Witam. Na początku chciałem założyć ten temat w dziale nieśmiałość ale chyba jednak ten dział jest odpowiedniejszy. Chciałbym się komuś wygadac bo już chyba nie mam się do kogo odezwać. W tym roku skończę 33 lata ale chyba nigdy w życiu nie czułem się tak zagubinony i samotny jak teraz. Zawsze czułem że drzemie we mnie jakiś wielki smutek, melancholia. Jako nastolatek przechodziłem poważne zaburzenia depresyjne/lękowe. Ostatnio znów czuję się jak ten zagubiony nastolatek chodź jestem (a chyba raczej powinienem być dorosłym facetem). Zawsze brakowało mi tej pewności siebie, przebojowości jaką mieli inni. Zawsze wszystko bardzo przeżywałem. Jestem hiperwrażliwy. Jedyne o czym zawsze marzyłem to zniknąć. Nie czułem się męski, nawet nie wiem co to znaczy. Całe życie obarczałem swój stan przez swojego ojca. Nikt że znajomych nie miał takiej sytuacji jak jak. Niektórzy też nie mieli taty ale np. dlatego że zginął w wypadku samochodowym albo umarł na jakaś chorobę. I oni sobie jakoś radzą. U mnie było inaczej - ojciec tak pił, tak zdradzał i był taki porywczy że małżeństwo tego nie wytrzymało i doszło do rozwodu.
Ojciec już nigdy później nic nie osiągnął. Po rozwodzie zaczął pić i w sumie rzadko kiedy pracował. Wstydziłem się go. Za to jak wyglądał, za to, że rozpił się i widać było że nie za bardzo ogarnia rzeczywistość. Mieszkał całe życie w małym, zagraconym pokoiku w domu swojej matki (tak - nawet domu nie miał własnego chodź każdy mój kuzyn/kuzynka mieli własne kąty). Niecały rok temu zmarł w wieku 58 lat nic po sobie nie zostawiając. Nic oprócz mnie.
Jestem singlem, nie mam dzieci. Nie widzę sensu zakładania rodziny ani brania ślubu. W sumie to ciężko mi wyobrazić siebie w roli męża/ojca bo wewnątrz ciągle czuję się dzieciakiem. Zagubionym, bez własnego zdania. Na dodatek ostatnio przez moje imprezowe wybryki skrzywdziłem kilka osób w moim otoczeniu. Chyba potrzebuje terapii poznawczo behawioralnej. Czy myślicie, że brak męskiego wzorca mógł spowodować u mnie jakieś poważne braki inteligencji emocjonalnej? Czy może ja po prostu urodziłem się zaburzony. Coraz bardziej wydaje mi się że bardziej to drugie. Brak ojca chyba aż tak nie wpływa na osobowość prawda? Czytałem, że taki facet który odchodzi od dziecka i później na oczach wszystkich upada to najgorsze co może być. Że później dzieci takiego faceta mają rozchwianą moralność. Czy są tu osoby które mimo braku ojca radzą sobie w życiu?