Cześć.
Jestem tu nowa i chciałabym się podzielić czymś co jest strasznie bolesne dla mnie i mojego partnera. Jest starszy ode mnie o ponad 20 lat. Odnaleźliśmy w sobie bratnie dusze, czuję, że jest tym, z którym chciałabym być do końca życia. Wiem, że odwzajemnia moje uczucia, wiem, że bardzo mu na mnie zależy. Mimo. iż tworzymy bardzo dojrzały związek, oparty na szczerej i przyjaznej relacji, śmiem nawet twierdzić, że wręcz terapeutycznej.. to niestety czasami się załamujemy naszą felerną sytuacją, oboje płaczemy i łapiemy dołki.
Potrafię pól nocy płakać. Przytulamy się i cierpimy razem. Rozmawiamy o tym, że przecież za 10 lat on będzie podstarzały, ja wciąż młoda.
Wiemy, że nie możemy być razem, że to się nie miało prawa stać, że sie w sobie zakochaliśmy, a jednak stało się i wciąż jesteśmy razem, nie potrafimy się rozstać, ani on, ani ja. On mówi, że czasami się zastanawia, czy nie tracę z nim czasu? ja wiem, że nie, bo nie widzę świata poza nim. Nie wyobrażam sobie być z kimś innym. Powiedziałam mu, że go kocham, ale szczerze boję się kiedyś zostać sama, bo przecież on jest 20 lat starszy... samotność i myślenie o jego stracie jest dla mnie przerażająca. Z drugiej strony, ja przecież też mogę odejść wcześniej, bo zachoruje, czy coś się stanie.... ale jakoś człowiek mimo wszystko wierzy w długie życie do starości i boję się, że będę mieć 50-60 lat, a on odejdzie i zostanę sama, nie zniosę tej tęsknoty za nim Wiem, że pisane mi jest cierpienie, już wpadłam w tą pułapkę, bo będę cierpieć albo kiedy od niego będę musiała odejść, albo, kiedy on odejdzie z racji wieku..
On mówi, że jeśli ktoś się zjawi, to mam mu powiedzieć, że kogoś poznałam, żebym nie okłamywała go, że ma świadomość tego, że prędzej czy poźniej kogoś poznam i będę musiała odejść. Ja natomiast nikogo nawet do siebie nie dopuszczam. W głowie jest tylko on. Wiem, że takiego jak on już nigdy nie spotkam, a jest on dopasowany do moich oczekiwań pod względem charakteru, emocjonalności, intelektu..
Jesteśmy w ukrytym związku już prawie 2 lata. Ukrywam się, bo boję się spojrzeń i gadania. Ludzie potrafią być bardzo obscesowi dla nich taki związek może znaczyć tylko jedno, że ona leci na kasę, a on na młode ciało. Jestem wrażliwa i nie wiem czy to by nie było za wiele dla mnie. Czasami staram się dojrzeć do tego, żeby mieć to gdzieś co myślą inni, jednak potrzeba mi najwyraźniej jeszcze czasu. A szczerze, to brakuje mi chodzenia razem za ręce, obejmowania się... nie robimy tego publicznie, bo się krępuję, boję reakcji ludzi. Ja po prostu mimo, że mam 30 lat, to wyglądam na 25... wyglądam bardziej jak jego córka. Rozumiem, że to może szokować. Dla nas też to jest zaskoczeniem, bo żadne z nas się nie spodziewało, że może być taka nić porozumienia między nami, mimo tak ogromnej różnicy wieku.
Wiem, że będę cierpieć. Nie wiem czy dam radę to przeżyć co mnie czeka, to jak oczekiwanie na wyrok śmierci... ale nie żałuję, bo jest najwspanialszym co mnie w życiu spotkało.
Ale po to o tym napisałam by poznać Wasze opinie, co o tym myślicie, czy uważacie, że powinnam z tym iść do psychologa? czy terapia pomoże?