Witam Wszystkich,
To mój pierwszy post tutaj i szczerze nie myślałem, że w takich miejscach i na taki temat będę szukał pomocy... ale stało się.
Problemem stał się Smartfon i Social Media... ale od początku. Jestem z żoną niemalże 10 lat po ślubie, mamy dwójkę cudownych córek, pieska, mieszkanko... i wszystko byłoby fajnie gdyby nie moje zaniepokojenie tym, że moja żona od jakiegoś czasu (pewnie dłuższego niż mi się zdaje) nie rozstaje się prawie wcale z telefonem.
Zawsze lubiła coś tam skomentować czy z koleżankami pogadać na Messengerze... no ale to chyba normalne w tych czasach (?)
Ostatnio natknąłem się na temat fonoholizmu po tym jak moje prośby o odłożenie telefonu przy wspólnym jedzeniu, rozmowie, karmieniu piersią naszej młodszej córki rozbiły się o mur. Nie wiem czy żona ostatnio zaczęła znacząco nadużywać telefonu czy ja zwyczajnie w końcu (chyba za późno) zwróciłem na to bardziej uwagę.
Znalazłem aplikację, która mierzy czas używania telefonu z podziałem na wszystkie aplikacje osobno... najpierw zainstalowałem ją u siebie, żeby mieć obraz.... odliczając czas używania telefonu do pracy (kalkulator, stoper, nie zablokowany ekran główny - mam ustawione, że sam się nie blokuje), wyszło mi, że używam telefonu od 50paru minut do max 3h dziennie jak akurat jakieś filmy tutorialowe mi wpadną w oko.
Następnie zainstalowałem te apke u mojej żony i to co ujrzałem zwaliło mnie z nóg... od 7h do 13h dzień w dzień... Nie zrobiłem od razu alarmu, żeby nie spotkać się z wybuchem atomowym i zaproponowałem, że skoro tak siedzimy w tych telefonach (wielokrotnie słyszałem, że ciągle gapię się w telefon) to może byśmy sobie zrobili jakiś limit do 1h.. czy 2h dziennie, żebyśmy mieli więcej czasu dla siebie? Moja żona zgodziła się z zadowoleniem - zdziwiłem się.. ale mówię to super bo znaczy, że ona panuje nad sytuacją. Powiedziałem jej przy tym, że odkryłem apke w naszych telefonach po ostatnich aktualizacjach... taką co mierzy czasy itd. i żeby sobie też zobaczyła. Ona na to, że super i w ogóle.
Minęło kilka dni i reakcji brak... rozmowy jakby nie było. Na co ja wczoraj wieczorem, wyczekując moment dobrego nastroju mówię, to chodź sprawdzimy jak nam idzie (pokazując wynik mojej aplikacji)... to pokaż swoją. Niestety spotkałem się z odmową... delikatnie zacząłem napierać, że się umawialiśmy i w ogóle... na co (i tu to co przeraziło mnie, bo nie spodziewałem się takiej skali problemu) zostałem wyśmiany, wyzwany od psychopatów, że ja jej nie będę sprawdzał, że nie będę grzebał jej w telefonie (nigdy nic nie przeczytałem z jej telefonu - teraz tylko zobaczyłem te czasy), od chu...ów, idiotów, pustaków, kretynów, potworów, sadystów, że używam przemocy fizycznej i psychicznej.... i cholera wie co jeszcze, bo byłem tak oniemiały, że nawet nie spamiętałem wszystkiego. W ciągu max 15min. od mojej prośby o pokazanie jej wyników dowiedziałem się, że spotkamy się w sądzie i że ona mnie nie dopuści do córek i nie pozwoli złamać im życia i że nie mam prawa jej tknąć (cokolwiek to znaczy, bo nie podniosłem nawet głosu... jedyne jak się wściekła to chciałem ją przytulić trochę na siłę, żeby się uspokoiła, ale po chwili puściłem bo wpadła w jeszcze większy szał).
Kompletnie nie spodziewałem się takiej miazgi
Powiedziałem jej przy tym jej szale, że ja to z troski itd. że zauważyłem problem i chciałem jakoś pomóc to opanować, bo dzieci, bo czas dla nas, bo przez to prawie już nie rozmawiamy itd.... a gdzie tam... "zakończyłeś ten związek, udusiłeś to uczucie" usłyszałem.
Jestem w kropce... macie jakieś pomysły jak to ogarnąć? Kocham bardzo moją żonę i moje dzieci... nie chcę się rozstawać... ale tu jest jakiś dramat kompletnie się tego nie spodziewałem.