Cześć Wszystkim,
Mam dużo problemów i już nie daję rady.
Zaliczyłam rozstanie, o którym zadecydowałam ja. Byłam z facetem 5 lat. Zwodził mnie i odkładał wszelkie poważniejsze decyzje. Rok po roku. W pewnym momencie zaczęłam czuć się bardzo źle, jak ktoś o wiele gorszy od innych. Na dodatek kolżanki z pracy zabijały mnie pytaniami kiedy ślub i kiedy ślub. Ja mam 32 lata, on 45. Pomogłam mu we wszystkim, w czym tylko trzeba było. Śmierć mamy, śmierć taty. Zawsze przy nim byłam. Mieszkaliśmy głównie u mnie, on ma swoje mieszkanie, ale życie raczej toczyło się w moim mieszkaniu. Kłóciliśmy się dużo, ale przyczyna była jedna, że on nie chciał się żenić. Wielokrotnie pytałam, czy mu sie nie podobam juz, jaki ma problem. Nie, podobam mu sie caly czas. Ilekroc podnosilam temat slubu, reagowal jak na oparzenie. I wtedy bledne kolo: klotnia i ten jego staly tekst, ze po tego typu klotniach nigdy sie ze mna nie ozeni, ze o slubie moge zapomniec. Tak jakby to dla mnie byloby wazniejsze niz dla niego.
Czuje sie przez niego oszukana. Nabrana. Ta zlosc mi nie przechodzi. Nienawidze go z calego serca. Jezdzilam do jego rodzinnego domu kiedy rodzice chorowali, bralam wolne kiedy tylko bylo trzeba, a on nie potrafil przyjechac nawet kiedy bylam chora. Skonczylam z nim, nie mam zamiaru sie do niego odzywac. Jak mozna byc takim egoista. Prawdopodbnie tez mnie po prostu zdradzal. Teraz zyje swoim zyciem, schudl i jest zadowolony z siebie.
A ja jestem w depresji, bo potraktowal mnie jak gowno.
Czuje sie gorsza od innych. Stracilam power do zycia. Czesto placze w samotnosci. Mam poczucie straconego czasu. Jestem juz stara. Nie wierze w siebie.
Jestem bezsilna i nie wiem co robic.
Ja go tak strasznie nienawidze. Jak on mogl tak ze mna postapic.
Marta