Facet bez ojca - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 7 ]

1 Ostatnio edytowany przez dorkin (2020-01-28 10:07:00)

Temat: Facet bez ojca

Witam. Na początku chciałem założyć ten temat w dziale nieśmiałość ale chyba jednak ten dział jest odpowiedniejszy. Chciałbym się komuś wygadac bo już chyba nie mam się do kogo odezwać. W tym roku skończę 33 lata ale chyba nigdy w życiu nie czułem się tak zagubinony i samotny jak teraz. Zawsze czułem że drzemie we mnie jakiś wielki smutek, melancholia. Jako nastolatek przechodziłem poważne zaburzenia depresyjne/lękowe. Ostatnio znów czuję się jak ten zagubiony nastolatek chodź jestem (a chyba raczej powinienem być dorosłym facetem). Zawsze brakowało mi tej pewności siebie, przebojowości jaką mieli inni. Zawsze wszystko bardzo przeżywałem. Jestem hiperwrażliwy. Jedyne o czym zawsze marzyłem to zniknąć. Nie czułem się męski, nawet nie wiem co to znaczy. Całe życie obarczałem swój stan przez swojego ojca. Nikt że znajomych nie miał takiej sytuacji jak jak. Niektórzy też nie mieli taty ale np. dlatego że zginął w wypadku samochodowym albo umarł na jakaś chorobę. I oni sobie jakoś radzą. U mnie było inaczej - ojciec tak pił, tak zdradzał i był taki porywczy że małżeństwo tego nie wytrzymało i doszło do rozwodu.

Ojciec już nigdy później nic nie osiągnął. Po rozwodzie zaczął pić i w sumie rzadko kiedy pracował. Wstydziłem się go. Za to jak wyglądał, za to, że rozpił się i widać było że nie za bardzo ogarnia rzeczywistość. Mieszkał całe życie w małym, zagraconym pokoiku w domu swojej matki (tak - nawet domu nie miał własnego chodź każdy mój kuzyn/kuzynka mieli własne kąty). Niecały rok temu zmarł w wieku 58 lat nic po sobie nie zostawiając. Nic oprócz mnie.

Jestem singlem, nie mam dzieci. Nie widzę sensu zakładania rodziny ani brania ślubu. W sumie to ciężko mi wyobrazić siebie w roli męża/ojca bo wewnątrz ciągle czuję się dzieciakiem. Zagubionym, bez własnego zdania. Na dodatek ostatnio przez moje imprezowe wybryki skrzywdziłem kilka osób w moim otoczeniu. Chyba potrzebuje terapii poznawczo behawioralnej. Czy myślicie, że brak męskiego wzorca mógł spowodować u mnie jakieś poważne braki inteligencji emocjonalnej? Czy może ja po prostu urodziłem się zaburzony. Coraz bardziej wydaje mi się że bardziej to drugie. Brak ojca chyba aż tak nie wpływa na osobowość prawda? Czytałem, że taki facet który odchodzi od dziecka i później na oczach wszystkich upada to najgorsze co może być. Że później dzieci takiego faceta mają rozchwianą moralność. Czy są tu osoby które mimo braku ojca radzą sobie w życiu?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Facet bez ojca
dorkin napisał/a:

Witam. Na początku chciałem założyć ten temat w dziale nieśmiałość ale chyba jednak ten dział jest odpowiedniejszy. Chciałbym się komuś wygadac bo już chyba nie mam się do kogo odezwać. W tym roku skończę 33 lata ale chyba nigdy w życiu nie czułem się tak zagubinony i samotny jak teraz. Zawsze czułem że drzemie we mnie jakiś wielki smutek, melancholia. Jako nastolatek przechodziłem poważne zaburzenia depresyjne/lękowe. Ostatnio znów czuję się jak ten zagubiony nastolatek chodź jestem (a chyba raczej powinienem być dorosłym facetem). Zawsze brakowało mi tej pewności siebie, przebojowości jaką mieli inni. Zawsze wszystko bardzo przeżywałem. Jestem hiperwrażliwy. Jedyne o czym zawsze marzyłem to zniknąć. Nie czułem się męski, nawet nie wiem co to znaczy. Całe życie obarczałem swój stan przez swojego ojca. Nikt że znajomych nie miał takiej sytuacji jak jak. Niektórzy też nie mieli taty ale np. dlatego że zginął w wypadku samochodowym albo umarł na jakaś chorobę. I oni sobie jakoś radzą. U mnie było inaczej - ojciec tak pił, tak zdradzał i był taki porywczy że małżeństwo tego nie wytrzymało i doszło do rozwodu.

Ojciec już nigdy później nic nie osiągnął. Po rozwodzie zaczął pić i w sumie rzadko kiedy pracował. Wstydziłem się go. Za to jak wyglądał, za to, że rozpił się i widać było że nie za bardzo ogarnia rzeczywistość. Mieszkał całe życie w małym, zagraconym pokoiku w domu swojej matki (tak - nawet domu nie miał własnego chodź każdy mój kuzyn/kuzynka mieli własne kąty). Niecały rok temu zmarł w wieku 58 lat nic po sobie nie zostawiając. Nic oprócz mnie.

Jestem singlem, nie mam dzieci. Nie widzę sensu zakładania rodziny ani brania ślubu. W sumie to ciężko mi wyobrazić siebie w roli męża/ojca bo wewnątrz ciągle czuję się dzieciakiem. Zagubionym, bez własnego zdania. Na dodatek ostatnio przez moje imprezowe wybryki skrzywdziłem kilka osób w moim otoczeniu. Chyba potrzebuje terapii poznawczo behawioralnej. Czy myślicie, że brak męskiego wzorca mógł spowodować u mnie jakieś poważne braki inteligencji emocjonalnej? Czy może ja po prostu urodziłem się zaburzony. Coraz bardziej wydaje mi się że bardziej to drugie. Brak ojca chyba aż tak nie wpływa na osobowość prawda? Czytałem, że taki facet który odchodzi od dziecka i później na oczach wszystkich upada to najgorsze co może być. Że później dzieci takiego faceta mają rozchwianą moralność. Czy są tu osoby które mimo braku ojca radzą sobie w życiu?

Też miałam ojca alkoholika i do tego damskiego boksera, rodzice rozwiedli się, jak miałam 5 lat. Widywałam go czasem, ale zmarł w 2005 roku.

Jak na mnie wpłynął brak ojca? Zwracałam zawsze uwagę na starszych mężczyzn, miałam poważne braki jeśli chodzi o poczucie bezpieczeństwa. Wcześnie dorosłam i potem trochę mnie to przerosło. Chodziłam do psychiatry i na terapię, ale dopiero jako dorosła kobieta. Żałuję, że nikt nie pomyślał o psychologu dla mnie, gdy jeszcze byłam dzieckiem/nastolatką.

I powiem Ci, że tak, brak ojca ma na pewno wpływ na dziecko, jego wychowanie, dojrzewanie, a potem dorosłe życie. Ale... no właśnie. Jesteś już dorosły i Ty decydujesz, co dalej. Jeśli potrzebujesz terapii, to skorzystaj z niej. Nie możesz obarczać ojca o wszystkie swoje niepowodzenia. Szkoda życia.

3 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-01-28 15:44:46)

Odp: Facet bez ojca

Dzisiaj bardzo modne stało się grzebanie w życiu rodziców, piętnowanie ich zachowań i wyciąganie ich każdego możliwego potknięcia, aby tylko usprawiedliwić swoją niemoc i zwyczajną jałowiznę życiową. To takie proste i łatwe; Nie ja ponoszę winę za brak swoich sukcesów w życiu, to winni są oni, mama i tata, a ja teraz robię wszystko żeby coś osiągnąć, ale zwyczajnie przez nich nie mogę smile

Przepraszam za tę ironię, ale ty naprawdę myslisz, że jestes taki wyjątkowy i przez los dotknięty? Niestety, nie jesteś.

Wiele osób mialo naprawdę ciężkie dzieciństwo, ojca alkoholika, matkę z deprsją, albo w ogole uzależnioną emocjonalnie od męża, słabą i bierną, wyładowującą swoje frustracje na kim? Ano na dzieciach właśnie. Wielu uciekło z domu w wieku nastu lat i zaczęło życie na własny rachunek, z wielkim postanowienim, że nie będzie tak jak w rodzinnym domu. Czasem się udawalo, czasem nie..

Weź się w garść i przestań rozliczać rodzicow. Ojciec już nie żyje, a ty ciągle go obwiniasz. Był słaby i nie był ani dobrym mężem ani ojcem dla swojego dziecka, o czym tu myśleć?

To ty masz własne życie do przeżycia, a naprawdę je marnujesz. Czy terapia to dobry pomysł? Jak najbardziej.

4 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-01-28 21:47:17)

Odp: Facet bez ojca

Dorkin bardzo, bardzo, BARDZO polecam ci kanał tego człowieka. Znajdziesz u niego dużo pomocnych przemyśleń, zrozumienia, podobnych doświadczeń.  Można do Adama również zadzwonić by uzyskać wsparcie, pogadać.

Jestem osobą, która w sumie całe życie wychowywała się bez swojego ojca, owszem przychodził do mnie, czasami brał mnie do swojej mamy mojej, babci. Ona wiecznie nadawała coś negatywnego na moją matkę. Gdy skończyłam 18 lat okazało się, że się bardzo cieszy, że nie idę na studia bo nie musi już płacić alimentów. Dosłownie powiedział mi to w twarz. Od tego czasu spotykałam go przypadkowo. Szkoda o nim nawet gadać. W sumie nie brakowało mi go nigdy, tylko gdy musiałam jako dziecko robić typowo męskie zadania to myślałam, że w normalnych domach zajmuje się tym tato. Twoje obecne uczucia długo ze mną były, w sumie czasami dalej ze mną są. Ale gdzieś po drodze zrozumiałam, że te uczucia nie były ze mną tylko dlatego, że dorośli się nie popisali, ale dlatego, że gdy ja dorosłam zaczęłam sobie samej robić to samo co robili oni. Ja tego długo nie rozumiałam, tkwiłam w tym otępieniu. I dopiero jak spotkałam po drodze 2 osoby, które dały mi sympatię, akceptację. Ja zaczęłam się przebudzać, to się działo latami. Ty też się przebudzasz, bo sam fakt smutku to jest wołanie twojego wnętrza "duszy" byś pochylił się sam nad sobą.

Tutaj druga osoba, która mam nadzieje, że sprawi, że cię olśni.

5

Odp: Facet bez ojca
dorkin napisał/a:

. Czy myślicie, że brak męskiego wzorca mógł spowodować u mnie jakieś poważne braki inteligencji emocjonalnej? Czy może ja po prostu urodziłem się zaburzony. Coraz bardziej wydaje mi się że bardziej to drugie. Brak ojca chyba aż tak nie wpływa na osobowość prawda? Czytałem, że taki facet który odchodzi od dziecka i później na oczach wszystkich upada to najgorsze co może być. Że później dzieci takiego faceta mają rozchwianą moralność. Czy są tu osoby które mimo braku ojca radzą sobie w życiu?


Znam parę przypadków bardzo podobnych do twojego i jeden jeszcze gorszy, bo wychowywany przez babcię, gdzie ojciec alkoholik zwiał, a matka - też alkoholiczka - szwędała się po kraju. Jednak mają na odwrót - poważne traktowanie życia, siebie, innych; może nawet większa niż zazwyczaj chęć założenia rodziny i stabilizacji. Zresztą pozakładali rodziny, pracują, maja się ok. Tak że nie zwalałbym od razu twojego problemu na warunki, w których dorastałeś.

6 Ostatnio edytowany przez dorkin (2020-02-05 00:09:13)

Odp: Facet bez ojca

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi. Wydaje mi, że prawda jest jak zwykle gdzieś po środku. Owszem zdarzają się przypadki gdzie dzieci alkoholików/narkomanów wychodzą na prostą ale trzeba pamiętać, że są przecież ludzie którzy powielają schematy rodziców. Ja chyba jestem jednym z tych osób na które jednak to wypłynęło. I nie założyłem tego tematu bo myślę, że jestem wyjątkowy. Ja po prostu próbuję w końcu zrozumieć co się ze mną dzieje. Widzę, że praktycznie nikt z moich znajomych nie miał takiej sytuacji jak ja. Bliscy albo mają oboje rodziców, którzy żyją razem w domu albo mają tylko mamę bo ojciec nie żyje w skutek jakiegoś tragicznego wypadku albo choroby i Ci znajomi radzą sobie w życiu bardzo dobrze. Są sobą, są tutaj i teraz, obecni. A ja? Ja ciągle robię z siebie ofiarę i tkwię w przeszłości. Nie potrafię z niej uciec to jest wykańczające.

W sumie znam tylko jeden przypadek dysfunkcyjnej rodziny z grona znanych mi osób - dwie siostry (mniej więcej mój rocznik) miały rodziców alkoholików. Jedna siostra wyszła na prostą druga powieliła schematy i dziś już niestety nie żyje.

To wszystko zależy od człowieka. Mi chyba oberwało się podwójnie bo i warunki w których dorastałem były nie za ciekawe i wrodzona tendencja do melancholii/nerwicy zrobiła swoje. Po prostu przez długi czas myślałem, że słaby charakter jest wynikiem warunków z dzieciństwa ale chyba jednak nie do końca. Na chwilę obecną wydaje mi się, że terapia poznawczo-behawioralna i może nawet farmakoterapia to jedyny ratunek dla mnie. Dzięki raz jeszcze za czas poświęcony tutaj dla mnie. Dobrze jest podzielić się z kimś swoimi przemyśleniami.

7 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-02-07 11:56:37)

Odp: Facet bez ojca
dorkin napisał/a:

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi. Wydaje mi, że prawda jest jak zwykle gdzieś po środku. Owszem zdarzają się przypadki gdzie dzieci alkoholików/narkomanów wychodzą na prostą ale trzeba pamiętać, że są przecież ludzie którzy powielają schematy rodziców. Ja chyba jestem jednym z tych osób na które jednak to wypłynęło. I nie założyłem tego tematu bo myślę, że jestem wyjątkowy. Ja po prostu próbuję w końcu zrozumieć co się ze mną dzieje. Widzę, że praktycznie nikt z moich znajomych nie miał takiej sytuacji jak ja. Bliscy albo mają oboje rodziców, którzy żyją razem w domu albo mają tylko mamę bo ojciec nie żyje w skutek jakiegoś tragicznego wypadku albo choroby i Ci znajomi radzą sobie w życiu bardzo dobrze. Są sobą, są tutaj i teraz, obecni. A ja? Ja ciągle robię z siebie ofiarę i tkwię w przeszłości. Nie potrafię z niej uciec to jest wykańczające.

W sumie znam tylko jeden przypadek dysfunkcyjnej rodziny z grona znanych mi osób - dwie siostry (mniej więcej mój rocznik) miały rodziców alkoholików. Jedna siostra wyszła na prostą druga powieliła schematy i dziś już niestety nie żyje.

To wszystko zależy od człowieka. Mi chyba oberwało się podwójnie bo i warunki w których dorastałem były nie za ciekawe i wrodzona tendencja do melancholii/nerwicy zrobiła swoje. Po prostu przez długi czas myślałem, że słaby charakter jest wynikiem warunków z dzieciństwa ale chyba jednak nie do końca. Na chwilę obecną wydaje mi się, że terapia poznawczo-behawioralna i może nawet farmakoterapia to jedyny ratunek dla mnie. Dzięki raz jeszcze za czas poświęcony tutaj dla mnie. Dobrze jest podzielić się z kimś swoimi przemyśleniami.

Ja  w pewnym momencie doszłam do wniosku, że już nie chcę być ofiarą ludzi, którzy też byli ofiarami, którzy nie potrafili się wyrwać z tego więzienia starych schematów. Nie chcę ich g**na ciągnąć ze sobą, ale też nie chcę się odwracać od siebie. Na początku zaczęło się to wszystko z gniewu, pogardy dla moich bliskich i ludzi, którzy mnie skrzywdzili, to było na tamten czas dobre, potrzebowałam tego. To uczucie, które miałam dla siebie przerzuciłam na nich. Z czasem zrozumiałam, że to mi nie daje już ulgi (ale zaznaczam wcześniej było bardzo potrzebne i jestem wdzięczna za to, że było ze mną), to mnie ciągle utrzymuje w stanie nienawiści do nich, czyli ciągle skupiam się na nich, a nie na sobie. Z czasem rosła we mnie miłość dla siebie i wchodził spokój i zrozumienie, to sprawiło, że inaczej też spojrzałam na "tych ludzi". Teraz akceptuję ich wybory, pozwalam w moich myślach im być sobą i nie chcieć ich w moim życiu, bo ich wybory nie pasują do mnie.  Ja składam się z tamtych doświadczeń i obecnych, ja jestem władcą myślenia o sobie, ja jestem władcą, który chce być dobrym dla siebie. Ja jestem obecnie swoim rodzicem, który zrozumie, chce wybaczyć, chce się posmucić i pocieszyć ze mną, pozwala mi na chwile słabości, gorsze dni, błędy i próby, na ciągłe upadanie i wstawanie.
Dorkin jesteś taki jak trzeba, tylko pozwól sobie wrócić do siebie. Jak to mówi Ewelina Stepnicka "Staw się do życia".

Posty [ 7 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024