Cześć,
Piszę tutaj, bo nie wiem jak mam się zachować.
Romans można powiedzieć, że na odległość, trwa już prawie rok, on ma do mnie przyjechać w kwietniu.
Codziennie rozmawiamy przez kamery, było bardzo wesoło, ale i poważnie też, dużo planów, bardzo go polubiłam, a nawet się zauroczyłam i to ze wzajemnością. Długo to już trwa i spędzaliśmy ze sobą na tych rozmowach naprawdę dużo czasu, było też sporo zwierzeń itd.
No ale dzisiaj rano opadła mi kopara do tego stopnia, że naprawdę nie wiem co mam powiedzieć.
Z samego rana napisał do mnie, czy gniewałabym się, gdyby powiedział mi, że mnie zdradził.
Spytałam czemu o to pyta.
Napisał, że całował się z kimś w sylwestra i mało nie wylądował w łóżku.
Ponieważ mnie zatkało to się nie odezwałam, w międzyczasie zadzwonił i przepraszał za głupi żart. Że to był żart, że chciał zobaczyć jak zareaguję i że to było głupie, bo odkąd mnie poznał nawet nie spojrzy na kogokolwiek innego itd. itd.
Nadal nie skomentowałam tego bezpośrednio tylko spytałam, co więc zatem o mojej reakcji sądzi. On, że nie wie, ale że chyba mi zależy, a później się o tym rozpisał, że to był kawał i że nie mógł spać nie mówiąc mi wszystkiego, bo jego kolega zorganizował mu w tę niedzielę spotkanie z jakąś jego łatwą koleżanką którą nazywają „dziwką”, żeby stracił z nią dziewictwo (on jest dość już leciwym prawiczkiem – przez nieśmiałość). I że on tam pójdzie z nimi do restauracji (jakby w 2 pary), bo mu się nudzi, ale że jestem dla niego najważniejsza na świecie i nigdy przenigdy by mnie nie zdradził z jakąś tanią dziwką.
Napisałam mu, żeby wobec tego wziął drogą. I żeby generalnie robił co chce, że bardzo doceniam szczerość, nawet brutalną i że wolę ją od kłamstwa i żeby to się nie zmieniało.
Generalnie wymigałam się od rozmowy pracą i nie odzywam się od kilku godzin, bo jestem trochę hmm…rozczarowana, w szoku? Nie wiem co robić, wiem, że potencjalny związek z trzydziestoletnim prawiczkiem stwarzałby wiele potencjalnych problemów (takich jak wyżej) i że potencjalnie lepiej by było, gdyby nim nie był, ale sprawy między nami zabrnęły już tak daleko, że to faktycznie byłaby zdrada.
Nie sądzę, że do czegokolwiek się posunie, ma pewien problem natury fizycznej wymagający operacji i po prostu nie da rady mnie „zdradzić”.
Sęk w tym, że nie końca jestem przekonana jak ja mam na to wszystko zareagować, czy mam strzelić focha (najchętniej, bo nie mam ochoty na razie z nim rozmawiać, przykro mi się zrobiło), najzwyczajniej w świecie nie mam pojęcia co mam powiedzieć, żeby nie wyjść na osobę zaborczą / zazdrosną / taką, której za bardzo zależy.
Co byście zrobili na moim miejscu?
Mam w ogóle na to nie reagować i udawać, że jest wszystko w porządku? (to rozwiązanie też niezbyt przypada mi do gustu, trochę straciłam do niego zaufanie, bardzo głupio się poczułam).
Dziękuję, że dobrnęliście do końca.