Witajcie,
Mam pewną wątpliwość odnośnie mojej jednej relacji dlatego po krótce opiszę Wam co było i może będziecie mi w stanie pomóc.
Poznałem pewną dziewczynę w styczniu. Na początku spokojnie - spotkania, spacery, rozmowy. Od początku miałem już trochę wątpliwości, czy warto w to iść dalej, ale jakoś świadomość, że ona dalej chciała się spotykać sprawiało, że mi coraz bardziej zależało. Mniej więcej 2 miesiące później nadal nie byłem pewien, co jest między nami, zapytałem wprost czy możemy się nazywać już parą, ona mówiła że to dla niej za wcześnie itp, generalnie wtedy po raz pierwszy zobaczyłem ze jednak jest mocno wycofana do spraw związku, trochę wydawało mi się to dziwne, jednak wtedy już byłem naprawdę mocno zaangażowany, więc uszanowałem to i poczekałem. Około maja udało mi się ją namówić na oficjalny związek, stwierdziła że możemy spróbować, ale nic nie może mi obiecać. Kolejne miesiące były coraz lepsze, częściej się spotykaliśmy poznała moich znajomych byliśmy na wakacjach. Jednak cały czas raczej nie uważałem, że ją kocham, ale liczyłem na to, że to uczucie się w końcu narodzi. Mieliśmy różne wzloty i upadki w tym czasie, jednak zawsze źle to znosiłem, bo mi cały czas bardzo zależało. Około listopada coś we mnie pękło. Podchodziłem do wszystkiego już mniej emocjonalnie, częściej doceniałem chwilę, kiedy nie widzieliśmy się, kiedy byłem sam i mogłem zająć się swoimi sprawami. Ona jednak po tych kilku miesiącach bycia razem zaczęła chyba do mnie podchodzić zupełnie inaczej, być może u niej narodziło się coś, a być może podobnie jak u mnie (chyba) było to tylko przyzwyczajenie.
Niedawno mieliśmy kolejny kryzys, z początku niby udało się go uratować, jednak w końcu przyszło do rozmowy w której ona mnie zapytała jaki mam dalej plan w związku z nią, liczyła pewnie, że wyznam jej miłość, a może że będę ją miał w jakiś dalekosiężnych planach i o tym jej powiem. Ja niestety nie chciałem jej okłamywać, powiedziałem jej wprost, że bardzo chciałbym chcieć być z nią, jednak jakaś iskierka tego uczucia osłabła we mnie, ale liczę że powróci tylko musimy dać sobie jeszcze czas. Ona stwierdziła, że nie chce tak, nie dziwię się jej, że nie ma czasu i nie chcę brnać ze mną dalej w to, bo pewnie i tak nic się nie narodzi, a rozstanie później będzie dla niej bardziej bolesne. Zaakceptowałem to, i w sumie w pokoju rozeszliśmy się w swoja stronę. Teraz nie ma jej już przy mnie 4 dni, nie gadamy w ogóle i tak się zastanawiam teraz, czy na pewno dobrze zrobiłem. Może te 4 dni to za krótko, żeby ocenić, czy jednak ją kocham. Że może powinienem poczekać dłużej i wtedy naprawdę zobaczę, czy pewne uczucia wróciły i może się narodziły nowe. A teraz to tylko kwestia przyzwyczajenia do rozmów i spotkań z nią, których teraz nie ma i po prostu mi ich brakuje, ale ten chwilowy smutek minie.
Co myślicie? Czy w ogóle po rozstaniu może się narodzić miłość?
Co myślicie?
Myślę, że boisz się samotności i przez to szukasz na siłę kogoś do związku.
Poza tym to słabe. Rok się z nią spotykałeś z braku laku a jak odeszła to zamiast dziękować, że laska zauważyła i podjęła decyzję, to Ty smęcisz.
Nie kochasz i nie pokochasz bo to tak nie działa. A teraz masz etap smucenia, bo sję skończyło. 100% gwarancji, że gdybyscie do aiebie wrócili to po 2 dniach wróciłbyś do swojego wcześniejszego podejścia.
Poza tym to słabe. Rok się z nią spotykałeś z braku laku a jak odeszła to zamiast dziękować, że laska zauważyła i podjęła decyzję, to Ty smęcisz.
Nie kochasz i nie pokochasz bo to tak nie działa. A teraz masz etap smucenia, bo sję skończyło. 100% gwarancji, że gdybyscie do aiebie wrócili to po 2 dniach wróciłbyś do swojego wcześniejszego podejścia.
Po czym tak sądzisz? Przez dłuższy czas bardzo mi zależało na niej. Nie wiem jak to jest że się wypaliło. Może faktycznie teraz etap smucenia który za kilka dni minie.
I nie tak że nie podziękowałem, oboje sobie pogadaliśmy na koniec o wszystkich miłych chwilach i w pokoju się rozeszliśmy.
Niestety spotkała mnie podobna historia. Tylko właściwie całkiem inna. Ja się w ogóle nie spodziewałam zerwania, tylko nagle z dnia na dzień mój ex przestał się odzywać, siłą wręcz wymusiłam na nim to pożegnalne spotkanie. Też stwierdził, że jednak nie potrafi się we mnie zakochać. Moja rada, daj tej biednej dziewczynie spokój. Jeśli ona darzyła cię uczuciem, to teraz na pewno cierpi, a ty? za pare dni ci przejdzie i tyle. Dobrze, że ona miała na tyle odwagi żeby to zerwać. A jak się zastanawiasz, czy ją pokochasz, to nie pokochasz. To się po prostu wie.
6 2018-12-23 18:40:19 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2018-12-23 18:40:59)
Lady Loka napisał/a:Poza tym to słabe. Rok się z nią spotykałeś z braku laku a jak odeszła to zamiast dziękować, że laska zauważyła i podjęła decyzję, to Ty smęcisz.
Nie kochasz i nie pokochasz bo to tak nie działa. A teraz masz etap smucenia, bo sję skończyło. 100% gwarancji, że gdybyscie do aiebie wrócili to po 2 dniach wróciłbyś do swojego wcześniejszego podejścia.
Po czym tak sądzisz? Przez dłuższy czas bardzo mi zależało na niej. Nie wiem jak to jest że się wypaliło. Może faktycznie teraz etap smucenia który za kilka dni minie.
I nie tak że nie podziękowałem, oboje sobie pogadaliśmy na koniec o wszystkich miłych chwilach i w pokoju się rozeszliśmy.
Po czym sądzisz, że byłoby inaczej? Nie zmienisz uczuć.
Nie kochasz jej. I nie pokochasz juz.
Pomijając fakt, że miłość to nie uczucie. Ale żeby pokochać i wybrać miłość musiałvyś się w niej zakochać. A Ty jesteś bardzo od tego daleko.
Daj jej i sobie szanse na szczęście. To tutaj wygląda jak związek, który u obu stron był z braku lepszej opcji.
Niestety spotkała mnie podobna historia. Tylko właściwie całkiem inna. Ja się w ogóle nie spodziewałam zerwania, tylko nagle z dnia na dzień mój ex przestał się odzywać, siłą wręcz wymusiłam na nim to pożegnalne spotkanie. Też stwierdził, że jednak nie potrafi się we mnie zakochać. Moja rada, daj tej biednej dziewczynie spokój. Jeśli ona darzyła cię uczuciem, to teraz na pewno cierpi, a ty? za pare dni ci przejdzie i tyle. Dobrze, że ona miała na tyle odwagi żeby to zerwać. A jak się zastanawiasz, czy ją pokochasz, to nie pokochasz. To się po prostu wie.
Ale tu jest jednak pewna różnica. Taka, że ja teraz rozmyślam nad tym, co było. I stwierdzam, że może chciałbym do tego wrócić. Ona być może cierpi, ale mi też nie jest łatwo. Być może teraz do mnie dociera, co się stało. Zadziałała taka terapia szokowa.
Może właśnie takich impulsów potrzeba, by narodziło się uczucie? Ja w to wierzę. Nie chcę, żeby cierpiała. Jeśli przez najbliższy czas dalej będę czuł, co czuje teraz, to może spróbuję jeszcze raz z nią pogadać, nie wiem, czy będzie chciała, ale spróbuję. Najbliższy tydzień będzie kluczowy...
Chociaż z tego, co widzę to odradzacie... Aczkolwiek to może się okazać silniejsze...
Bo to co czujesz, to nie jest miłość. Tylko tęsknisz za tym, że miałeś się z kimś widzieć, a teraz nagle nie ma i się skończyło.
Jak drastycznie odstawisz czekoladę, będziesz czuł to samo. Ale z tego nic się nie stworzy.
Scenariusz będzie taki, że pogadacie, postanowicie dać sobie jeszcze jedną szansę i po max 2 tygodniach sytuacja będzie dokładnie taka sama, jak tuż przed rozstaniem i nie będzie się polepszać. Będzie coraz gorzej. I Ty dalej nie będziesz tęsknić za nią, nie będziesz miał potrzeby widzieć się z nią i nie będziesz jej kochał.
Poczekaj. Przebolej miesiąc i Ci przejdzie.
gdybyś kochał to byś wiedział, a skoro nie wiedziałeś to nie kochałeś i po takim czasie to pewnie już nie przyjdzie. Tak to jest gdy się z kimś jest dla idei bycia w związku
10 2018-12-27 22:54:47 Ostatnio edytowany przez andrew23 (2018-12-27 22:55:20)
Posłuchałem się Was. Dziś jeszcze raz się widzieliśmy bo mieliśmy kilka swoich rzeczy do oddania. Ona widziała światełko w tunelu i liczyła że może coś powiem co ją jeszcze przekona. Ale nie byłem w stanie . Ale teraz czuję się fatalnie bo wiem, że ją zawiodłem, co zresztą bo mi dobitnie powiedziała i wiem że teraz cierpi przeze mnie. Beznadziejne uczucie.
Ale pewnie gorsze byłoby udawanie że jest super i powiedzenie jej tego jeszcze za rok a może dwa.
Nie rozumiem swojej psychiki. Może faktycznie to było zauroczenie. Ale to trwało 8-9 miesięcy. Byłem nią zafascynowany i cieszyłem się każdą chwilą, nie mogłem doczekać się kolejnej. I po takim czasie wszystko się ulotniło. Tak nagle. Czemu tak się stało? Zauroczenie tak długo?
Wiesz, miłość raczej nie uderza jakoś tak nagle i niesamowicie mocno. Trochę to wygląda jak gdybyście oboje na siłę blokowali w sobie uczucie. Może trzeba było postanowić, że teraz dacie sobie szansę na poważnie, że CHCECIE się w sobie zakochać. I trzeba było wtedy spędzić ze sobą dużo czasu, może wyjechać gdzieś razem. Dziwna sprawa... dość.
Wiesz, miłość raczej nie uderza jakoś tak nagle i niesamowicie mocno. Trochę to wygląda jak gdybyście oboje na siłę blokowali w sobie uczucie. Może trzeba było postanowić, że teraz dacie sobie szansę na poważnie, że CHCECIE się w sobie zakochać. I trzeba było wtedy spędzić ze sobą dużo czasu, może wyjechać gdzieś razem. Dziwna sprawa... dość.
Byliśmy na kilku wyjazdach. Nie powiem i tam były wzloty i upadki. Ale wtedy mi zależało żeby się poprawiło. Z kolei miałem czasem wrażenie że ona specjalnie wtedy strzelała fochy, jakby chciała się skłócić, a ja wtedy wszystko robiłem żeby to wyprostować. Nie wiem kompletnie co się stało że po prostu zaczęło być mi nagle obojętnie. Zacząłem się mniej starać, jakoś zacząłem się męczyć tym wszystkim. Nie rozumiem tego
Ale wiem że ją zraniłem a obiecywałem że tego nie zrobię