bagienni_k napisał/a:SanTi Jak tak ciągle rozpływasz się nad swoim związkiem, ups sory małżeństwem, to naprawdę musi sięWam układać nieźle
Lepiej niż w niejednej relacji rówieśników. Nic, tylko pogratulować odpowiedniego dobrania się 
W kwestii wchodzenia w środowisko ludzi o znacznie od nas młodszych czy starszych, wszystko rozbija się o zwyczjną tolerancję i akceptację. Jak się często okazuje najtrudniej cokolwiek zaakceptować naszym rodzicom właśnie... Zawsze będą przekonani, że wiedzą lepiej od nas, co nam się należy i co jest dla nas najlepsze. Całe szczęście ja tego problemu nie mam, bo gdybym miał w domu niektórych takich, jak z dalszej rodziny, to bym musiał chyba zawód zmienić...
W moim przypadku wchodzenie w inną grupe wiekową to raczej w odniesieniu do przyjaciół niż partnera. Wydaje mi się, że mogą tutaj obowiązywać pewne wspólne zasady. Mając kontakt przez pare lat po studiach z grupą wczesnych studentów, nie było problemu z dogadaniem się
Mimo różnicy 10 i nieraz więcej lat, tym co zdecydowanie łączy i zbliża jest wspólna pasja
Zresztą w drugą stronę to samo. Jeśli większą grupę ludzi łączą wspólne zainteresowania, bywa że osoby między 15 a 60 rokiem życia stają się jedną rodziną i mówią sobie po imieniu 
Myślisz, że zawsze się "rozpływałam"? Na początku miałam miliony obaw, które z czasem przeszły. Wtedy mi ulżyło i zaczęło być normalnie, a nawet dużo lepiej niż kiedykolwiek i pewnie dlatego teraz jest mi teraz tak "różowo". Oczywiście, że są różnice i drobne konflikty jak w każdym związku, problemy, które nie są wcale z rodzaju łatwych do rozwiązania, bo zazwyczaj nie zależą od nas, ale chyba przez nasze traumy i doświadczenia życiowe - dzielniej i zgodniej je przechodzimy, wydają się w perspektywie lat mniej istotne.
Zauważ, że wiele małżeństw po przejściach zaczyna kochać się jeszcze bardziej, a innym drogi się kompletnie rozchodzą. Chyba rzadko kiedy jest tak samo jak było, bo jakiś kryzys czy trauma to zazwyczaj duża zmiana w którąś stronę...
W kwestii wchodzenia w środowisko - racja, podobnie. Np. nasi znajomi o podobnych przejściach, czy zainteresowaniach, mają w przybliżeniu od 20 do 60 lat (no może już bardziej 25-65). Ci którzy nas nie rozumieją pod żadnym względem - jakoś nam się drogi rozłażą i kontakty wymierają.
Rodzina - fakt - ale tutaj każdy jej członek podchodzi do tematu inaczej. Ale nie tylko w kwestiach związków damsko-męskich.
Np.:
- starsze dzieci mojego kuzyna mówią do mnie "ciociu", a młodsze po imieniu (a niby powinno być odwrotnie),
- mam paru wujków niezbyt ode mnie starszych i jeden zagroził kiedyś (ponad 20 lat temu), że mnie wystawi za nogi przez okno, jak jeszcze raz powiem do niego "wujku", 
- mąż ma ciągle problem z moją matką, bo na "mamę" ona czuje się za młoda, na mówienie po imieniu jakoś dziwnie reaguje (ale ogólnie ze strony wielu osób, więc nawet niektórzy członkowie rodziny np. "boją się" je zdrabniać), a "pani" to przecież głupio po tylu latach, więc zostało takie trochę bezosobowe "ty" bez dodatków...
- znam osoby, które mają w rodzinnym zwyczaju mówić "czy Mamusia dobrze się czuje, jak się Mamusia dziś miewa?", a mój tata już ponad 40 lat temu mówił do własnej "Oj Sabinka, Sabinka...",
- ja do swojej też czasem powiem "mamooo!", czasem "Kicia", a czasem nawet po imieniu, ona też ma różne określenia i dobrze wiemy co to wtedy oznacza.
Ale to tylko taka dygresja semantyczno-psychologiczna...
Sorry za ten off-top.