Cześć.
Szukam porady/pomocy.. sama nie wiem moja sytuacja jest trudna, nie mam z kim o tym porozmawiać, tzn. mam siostry, przyjaciółkę, ale każdy mówi co innego a mam wrażenie że nikt nie rozumie z jakim dramatem mam do czynienia.
Postaram się krótko - mam 28 lat, kilka lat poznałam mojego byłego chłopaka, była to moja największa miłość w życiu, mieszkaliśmy razem, mieliśmy wiadomo, plany na całe życie razem. Niestety po około 3 latach rozstaliśmy się w dość tragicznych okolicznościach, było to najbardziej bolesne z rozstań jakie jestem w stanie sobie wyobrazić, przyczyny takiej decyzji nie chcę teraz opisywać bo to długa historia i nie ma tu nic do rzeczy.. Chodzi mi po prostu o to że wciąż bardzo się kochaliśmy.
Od tamtej pory minęły już ponad 2 lata. Nigdy nie zerwaliśmy ze sobą kontaktu. Każde z nas wynajęło osobno kawalerkę i zaczęliśmy żyć osobno ale nikt nie potrafił drugiej stronie wybaczyc na tyle żeby wrócic do siebie. Ja uznałam że tak będzie najlepiej, on chyba również, każde z nas się bało tego związku i że się znowu zranimy. Wiem, dziecinne, głupie. Tak więc trwaliśmy spotykając się co jakiś czas co było tylko bolesne bo i ja dalej coś czułam i on ale coś nas ciągle powstrzymywało przed powrotem do siebie, jakas granica której nikt nie mogl przekroczyć.
W końcu zycie zaczęło się toczyć dalej, on zaczął się spotykać pierwszy z kims innym. Nie mogłam tego przeboleć. Rzuciłam się wtedy sama w wir randek byleby kogoś poznać, chociaż raczej nie chciałam z nikim być. Poznałam wtedy bardzo fajnego faceta z którym połączyła nas przyjaźń trwająca do teraz W końcu i ja poznałam kogoś z kim się związałam, na kilka miesięcy bo szyvko zrozumialam że to nie ma sensu . Wtedy z moim eks mialam coraz bardziej intensywny kontakt, w zasadzie ja wypominałam mu jego nowa dziewczyne on mi mojego nowego chłopaka, w końcu zaczelismy się spotykac, po zerwaniu z tamtymi. Jednak jego dziewczyna nie dawala za wygraną tak szybko. Kolejny prawie rok trwały przepychanki. On nie umiał się określić, wiec w zasadzie nie był ani ze mną ani z nią, mimo że wciąż się spotykaliśmy "po kryjomu".
W końcu wymęczona tym bólem, sądzac ze oni nigdy się na dobre nie rozstaną, postanowilam to olać i wtedy poznałam przez neta kogoś z kim bardzo dobrze mi się rozmawiało. Niedługo potem poszłam z nim na randkę. Z facetem poznanym przez neta. Wypiliśmy duuuzo za dużo. Wylądowaliśmy w łóżku. Na drugi dzień oboje rozstalismy się oczywiscie z niesmakiem raczej definitywnie bez zamiaru powtarzania tej randki. Można tu mnie oczywisc ie osądzać, ale cóż, nie będę kłamać że chciałam tak "odreagować" że trochę wiedziałam że tak się to skończy i wiedziałam też że nie traktuję ani ja jego na poważnie ani on mnie.
3 tygodnie później okazało się że jestem w ciązy. Jakim cudem? Nie wiem. Była wciąż szansa że to mojego byłego chłopaka i jej się trzymałam. Większa była szansa że to jego bo z nim się nie zabezpieczałam kilka razy, natomiast z tamtym przypadkowym facetem tak (no i to był tylko jeden raz.) Oczywiscie powiedzialam mu prawdę bo pewności 100% nie miałam kto jest ojcem. W połowie ciąży mozna juz robic testy na ojcostwo. P)rzez pierwsze pol ciaazy najpierw byl szok i dramat a pozniej raj, okazalo sie ze moj byly jednak bardzo marzy o zostaniu ojcem. Spędzilismy prawie 4 miesiace razem jak dawniej, kiedy bylismy parą, planujac wspolna przyszlosc. I co najważniejsze wreszcie przyznajac to że nigdy nie przestalismy sie kcohać i doprowadzilismy tymi głupotami do zbyt wielu cierpień.
Aż nadszedl dzien testów. Wynik wyszedł negstywny. Pękło wtedy serce i jemu i mnie, mnie pękło podwójnie bo wciąż go kocham, od zawsze go kocham i widok jego bolu na wiadomosc o tym że to nie będzie jego dziecko był nie do zniesienia. Dodatkowo mój szok i strach że znowu tracę jego oraz że zostanę sama, sama z dzieckiem obcego faceta zamiast mojej jedynej miłości samotna matka.
On wciąż się zastanawia co dalej, widzę że rozwaza to czy ze mną mimo wszystko nie zostać i nie zamieszkać razem. Ja oczywiscie nigdy nie śmiałabym o coś takiego prosić czy namawiać. Nie chcę go stracić, nie wyobrazam sobie bycia kiedykolwiek z kims innym ani samotnegioi macierzynstwa, ale równiez niezbyt sobie wyobrazam to że on da radę wychowywac nie swoje dziecko bez żalu za każdym razem gdy na nie spojrzy.
Pytanie mam więc do was, czy znacie podobne sytuacje tzn. w których mężczyzna decyduje się być z kobietą która ma dziecko z innym? Czy myslicie że taki zwiazek ma szanse przetrwac?