Witam wszystkich.
Na imię mam Łukasz kiedy poznałem moją partnerkę miałem 32 lata, ona 28. Od samego początku fajnie Nam się rozmawiało, żartowało i miło spędzało czas. Jednak ja zbyt często czepiałem się o dosłownie drobnostki...
Po ok roku u partnerki zdiagnozowano guzy koło macicy, pojechaliśmy na zabieg i powiedziano Nam, że aby tego uniknąć najlepiej zajść w ciążę... tak się stało i 2 miesiące później było sobie życie!
Urodził się nasz syn. Zaczęły się problemy. Kłótnie o wszystko, kompletny brak szacunku do siebie. Krzyki, wyzwiska, rozstania... Jednak szybko do siebie wracaliśmy, mam gadane i słomiany zapał!
Ale moja ex w to wierzyła i faktycznie ok 2 tygodnie jest sielanka i później od nowa, to samo... Przez łącznie 7 lat licząc od dnia 1szego do dzisiaj zaliczyliśmy kilka rozstań i zejść, coś koło 6/7...
Jednak przy którejś próbie zdecydowaliśmy się na drugie dziecko. Zostawiłem ją kiedy była w 3/4 miesiącu ciąży... Bo się zdenerwowałem na pierdołę Mało kiedy ją odwiedzałem i w ogóle nie pomagałem...
Byłem AŻ przy porodzie... Rzadko ją tam odwiedzałem... A kiedy to robiłem, to i tam potrafiłem się pokłócić i wypowiedzieć gorzkie słowa. W międzyczasie poznałem internetową dziewczynę, spotykaliśmy się miesiąc.
Później zaczęły mnie nachodzić wątpliwości, czy dobrze robię. Ale nadal nie potrafiłem się zmienić, byłem dla niej tyranem, a nie partnerem! Nie szanowałem jej... Nie wspierałem... Nie komplementowałem... totalnie NIC!
I tak cały 2019 rok bujaliśmy się... Mieliśmy kontakt z uwagi na dzieci i czasem coś chyba z ich powodu wspólnie organizowaliśmy. Takie rozstanie było mi na rękę, nie mieszkaliśmy razem, nie miałem obowiązków...
Dzieci widuję często, nawet bardzo! Chciałem wrócić we wrześniu 2019r, to powiedziała, że jak pójdę na terapię, to zobaczymy co z tego będzie, w euforii pobiegłem. Zapisałem się na terapię grupową do psychologa, po 2 miesiącach przerwałem, bo kolidowała mi z pracą częściej niż ośrodek był w stanie, to akceptować, a w zakładzie mieli na to położone... Czyli kolejny zawód! Ale ostatnio, na początku grudnia zdałem sobie sprawę, że nadal bardzo kocham swoją ex i pragnę z nią być i tylko z nią! Więc właśnie w grudniu wyszedłem z inicjatywą i zacząłem robić niewinne podchody do mojej ex. NIESTETY, po kilku dniach napisała mi wiadomość, cyt:
"Intensywnie analizuję opcje Naszego powrotu i o wspólnym byciu i wiem już, że nic z tego nie będzie Nie potrafię już być tak blisko Ciebie, czuję złość. Nie potrafię Ci zaufać, bo boję się, że znów mógłbyś mnie zostawić
w najtrudniejszym dla mnie momencie. Dodatkowo wyzywanie, które w ciąży przeżyłam 2x silniej, nadal jest aktualne... Może by terapia pomogła... A może nie... Ja już nie czuje do Ciebie tego co kiedyś. Taka jest moja ostateczna decyzja"
Próbowałem z nią rozmawiać, nakłaniać, obiecywać, świat do stóp rzucać... NIC! Jak kamień w wodę... Jest nieugięta. Cały grudzień mieliśmy kontakt, ja nadal próbowałem, a po świętach, to cuda na kiju robiłem, nadal bezskutecznie...
Jakieś 2 tygodnie temu, powiedziała mi że 23 grudnia była na randce i ogólnie jest OK! Ta znajomość z tego co mi wiadomo nadal się rozwija. Spotykają się regularnie. Nadal próbuję z nią rozmawiać...
Jednak jedyne co słyszę, to że ona nie ma żalu do mnie, tylko COŚ w niej pękło przy drugim porodzie i teraz ma blokadę! Mówi, że chce się zaangażować w aktualną relację i zobaczyć co z tego wyjdzie... Ja GŁUPI, robię wszystko co tylko umiem aby ją odzyskać, OBIECUJĘ, ale też zacząłem wprowadzać namacalne zmiany w swoim charakterze... Brak agresji, lub lepsze panowanie nad nią. Wyczuwalny spokój. Szacunek dla ex partnerki. Pomoc, zawsze i wszędzie.
Ona sama przyznaje, że widzi po dzieciach, że są spokojniejsze po powrocie ode mnie... Widzi moje opanowanie... Moje zaangażowanie, pomoc i uczynność... Widzi te zmiany! Ale w żaden sposób nie daje mi szansy na bycie razem.
Mówi, że nie bawi się uczuciami innych i skoro zdeklarowała się do kolejnych spotkań z nową osobą, to nie będzie robiła mu papki z mózgu... Moje ex ILONA to mądra i uparta dziewczyna!
Często powtarza, że ona rozumie Naszą/moją sytuację, ale nie jest w stanie otworzyć się na mnie, przynajmniej teraz, bo jest ciekawa jak rozwinie się aktualna znajomość...
Dodam, że również powtarza mi w kółko, że widzi zmiany i będzie je widzieć z uwagi na kontakt dla dobra dzieci i w perspektywie czasu, nie wie jak to wszystko się zakończy, bo różnie może być w nowej znajomości... Ale póki co nie widzi dla Nas szansy na powrót. Mówi, że jej zaufanie zostało MOCNO przeze mnie podkopane i bałaby się znowu zaufać i wejść ze mną w związek nawet za kilka miesięcy...
Chciałbym się poradzić, czy mam jakiekolwiek szanse na wspólne życie, na odbudowanie szacunku i zaufania, a przede wszystkim jej uczucia, czy bycie TAKĄ gnidą zapewniło mi wieczne miejsce na poboczu???