Zbliżające się Walentynki napawają mnie smutkiem. Widzę, że większość znajomych ma poukładane życie: męża, dziecko, dom. Ja mam na razie tylko dobrą pracę i mieszkanie. Nawet koleżanka, która długo była singielką, niebawem pewnie zmieni swój status. Wiele osób z mojego otoczenia zdecydowało się na związek z rozsądku. Facet się starał, miał okej charakter, więc dziewczyny wyszły za niego za mąż. Nawet moja koleżanka, która jeszcze jest singielką, powiedziała, że da szansę temu facetowi, który za nią chodzi od roku, bo się stara. Zapytałam ją, czy zmieniła swój stosunek do niego, bo wcześniej go nie kochała. Powiedziała, że dalej nie kocha, ale to dobry facet.
Pewnie bym tak tego nie przeżywała, gdybym za miesiąc nie obchodziła 30. urodzin, które napawają mnie smutkiem. Nie wiem, czy postępuję właściwie, ale ja nie umiem się związać z kimś, kogo nie kocham, nawet jak jest dla mnie dobry. Znam wielu fajnych facetów, którzy są mną zainteresowani. Niektórzy naprawdę się starają. Dawałam im szansę, ale nic nie czułam poza sympatią. Z reguły, gdy zaczynałam czuć, że chcą czegoś więcej, to sobie odpuszczałam, bo nie chciałam nikogo skrzywdzić.
Moja mama zawsze mi powtarza, że powinnam kierować się sercem, a nie rozumem. Że muszę kogoś kochać, a nie być z nim, by nie czuć się samotną. To ona mnie namówiła, żebym wysłała jutro prezent do faceta, o którym nie umiem zapomnieć. Przy nim od razu wiedziałam, że chcę go bliżej poznać, z randki na randkę fascynował mnie coraz bardziej, ma dużo cech, które są dla mnie istotne przy wyborze partnera. Jakoś tak się złożyło, że wszystko szło dobrze, bez żadnych deklaracji z którejkolwiek ze stron, do wspólnych wyjść doszedł seks. W grudniu byliśmy na wspólnym wyjeździe, był seks, było miło, ale po powrocie ja się nie odzywałam do niego, a on do mnie. W zeszłym tygodniu zadzwonił w środku nocy, by pogadać. Był miły, interesował się tym, co porabiam. Bardzo długo rozmawialiśmy. Wczoraj wrzucił na Facebooka wpis o tym, że kobieta, na której mu zależy, chyba lubi brak zobowiązań, dobrą zabawę od czasu do czasu i tymczasowość, że on już wyrósł z relacji opierających się tylko na seksie i chciałby czegoś więcej, że jest mu ciężko. Nie wiem, czy to jest skierowane do mnie, czy do kogoś innego, ale stwierdziłam, że mogę po raz ostatni dać nam szansę, wysyłając mu prezent na Walentynki. Czuję podskórnie, że dostanę kosza, ale zaryzykowałam, bo nie chcę poddać się bez walki.