Dobry wieczór Drogie Panie,
chciałbym poruszyć pewien case, która nurtuję mnie od dłuższego czasu. Jako, że należę do przedstawicieli płci brzydszej - bardzo interesuję mnie pewna kwestia z punktu widzenia kobiet, a mianowicie wzajemnego "poznawania się".
Jako, żę jestem praktykiem, a nie teoretykiem, chciałbym podzielić się swoimi doświadczeniami życiowymi jako swoisty przykład moich zwycięstw i .. co oczywiste, porażek.
Byłem w dwóch związkach, w tym jeden poważny, miałem kilkadziesiąt przelotnych znajomości (do tego się odniosę później) , nie raz byłem też zlewany, a bywały też przypadki " wiesz co Mateusz.. fajny z Ciebie chłopak, ale wyglądasz na podrywacza, a ja szukam czegoś poważnego"
Oczywiście, na domiar złego, były to akurat dziewczyny, które rozpatrywałem w kategoriach związku.. już sam nie wiem czy to prawo Karmy czy raczej prawo Murphy'ego...
Miałem kilka ciężkich momentów w życiu, dostałem kopa od dziewczyny po kilku latach związku i wspólnego mieszkania - z dnia na dzień.. tak wiem, nic się nie dzieje z dnia na dzień, tak to wtedy wyglądało. Nie muszę chyba tłumaczyć, że generalnie poszło o innego chłopaka - fakt, zabolało - jeszcze 3 tygodnie wcześniej "pomóż mi podciągnąć spodnie, bo mam pomalowane paznokcie - jak ty naszą dziewczynkę będziesz przebierał?" ;D Swoją drogą, ona też nie umiała PoDciągnąć, wybaczcie - nie mogłem się powstrzymać.
Do rzeczy - to był okres, w którym się zaniedbałem - przytyłem, zacząłem gorzej się ubierać, ogólne zaniedbanie, z 15kg więcej niż za czasów jak się poznaliśmy, miałem na głowie wymagającą pracę i studia. Co więcej, nie miałem w tym mieście nikogo oprócz niej, z resztą tak jak i ona - wybraliśmy wspólnie miasto - przeprowadzając się jednocześnie razem, zaraz po liceum. Z tą różnicą, że ona przeskoczyła z bolca na bolec, a ja zostałem sam...
Jak myślicie, jaka była moja skuteczność w podrywaniu po rozstaniu? Uwierzcie mi - żadna. Chyba dopiero wtedy sobie uświadomiłem, że ona miała racje odchodząc ode mnie - żeby było jasne, to była atrakcyjna dziewczyna. ja dostawałem zlewki od dużej mniej atrakcyjnych dziewczyn niz one. To z pewnością nie było idealizowanie, tylko suchy fakt. Nie miało znaczenia, że mam swoje mieszkanie, że mam fajny samochód, studia, jestem zdrowy, powiedzmy na tamten okres "uśmiechnięty", raczej kontaktowy - bo nie przechodziłem "pierwszej rundy".
I tutaj mój wniosek, do którego możecie się odnieść - jak można mówić, że wygląd faceta nie ma znaczenia, skoro to jest pierwszy etap rozwoju znajomości?
Byłem załamany.. skończyłem studia, miałem więcej czasu dla siebie, postanowiłem go maksymalnie wykorzystać.. o nie.. nie na pasje, to kolejna bzdura - wypełnij sobie pustkę hobby, pasją etc. bla bla bla. Jak można zastąpić drugiego człowieka - nie wiem.. robieniem rzeźb, czy rowerem? Ten czasem postanowiłem wykorzystać na totalną przemianę wizerunku od a do z. (o tym później)
Oczywiste jest, że nic nie zastąpi ciepła drugiego człowieka, tego mi chyba brakowało najbardziej. Mój kolejny wniosek jest taki, że wszystkie powiedzmy, starsze niż małolaty kobiety - niech będzie koło 30stki, zapisane na balet, taniec użytkowy, kółko różańcowe etc, to jest jedna wielka przykrywka. To w skrajnych przypadkach jest zrobienie "coś dla siebie" - w większości to ucieczka przed samotnością
Idąc dalej, nastąpił przełom w moim życiu, zmieniłem się nie do poznania, nawet moi rodzice, którzy byli i są dla mnie mega wsparciem - komentarz moich rodziców dosłownie "o k**wa, jest dobrze".
Chyba dopiero wtedy odchorowałem były związek.. nie wiem czy to była forma zemsty, ale to był ten okres, gdzie podrywałem wszystkie wolne, czasem nawet zajęte dziewczyny.. Kluby,domówki, tinder, badoo, sympatia, znajome, koleżanki. Co weekend impreza.. nie będę sie chwalił/ żalił (niech każdy zintepretuje to jak chce) ile ich było.. w każdym razie dużo, i wiecie co mi to dało? Nic - no dobra, może troche doświadczenie w łóżku
Dziś jestem na etapie, że dopiero zacząłem rozglądać się za poważnym związkiem.. Dopiero po czasie uświadomiłem sobie, że zabawa w rodzinę, będąc jeszcze gówniarzem jest głupia.. to nie te czasy.. tak wiem, co mi napiszecie " a ja z moim.. etc." cieszę się szczerze Waszym szczęściem, tylko, zastanowiłyście się ile związków się rozpada? Ba! Ile małżeństw się rozpada?
Reasumując. byłoby miło, gdybyście odniosły się do jakiejś części mojej wypowiedzi.. jakie są wasze spostrzeżenia? Gdzie mam racje, a gdzie jej nie mam.. Nie jesteśmy idealni, a już na pewno nie ja ;P
Pozdr