Ceść
Przepraszam za długość tego posta, ale chciałam zobrazować kontekst całej sytuacji
Mam 27 lat, moja siostra skończy niedługo 29.
Siostra w wieku 13 lat wpadła w coś, co mogłabym nazwać z perspektywy czasu "złym towarzystwem" - zaczęła spotykać się z chłopakiem starszym o 3 lata, popalać papierosy, chodzić na koncerty do totalnej speluny, uprawiać seks, jak sama przyznała, w wieku 15 lat. Chłopak i jego znajomi zaczęli częstować ją i kupować jej alkohol.
Niestety moi rodzice mieli bardzo 'liberalne' podejście i pozwalali jej na wszystko, albo udawali, że niczego nie widzą. To zaburzyło mój ogląd rzeczywistości - zachowanie przestało mnie oburzać, choć powinno.
Na szczęście siostra jest bardzo inteligentna, więc przez ten cały czas dobrze się uczyła. Po 4 latach siostra zerwała z pierwszym facetem, aby zacząć spotykać się z jego kumplem starszym od niej o 8 lat. Gdy była z nim, przyszedł czas, by poszła na studia. Po kilku miesiącach związku na odległość (50 km) zerwała z nim i zaczęła sypiać z facetami poznanymi w klubach, co skończyło się koniecznością zrobienia testów na HIV i zażycia pigułki "dzień po". Ze wszystkiego mi się zwierzała, opowiadając o tym jakby był to powód do dumy. Chwaliła się, że "miała co najmniej 20 facetów"
Poszłam na studia do tego samego miasta co ona, nasze kontakty były dobre. Siostra miała w tym czasie tylko jeden dobry związek, ale ten facet z nią zerwał. Reszta była totalnymi nieudacznikami, a nawet gdy trafiał się ktoś lepszy - kończyło się na przelotnym romansie, a nie poważnym związku.
Gdy byłam na piątym roku studiów, zdecydowałam o wyjeździe do większego miasta za pracą. W tym samym czasie rodzice uzbierali pieniądze, które postanowili przeznaczyć na mieszkanie w mieście, w którym studiowałyśmy, aby "pomóc nam stanąć na nogi". Do mieszkania wprowadziła się moja siostra - było ono za małe, żebyśmy mogły w nim komfortowo mieszkać we dwójkę.
Ja natomiast wyjechałam do Trójmiasta za pracą. Wynajęłam pokój, potem mikroskopijną kawalerkę. Siostra poznała faceta, który wprowadził się do niej (mieszkania kupionego przez rodziców) po kilku tygodniach znajomości.
Znienawidziłam go już podczas pierwszego spotkania - ordynarny, chamski, wulgarny, niedojrzały gość (3 lata młodszy od siostry), pijący na umór, palący jak komin, brudny, zaniedbany, przeraźliwie chudy, w 3 rozmiary za dużych ciuchach. Podczas naszego pierwszego spotkania klął jak szewc, ciągle mówiąc że "spuści komuś wp..." W dużym skrócie, już podczas naszego spotkania starałam się go nieco "zgasić", zwrócić mu uwagę na jego niewłaściwe zachowanie... miarka się przebrała, gdy zaczął źle mówić o pewnym naszym znajomym. Stanowczo zażądałam, by przestał, co skończyło się awanturą. Moja siostra stanęła po jego stronie.
Od tamtej pory siostra przestała mnie zapraszać do siebie i przyjeżdżać do mnie.
W mieszkaniu ostatni raz byłam prawie 1,5 roku temu, pod nieobecność chłopaka siostry. Mieszkanie było w bardzo złym stanie - brudne, zapuszczone, z ogromną ilością śmieci, zniszczonymi od zewnątrz drzwiami wejściowymi, brudnymi ścianami. Szafka łazienkowa została zamieniona w kocią kuwetę. Wszędzie było czuć dym papierosowy i trawkę.
Poinformowałam rodziców, że siostra nie dba o mieszkanie i poprosiłam, żeby z nią na ten temat porozmawiali. Jeśli nawet poruszyli z nią ten temat, to nie przyniosło to skutku. Kilka miesięcy później siostrę odwiedziła nasza wspólna koleżanka - zastała jeszcze bardziej zapuszczone mieszkanie i chłopaka mojej siostry biorącego w nim LSD i palącego trawkę, w niedzielę wczesnym popołudniem. Powiedziałam o tym rodzicom. Pojechali do niej w odwiedziny, podobno porozmawiali na temat narkotyków.
Kilka dni przed przyjazdem koleżanki urządziłyśmy w domu rodziców kameralną imprezę dla naszych koleżanek ze szkoły. Moja siostra przegięła z alkoholem i straciła kontakt z rzeczywistością. Zasnęła na kanapie zanim jeszcze wszyscy wyszli. Na następny dzień zostawiła mnie samą ze sprzątaniem, tłumacząc, że koniecznie musi zdążyć na pociąg (który odjeżdżał co ok. 1,5 h, a dotarcie na miejsce zajmuje 50 minut). Gdy poprosiłam by została i pomogła mi sprzątać, wpadła niemal w histerię, mówiąc że musi wracać (dodam, że w trakcie imprezy chłopak dzwonił do niej co ok. półtorej godziny). Byłam na nią zła i powiedziałam co o tym myślę. Rodzice stanęli po stronie siostry, nie tłumacząc jej zachowania tylko mówiąc, że mam dać spokój i reaguję zbyt ostro.
Od tamtej pory moja siostra nie odzywa się do mnie i nie odbiera telefonów. Nie zaprasza do mieszkania również naszych wspólnych znajomych. Rodziców odwiedza o wiele rzadziej niż ja mimo że ma bliżej, a większość wizyt trwa ok. 2 godziny. Wraz z chłopakiem przygarnęła 2 koty i psa (mieszkanie ma powierzchnię 40 m). Niedawno dowiedziałam się, że pies zdechł w wieku 2 lat na raka płuc. Moja siostra utrzymuje, że nie pozwala swojemu facetowi palić papierosów ani trawki w mieszkaniu, jednak gdy ostatni raz tam byłam, było czuć wyraźny zapach dymu...
Moi rodzice są jedynymi osobami, przed którymi siostra czuje jeszcze jakikolwiek respekt. Próbowałam z nimi rozmawiać na ten temat, jednak to przypomina rzucanie grochem o ścianę. Zawsze wierzą jej na słowo, powtarzają, że jest dorosła i może robić co chce. W ostateczności tłumaczą się brakiem czasu, aby do niej pojechać (mimo, że dzieli ich tylko 50 km) - wolą odwiedzić znajomych lub moich dziadków od strony taty. Pewnego razu zapytałam mamę wprost - czy nie przeszkadza jej to, że siostra z chłopakiem dewastują mieszkanie, na które wraz z tatą tak długo oszczędzali - zapadła cisza.
Dalsza rodzina nie widuje mojej siostry w ogóle. Gdy ktoś o nią pyta, rodzice odpowiadają jakby wszystko było w najlepszym porządku. Gdy ostatni raz widziałam moją siostrę, była wychudzona (waga ok. 40 kg przy wzroście 160 cm) i wyglądała na zaniedbaną (zniszczone, niedostosowane do pogody ubrania).
Wraz ze wspólnymi znajomymi chcieliśmy pojechać do mojej siostry, żeby z nią porozmawiać. Sama jeszcze tego nie zrobiłam, ponieważ mieszkam 180 km od niej, a jest duże prawdopodobieństwo, że mnie nie nawet nie wpuści za próg.
Czy taka interwencja ma jakikolwiek sens? W jaki sposób mogę rozmawiać na ten temat z rodzicami? Czy w ogóle ma to sens, czy lepiej dać sobie spokój? Co z 3 kotami, które trzyma moja siostra w mieszkaniu - czyu mogę jakoś upewnić się, że nic im nie zagraża?