Cześć. Zacznę może od paru słów o sobie. Mam 19 lat, 162 cm wzrostu i ważę około 47 kg. Nigdy nie miałam dobrego kontaktu z rodzicami - z racji tego, że w dzieciństwie przestałam im ufać, a później po prostu nie chciałam nawet zamienić z nimi słowa. Opiekunowie prawni? Niech będzie. Rodzice? Nie do końca.
Miałam sporo znajomych. Niektórych uznawałam nawet za przyjaciół. Nadal parę takich osób mam. Nie mówię im jednak za dużo o tym co czuję. Zwyczajnie nie chcę ich martwić. Uczyłam i nadal uczę się dobrze, nawet bardzo. Zawsze byłam piątkową uczennicą z wielkimi marzeniami.
W czym zatem tkwi problem?
Czuję się beznadziejna.
Uważam, że jestem gruba, nic nie potrafi mojego zdania zmienić. Zdrowe odżywianie i regularne ćwiczenia pozwalają mi trzymać formę, ale nie dodaje mi to pewności siebie. Czuję także, że powinnam uczyć się lepiej, pracować ciężej - choć daję z siebie 101%. Staram się jak najbardziej dbać o innych, gdy tylko zauważę, że coś jest nie tak z moimi przyjaciółmi, zwalam winę na siebie. W sumie, wydaje mi się, że całe zło które spotyka innych ludzi mogłabym wziąć na siebie, bo przecież gdybym była wystarczająco dobrym człowiekiem, moi bliscy nie musieliby cierpieć. Gorsza ocena, czyjeś krzywe spojrzenie, odrobinkę zdenerwowany (nawet nie na mnie) szef - wszystko jest moją winą. W dodatku, nie umiem rozmawiać o sobie. Uważam się za kogoś bezwartościowego, niegodnego uwagi. Mimo tego, że mam przyjaciół, odczuwam to jako relację jednostronną - oni potrzebują ode mnie pomocy, więc im jej udzielam. Ja może i też, ale nie chcę, by się mną przejmowali.
Co jest ze mną nie tak? Nie wiem, czy prpblem tkwi w nieumiejętności zaakceptowania siebie, czy w czymś innym. Gdybyś umiała na to odpowiedzieć, proszę, napisz.
PS: psycholog odpada - zwyczajnie nic mi to nie daje
Cześć. Zacznę może od paru słów o sobie. Mam 19 lat, 162 cm wzrostu i ważę około 47 kg. Nigdy nie miałam dobrego kontaktu z rodzicami - z racji tego, że w dzieciństwie przestałam im ufać, a później po prostu nie chciałam nawet zamienić z nimi słowa. Opiekunowie prawni? Niech będzie. Rodzice? Nie do końca.
Miałam sporo znajomych. Niektórych uznawałam nawet za przyjaciół. Nadal parę takich osób mam. Nie mówię im jednak za dużo o tym co czuję. Zwyczajnie nie chcę ich martwić. Uczyłam i nadal uczę się dobrze, nawet bardzo. Zawsze byłam piątkową uczennicą z wielkimi marzeniami.
W czym zatem tkwi problem?
Czuję się beznadziejna.
Uważam, że jestem gruba, nic nie potrafi mojego zdania zmienić. Zdrowe odżywianie i regularne ćwiczenia pozwalają mi trzymać formę, ale nie dodaje mi to pewności siebie. Czuję także, że powinnam uczyć się lepiej, pracować ciężej - choć daję z siebie 101%. Staram się jak najbardziej dbać o innych, gdy tylko zauważę, że coś jest nie tak z moimi przyjaciółmi, zwalam winę na siebie. W sumie, wydaje mi się, że całe zło które spotyka innych ludzi mogłabym wziąć na siebie, bo przecież gdybym była wystarczająco dobrym człowiekiem, moi bliscy nie musieliby cierpieć. Gorsza ocena, czyjeś krzywe spojrzenie, odrobinkę zdenerwowany (nawet nie na mnie) szef - wszystko jest moją winą. W dodatku, nie umiem rozmawiać o sobie. Uważam się za kogoś bezwartościowego, niegodnego uwagi. Mimo tego, że mam przyjaciół, odczuwam to jako relację jednostronną - oni potrzebują ode mnie pomocy, więc im jej udzielam. Ja może i też, ale nie chcę, by się mną przejmowali.
Co jest ze mną nie tak? Nie wiem, czy prpblem tkwi w nieumiejętności zaakceptowania siebie, czy w czymś innym. Gdybyś umiała na to odpowiedzieć, proszę, napisz.
PS: psycholog odpada - zwyczajnie nic mi to nie daje
Problem tkwi w psychice.
Co takiego stało się w dzieciństwie, że przestałaś ufać rodzicom?
Ważysz 47 kg. Nie jesteś gruba.
Potrzebujesz pomocy. Skonsultuj się z psychologiem, psychiatrą i jeszcze z kimś, kto zna się na zaburzeniach odżywiania.
Wiele psychologow teraz, nie ma pojecia co robi. Naklejaja plaster na otwarte zlamanie i przykrywaja serweteczka w kwiatki.
Beznadzieja.
Oczywiscie, ze takie cos Ci nic nie da. Jednak sa tez psycholodzy i psychiatrzy, ktorzy naprawiaja to zlamanie. Podobnie jak ze zlamana noga najpierw bedziesz czula ciezar i ogarniczenie wieksze niz wczesniej, ale pozniej dojdziesz do siebie. Droga do zdrowia to droga czesto przez pieklo.
Nie poddawaj sie, szukaj specjalisty, az znajdziesz. Poszukaj psychoanalityka lub jest tez logoterapia.
Tez tutaj sa widoczne zaburzenia odzywiania lub Body dysmorphic disorder.
Mam 160 cm wzrostu i waze 44 kg. Jestem bardzo szczupla. Ty jestes ode mnie wyzsza i wazysz niewiele wiecej. Nie ma opcji bys byla za gruba. Predzej za chuda i z niedowaga.
Cześć. Zacznę może od paru słów o sobie. Mam 19 lat, 162 cm wzrostu i ważę około 47 kg. Nigdy nie miałam dobrego kontaktu z rodzicami - z racji tego, że w dzieciństwie przestałam im ufać, a później po prostu nie chciałam nawet zamienić z nimi słowa. Opiekunowie prawni? Niech będzie. Rodzice? Nie do końca.
Miałam sporo znajomych. Niektórych uznawałam nawet za przyjaciół. Nadal parę takich osób mam. Nie mówię im jednak za dużo o tym co czuję. Zwyczajnie nie chcę ich martwić. Uczyłam i nadal uczę się dobrze, nawet bardzo. Zawsze byłam piątkową uczennicą z wielkimi marzeniami.
W czym zatem tkwi problem?
Czuję się beznadziejna.
Uważam, że jestem gruba, nic nie potrafi mojego zdania zmienić. Zdrowe odżywianie i regularne ćwiczenia pozwalają mi trzymać formę, ale nie dodaje mi to pewności siebie. Czuję także, że powinnam uczyć się lepiej, pracować ciężej - choć daję z siebie 101%. Staram się jak najbardziej dbać o innych, gdy tylko zauważę, że coś jest nie tak z moimi przyjaciółmi, zwalam winę na siebie. W sumie, wydaje mi się, że całe zło które spotyka innych ludzi mogłabym wziąć na siebie, bo przecież gdybym była wystarczająco dobrym człowiekiem, moi bliscy nie musieliby cierpieć. Gorsza ocena, czyjeś krzywe spojrzenie, odrobinkę zdenerwowany (nawet nie na mnie) szef - wszystko jest moją winą. W dodatku, nie umiem rozmawiać o sobie. Uważam się za kogoś bezwartościowego, niegodnego uwagi. Mimo tego, że mam przyjaciół, odczuwam to jako relację jednostronną - oni potrzebują ode mnie pomocy, więc im jej udzielam. Ja może i też, ale nie chcę, by się mną przejmowali.
Co jest ze mną nie tak? Nie wiem, czy problem tkwi w nieumiejętności zaakceptowania siebie, czy w czymś innym. Gdybyś umiała na to odpowiedzieć, proszę, napisz.
PS: psycholog odpada - zwyczajnie nic mi to nie daje
Co się stało, że przestałaś ufać rodzicom? Pytam o to ponieważ pierwszą relacją międzyludzką, która nas kształtuje na długie lata jest relacja z rodzicami. Oni są pierwszymi osobami, które wpływają na nasze poczucie wartości, chęć wychodzenia do ludzi. Potem kolejnymi etapami, są relacje z nauczycielami, znajomymi w szkole, dziadkami, wujkami itd. Od razu powiem to nie musi być na zawsze, ale najważniejsze by być świadomym procesów które zaszły, które nas zbudowały.
Widzę, że jesteś osobą poszukującą, wrażliwą, perfekcjonistką, samowystarczalną, zadaniowcem, bardzo silną, chcesz sobie pomóc ale gdzieś utknęłaś w swoich potrzebach perfekcjonizmu. Stał się twoją pułapką. Może ten perfekcjonizm ci zawsze pomagał? Czy czułaś się z nim bezpieczna, chronił cię przed krytyką, uwagą innych, pozwalał unikać chaosu i braku kontroli nad swoim życiem. Mam wrażenie, że paradoksalnie on jest twoim największym problemem.
Oczywiście to jest twoja cecha charakteru, normalnie bardzo cenna i w umiejętny sposób można ją obrócić w taki sposób by była korzyścią dla ciebie. Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że ta cecha powinna być wykorzystywana w poczuciu bycia dobrą dla siebie, a nie dla innych. Powinna być wykorzystywana w zrobieniu czegoś dobrego dla siebie, a nie w dowalaniu sobie poczucia winy, mówieniu sobie co z tobą nie tak i co jeszcze musisz w sobie poprawić. Narazie każdego dnia swoją perfekcję skupiłaś na jednej sprawie, dowalaniu sobie jakie masz wady i karaniu siebie za nie. Jesteś jak ten chomik co kręci to swoje kółko w amoku perfekcji. Zatrzymaj je, wyłam się z tego standardowego schematu napie***lania na siebie. My to tak celebrujemy z pokolenia na pokolenie. Chociaż ty jedna zawalcz o siebie samą, czekającą na ciebie. Widzę, że nieświadomie tego chcesz, bo tutaj piszesz do ludzi.
5 2019-12-14 00:18:42 Ostatnio edytowany przez Ex_Machina (2019-12-14 00:20:17)
Cześć. Zacznę może od paru słów o sobie. Mam 19 lat, 162 cm wzrostu i ważę około 47 kg. Nigdy nie miałam dobrego kontaktu z rodzicami - z racji tego, że w dzieciństwie przestałam im ufać, a później po prostu nie chciałam nawet zamienić z nimi słowa. Opiekunowie prawni? Niech będzie. Rodzice? Nie do końca.
Miałam sporo znajomych. Niektórych uznawałam nawet za przyjaciół. Nadal parę takich osób mam. Nie mówię im jednak za dużo o tym co czuję. Zwyczajnie nie chcę ich martwić. Uczyłam i nadal uczę się dobrze, nawet bardzo. Zawsze byłam piątkową uczennicą z wielkimi marzeniami.
W czym zatem tkwi problem?
Czuję się beznadziejna.
Uważam, że jestem gruba, nic nie potrafi mojego zdania zmienić. Zdrowe odżywianie i regularne ćwiczenia pozwalają mi trzymać formę, ale nie dodaje mi to pewności siebie. Czuję także, że powinnam uczyć się lepiej, pracować ciężej - choć daję z siebie 101%. Staram się jak najbardziej dbać o innych, gdy tylko zauważę, że coś jest nie tak z moimi przyjaciółmi, zwalam winę na siebie. W sumie, wydaje mi się, że całe zło które spotyka innych ludzi mogłabym wziąć na siebie, bo przecież gdybym była wystarczająco dobrym człowiekiem, moi bliscy nie musieliby cierpieć. Gorsza ocena, czyjeś krzywe spojrzenie, odrobinkę zdenerwowany (nawet nie na mnie) szef - wszystko jest moją winą. W dodatku, nie umiem rozmawiać o sobie. Uważam się za kogoś bezwartościowego, niegodnego uwagi. Mimo tego, że mam przyjaciół, odczuwam to jako relację jednostronną - oni potrzebują ode mnie pomocy, więc im jej udzielam. Ja może i też, ale nie chcę, by się mną przejmowali.
Co jest ze mną nie tak? Nie wiem, czy prpblem tkwi w nieumiejętności zaakceptowania siebie, czy w czymś innym. Gdybyś umiała na to odpowiedzieć, proszę, napisz.
PS: psycholog odpada - zwyczajnie nic mi to nie daje
A ja właśnie uważam, że psychologowie są fantastyczni, ale to muszą być psychologowie kliniczni, z doktoratem, a nie pracownik socjalny. Bardzo przypominasz mi siebie sprzed kilku lat; zresztą do tej pory czasami mam wrażenie, że nie do końca się z tym pogodziłam.
Wygląda na to, że to ma związek z czymś z przeszłości; czymś, co pozostawiło po sobie ślad i sprawiło, że nie pokochałaś swojego wizerunku i nie widzisz swojej wartości. To jest coś, z czego my, członkowie forum, nie możemy Cię wyleczyć. Jeśli powiemy Ci "kochaj siebie; nie jesteś gruba, dobrze się uczysz i jesteś pełnowartościowym człowiekiem," najzwyczajniej w świecie nam nie uwierzysz, bo my Cię nie znamy i nie jesteśmy w stanie penetrować Twoich myśli, przeżyć, czy wspomnień. Musisz zajrzeć sobie głęboko w głowę i zobaczyć, czy jest tam coś, co masz rodzicom za złe. Coś, co sprawiło, że jesteś dzisiaj sfrustrowana i zdezorientowana własnym wizerunkiem i masz spłasczone poczucie własnej osobowości. Uwierz, psychologowie czy psychiatrzy BARDZO potrafią pomóc, a już w szczególności ci, którzy używają metody CBT (cognitive behavioral therapy). Tylko takim ufam i uważam, że jest już tyle naukowych dowodów na skuteczność tej metody, że nie mam wątpliwości, iż ta mogłaby pomóc Ci w pozbyciu się tego problemu. Profesjonalista może odkryć w Tobie coś, czego Ty nawet nie jesteś świadoma, a to jest duży krok do poprawy.
Staram się jak najbardziej dbać o innych, gdy tylko zauważę, że coś jest nie tak z moimi przyjaciółmi, zwalam winę na siebie. W sumie, wydaje mi się, że całe zło które spotyka innych ludzi mogłabym wziąć na siebie, bo przecież gdybym była wystarczająco dobrym człowiekiem, moi bliscy nie musieliby cierpieć. Gorsza ocena, czyjeś krzywe spojrzenie, odrobinkę zdenerwowany (nawet nie na mnie) szef - wszystko jest moją winą.
To... takie chyba narcystyczne trochę.
Spróbuj może rozejrzeć się dookoła siebie - to dopiero zobaczysz niejednego grubasa czy innego takiego lub owego. Może zacznij się tak zdrowo porównywać z otoczeniem? Dążenie do jakiegoś stanu idealnego jest syzyfową pracą. W dodatku doba ma tylko tyle ile ma.
Nukamyuri, inni ludzie są niezależni od ciebie i jeśli ten przyjaciel, znajomy czy szef ma zły nastrój, to nie przez ciebie. Musisz nabrać dystansu do wszystkiego.