Witam. Mamy po 26 lat. Znamy się od 17 stego roku życia.
Jesteśmy zupełnie różni. Jestem osobą bez nałogów, szalona ale poprostu w sposobie bycia. Stawiam raczej na elegancję, również moje towarzystwo raczej do takich należy.. On nałogówy palacz marihuany. Jego koledzy i koleżanki to 17-20 letnie dzieciaki(starsze przypadki też się zdarzają). Egzystencja ich życia jest impreza, wypady, spotkania,cpani3. Mój luby to uwielbia. Mi to strasznie przeszkadza. Ciągle się o to klocimy, próbuję tłumaczyć, że tylko to jest powodem naszych kłótni. Ale on uważa że poprostu czepiam się o nic. Od jakiegoś czasu jest gorzej, a wręcz tragicznie.. Pierwsza sytuacja miała miejsce gdy spytałam czy jego bratowa słyszała co mówiłam i przez to jest obrażona. A że spytałam 3 raz, chwycił mnie z całej siły za włosy i przetrzymywal tak troszkę. Po czym stwierdził ile można słuchać pytań.. Oczywiście powiedziałam że stosuje na mnie przemoc fizyczna, na co on ze mnie nie bije. Przetrzymal mnie, bo do mnie nic nie dociera.
Parę dni wzglednego spokoju. Az wczoraj rano, po przebudzeniu, dostał wiadomość i fakt zerwałam się do tego tel, spojrzałam kto ro, ale nie odczytalam. Zaczął strasznie krzyczeć i mnie wyzywać, ze ruszam jego tel. (Zresztą ma wszędzie hasła, na galerie, na kontakty, na wiadomości.) po chwili jak lezelismy spytałam czy podoba mu się pewna dziewczyna z jego towarzystwa z którą zresztą pisał. Wpadł w szał zaczął ciągnąć mnie za włosy, bo ciągle zadaje pytania, bo po co mi to wiedzieć. Strasznie bolało. Stwierdził że nie ma za co przepraszac. Ze on nic nie zrobił a ja go sprowokowalam. Powiedziałam coś co nie powinnam. Ale że chce się z kimś związać, z kimś kto nie będzie się na mnie wyrzywal za to że zadaje pytania, chce mieć kogoś by w końcu się od tego uwolnić. I tu dopiero się zaczęło. Ze jak sobie kogos znajdę zgine w wypadku, że nie przeżyje tego.. Podniósł mnie do góry i pokazał jak będę wisieć na belce. Później w szale ciągal za włosy a ja kleczalan bo nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Po czym pojechał do siebie. Wysłał mi jakąś piosenkę, odeslalam mu, napisałam daj sobie pomóc. On już nic. Później zadzwoniłam.. On że nie ma dla mnie czasu, ma ciekawsze zajęcia. A ja ze juz go nie musi mieć, on wtkrzyczal no o dobrze nara. I od tamtej pory milczał.
Bardzo źle zrobiłam że mu powiedziałam o tym facecie? Co gdybym naprawdę zaczęła się z kimś spotykać? Była by to jak zdrada? Nie powinnam jeszcze? Najgorsze jest to że ja go kocham całym sercem. Nie chce go ranić.