[ mam nadzieję, że dodałam post w dobrej kategorii, bo jednak dotyczy to mnie i mojego bycia singielką i podejścia do związków ]
Od gimnazjum marzyłam o wielkiej romantycznej miłości i myślałam, że jak pójdę do liceum to wszystko się zmieni - poznam swojego pierwszego chłopaka, przeżyje swój pierwszy pocałunek, ale nic takiego się nie stało. Za to wszystko o czym marzyłam spełniło się mojej koleżance - adoratorzy, listy miłosne, niewinne randki. Zazdrościłam jej tego. I doszłam do takiego wniosku, że chłopaki zawsze wolą popularne, głośne dziewczyny, bo mają też korzyści dla siebie (znajomości, wpływowych rodziców, szansę na sukces...). Są ekstrawertykami a ja przeciwnie - introwertyk.
Potem poszłam na studia.
1 rok: Mieszkałam na stancji z obcą, pracującą osobą (26-30 lat). W 2017 roku kiedy miałam 20 lat poznałam chłopaka, z którym kręciłam przez miesiąc. Przeżyłam pierwszy pocałunek, nocowaliśmy u siebie, dotykaliśmy sobie miejsc intymnych, ale seksu nie było. Pamiętam, że to było takie przyjemne m.in. pocałunki w szyje.
Też zwierzaliśmy się z problemów.
Kiedy odszedł byłam na niego zła, że pewnie chciał seksu a jak tego nie dostał to zwiał. Zdziwiłam się kiedy napisał po 3 miesiącach nieodzywania się, ale ja głupia go zablokowałam, bo byłam na niego zła zamiast zorientować się o co mu chodzi -,-
Minęło 3 lata i czuję się dziwnie, że ja nie mam praktycznie życia miłosnego.
Jednego dnia nie chcę być w związku , bo czuję się najszczęśliwszą singielką na ziemi - mam dużo czasu TYLKO dla siebie, mogę zająć się pasjami. Mogę sobie wymyślić chłopaka i stworzyć idealną scenę miłosną przed snem - i to mi wystarcza. Pocieszam się, że lepiej być samemu, bo nie ma kłótni, zdrad ani problemów partnera.
Drugiego dnia chce być w związku, bo cudownie byłoby spędzać czas razem. Nie mogę oglądać filmów ani seriali, gdzie jest wątek miłosny. Pocałunki jeszcze jakoś zniosę, ale jak widzę sceny seksu to mnie od razu zbiera na płacz i gniew. Czuję złość jak czytam na twitterze, że dziewczyny w związkach uprawiają seks i opisują jak jest im dobrze, przyjemnie i pytają się jak jest innym. Też bym chciała zobaczyć jak to jest.
Słyszę na stancji jak sąsiadka jęczy albo jak współlokatorce trzaska łóżko od uniesień ze swoim chłopakiem. Wtedy leżę i czuję potworną złość, że cała się telepię. A następnego dnia jest mi tak potwornie smutno, że nie mam siły wstać z łóżka. Czuję jednocześnie zażenowanie, że muszę widzieć współlokatorkę następnego dnia...
Czasami nie mogę w nocy spać przez lęk, że usłyszę odgłosy seksu. Mam chęć zapomnieć, że seks istnieje...
Mam dość tej niestabilność przekonań - jednego dnia: "super być singielką" a drugiego "chce żeby leżał obok mnie chłopak".
Mam dość tej zazdrości. Niczego ludziom tak nie zazdroszczę jak seksu... I czasami czuję się gorsza, że jestem dziewicą. Jednocześnie nie chce uprawiać seksu z byle kim. Strasznie boję się ciąży, bo nie chcę mieć dzieci. Tak jakby rozsądek walczył z fizjologią
Zaczynam straszyć się, że karma do mnie wróci na zasadzie: "zazdrościsz innym uprawiania seksu, to wpadniesz i będziesz mieć dziecko za karę" choć ja nigdy nikomu tego nie życzyłam.
Jeśli chce osiągnąć dany zawód? Wystarczy, że popracuję nad sobą, pójdę na kurs/uczelnię/szkolenie. A tutaj? Jak popracować nad sobą? Od czego zacząć?
Każdy mówi, żeby pokochać siebie, ale JAK się to robi?