Temat zakładam z nadzieją, że poniższa informacja może okazać się dla kogoś ważna. Oby jednak nigdy nie była potrzebna!
U wielu kobiet chorujących na nowotwory, chemioterapia wywołuje dodatkowy stres w postaci utraty włosów. Prawdopodobnie aż 8% onkologicznych pacjentek nie poddaje się tej części leczenia właśnie z obawy przed tym wyjątkowo dla nich dotkliwym doświadczeniem. Dla mężczyzn problem wydaje się nie być aż tak istotny, ale kobiety nierzadko przeżywają traumę, ta z kolei może wywołać depresję.
Okazuje się jednak, że istnieje na rynku urządzenie (w kraju jest ich 27) powstrzymujące ten przykry efekt uboczny leczenia i niektóre szpitale już nim dysponują.
Mowa o urządzeniu o nazwie Paxman, które składa się z jednostki centralnej, przewodów i podłączonych do nich czepków. Jego działanie opiera się na stosunkowo prostej zasadzie: na głowę pacjentki zakładany jest czepek neoprenowy, który zawiera sieć przewodów wypełnionych płynem chłodzącym. Jednostka schładza płyn do 4 stopni Celsjusza, a krążąc w przewodach oziębia głowę do 19-20 stopni Celsjusza, dzięki czemu przepływ krwi na czubku głowy jest ograniczony, a lek w czasie chemioterapii nie dociera do tego miejsca i w ten sposób włosy nie wypadają.
Z urządzenia mogą korzystać dwie pacjentki naraz, a same czepki są w trzech rozmiarach. Niestety noszenie czepka nie jest przyjemne, a niektóre pacjentki tego wręcz nie tolerują - z uwagi na uczucie schłodzenia głowy, tym bardziej, że musi on zostać nałożony pół godziny przed rozpoczęciem chemioterapii, a zdjęty 1,5 godziny po jej zakończeniu.
Jeśli Wy sami lub Wasi bliscy chorujecie albo chorowaliście na nowotwór (wiem, że jest to temat nieobcy wielu obecnym na forum osobom) i poddani byliście chemioterapii, to jak poradziliście sobie z utratą włosów? Okazało się to bardzo dotkliwe? Czy w Waszym odczuciu rzeczone urządzenie może pełnić istotną rolę w procesie leczenia? W końcu mówi się, że psychika może stanowić ważne ogniowo, a poddając się niemal odbieramy sobie szansę na wyleczenie.