Dzień dobry, muszę się wygadać, może mi ulży;p
Marzy mi się piękna rodzina, mąż, dzieciaki. Ale chcę to zrobić najlepiej jak potrafię, chcę, żeby wszystko opierało się na miłości i zrozumieniu. Żeby na pierwszym miejscu była relacja maż-żona, a dzieci mają być wynikiem naszej miłości, a nie celem.
Tylko do tego jest potrzebny bardzo odpowiedni mężczyzna. Nie chcę nikogo tylko po to, żeby był, bo lata lecą i najwyższy czas wyjść za mąż. Uważam, że takie małżeństwa nie mają szans, szybko stają się wiezieniem, a nie domem.
Jednak znalezienie takiego mężczyzny okazuje się naprawdę sporym wyzwaniem.
To nie jest tak, że ja nikogo nie poznaję. Wprawdzie nie mam żadnego tindera, ale kiedy idę sama na spacer, do kina, czy na obiad, prawie zawsze poznaję mężczyzn, bardzo często do mnie zagadują nawet na ulicy. A ja większości z nich daję szansę i umawiam się z nimi na obiad/kawę - jeśli wyglądają schludnie i ładnie się wysławiają, a mam do takich szczęście:) Oni zawsze są zainteresowani kolejnymi spotkaniami, a ja... no właśnie, tu pojawia się problem.
Na początku zaznaczę, że nie szukam nikogo idealnego. Byłam też w trzech długich i poważnych związkach, jednak ostatecznie nic z tego nie wyszło, nie będę się wdawać w szczegóły.
Jeśli chodzi o wygląd, ten genetyczny;) to nie mam żadnych sprecyzowanych oczekiwań. Ważne, żeby dla mnie miał to "coś".
Jeśli chodzi o wygląd nabyty - sama jestem estetką, więc zależy mi, żeby mój parter o siebie dbał. Żeby ubierał się ładnie (uwaga! to wcale nie znaczy drogo) i żeby ładnie pachniał;p
Wymagania zaczynają się przy wartościach i cechach wewnętrznych. Na przykład ktoś niezainteresowany swoim otoczeniem, historią, kulturą, wydarzeniami, światem, ktoś bez pasji odpada w przedbiegach. Inteligencja emocjonalna to też podstawa, żeby się jakoś dogadać. Poza tym wierność, wrażliwość, inteligencja, minimum oczytania, męskość ale i męska subtelność, dowcip, dystans, zaradność, to taka baza, żeby chciało mi się czegoś więcej. No i oczywiście musimy mieć zbliżone wartości i patrzyć w życiu w jednym kierunku, bo inaczej trudno będzie nam kiedyś na przykład wspólnie wychować dziecko.
Do tego dochodzi aspekt niewymierny, jak to, że coś musi między nami zaiskrzyć.
I żeby mało pił, ha!;p
Czy te wymagania są niespełnialne? Czy ja wymagam zbyt dużo? Powinnam zmienić nastawienie? Tylko jak się zmusić do kogoś, kto nie jest dla mnie wyzwaniem... Od którego niczego się nie nauczę i który nie będzie potrafił niczego wartościowszego wziąć ode mnie?
Albo inaczej - ostatnio poznałam fantastyczna osobę. Ale po kilku tygodniach koleżeńskiego spotykania się (kiedy on już od dawna chce budować ze mną związek), ja wciąż nie czuję żadnej fascynacji. Brakuje mi w nim jedynie aspektu męskości, jest dla mnie chłopcem, choć mogą to być tylko moje chore wymysły, ale tego się nie dowiemy. Może powinnam się jakoś zmusić do tej relacji, dać mu szansę, skoro wszystko inne się w nim zgadza? A może skoro przez tyle czasu nic we mnie nie drgnęło, to już nie drgnie i powinnam poczekać na kogoś, kto będzie równie wspaniały, ale będzie z mojej strony ta chemia?
A jeśli nikt taki się nie pojawi?
To takie moje dylematy z ostatniego półrocza, może ktoś miał, lub ma podobnie i zna na to receptę? Nie chcę umrzeć w samotności, ale chcę budować tylko dobrą, dojrzałą relację, a nie byle-co...