aby w końcu ktoś przy mnie został? Abym miała z kim pogadać w sobotni wieczór, z kim wyjść na kawę, z kim na spacer pójść, wyjechać gdzieś.
Jestem introwertyczką, ale czasem potrzebuję kogoś. Tak bardzo cierpię.
Kobietko, nie dorabiasz ty niepotrzebnej ideologii do swojego samopoczucia? Nie koncentrujesz się za bardzo na tym, że komus pomogłaś a ten ktoś ci nie odpłacił tym samym?
Ja naprawdę mam bardzo absorbującą pracę, prawie nie mam czasu dla siebie, bo zwykle padam jak samolot i po prostu śpię, tak odpoczywam:) Jeśli mnie ktos potrzebuje, to pomagam, ale nie liczę na wdzięczność. Robię co uważam za słuszne w danej chwili i znikam, jesli już nie jestem potrzebna. Kiedy mam doła, to raczej wolę się zamknąć w swojej skorupie i przeczekać:) Jednak kiedy mialam wypadek, to byłam zszokowana ilu ludzi mi pomogło zupelnie bezinteresownie. Czasem już byłam zmęczona tym ich pomaganiem i chcialam zostać chwilę sama, bez ich troskliwości, pomocy i ciąglej obecności, bo drzwi od domu się nie zamykaly.
Może zwyczajnie odpuść to wyczekiwanie na przyjaźń, a ona sama przyjdzie. Podobnie jest z miłością, ona zwykle przychodzi nieproszona.
Naucz się być szczęsliwa sama z sobą i cieszyć się tym co masz, zdrowiem, niezależnością, wakacjami a nawet spacerem. Wszystko w życiu jest ważne i trzeba cenić to, co się ma Kobietko
(...) Może zwyczajnie odpuść to wyczekiwanie na przyjaźń, a ona sama przyjdzie. (...)
Skąd ta pewność?
6 2020-02-01 20:39:13 Ostatnio edytowany przez CatLady (2020-02-01 20:41:28)
Bądź sobą.
Prawda jest taka, że ciężko być przy kimś kiedy jest źle. Z jednej strony Ty oczekujesz wsparcia, ale tak naprawdę to co ta druga strona ma zrobić? Z problemami trzeba poradzić sobie samemu, a my często oczekujemy od drugiej strony jakiegoś cudu i załatwienia sprawy za nas.
I wiesz, ja mam różnych znajomych, kolegów i przyjaciół. Z niektórymi przez 10 lat w życiu nie rozmawiałam o problemach. Mam dwie przyjaciółki, z którymi rozmawiamy o trudniejszych rzeczach, ale to na zasadzie wygadania się, a nie znalezienia rozwiązania. Więc może to tutaj jest problem? Że Ty chcesz, żeby ktoś coś naprawił za Ciebie?
Nie odniosłam wrażenia, by autorka chciała rozwiązania podanego na tacy - raczej po prostu wygadania się, tego by ktoś przy niej był. To chyba nie jest zbyt wiele? Przyjaciele tym się różnią od znajomych, że powinno się móc od nich oczekiwać wsparcia i pomocy w trudnych chwilach, a nie tylko miłych pogaduszek przy kawce i tekstów typu załatw sobie swoje problemy sama.
Jedyna rada to być sobą, udając kogoś innego nic nie wygrasz.
Salomonka napisał/a:(...) Może zwyczajnie odpuść to wyczekiwanie na przyjaźń, a ona sama przyjdzie. (...)
Skąd ta pewność?
Nie ma tu pewności - jest "może". Może przyjdzie, może nie.
Salomonka napisał/a:(...) Może zwyczajnie odpuść to wyczekiwanie na przyjaźń, a ona sama przyjdzie. (...)
Skąd ta pewność?
Pewne to w życiu są tylko śmierć i podatki Wielokropku:) Jednak szamotanie się by znaleźć przyjażń jest podobnie bezcelowe, jak próby ich obejścia.
Kobietko to w związku chyba z rozwodem te retrospekcje jak jesteś w przeszłości cała sobą to nie ma przyszłości o tu i teraz nie wspomnę - poczytałem Twoje wątki i nie widzę żeby los jakoś szczególnie był okrutny dla Ciebie a Ty mimo wszystko jakoś dajesz radę.
Nie odcięłaś się chyba od męża tak jak byś chciała on mimo że go nie kochasz jak piszesz jeszcze Ci coś jednak robi Ty się go boisz.
Nie bardzo masz przestrzeń taką swoją ciągle on tam siedzi i się nie ruszy.On robi co chce z Tobą i to pół jawnie ale nie ma Ciebie w żadnej garści nie wycofuj się bo mam wrażenie że to co napisałaś w pierwszym poście to próba uzasadnienia powrotu do tego układy tego co wysysa z Ciebie energię.Kwestię koleżanek pominę bo wydaje mi się to zasłoną dymną rdzeń to chyba rozwód i to co z nim związane
Teraz to wiele zdarzeń widzisz kanałowo nie żałuj tego co zrobiłaś dla innych.
Oczywiście to co czujesz jest prawdziwe i mam też wrażenie że nie masz ochoty do ucieczki w kolejny niby flirt niby znajomość a jednocześnie brak Ci bliskości naturalnej .
Trzymaj się i nie cofaj.
Pewne to w życiu są tylko śmierć i podatki Wielokropku:) (...)
To, proszę, powstrzymaj się z tym gwarantowaniem - tu - przyjaźni.
10 2020-02-01 20:46:56 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2020-02-01 20:54:01)
Tak Wielokropku, umówiłyśmy się.
Tylko... czasem mi się wydaje, że nie wytrzymam tej walki o siebie. Chcę mieć komu mówić o tym co przeżywam, co czuję, co robię. Posiedzieć z kimś zwyczajnie. I przecież nie jestem bierna, wyciągam rękę do ludzi, rozumiem bez oceniania. A jak mam tak ciężko, że nie mogę już utrzymać sama tego kamienia który toczę pod górę, to błagałabym na kolanach obojętnie kogo, aby trochę mnie przytrzymał.
Lady Loka, ja wszystko robię sama od zawsze. Raz mi szło lepiej a raz gorzej. Chcę być samodzielna i lubię siebie taką. Bardziej potrzebuję wsparcia emocjonalnego, czasem porady, czasem się przy kimś wypłakać. Albo usłyszeć, że jestem fajna i że dam sobie radę z tym, co aktualnie przerabiam. Nie chcę aby ktoś robił za mnie, tylko aby był blisko kiedy ja robię trudne rzeczy albo kiedy chcę świętować swój mały sukces.
Salomonka, ja też wyczerpującą pracę i często padam z nóg. Nie potrzebuję kogoś przez cały czas. Myślę, że nie jestem zbyt absorbująca w relacjach z ludźmi i daję przestrzeń. Czuję się niewidzialna albo trędowata.
pasławek - mam masę problemów ze zdrowiem, pracą, domem, nowym mieszkaniem, rzeczami prawnymi, dziećmi dorosłymi, z kasą itp. Nie, nie wycofuję się z rozwodu i tą sprawę pcham na przód. Boję się również, że mąż fizycznie zrobi mi krzywdę. Na terapii wyszło, że jestem współuzależniona od przemocowca i lęk paraliżuje moje działania. Jestem DDA, to też ma znaczenie. Będzie mi na prawdę trudno. Przeszłość zamykam, a o przyszłości wolę nie myśleć. Owo tu i teraz jest takie trudne, że czasem popadam w takie stany jak dziś.
Salomonka napisał/a:Pewne to w życiu są tylko śmierć i podatki Wielokropku:) (...)
To, proszę, powstrzymaj się z tym gwarantowaniem - tu - przyjaźni.
Daj spokój Wielokropek Powstrzymam się jak będę robić coś niezgodnego z regulaminem. Teraz piszę zyczajny post do autorki tematu i raczej cię nie posłucham:)
12 2020-02-01 20:50:54 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-02-01 20:52:22)
Wiesz, że jestem tu na forum dość często. Wiem, że to nie to samo, co bycie obok, w realnym świecie, ale... .
***
Salomonko, prosisz? Masz.
Wiesz, że jestem tu na forum dość często.
Wiem, że to nie to samo, co bycie obok, w realnym świecie, ale... .
***
Salomonko, prosisz? Masz.
Wiem, dziękuję Ci Wielokropku. Aż się popłakałam.
A płacz, płacz. Każdy powód jest dobry, by choć trochę pozbyć się nieprzyjemnych uczuć. Wtedy jest szansa na powrót rozumu.
Salomonka, ja też wyczerpującą pracę i często padam z nóg. Nie potrzebuję kogoś przez cały czas. Myślę, że nie jestem zbyt absorbująca w relacjach z ludźmi i daję przestrzeń. Czuję się niewidzialna albo trędowata.
Niestety, ale będziesz się tak czuła jesli nie polubisz samej siebie i swojego towarzystwa, po prostu. Zastanów się nad tym, czy przypadkiem nie zaniedbujesz siebie (nie chodzi o wygląd oczywiście), czy słuchasz swoich potrzeb zamiast zagłuszać je ciągłym dbaniem o innych lub pogonią za czymś ulotnym. Sama jesteś naprawdę ważna dla siebie i spełnianie swoich pragnień, swoich marzeń tych większych, ale też tych mniejszych powinno być na pierwszym miejscu twoich priorytetów.
Masz straszne parcie na taką dozgonną przyjaźń czy serdeczną relację, która trwa wiecznie. Myślę, że warto przede wszystkim cieszyć się z tych radosnych doświadczeń czy przeżyć, które się odbyły, choćby były one jednostronne. Ja mówiąc szczerze, nie mam żadnych takich serdecznych przyjaciół, w każdym razie nie ma ich wielu. Na pewno nie mam tez jakiegoś wewnętrznego poczucia, żeby ktoś odwzajemniał koniecznie gesty dobrej woli czy pomoc, jaką ja komuś ofiaruję. Tak zwyczajnie miło się robi, kiedy ktoś udziela pomocy, ale nie oczekuję wcale tego ani nie wymagam. Albo inaczej: jeśli ja komuś pomogę i ten ktoś mi się odwdzięczy: super. Ale jak nic nie będzie to OK, świat się nie zawali
Tak Wielokropku, umówiłyśmy się.
Tylko... czasem mi się wydaje, że nie wytrzymam tej walki o siebie. Chcę mieć komu mówić o tym co przeżywam, co czuję, co robię. Posiedzieć z kimś zwyczajnie. I przecież nie jestem bierna, wyciągam rękę do ludzi, rozumiem bez oceniania. A jak mam tak ciężko, że nie mogę już utrzymać sama tego kamienia który toczę pod górę, to błagałabym na kolanach obojętnie kogo, aby trochę mnie przytrzymał.
Lady Loka, ja wszystko robię sama od zawsze. Raz mi szło lepiej a raz gorzej. Chcę być samodzielna i lubię siebie taką. Bardziej potrzebuję wsparcia emocjonalnego, czasem porady, czasem się przy kimś wypłakać. Albo usłyszeć, że jestem fajna i że dam sobie radę z tym, co aktualnie przerabiam. Nie chcę aby ktoś robił za mnie, tylko aby był blisko kiedy ja robię trudne rzeczy albo kiedy chcę świętować swój mały sukces.
Salomonka, ja też wyczerpującą pracę i często padam z nóg. Nie potrzebuję kogoś przez cały czas. Myślę, że nie jestem zbyt absorbująca w relacjach z ludźmi i daję przestrzeń. Czuję się niewidzialna albo trędowata.
pasławek - mam masę problemów ze zdrowiem, pracą, domem, nowym mieszkaniem, rzeczami prawnymi, dziećmi dorosłymi, z kasą itp. Nie, nie wycofuję się z rozwodu i tą sprawę pcham na przód. Boję się również, że mąż fizycznie zrobi mi krzywdę. Na terapii wyszło, że jestem współuzależniona od przemocowca i lęk paraliżuje moje działania. Jestem DDA, to też ma znaczenie. Będzie mi na prawdę trudno. Przeszłość zamykam, a o przyszłości wolę nie myśleć. Owo tu i teraz jest takie trudne, że czasem popadam w takie stany jak dziś.
Po prosu przechodzisz "najzwyklejszy" największy kryzys w swoim życiu a jak już pewnie wiesz życie rodzi się w bólach bo kryzys to szansa i możliwości ,zostaje i działa przez jakiś czas co prawda milion toksyczno chorych mechanizmów ,ale masz naturę.intuicję rozum w sobie jesteś na terapii to nie w kij dmuchał każda świadomie przeżyta nawet niechciana emocja i uczucie to Twoje zwycięstwo jeżeli nie uciekasz przed lękiem ,złością, przygnębieniem ,jak Ci napisano płacz ,złość się ,krzycz nie jesteś wariatką i nie jesteś potworem masz prawo do życia i to w szczęściu ,to wszystko etapy uwalniania się nie da się według mnie przejść tego wszystkiego bezboleśnie i idealnie według jakiegoś wzorca czy "złotej" recepty mnie 12 lat zajęło dochodzenie i powrót do siebie i po pewnym czasie stało się przygodą to dochodzenie i wszystko co się działo a działo się wiele.Minęło niedawno 28 lat jak rozpocząłem podróż. I jeszcze nie skończyłem
Masz straszne parcie na taką dozgonną przyjaźń czy serdeczną relację, która trwa wiecznie. Myślę, że warto przede wszystkim cieszyć się z tych radosnych doświadczeń czy przeżyć, które się odbyły, choćby były one jednostronne. Ja mówiąc szczerze, nie mam żadnych takich serdecznych przyjaciół, w każdym razie nie ma ich wielu. Na pewno nie mam tez jakiegoś wewnętrznego poczucia, żeby ktoś odwzajemniał koniecznie gesty dobrej woli czy pomoc, jaką ja komuś ofiaruję. Tak zwyczajnie miło się robi, kiedy ktoś udziela pomocy, ale nie oczekuję wcale tego ani nie wymagam. Albo inaczej: jeśli ja komuś pomogę i ten ktoś mi się odwdzięczy: super. Ale jak nic nie będzie to OK, świat się nie zawali
Wiesz, jest fajnych miejsc do których chodzą ludzie wieczorami, w weekendy. Albo spotykają się w domach i rozmawiają o swoich sprawach. Oglądają razem telewizję i jedzą razem to co ugotowali. A ja, zawsze sama przed telewizorem albo laptopem. W ciszy. To mnie boli.
To już chyba kwestia tego, czy ludzie potrafią wykonywać pewne czynności i zajmowac się różnymi sprawami sami czy koniecznie muszą to robić z kimś. Ja w tym momencie np oglądam sobie ciekawe filmy na kompie sam i nie popadam z tego powodu w depresje Jeśli nie mogę zająć się czyms, czym zwykle zajmują sie ludzie będąc razem we dwoje, to zajmuje się czymś, co sprawia mi przyjemność samemu i nie wymaga obecności drugiej osoby. Więc raczej w Twoim przypadku to kwestia obecności tej osoby a nie tego, co akurat się chce wykonywać..
bagienni_k napisał/a:Masz straszne parcie na taką dozgonną przyjaźń czy serdeczną relację, która trwa wiecznie. Myślę, że warto przede wszystkim cieszyć się z tych radosnych doświadczeń czy przeżyć, które się odbyły, choćby były one jednostronne. Ja mówiąc szczerze, nie mam żadnych takich serdecznych przyjaciół, w każdym razie nie ma ich wielu. Na pewno nie mam tez jakiegoś wewnętrznego poczucia, żeby ktoś odwzajemniał koniecznie gesty dobrej woli czy pomoc, jaką ja komuś ofiaruję. Tak zwyczajnie miło się robi, kiedy ktoś udziela pomocy, ale nie oczekuję wcale tego ani nie wymagam. Albo inaczej: jeśli ja komuś pomogę i ten ktoś mi się odwdzięczy: super. Ale jak nic nie będzie to OK, świat się nie zawali
Wiesz, jest fajnych miejsc do których chodzą ludzie wieczorami, w weekendy. Albo spotykają się w domach i rozmawiają o swoich sprawach. Oglądają razem telewizję i jedzą razem to co ugotowali. A ja, zawsze sama przed telewizorem albo laptopem. W ciszy. To mnie boli.
Cisza czasem jest błoga a czasem trudna do zniesienia. Włącz jakąś fajną muzykę , posłuchaj zamiast siedzieć w ciszy . Obejrzyj proszę angielski serial Co ludzie powiedzą . Mam nadzieję, że humor Ci się poprawi . Czasem dobrze jest wieczorem nie myśleć o ciężkich sprawach , zepchnąć je na dzień, wszystko wtedy inny ma wymiar. Sam staram się tak wieczorami robić.
21 2020-02-01 22:28:28 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-02-01 22:32:08)
Wiesz, jest fajnych miejsc do których chodzą ludzie wieczorami, w weekendy. Albo spotykają się w domach i rozmawiają o swoich sprawach. Oglądają razem telewizję i jedzą razem to co ugotowali. (...)
Z Twego punktu widzenia: sielanka. Tylko, czy aby na pewno?
Jesteś uzależnioną, której sprzed oczu zniknął/znika obiekt uzależnienia. Jesteś na odwyku. To trudny czas.
***
Znalazłam Twój dzisiejszy post, w innym wątku (skądinąd z cytatem mego posta):
Zbieranie się dla siebie samej jest sednem sprawy.
Jestem w trakcie. Trudne to, bo przychodzą takie dni, albo chwile, że chciałby się z bólu i samotności gryść ściany, nie da się spać, nic nie cieszy. Bo tak bardzo brakuje drugiej połówki, kogoś swojego, do przytulenia. Człowiek by się sprzedał wtedy za grosze, błagał i żebrał o chwilę uwagi, o rozmowę, o czułość. I to trzeba nauczyć się trzymać na tej krótkiej smyczy. Poukładać sobie w głowie, że nie musimy się wieszać na kimś jak na gałęzi. Nie musimy nikogo oplatać jak bluszcz. Tworzyć siebie, wzmacniać.
Chciałabym, aby pokochał mnie ktoś, kiedy będę kompletna. I ja jego też. I być z nim bo chcę, a nie dlatego że muszę, bo nie umiem bez niego funkcjonować. To jest moje "ja" idealne.
Powtórzę to, co kiedyś już napisałam. Jesteś mądrym człowiekiem.
Jesteście kochani - wszyscy. Za to, że po prostu jesteście.
To jest kwestia owego "zawsze". Zawsze sama oglądam filmy, słucham muzyki, jem, sprzątam, spaceruję... Dlatego jest to takie trudne. Dla odpoczynku od zgiełku i wszystkiego tez lubię pobyć sama i wtedy jest to przyjemne. Ale kiedy nie mam możliwości wyboru: z kimś czy sama, jest mi źle.
Tak Wielokropku, kieruję swoje myśli w taką stronę, że samotność(albo wolność) ma wiele zalet i przypominam sobie te wszystkie ciężkie rzeczy które doświadczają ludzie w relacjach.
Jestem na odwyku od wszystkich ludzi, którzy kiedyś byli jakoś w moim życiu. Z którymi było mi dobrze. Którzy powodowali mniejsze lub większe wyrzuty dopaminy i tym mnie od siebie uzależniali. Choć... całkiem niedawno ktoś znowu zarzucił mi, że za bardzo żyję wiedzą książkową, a za mało jestem życiowa. Boże święty, tą wiedzą tyle razy pomogłam innym wyjść z dołka. Również tym, którzy kiedy już stanęli na nogach, mieli mnie i tego co widzę po prostu dosyć. Często wiem, że za chwilę znowu będą prosić o pomoc i będą mnie szukać. A ja ich przyjmę, zaangażuję się, poczuję bliskość i wtedy znikną... Przyjmę, bo nie chcę być samą, a nie dlatego że chce mi się ich podnosić.
Czy jestem mądra? Czasem jestem, często robię głupoty. Choć z czasem tych drugich jest mniej.
Chciałabym móc płakać przez kilka dni nieustannie, aż zejdzie ze mnie cała emocjonalna wojna. Chce znów myśleć rozsądnie, być twardą. I nie chcę potrzebować drugiego człowieka. Nie chcę czekać czy ktoś zadzwoni, czy sobie o mnie przypomni, czy ktoś zapyta co u mnie. Nie chcę czekać na czyjeś dzień dobry i dobranoc. I czuć spokój zamiast niepokoju.
Tylko nawet płakać już nie mogę.
23 2020-02-01 23:12:09 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-02-01 23:13:48)
Mądry człowiek też popełnia głupstwa.
Może najwyższy czas, byś przestała być swym największym wrogiem i największym krytykiem? Gdy napisałam, że jesteś mądrą nie napisałam, że jesteś ideałem. Pora na dostrzeżenie swych zalet i docenienie i ich, i siebie samej.
Jak długo człowiek szuka akceptacji, miłości, samooceny czy szacunku na zewnątrz, u innych - tak długo jest od nich uzależniony.
***
Chcesz być twardą. Czyli jaką?
24 2020-02-01 23:28:32 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2020-02-01 23:30:00)
Chcę nikogo nie potrzebować. Za nikim nie tęsknić. Na nikogo nie czekać.
Czy jest to możliwe? Długo myślałam, że jest. A dziś nie wiem.
25 2020-02-01 23:47:53 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-02-01 23:56:14)
Jest i nie jest możliwe nie zabraniaj sobie jakichkolwiek uczuć taka "doskonałość" i kliniczna wolność niezależność to może być taki kolejny pomnik, bożek,cel, ideał jago osiąganie w perfekcji jest frustrujące,może być neurotyczne jak tęsknisz to dobrze jak nie to też dobrze.Wszystko można przeżyć.Rozwój jest najistotniejszy a nie to co na końcu.
Nie musisz być kompletna bo już jesteś całkowita choć nie idealna.
Książkowymi mądrościami które nie idą w las się kiedyś nasycisz zwłaszcza że nie zamykasz oczu na swoje życie jedno drugiemu nie przeszkadza zgra się jeszcze bardziej.
Ludzie pojawiają się i znikają w moim życiu pojawiło się też ich całe mnóstwo przez te lata jedni wyrazili podziękowanie za czas inni milczeli inni zniknęli na zawsze różne różności tak samo ja robiłem pojawiałem się i znikałem dostałem też mnóstwo od innych więc teraz czasem oddaje i dzielę się jak potrafię ze zwykłej życzliwości ja w każdym bądź razie już nie oczekuje nagrody za czas i nie żałuje ani minuty nawet jak był wydawał się bezproduktywny bez rezultatu nie jestem bogiem ani kaznodzieją nawet a każda z tych osób też była nauką dla mnie nauczycielem w pewnym sensie np cierpliwości czasem mnie skręcało z jej braku.
Wiele rzeczy po prosu przychodzi staje się w związku z
twoją pracą nad sobą ale również pomimo jej akceptacja siebie całego i z wszystkim jest ciągła to początek a nie nagroda za mękę udoskonalania, zmieniania siebie na jakieś podobieństwo.
Uściślijmy.
Chcesz nikogo nie potrzebować. Nie potrzebować, czyli nie używać innych a widzieć w drugiej osobie człowieka i być dla niej partnerem, nie jemiołą. Możliwe?
Za nikim nie tęsknić. Nie tęsknić, czyli nie czuć, czyli zamrozić swe uczucia. Rzecz w tym, że obowiązuje tu zasada "wszystko albo nic". Albo przeżywać będziesz wszystkie uczucia, albo żadnego, także przyjemnego. Która opcja możliwa dla Ciebie?
Na nikogo nie czekać.Jeśli myślałaś o kimś ze snu, marzeń, wystarczy przestać bujać w obłokach i widzieć rzeczywistość. Możliwe to dla Ciebie?
I jeszcze jeden szczegół. Między "możliwe" a "zdecydowałam" jest różnica.
Cytat z Andrzeja Wiśniewskiego cudowny, wprost idealny na życiową filozofię
A ja się tak zastanawiam czy Ty nie oczekujesz niemożliwego. Chcesz takiej przyjaźni, w której ludzie siedzą razem w domu jednej strony, razem gotują, a potem razem oglądają filmy i jedzą. Nie widziałam takiej przyjaźni nigdzie poza takimi przedstawionymi w filmach i w serialach.
Ciężko jest oczekiwać dorosłej kobiecie od innej dorosłej kobiety, że obie teraz rzucą wszystkie swoje obowiązki i spędzą pół dnia na wspólnym gotowaniu. Nie wiem, może ja nie trafiłam na takie sytuacje, ale mi się to wydaje po prostu bardzo mało realistyczne.
Mnie się udało 2x z przyjaciółkami wyjechać poza miasto i to już jest ogromny sukces, a znamy się już 7 lat. Bo co innego spotkać się na kawę, iść razem do kina czy na pizzę, a co innego właśnie oczekiwać takich sielankowych obrazków. Takie to są, ale właśnie w firmach, serialach.
To tak jak z kuchniami z katalogów ładne są, ale nikt w nich niczego nie gotuje.
Loka, jest sporo prawdy w tym, co piszesz, ale chyba autorka nie oczekuje sielankowych relacji, ale głębokich, z bezinteresownym zainteresowaniem, z poczuciem, że komuś na niej zależy, bo przyszedł jeden z tych dni, gdy czuje się samotna i opuszczona.
Jaki przewrotny masz nick słaba kobietko :-)
Czujesz się słaba, tak siebie nazwałaś, ale chyba w rzeczywistości rzadko zdarza się, że pokazujesz swoje słabości.
Myślę, że większość osób w Twoim otoczeniu może mieć Ciebie za silną babkę, zahartowaną w bojach i być może uważają, że nie są w stanie zaproponować Tobie czegoś analogicznego.
(...) ale chyba w rzeczywistości rzadko zdarza się, że pokazujesz swoje słabości.
Myślę, że większość osób w Twoim otoczeniu może mieć Ciebie za silną babkę, zahartowaną w bojach i być może uważają, że nie są w stanie zaproponować Tobie czegoś analogicznego.
vs
(...) Były kobiety, koleżanki, przyjaciółki. Były, bo potrzebowały czegoś ode mnie. Jeśli mogłam, pomagałam. I tez znikały. Nigdy żadna sobie o mnie nie przypomniała, kiedy wychodziły na kawę, na imprezę, jechały na wycieczkę. Jak proszę o coś, nie mogą.
Czasem pojawiał się ktoś, kto chciał być moim przyjacielem i to deklarował, bo pomogłam w ciężkich chwilach. A kiedy, licząc na wzajemność, zwracałam się potem z prośbą o trochę czasu, o wysłuchanie, pomoc, poradę itd., byli zajęci kimś albo czymś innym. Więc jak pies z podkulonym ogonem odchodzę i więcej nie błagam o uwagę. Po co ludzie deklarują takie rzeczy i mówią mi słowa, które nic nie znaczą? Ja biorę je na poważnie. (...)
31 2020-02-02 11:39:25 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-02-02 11:45:18)
Wielokropku, widziałam to, czytałam i zrozumiałam.
Czasami problemem może być forma i sposób, w jaki ktoś zwraca się o pomoc. Nic się nie dzieje bez przyczyny.
Ja np. nie wierzę, że tylko w sobie można szukać ukojenia, akceptacji i dogłaskiwania. Po prostu potrzebujemy innych ludzi. Ale oczywiście można nauczyć się ograniczać własne potrzeby ;-)
32 2020-02-02 11:47:10 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-02-02 11:48:34)
Takie relacje, o jakich wspomina Loka mogą się wydarzyć. Może jak ludzie w grupie bliskich znajomych, np. tuż po szkole pozostają blisko związani, choćby zawodowo czy mieszkając blisko siebie, to pozwala im pielęgnować ich relacje i pozostać blisko. Mam kilku takich znajomych, których może nie nazwałbym "na dobre i na złe", bo dla nich najważniejsze są choćby sprawy rodzinne, ale regularnie się spotykamy i uważam to za wystarczające. Chociaż, póki co, sam w sobie potrafię znaleźć spokój czy odprężenie, może nie mam po prostu tak wygórowanych potrzeb emocjonalnych jak inni naokoło
33 2020-02-02 11:47:47 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-02-02 11:50:00)
MagdaLeno1111, oczywiście, że forma jest istotna, że czasem samemu można umniejszać swą prośbę, że można - prosząc - usprawiedliwiać odmowę.
Ale też nie zawsze odmowa spowodowana jest zachowaniem proszącego.
A między potrzebą kontaktu z innymi a uzależnieniem jest różnica.
34 2020-02-02 12:10:17 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-02-02 12:10:58)
MagdaLeno1111, oczywiście, że forma jest istotna, że czasem samemu można umniejszać swą prośbę, że można - prosząc - usprawiedliwiać odmowę.
Ale też nie zawsze odmowa spowodowana jest zachowaniem proszącego.
Jasne, zgadzam się :-)
Można też dobierać sobie osoby w otoczeniu tak, że staje się dawcą, a odwrócenie ról jest trudne lub wręcz niemożliwe.
Niemniej, jak gdzieś widać schemat i pewne rzeczy się powtarzają, to dobrze się temu i sobie przyjrzeć.
Dzień dobry
Odniosę się do wszystkich Waszych wpisów wieczorem.
Wczoraj ktoś mi powiedział, że jestem w odbiorze otoczenia bardzo inteligentną kobietą, że moja wiedza powala, że inni ludzie (a szczególnie faceci) od takich kobiet uciekają. Że to odstrasza ludzi ode mnie i mało kto będzie chciał ze mną pobyć.
Nie obnoszę się ze swoją wiedzą, a jedynie czasem, po trochę głębszym poznaniu, odkrywam siebie. I wtedy właśnie zostaję sama.
Podobno ludzie lubią prostych ludzi.
Powiedzcie proszę, co o tym myślicie?
Przez całe swoje życie spotykam różnych ludzi. Byli tacy, którzy mnie oszukali. Myślę o chłopakach z mojej młodości - był ze mną, mówił czułe słowa, nawet oświadczył mi się i potem albo zniknął, albo inny - okazało się, że za plecami spotykał się z moją przyjaciółką.
Były kobiety, koleżanki, przyjaciółki. Były, bo potrzebowały czegoś ode mnie. Jeśli mogłam, pomagałam. I tez znikały. Nigdy żadna sobie o mnie nie przypomniała, kiedy wychodziły na kawę, na imprezę, jechały na wycieczkę. Jak proszę o coś, nie mogą.
Czasem pojawiał się ktoś, kto chciał być moim przyjacielem i to deklarował, bo pomogłam w ciężkich chwilach. A kiedy, licząc na wzajemność, zwracałam się potem z prośbą o trochę czasu, o wysłuchanie, pomoc, poradę itd., byli zajęci kimś albo czymś innym. Więc jak pies z podkulonym ogonem odchodzę i więcej nie błagam o uwagę. Po co ludzie deklarują takie rzeczy i mówią mi słowa, które nic nie znaczą? Ja biorę je na poważnie.
Tak jest przez całe moje życie. Ludzie mnie poznają, mówią że jestem wspaniała, dobra, miła. Ale jak jest mi na prawdę ciężko, głównie emocjonalnie, nie chcą być przy mnie. Najbardziej boli, kiedy pouczają mnie jak mam żyć, co mam zrobić, jaka mam być itd., a nikt nie zadeklarował swojej pomocy, prócz krytyki nie dostaję nic. Nie mam nikogo. Czuję się samotna i opuszczona. Czasem naiwna, głupia.
Wiem, dużo żalu i syndromu ofiary tu widać. Ale mam doła. Nie jestem idealna, ale żyję najlepiej jak potrafię. Najlepiej jak umie żyć ktoś, komu w życiu nikt nie pomaga i kogo nikt nie wspiera.
Jak Wy żyjecie? Jacy jesteście dla ludzi? Jaka mam być, aby w końcu ktoś przy mnie został? Abym miała z kim pogadać w sobotni wieczór, z kim wyjść na kawę, z kim na spacer pójść, wyjechać gdzieś.
Jestem introwertyczką, ale czasem potrzebuję kogoś. Tak bardzo cierpię.
Ja również jestem osobą pomocna i wydaje mi się dobrą, lecz ta dobroc nie zawsze wraca do mnie i tego mnie życie nauczylo. Dystansu..
Ostatnio jestem w dolku i zamiast pomocy od siostr którym pomagałam zawszeTeraz nie mam żadnej pomocy. Obrocily się? Taka ironia losu. Ale ja nie potrzebuje toksycznych relacji blizszych
Trzeba patrzeć na siebie i robić swoje.
Za to mam koleżanki, dwie takie blizsze, które pomogą jak coś się dzieje. Jak nie mają czasu to zawsze znajdą chwile na rozmowe przez tel..
Takie relacje, o jakich wspomina Loka mogą się wydarzyć. Może jak ludzie w grupie bliskich znajomych, np. tuż po szkole pozostają blisko związani, choćby zawodowo czy mieszkając blisko siebie, to pozwala im pielęgnować ich relacje i pozostać blisko. Mam kilku takich znajomych, których może nie nazwałbym "na dobre i na złe", bo dla nich najważniejsze są choćby sprawy rodzinne, ale regularnie się spotykamy i uważam to za wystarczające. Chociaż, póki co, sam w sobie potrafię znaleźć spokój czy odprężenie, może nie mam po prostu tak wygórowanych potrzeb emocjonalnych jak inni naokoło
Bagienniku, ja tez mam takich, ale do wspolnego gotowania i spedzania wieczoru na jedzeniu to nam daleko.
Trzymamy sie razem, czasami gdzies jedziemy, ale zdarza sie tak, ze i pol roku sie zupelnie nie widzimy. Ba, zdarza sie, ze przez pol roku nie wymienimy zadnej wiadomosci, bo nie ma czasu. Ale ciagle jest to bliska relacja, ktora sie utrzymuje.
Jak sie czyta ksiazki i oglada filmy i potem z tego bierze pomysly na to, jak powinny wygladac relacje miedzyludzkie, to coz, slabo to wyglada.
Autorka musi się przeglądać w oczach innych, inaczej nie istnieje.
bagienni_k napisał/a:Takie relacje, o jakich wspomina Loka mogą się wydarzyć. Może jak ludzie w grupie bliskich znajomych, np. tuż po szkole pozostają blisko związani, choćby zawodowo czy mieszkając blisko siebie, to pozwala im pielęgnować ich relacje i pozostać blisko. Mam kilku takich znajomych, których może nie nazwałbym "na dobre i na złe", bo dla nich najważniejsze są choćby sprawy rodzinne, ale regularnie się spotykamy i uważam to za wystarczające. Chociaż, póki co, sam w sobie potrafię znaleźć spokój czy odprężenie, może nie mam po prostu tak wygórowanych potrzeb emocjonalnych jak inni naokoło
Bagienniku, ja tez mam takich, ale do wspolnego gotowania i spedzania wieczoru na jedzeniu to nam daleko.
Trzymamy sie razem, czasami gdzies jedziemy, ale zdarza sie tak, ze i pol roku sie zupelnie nie widzimy. Ba, zdarza sie, ze przez pol roku nie wymienimy zadnej wiadomosci, bo nie ma czasu. Ale ciagle jest to bliska relacja, ktora sie utrzymuje.Jak sie czyta ksiazki i oglada filmy i potem z tego bierze pomysly na to, jak powinny wygladac relacje miedzyludzkie, to coz, slabo to wyglada.
Heh, racja Zdarza mi się co najwyżej wspólnie grilla rozpalać
Każdy widocznie widzi bliską relację zupełnie inaczej..Nie sądzę ,żeby o trwałości relacji decydowała częstotliwość spotkań czy rodzaj świadczonej przysługi. Na pewno nie warto czerpać wzorów z filmów.
(...) Podobno ludzie lubią prostych ludzi.
Prosty człowiek to nie prostak.
Kochani, tak na szybko, bo na całe szczęście dziś moją głowę i uwagę zajmuje troje moich dorosłych dzieci. Dobrze, że ich mam.
Moja potrzeba posiadania czasem kogoś do pogadania, pobycia razem wynika chyba raczej z natury stadnej człowieka, a nie z filmów. Widzę i słyszę co robią od czasu do czasu znajomi, bliscy sobie ludzie. Pisząc, że jedzą razem to, co ugotują, mam na myśli to, że jak spotkają się np. w sobotę wieczorem, to ktoś zrobi sałatkę, ktoś upiecze ciacho, ktoś przyniesie flaszkę itd. i razem się pośmieją, pogadają. A ja nigdy tego nie mam i nie miałam. Nigdy nie byłam w kinie ze znajomymi. Zawsze, wszędzie sama. Idę czasem do kawiarni, zamawiam kawę i deser lodowy, siedzę sama przy stoliku i nawet nie mam komu powiedzieć jak mi smakuje. Owo "nigdy" jest kluczowe. I "zawsze" - bo zawsze mam czas wolny (po pracy i obowiązkach).
Wystarczy czasem zwykła rozmowa przez telefon i już jest mi lepiej.
A czasem pragnę fizycznej bliskości i to staje się nie zniesienia.
Wczoraj tak było. Dziś, jak na razie, wiele spraw do ogarnięcia i nie mam czasu zatęsknić do człowieka. Spodziewam się, że wieczorem znowu mi to wróci, czuję to.
A czy Ty kiedykolwiek zaprosiłaś kogoś ze swoich znajomych do kina?
A czy Ty kiedykolwiek zaprosiłaś kogoś ze swoich znajomych do kina?
Nie byłam w kinie od czasów szkoły średniej. Wstydzę przyznać się ludziom do tego.
Ale lubię koncerty, czasem komuś proponowałam. Nie chcą. Mają inne plany.
Wyjeżdżałam czasem gdzieś do większego miasta na zakupy, mówiła, proponowałam. Nikt nie jest zainteresowany.
Zapraszałam ludzi z pracy do mnie na kawę, nie mieli czasu.
Trudno mi napisać do przypadkowej osoby, aby ze mną chciała pobyć. Czasem.
A naturalnie to mi się nie wydarza.
Bywa, że czasem zwierzę się komuś ze swojego życia. Z reguły dostaję ripostę, że wszystko robię nie tak. I że prostym jest poradzić sobie z życiem. Że jak mogę tak trwać. A jak proszę o konkretną pomoc, każdy ucieka. po takiej próbie uczę się być samodzielną i już więcej nie proszę o nic.
Zdaję sobie sprawę, że w każdym kontakcie międzyludzkim muszą być emocje. Ja ich nie wyłączę. Kiedy mówię, że chcę nikogo nie potrzebować, mam na myśli taki swój stan, w którym tak samo dobrze jest mi samej ze sobą jak też z kimś. I często świetnie radzę sobie z tym. Ale bywa, że ktoś pojawi się w moim życiu, polubię i chciałabym aby pozostał w moim życiu, a ten człowiek już nie chce relacji ze mną.
Myślę sobie, że musiałabym wyjść na ulicę i krzyczeć: "Czy ktoś ze mną pogada?, Czy ktoś przyjdzie do mnie na kawę?, Czy ktoś mnie wysłucha?" i czekać, aż ktoś usłyszy i zatrzyma się przy mnie. Bo sam z siebie nikt nie widzi mnie, jak gdybym była niewidzialna.
Może ludzie mnie nie lubią, nie pasuję im, ale czy nigdzie nie ma choć jednego kogoś, komu ja bym pasowała? Aż taka jestem inna? Nie wiem.
Jest jeszcze jedna możliwość. Może być tak, że ludzie mnie omijają wiedząc z kim żyję pod jednym dachem. Mieszkam w środowisku, gdzie mojego jeszcze męża wszyscy znają(że patologiczna rodzina, złodziej, pijacy, kryminaliści, agresorzy). I to dlatego. Ja tez długo wstydziłam się, że należę do tej rodziny i że noszę to nazwisko. I łudzę się, że kiedy w końcu zdołam odejść, zamieszkać osobno, ktoś zechce być ze mną.
[
Jest jeszcze jedna możliwość. Może być tak, że ludzie mnie omijają wiedząc z kim żyję pod jednym dachem. Mieszkam w środowisku, gdzie mojego jeszcze męża wszyscy znają(że patologiczna rodzina, złodziej, pijacy, kryminaliści, agresorzy). I to dlatego. Ja tez długo wstydziłam się, że należę do tej rodziny i że noszę to nazwisko. I łudzę się, że kiedy w końcu zdołam odejść, zamieszkać osobno, ktoś zechce być ze mną.
To co napisałaś o jż może mieć jakieś znaczenie niestety dla innych osób boją się jego a Ty jesteś w pobliżu jż z drugiej strony masz selekcję wśród znajomych jak zdołasz cierpliwie wytrzymać i ktoś inny zdoła przebić się przez uprzedzenia może to być wyjątkowa sprawa taka o której nie ma w filmach i taka o której nawet nie marzyłaś.
Do kina pójdź sama zobaczysz jak to jest idź w nagrodę że jesteś po prostu .Porozglądasz się może poczujesz to lub tamto zobaczysz.
Nie byłaś w kinie od lat. To żaden powód do wstydu, jedni lubią oglądać filmy, inni - czytać książki, a jeszcze inni - biegać. Dlaczego się wstydzisz?
Zapraszałaś innych do swego domu na kawę. Jeśli w Twym domu było/jest tak jak opisywałaś, gdzie siedzi mąż-gbur (to delikatne słowo), to nie dziwi mnie odmowa zapraszanych. Co za przyjemność przebywanie pod jednym dachem z Twym jm, albo czekanie na jego powrót? Ty jednak obruszyłaś się, strzeliłaś focha i masz "za złe".
Poprosiłaś o pomoc (co prawda nie napisałaś ani słowa o tym jak to zrobiłaś, ani w jakiej sytuacji dla innych - ale nie opisuj już) i znowu - "na złość mamie, nich mi uszy zmarzną". Dlaczego?
Czy, wybacz, umiesz prosić? Umiesz przyjąć odmowę?
Wątek jest o braku dobrych znajomych, przyjaciół, tymczasem mam wrażenie, że to nie o nich chodzi, a o tego jednego: mężczyznę, który będzie z Tobą żył, który będzie lekiem na dotychczasowe życie z jm.
Wielokropku, jest mi zwyczajnie przykro, kiedy ludzie mnie omijają.
Nie, nie było obrażania się. Forma w jakiej prosiłam była taka, że prosiłam o konkretną przysługę (bo widziałam, że w grupie znajomych z pracy jest takie pomaganie sobie), ale akurat dla mnie nie mieli czasu.
Zaproponowałam grilla, aby wkupić się w łaski, bo latem organizowali sobie takie spotkania, ale zrobili sobie sami, beze mnie, za moimi plecami.
Obserwowałam jakie mają zwyczaje i próbowałam w to wejść, nie udało się.
Umiem prosić. A odmowa jest przykra i więcej nie umiem u tego samego człowieka.
Na etapie życia w którym jestem nie czas na mężczyznę i nowy związek. Nie szukam teraz towarzysza życia. Owszem, jak zrobię ten rozwód i dojdę do siebie, zapewne otworzę się na to. Na ten czas potrzeba mi oparcia w formie koleżeństwa, przyjaźni. Znam Wielokropku fajnych mężczyzn, którzy pojawili się w moim życiu i polubiłam ich. Ale podobnie jak kobiety, nie lgną do mnie.
paslawek, Wielokropek - tak sobie myślę, że gdyby ktoś byłby mi bliski teraz, kiedy przerabiam największą trudność swojego życia, to faktycznie odsiałoby się ziarno od plew. I jeśli mówimy o mężczyźnie, przyjacielu na taki czas, stałby się pierwszym, którego wzięłabym pod uwagę na coś więcej potem. Myślę, że to zdrowe podejście.
47 2020-02-03 11:29:26 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-02-03 14:26:42)
Rozumiem, że jest Ci przykro, gdy jesteś omijana.
Nie rozumiem tego, jak można umieć prosić i, spotkawszy się z odmową, nie poprosić drugi raz. Bo proszenie kogoś o coś zakłada usłyszenie jednej z dwóch odpowiedzi: "Tak" lub "Nie". Prośba, po której oczekuje się wyłącznie jej spełnienia jest rozkazem. To właśnie takie jak Twoje zachowanie po usłyszeniu odmowy nazywam strzeleniem focha.
Weszłaś w grupę zżytych ze sobą osób. Mimo prób/próby pozostałaś na zewnątrz grupy. Nie tak znowu dawno o podobnej sytuacji napisała w swym wątku jedna z użytkowniczek. Ona też usiłowała się wkupić w łaski, zabiegała i obraziła się, gdy spotkała się z odmową. Warto, byś przeczytała ten wątek - gdy go znajdę, wkleję tytuł/link.
Owocnej pracy nad sobą.
***
I znalazłam.
Wątek "Konflikt dotyczący parafialnego chóru" - założony przez Beyondblackie. I link do niego: https://www.netkobiety.pl/t116441.html
Słaba kobietko, czytając Twoje posty i wszystkie rady (świetne!) odnajduję trochę siebie w tej historii. Też jestem introwertyczką, od dawna pracuję nad sobą, dużo czytam i mnóstwo znajomych bliższych i dalszych radzi się mnie w różnych sprawach, bo widzę i czuję "więcej".
Często słyszę, że jestem osobą, której obecność w życiu to skarb. A jednak, zostałam zdradzona przez dwie najbliższe mi osoby, straciłam "przyjaźń", właśnie przechodzę przez rozwód. I powiem Ci, że gdy mam już do tego większy dystans, zaczęłam poszukiwać jakiegoś schematu w tym, dlaczego tak się stało. Uznałam, że to po prostu nie może być przypadek i moim zdaniem mam już wyjaśnienie. Może u Ciebie jest podobnie, rządzi Tobą schemat, którego jeszcze nie dostrzegasz? Może warto się temu bliżej przyjrzeć, np. z psychologiem?
Różnica między nami jest taka, że ja po prostu lubię siebie i swoje towarzystwo, a samotne wyjścia do kina czy kawiarni to dla mnie święto Dlatego życzę Ci, żebyś przede wszystkim zrozumiała siebie, a zobaczysz, że wszystko stanie się łatwiejsze
Wielokropku, w moim przypadku jednak to, że lokalny chór nie chciał mnie włączyć w swoje towarzyskie grono, nie wynikało z tego, że mnie wstyd jest poprosić, zaprosić, zapytać się i tym podobne. U mnie raczej brało się to z tego, że te osoby były sporo ode mnie starsze i przyzwyczajone do własnego kółka, jak i tego, że ja mam skłonność do narzucania własnego zdania, a co za tym idzie, stresuję ludzi.
Generalnie, nie mam problemu z zawieraniem znajomości i w grupie ludzi o podobnych zainteresowaniach spotykam bratnie dusze, które lubią chodzić na muzykę do pubu, do kina (choć tam akurat wolę chodzić sama) czy na rowery. I choć nie jestem szczególnie jakimś dzikim ekstrawertykiem, to poza tym jednym chórem, nie spotkałam się z jakąś ścianą odrzucenia.
W przypadku Autorki, wydaje mi się, że emanuje ona energią smutku, desperacji i rezygnacji. Coś w tym jest, ale ludzie raczej unikają takich dołujących emocji. Nie wyobrażam sobie, żebym miała iść na kawę z kimś, kto zarzuci mnie swoimi problemami. Ja rozumiem jeżeli do takiej sytuacji dochodzi w długiej przyjaźni, ale tak na dzień dobry? Raczej dziękuję.
Beyondblackie, pamiętam dobrze Twój wątek i wiem, że są różnice... w szczegółach. Reakcja i Twoja, i autorki wątku - podobna.
51 2020-02-03 17:39:19 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2020-02-03 21:08:11)
No, obrazić się obraziłam, ale w sumie szybko mi przeszło. Poszłam do chóru w innym mieście i nie mam teraz żadnych problemów. Nie każda grupa ludzi będzie nadawać ze mną na tych samych falach, i tyle.
Różne są też przyczyny "obrazy". Ja się zerwałam jak Filip z konopi, bo mam idiotycznie narcystyczne przekonania, że jak ktoś śmie mi odmówić. Wcale jakoś nie zależało mi na zdaniu tych ludzi, bo generalnie innych ignoruję- tylko duma się odezwała. Słaba Kobietka wydaje się zaś osobą wiecznie zalęknioną co inni o niej pomyślą i desperacko szukającą potwierdzenia swojej wartości. Obie postawy są jakoś spaczone, ale ta druga naprawdę utrudnia życie.
No, i Autorka zdaje się być w takiej sytuacji permanentnie- gdziekolwiek idzie, nie potrafi nawiązywać znajomości. O ile mogłabym dojść do wniosku, że dane miejsce pracy ma bardzo hermetyczne grono towarzyskie- zdarza się- to dziwnym mi się wydaje, że nigdzie Kobietka nie potrafi znaleźć koleżanki/ kolegi.
Ja po prostu przez te lata małżeństwa nic nie przeżyłam, nigdzie nie byłam, nic nie widziałam. Pół życia za mną. Wstydzę się przed ludźmi. Nie wiem jak samej zabrać się za odzyskiwanie straconego czasu. Tyle chciałabym jeszcze przeżyć.
Tak, żyję w lęku i jakimś zacofaniu, wyobcowaniu. Ale... dziś zaprosiłam moją dorosłą córę na wycieczkę do większego miasta, mnóstwo przyjemności i do kina
Czuję się świetnie.
Szkoda, że ma swoje życie, chłopaka, mieszka na co dzień daleko i mało kiedy widzimy się. Mogłaby by być moją przyjaciółką.
Erm, broń Cię Boże, żeby traktować córkę jak przyjaciółkę Spędzaj z nią czas, ciesz się jej szczęściem, ale nie rób z niej żadnej powiernicy i towarzyszki niedoli- to jest po prostu toksyczne.
Przyjaciółkę najlepiej odnaleźć w sobie. Jak sama siebie polubisz i zaakceptujesz, to przestaniesz gonić desperacko kolejnego faceta, żeby wypełnił dziurę Twojego braku poczucia własnej wartości.
54 2020-02-04 00:09:50 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2020-02-04 00:10:21)
Erm, broń Cię Boże, żeby traktować córkę jak przyjaciółkę
Spędzaj z nią czas, ciesz się jej szczęściem, ale nie rób z niej żadnej powiernicy i towarzyszki niedoli- to jest po prostu toksyczne.
Przyjaciółkę najlepiej odnaleźć w sobie. Jak sama siebie polubisz i zaakceptujesz, to przestaniesz gonić desperacko kolejnego faceta, żeby wypełnił dziurę Twojego braku poczucia własnej wartości.
Kurcze, ale dzień nam dobrze zleciał. I była okazja pogadać o wielu rzeczach. Obu nam wyszło na dobre. Ona tez nigdzie nie chodzi, bo jej chłopak nie lubi. Nie trzymam jej przy sobie, od lat ma swoje życie. To było takie jednorazowe i fajne.
Z tym facetem święta prawda. Już sobie dawno to uświadomiłam. Nie szukam faceta, nie ten czas. Nie interesuje mnie żaden. Mam jedynie jednego kolegę na drugim końcu świata, do którego czasem coś mogę napisać i tyle.
I tu, w Twych nierealnych oczekiwaniach/marzeniach pies pogrzebany. Nie odzyskasz czasu, wskazówek zegara nie cofniesz, nie dołożysz do kalendarza przeszłych dni, miesięcy, lat. Nie staniesz się młodą kobietą.
Wstydzisz się. Co chowasz pod tym wstydem?
Chcesz tyle przeżyć, to nie trać czasu na użalanie się, na oglądanie wstecz, na zastanawianie się nad tym, czego nie masz.
Żyjesz wyobcowana. BINGO! Wreszcie diagnoza. Ale to Ty to zrobiłaś, Ty możesz przestać kryć się po kątach. Jak? Zmieniając myślenie, i o innych ludziach, i o sobie, i o relacjach międzyludzkich.
(...) Szkoda, że ma swoje życie, chłopaka, mieszka na co dzień daleko i mało kiedy widzimy się. Mogłaby by być moją przyjaciółką.
Zgroza! Żałujesz, że Twa córka "ułożyła" sobie życie! Z braku laku chcesz, by była Twą przyjaciółką. Czy to byłoby dobre dla niej? Czy ona ma dość sil, by na swych barkach dźwigać Ciebie? Wyszukaj nazwisko Kahila Gibrana i jego male/wielkie dzieło "Prorok", przeczytaj całą, ale największą uwagę skup na części, w której napisał o dzieciach, kim są a kim nie.
Proszę, oprzytomnij. Podjęłaś terapię. Do pracy zatem. Intensywnej.
I tu, w Twych nierealnych oczekiwaniach/marzeniach pies pogrzebany. Nie odzyskasz czasu, wskazówek zegara nie cofniesz, nie dołożysz do kalendarza przeszłych dni, miesięcy, lat. Nie staniesz się młodą kobietą.
Wstydzisz się. Co chowasz pod tym wstydem?Chcesz tyle przeżyć, to nie trać czasu na użalanie się, na oglądanie wstecz, na zastanawianie się nad tym, czego nie masz.
Żyjesz wyobcowana. BINGO! Wreszcie diagnoza. Ale to Ty to zrobiłaś, Ty możesz przestać kryć się po kątach. Jak? Zmieniając myślenie, i o innych ludziach, i o sobie, i o relacjach międzyludzkich.słaba kobietka napisał/a:(...) Szkoda, że ma swoje życie, chłopaka, mieszka na co dzień daleko i mało kiedy widzimy się. Mogłaby by być moją przyjaciółką.
Zgroza! Żałujesz, że Twa córka "ułożyła" sobie życie! Z braku laku chcesz, by była Twą przyjaciółką. Czy to byłoby dobre dla niej? Czy ona ma dość sil, by na swych barkach dźwigać Ciebie? Wyszukaj nazwisko Kahila Gibrana i jego male/wielkie dzieło "Prorok", przeczytaj całą, ale największą uwagę skup na części, w której napisał o dzieciach, kim są a kim nie.
Proszę, oprzytomnij. Podjęłaś terapię. Do pracy zatem. Intensywnej.
Zgadza się. Ale mało ją widuję, miała sprawę do załatwienia, pomogłam jej i przy okazji wyszedł nam taki miły dzień. Ona twardo stąpa po ziemi. Jest zaradna. Nie zatrzymuję jej przy sobie. Chciałam Wam tylko powiedzieć, że wracam do normy, kiedy z kimś pobędę.
Wstydziłam się do niedawna, że nie umiem jeździć pociągiem, bo przez 20 lat nigdy nie jeździłam. Nie wiedziałam jak tankować auto, bo zawsze robił to jm. To on wciąż mnie krytykował i opiepszał, zatrzymywał. Jak odcięłam się od niego, wszystkiego uczyłam się od nowa. Zmieniłam się, ale nie do końca. Wydaje mi się, że ludzie myślą, że jestem głupia. Wstydzę się swojego zagubienia. Choć i tak zrobiłam mega postęp ze sobą. Wydaje mi się, że bez innych ludzi nie doświadczę już niczego. A tak bym chciała.
Erm, broń Cię Boże, żeby traktować córkę jak przyjaciółkę
Spędzaj z nią czas, ciesz się jej szczęściem, ale nie rób z niej żadnej powiernicy i towarzyszki niedoli- to jest po prostu toksyczne.
Przyjaciółkę najlepiej odnaleźć w sobie. Jak sama siebie polubisz i zaakceptujesz, to przestaniesz gonić desperacko kolejnego faceta, żeby wypełnił dziurę Twojego braku poczucia własnej wartości.
Czasem to brzmi jak brzmi nie istotne jak , ale zainteresuj się swoim wewnętrznym dzieckiem którym jesteś i masz w sobie.
Niema tak naprawdę żadnych warunków, przeszkód przed polubieniem siebie nieakceptowanie siebie i użalanie się jest formą, zależnością z doświadczenia powiem Ci że te lęki strachy to dotkliwa dręcząca ściema tak jak poczucie braku i pustki stara sztuczka ego złudzenie które zastępuje gdzieś tam kiedyś tam widzenie tego co jest ,można siebie pokochać już teraz w tej chwili z wszystkim z całym bagażem przeżyć,poczucia winy i krzywdy urazami lekami, grzechami ot tak bez powodu dla siebie .Warta jesteś tyle ile chcesz i możesz a możesz wiele o wiele więcej niż ci się zdaje.Nic nie musisz nie musisz być jakaś lepsza żeby lubić siebie możesz wybierasz i jesteś wolna a im więcej poznajesz ludzi tym bardziej jesteś wolna nie istotne czy masz coś z tego czy z nich czy nie ćwiczysz wolność.
Nie ważne czy to trudne czy nie.
O córce napisałaś to, co napisałaś. Że żałujesz, że ma swoje życie. Teraz wycofujesz się ze swych słów. Warto jednak, byś podczas spotkania z psychoterapeutą poświęciła im trochę czasu.
I pogubiłam się. Raz piszesz, że ludzie uważają Cię za bardzo inteligentną osobę, w ostatnim poście, że według nich jesteś głupia. To sprzeczne ze sobą opinie. Moim zdaniem inni nie myślą o Tobie ani jednego, ani drugiego, czasem im przemkniesz przez głowy i tyle. Ta inteligentna/głupia to Twoja opinia o sobie.
(...) Wydaje mi się, że bez innych ludzi nie doświadczę już niczego. A tak bym chciała.
I znowu zgrozą powiało. Nikt dojrzały nie zgodzi się na to, byś pasożytowała na nim. Spójrz na siebie. Umiesz i stoisz na swych nogach, nie potrzebujesz żadnej podpórki, nie musisz uwieszać się na innych. Marzyłaś o wolności. Jesteś wolna. Możesz robić sporo z tego, o czym marzyłaś/marzysz. Możesz też siedzieć i narzekać.
Żałuję, że córa może wlecieć mało kiedy.
I nie żałuję, że ma swoje życie i że sobie radzi. Jakoś tak niefortunnie się wyraziłam.
A ludzie faktycznie często mówią mi, że "dobrze prawię", tylko ja sama czuję się od nich gorsza i mniej rozgarnięta życiowo.
Jeszcze dużo pracy przede mną, wiem. Zanim wszystko zrozumiem.
paslawek, musze sobie jeszcze przemyśleć Twoje słowa.
Jak to możliwe, że innym ludziom potrafię pomóc, a sobie nie? Nie pojmuję.
(...) ja sama czuję się od nich gorsza i mniej rozgarnięta życiowo. (...)
Temat na kolejne sesje.
(...) Jak to możliwe, że innym ludziom potrafię pomóc, a sobie nie? Nie pojmuję.
Bo nie zmieniłaś swego myślenia o sobie.
słaba kobietka napisał/a:(...) ja sama czuję się od nich gorsza i mniej rozgarnięta życiowo. (...)
Temat na kolejne sesje.
(...) Jak to możliwe, że innym ludziom potrafię pomóc, a sobie nie? Nie pojmuję.
Bo nie zmieniłaś swego myślenia o sobie.
Był czas, że było już ze mną lepiej. Ostatnio coś się pogarsza. Wydarzyło się parę złych rzeczy i może dlatego. Ale z drugiej strony te wydarzenia motywują mnie do zmian jak nigdy wcześniej. Obym się pozbierała.
Kobito, ja w autobusie od dziesięciu lat nie byłam, nie tankuję auta, bo robi to Misio, a prowadzę raz- dwa na tydzień jak jadę na próby i na zakupy. Pracuję z domu i ludzi widzę w zasadzie tylko w weekendy. Normalnie to w domu tylko ja i pies, poza porankiem i wieczorem, bo partner ciężko zasuwa.
Nie wstydzę się, i nie jęczę, że psiapsiółki/ koledzy do mnie codziennie nie wpadają. Ani na to nie mam czasu, ani tak częstego towarzystwa nie potrzebuję. Jak mi się zachce wyjść, to dzwonię w sobotę/ niedzielę i umawiam się na piwo/ lunch/ koncert, a jak nie, to przyjmuję do wiadomości, że ludzie mają inne priorytety.
Widzisz różnicę? Nie mam problemu z organizowaniem sobie czasu: wsiadam na rower, czytam książkę, zapalam w kominku, puszczam coś na Netflixie, a i czasem haftuję. Mój Misiek może łowić ryby cały dzień, a ja czuję się fajnie.
Zaprzyjaźnienie się z samą sobą to jedyna metoda.
Kobito, ja w autobusie od dziesięciu lat nie byłam, nie tankuję auta, bo robi to Misio, a prowadzę raz- dwa na tydzień jak jadę na próby i na zakupy. Pracuję z domu i ludzi widzę w zasadzie tylko w weekendy. Normalnie to w domu tylko ja i pies, poza porankiem i wieczorem, bo partner ciężko zasuwa.
Nie wstydzę się, i nie jęczę, że psiapsiółki/ koledzy do mnie codziennie nie wpadają. Ani na to nie mam czasu, ani tak częstego towarzystwa nie potrzebuję. Jak mi się zachce wyjść, to dzwonię w sobotę/ niedzielę i umawiam się na piwo/ lunch/ koncert, a jak nie, to przyjmuję do wiadomości, że ludzie mają inne priorytety.
Widzisz różnicę? Nie mam problemu z organizowaniem sobie czasu: wsiadam na rower, czytam książkę, zapalam w kominku, puszczam coś na Netflixie, a i czasem haftuję. Mój Misiek może łowić ryby cały dzień, a ja czuję się fajnie.
Zaprzyjaźnienie się z samą sobą to jedyna metoda.
Jedna rzecz mnie tu uderzyła - jak Tobie zachce się wyjść, to dzwonisz do kogoś. Zazdroszczę.
A ja nie mam do kogo zadzwonić. To jest ta różnica. Pytanie dlaczego nie mam?
Pomijając to wszystko, co do tej pory zostało napisane o przyczynach Twego wyobcowania, to doszło jeszcze jedno: kiepskie myślenie o sobie. Lubisz być w towarzystwie takich osób? Inni mają podobnie.
Nie poznajesz ludzi o podobnych zainteresowaniach i oczekujesz, że przygodne osoby zajmą się Twoimi problemami. No, jak? Dlaczego miałabym chęć Cię poznać jeżeli nie wiem co Cię kręci i nie wyciągasz do mnie ręki?