Dogie NetKobiety. Mam problem - od stosunkowo niedawna jestem mężatką. Kiedy jest dobrze czuję się bez mała jak w bajce, natomiast niestety regularnie zdarzają się kłótnie, w których wychodzi kompletny brak szacunku (przede wszystkim wyzwiska (nie pozostaję dłużna) i chamskie teksty, po kłótni dowiaduję się, że to pod wpływem emocji itd.).
Ostatnia kłótnia zaczęła się od głupstwa, które chcę Wam mimo wszystko przedstawić, żeby poznać Waszą opinię czy jestem przewrażliwiona czy rzeczywiście dzieje się coś złego. Niestety mój partner ma tendencję do tego, że jak gdzieś wychodzimy to zamyka się w łazience na pół godziny (nie jest metro, prysznic, te sprawy) po czym wychodzi i mówi - to co, za 5 minut wychodzimy? Jako że mamy jedną łazienkę nie mam kiedy się ogarnąć, nie wszystko jestem w stanie zrobić w pokoju. Ostatnia kłótnia zaczęła się dokładnie takim samym scenariuszem (normalnie mogę po prostu wejść do łazienki wcześniej, ale tym razem umówiliśmy się ze znajomymi na ostatnią chwilę), więc jak usłyszałam że wychodzimy już w tej chwili to krew mnie zalała. Wkurzona powiedziałam, ze ok, wychodzimy, potrzebuję dosłownie trzech minut (nawet nie dokończyłam prasowania ciuchów). Od razu usłyszałam - a po co, na co, my JUŻ musimy wychodzić, bo się spóźnimy! Więc się wkurzyłam, ubrałam pierwszą lepszą rzecz i zaczęła się awantura - że przecież prasowałam sukienkę, czemy w niej nie idę, co nie wchodzę w nią już?? (nie przytyłam w ostatnim czasie), ze mną zawsze tak samo, jestem Piz**, szma*** itp. Rzucił się też do przepychanek (nie bicia, żeby byłą jasność). Też zaczęłam przeklinać, ostatecznie usłyszałam, że nie wiem po co ze mną jest skoro nie jestem ani ładna ani mądra. Ostatecznie przy znajomych udawaliśmy, że jest ok, po powrocie do domu spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do mieszkania, które mam do dyspozycji.
W normalnej sytuacji nigdzie bym nie pojechała, ale nie tak dawno była sytuacja, kiedy pomyślałam, że powinnam odejść, bo skoro ja nie będę się szanować to inni tym bardziej mnie nie uszanują (wchodziły w grę mocniejsze przepychanki, po raz pierwszy w naszym wieloletnim związku). Jak widać miałam trochę racji, bo w opisanej powyżej kłótni popchnął mnie właściwie na samym początku i wyszło to baardzo naturalnie, naprawdę nie było powodu do takich emocji. Poprzednim razem jak mówiłam, że się wyprowadzę to usłyszałam, że jestem drama queen (śmiał się przy tym, mi wcale nie było do śmiechu). On zawsze, przy każdej kłótni twierdzi, że to moja wina. Tym razem też tak jest. Przypuszczam, że się nie odezwie, znowu będzie że jestem drama queen. Wyniosłam się na parę dni, bo potrzebuję czasu, żeby to wszystko na spokojnie przemyśleć. Powiedzcie mi proszę czy ja przesadzam, czy rzeczywiście jego zachowanie jest niepokojące, bo sama już nie wiem co o tym myśleć...