Jakieś 3 tygodnie temu w propozycjach znajomych na Instagramie wyskoczył mi mój kolega z liceum. Zaobserwowałam jego konto, bo był jedyną osobą ze szkoły średniej, którą dobrze wspominam. On nieoczekiwanie chwilę później przysłał wiadomość. Napisał coś o namiętności, czym mnie totalnie zaskoczył. Mój Instagram jest drobiazgowo prowadzony, bo zarabiam na pokazywaniu ubrań. Wtedy byłam w szoku, więc odpisałam dopiero po kilku dniach, bo wtedy przyszła mi do głowy dobra odpowiedź. Taka dosyć neutralna. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, było miło, dowiedziałam się, gdzie pracuje, czym się interesuje, gdzie był na wakacjach.Miałam wtedy gorszy dzień, on zapytał, dlaczego jestem smutna, powiedziałam mu, że chciałabym pogodzić się z jedną osobą, która się na mnie bezpodstawnie obraziła. Potem po tygodniu ja zainicjowałam rozmowę, bo chciałam pogadać o tym, jak się czuje po powrocie do pracy. Znowu gadało się bardzo dobrze, on nawiązał do jednej z przeczytanych przeze mnie książek - czy naprawdę ludzie mają takie problemy z seksem i zdarzają się faceci, którzy się go boją. Odpowiedziałam mu tak neutralnie i merytorycznie. Znowu zapadła cisza, zauważyłam, że on śledzi moje relacje i pomyślałam: zagadam. Tym razem pisało się świetnie i cały dzień. On wplatał wątki, że mnie by się dało wystylizować na jakąś aktorkę, że mam super włosy, że widać, że dużo dbam o siebie i fajnie, że regularnie ćwiczę. Po czym wspominał, że też o siebie dba, bo ma dobrze płatną pracę i skoro wydaje tyle na inne przyjemności, to o ciało też warto zadbać. Gadaliśmy też o krzywej akcji z moim eks. Generalnie było miło. Dalej ogląda relacje, ale się nie odzywa. Nie proponuje też spotkań. Myślałam, ze dzisiaj sam zagada, skoro było miło. Generalnie, jak napiszę, to od razu odpisuje, pisze długie wiadomości, więc widzę, że chce pogadać, bo zadaje też pytania. Ale dlaczego on sam nie zagaduje i nie zaproponuje spotkania? Myślałam, że jestem może przewrażliwiona i kolega sobie o mnie przypomniał jak o dobrej koleżance. Ale pokazałam screeny przyjacielowi, on stwierdził, że to wygląda na flirt i nic sobie nie dopisuję.
Generalnie ten kolega zawsze mi się podobał fizycznie, bo ma naturalnie czarne włosy i oczy, jest szczupły. Ma fajny głos, umie się ubrać, jest inteligentny, oczytany. Spodobało mi się też to, że on prowadzi zdrowy tryb życia - nie pije częściej niż okazjonalnie, nie pali, nie odurza się narkotykami. Mamy wspólnych znajomych i oni potwierdzają, ze rzeczywiście taki jest, to nie jest tylko poza. Czuję, że z kimś takim mogłabym być, bo nie ma tych wad, które przeszkadzały mi w moim eks. Ale wiem też, że jak facetowi zależy, to sam proponuje spotkanie. A ja mam jakiegoś życiowego pecha, faceci często do mnie piszą sami, ale potem to ja muszę zagadywać i proponować spotkania. Oni się zgadzają i odpisują, są mili, ale wkurza mnie to, że nikt nigdy poza dwoma facetami na ulicy nigdy mnie sam z siebie nigdzie nie zaprosił. Nie wiem, co się dzieje, ale to jest jakieś fatum. Wielu mężczyzn mi pisze, że jestem piękna i mądra, po czym nie proponują spotkania. Jak zapytam, czy ze mną pójdą, zawsze jest tak. Nigdy nie usłyszałam odmowy. Z paru znajomości wyszły nawet długie związki. Nie wiem tylko, dlaczego zawsze sama muszę zagadywać i proponować. Ci faceci zazwyczaj mnie potem bardzo dobrze traktowali, wręcz jak księżniczkę, ale wkurza mnie to, że muszę wykazywać inicjatywę.